"(...) czuje gdzieś w sobie wewnętrzny brak
w okół nakręca się masa złych spraw "
Krasza - mam nadzieje że u ciebie jest dobrze
Pierwsze dwa tygodnie szkoły minęły błyskawicznie.
Przynajmniej Dianie, która postanowiła spędzić całe zwolnienie lekarskie-
śpiąc. Szczególnie po zajęciach swoich przyjaciół. Zasypiała koło czwartej,
budziła się na osiemnastą, gdy zawsze Draco w czyjejś asyście przynosił Dianie
obfitą kolację, której nigdy całkowicie nie jadła. Właśnie w tedy, podejmowano
najwięcej prób nawiązania prób z panną Malfoy. Gerd odwiedzał ją, zawsze w
porze śniadania aby podać jakieś, całkowicie bezużyteczne szczepionki. Opowiadał
jej zawsze, o ich wspólnej przyszłości. O dzieciach, pięknym domu w górach,
psie i ogrodzie z jabłonkami. Niesamowicie przerażała ją wizja, małżeństwa.
Jednak cieszyła się, że do końca życia będzie właśnie z Gerdem. Po wizycie,
narzeczonego starała się coś przeczytać, zjeść delikatne śniadanie i wykąpać
się. Pewnego dnia, nawet wstała z łóżka w większym celu niż potrzeby
fizjologiczne. Wstała i podeszła do komody. Ubrała się w różowo-pastelową
sukienkę. Umalowała się, by zakryć bladość skóry, okropne cienie pod oczami oraz
ukryć delikatne niedoskonałości związane z dojrzewaniem. Uczesała ładnie włosy. Założyła swoje szpilki i stanęła przed
lustrem. Uświadomiła sobie wówczas, jaka byłaby piękna gdyby nie to wszystko
wokół niej. Ba! Ona nadal, może być piękna. To nic trudnego. Zawirowała przed
lustrem, uśmiechając się sama do siebie.
Była w tedy niewiarygodnie szczęśliwa. Nie miała na sobie
tej sukienki od piątej klasy, mimo tego ze nadal była naprawdę śliczna.
Wyszczerzyła się do lustra, podziwiając swoje białe zęby.
Wyglądam jak
księżniczka pomyślała z zachwytem. Jestem
księżniczką.
Nie wiedziała o tym co działo się poza Hogwartem, nie
czytała gazet. Nawet głupich pisemek takich jak Czarownica. Nie odpisywała, ba, nawet nie otwierała listów od
rodziców. Nikt jej też nie opowiadał, co
się dzieje w szkole. Nie opuszczała swojego dormitorium. Nie słyszała o
absolutnie żadnych torturach, morderstwach, śmierciożercach. Jakby to wszystko
nie istniało. Wreszcie stało się cos, na co tyle czasu czekała. Absolutnie
odcięła się od świata zewnętrznego. Amycus, nie dotrzymał obietnicy i jej nie
odwiedzał. Najwięcej czasu spędzał z nią Draco. Odrabiał u niej lekcje,
obojętnie czy spała czy nie. Pilnował by
jadła, by nikt jej nie mówił jak jest źle w Hogwarcie. Coraz rzadziej denerwowała ją czyją obecność,
a Dracona wręcz podnosiła na duchu. Lubiła nawet gdy słuchał jakiejś
rozrywkowej stacji w radiu i zajadał się równocześnie ciastem, mimo tego że
potem miała masę okruszków na pościeli. Być może nie okazywała tego wystarczająco
dobrze, ale te wizyty sprawiały że ten świat nabierał jakiś barw. Poza tym
Draco zrobił dla Diany Coś całkowicie, niesamowitego. Wykorzystał przeziębienie
siostry i załatwił jej zwolnienie do końca września, z lekcji oraz obiecał że postara się jeszcze je przedłużyć.
-To oszustwo.- powiedział Gerd widząc zwolnienie.
-Skąd, oryginalny podpis- odparł Draco nic nie robiąc sobie z oburzenia doktora Fussa i położył się koło
Diany.
-Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi- syknął- Ona fizycznie
jest już zdrowa, może normalnie uczęszczać…
-Moja siostra, musi odpoczywać.
-Wykorzystałeś katar, jakby miała smoczą grypę! Chcesz żeby
dyrekcja się tym zainteresowała?
-A co, Fuss? Doniesiesz na swojego szwagra?
W oczach Gerda zapłonęły iskierki złości. Natomiast Diana
wpatrywała się zachwycona w to zwolnienie, nie wierząc własnym oczom. Miała
ochotę płakać z radości, jednak po tym wszystkim już skończył jej się, cały
asortyment łez.
-Cararrow już się nią interesował, był w jej
dormitorium.-mówił Gerd.
-Dianka będzie zwolniona i Snape- podkreślił Draco, zadowolony z siebie widząc uśmiech na
twarzy siostry.
Ta transformacja była ciekawa. Na lekcjach, milczał bojąc
się że zostanie ukarany. Robił co kazali, udając pewnego siebie. A przy Dianie
momentalnie robił się slaby. Wizja że nigdy już nie miałby usłyszeć jej
śmiechu, była wręcz okropna.
Odwiedzała ją również Lyra i Dafne. One, opowiadały jej
najróżniejsze historie. Przekazywały pozytywne rzeczy. Diana zawsze je uważnie
słuchała. Nawet się uśmiechała. Nott czasem im towarzyszył, nawet Pansy
Parkinson dwa razy u niej była. Dafne wypaplała, że nawet rodzice chcieli ją
odwiedzić. To wszystko bardzo podnosiło Dianę na duchu. Jednak dziewczyny, były wyraźnie smutne.
Przez to Diana myślała, ze ich smutek jest spowodowany sytuacją w szkole, a
absolutnie nie chciała o tym słuchać.
Blaise raz ją odwiedził.
Gdyby ktoś jej powiedział, że Zabini chcę wstąpić na wizytę,
na pewno przespałaby cały dzień aby tego uniknąć. Jednak on odwiedził ją w
czasie lekcji, jakby reguły wcale go nie dotyczyły.
-Cześć. –przywitał się, siadając koło niej na łóżku. Diana
nie odpowiedziała, tylko popatrzyła się zdziwiona. Co on wyprawiał?- Nie
najgorzej wyglądasz. Na początku roku, to jakby bez przerwy zbierało ci się na
wymioty. Teraz, trochę pudru tu i tam,
no i nie będzie aż tak źle. Ciekawi mnie jak to możliwe że ty nic nie mówisz. Zawsze tyle gadałaś, a teraz? Na nic nie
opowiesz. Współczuje Fussowi, ledwo co cię odzyskał, po rozłące a ty jak
warzywo bez przerwy tu siedzisz. Wy w ogóle spaliście ze sobą?- Diana nie
udzieliła żadnej, nawet niemej odpowiedzi. Siedziała z wzrokiem wbitym w
prześcieradło. –No jasne, że nie. Przecież on nawet nie wiedziałby jak się za
to zabrać. Patrz, on jest twoim narzeczonym
i mu nie dałaś, a ze mną nawet nie byłaś i bez problemu. Z Tracey, niby też łatwo poszło ale najpierw w
ogóle nie brałem pod uwagę że mogę z nią być. No bo, jak niby? Przecież ona
mieszka w mugolskiej dzielnicy, nawet na książki jej nie było stać. A teraz?
Świata poza nią nie widzę. To zupełnie coś innego, niż było z tobą. –Przy tym
zdaniu, Diana przestała już nawet liczyć sztylety które tym jednym monologiem
wbił w nią Zabini. Zamknęła oczy, myśląc tylko o tym że chce się opić.
Diana jak najszybciej wyrzuciła z głowy wspomnienie tej
rozmowy. Nie było już Blaise’a, całkowicie zniknął po tych słowach. Nie był jej
wart, musiał być zamkniętym rozdziałem,
przeszłością. Gerd? Teraźniejszością.
Zaczęła wirować w wysokich butach, śmiejąc się. Zasługuję na to co najlepsze.
~*~
-Zostaw mnie,
Malfoy!- krzyknęła Lyra, idąc coraz szybciej korytarzem.-Zostaw mnie!
Ten jednak bez słowa biegł za nią, a wtedy i ona zaczęła
przyśpieszać. W końcu oboje biegli, ledwo co łapiąc zakręt. Lyra była wściekła,
wręcz wyprowadzona z równowagi. Draco natomiast myślał tylko o tym że chce
przytulić Lyrę. W końcu ją złapał i siłą wepchał do najbliższej pustej klasy.
-Lyra… ja naprawdę potrzebuję ciebie…
-Mnie? A nie przypadkiem mojej kuzynki?!- wydarła się Lyra,
zaczynając się trząść. Nie pamiętała kiedy ktoś aż tak ją zranił. Draco,
przespał się z Pansy…. Z jej kuzynką.
-Jebać twoją kuzynkę.
-No widzę, że tobie to doskonale wyszło. Powiedz mi, co ona
ma, czego mi brakuje? Podaj mi jedną, jedną sytuację, gdy mnie zabrakło a ona
była!
-Cicho bądź…- próbował ją uspokoić Draco i zamknąć usta
pocałunkiem, ale ona go tylko spoliczkowała. - Kurwa mać, Lyra! Ja cię kocham!
Na moment, faktycznie zamilkła. Po raz pierwszy usłyszała te
słowa. Czyste kocham cię, a nie przecież wiesz co do ciebie czuję. Jednak gdy pierwsze zauroczenie i szok minęły,
ponownie poczuła jak ogarnia ją szał. Kocha ją? Tak nazywa miłość?!
-Kochasz mnie!? Dlatego posuwasz, od dwóch tygodni moją
kuzynkę?! Miałeś się zmienić, Draco! Skoro ja ci nie wystarczam, to…
-Wystarczasz mi!
-To czemu…
-Bo ona wizualnie jest podobna do ciebie, do cholery! Jak na chwilę, nie gadała to momentami miałem
wrażenie…
-Nie pogrążaj się.- warknęła Lyra, chcąc wyjść, ale wtedy Draco mocno ją przytulił od tyłu.
-Lyra, ja cię naprawdę kocham! Nie chcę, nikogo innego, proszę cię… nie
odchodź.
Ostatnie słowo, ponownie ją zastanowiło. Nigdy nie
doświadczyła od Dracona takiej czułości. Odwróciła się i spojrzała mu w oczy.
Nie płakał, ale były one cholernie smutne. Uświadomiła sobie, jak bardzo kocha
te oczy.
-Nie chcę odchodzić.- wyszeptała- Ale muszę, Draco. Ty mnie
nie kochasz.
-Kocham! Proszę, daj mi szanse.-zapewniał ja gorąco. Lyra
nie wiedziała co robić, jak zareagować. Co powiedzieć.
~*~
Dafne siedziała nad jeziorem, paląc już czwartego papierosa. Nie wiedziała co ma robić, nic jej się nie chciało. Wszystko waliło się, cały jej światopogląd runął.
Zaczynało jej się robić źle, od wyzywania szlam. Najpierw chodziło tylko o to, aby była bezpieczna. Jednak z czasem zrozumiała parę spraw. Miała ochotę wymiotować, na lekcjach mugozolstwa i obrony przed czarną magią. Nie widziała w tym wszystkim, najmniejszego sensu. Znęcanie się nad mieszańcami, podobało jej się póki robiła to z własnej woli i z pewnymi granicami. Zaklęcie Crucio, jednak było dla niej czymś ponad jej możliwości. Mimo to, nie miała większych oporów w rzucaniu jego na poszczególnych uczniów. Najważniejsze było jej bezpieczeństwo. Potem skończy szkołę i wyjedzie z rodziną do Brazylii. Jak najdalej.
Ponad to związek z Nottem, chociaż trwał dopiero miesiąc już jej zaczynał przeszkadzać. Dusiła się w nim. Tym bardziej że Nott, coraz mniej przypominał jej Larsa.
Odpaliła następnego papierosa, ocierając łzę z policzka.
----
No cóż, dzisiaj krótko, ale są wakacje :) trzeba korzystać a nie ślęczeć przed laptopem, nie sądzicie?
Dlatego też, następna notka pojawiła się jakoś we wrześniu.
Każdy komentarz, bardzo mnie motywuje, więc zapraszam! ;*