środa, 15 stycznia 2014

Rozdział 19

-Po co przyszłaś?- warknął Lucjusz, nawet nie unoszącą wzroku nad papierów.
-Chodzi o Dianę.- odpowiedziała Adara. Nawet nie zrobiło jej się przykro, ze względu na początkową obojętność kuzyna i jego nieprzyjemny ton. Jednak gdy ten, całkowicie zignorował Darę, nawet po wypowiedzeniu przez nią imienia, córki, poczuła że to przesada. Wyrwała mu papiery i usiadła na fotelu przed biurkiem.
-Co ty robisz?- syknął Lucjusz, używając na Adarze, spojrzenia które sprawia że wszyscy inni opuszczają wzrok. Jednak kobieta, nadal miała wysoko uniesioną głowę. Jej mąż nie żył, tak samo jak ojciec. Mieszkała sama, żyła na własny koszt- była całkowicie niezależna od Malfoya. Nie musiała być mu posłuszna i zdominowana.
-Przyszłam w sprawie twojego dziecka.- powtórzyła- Oddam ci to, jeśli porozmawiamy.
Lucjusz wstał i władczo spojrzał na kobietę. Jednak ta, nadal nie uległa. Jak śmiała? Był najstarszym, męskim potokiem rodu Malfoy. Była mu winna posłuszeństwo, którego nie okazywała. Z drugiej strony to były niezwykle ważne papiery. Już nie Knot, rządził… musiał się podporządkować temu pajacowi- Rufusowi, co go wystarczająco denerwowało.
-Oddaj mi to.
Kobieta delikatnie się uśmiechnęła. Była zadowolona z siebie.
-Nie.- odpowiedziała stanowczo- Oddam ci, jeśli ze mną porozmawiasz.
-Moja córka, to moja sprawa. – warknął- Masz mi natychmiast oddać te papiery, bo porozmawiam z tobą, jak twój ojciec.
-Grozisz mi, Lucjuszu?
-Nazywaj to sobie jak chcesz. Diana, zrobi to co jej każe.  Te papiery są bardzo ważne.
-Ważniejsze od Diany?- Adara, również wstała. Byli z tej samej rodziny, mieli te same oczy. Tak samo umieli je wykorzystać –Jakieś papierki są ważniejsze od tego, niż fakt że twoja córka ma na ciele więcej siniaków, niż jej zapewniłeś?
Pierwsza fala wściekłości minęła, Lucjusz spojrzał na nią ze zdziwieniem.
-Kto ją bije?- zapytał cicho.   Adara zdziwiła się, słysząc pokorę w jego głosie. Nigdy wcześniej nie słyszała jej. Może on naprawdę kochał Diankę?
-Nieważne kto.- i ona zmieniła ton. Mówiła cichym głosem.- Ale jest krzywdzona. Nie dokładaj jej bólu, rozumiesz? Daj jej czas, niech sama się zakocha i sobie kogoś wybierze…
Lucjusz ponownie usiadł za biurkiem. Siniaki? Ktoś ją bił? Jego córkę?
-Wyjdź.- powiedział wyrywając jej papiery.- To ja o niej decyduje. Ma instynkt czarownicy, powinna wiedzieć co się robi gdy ktoś ją bije.
-Powinna wiedzieć?!- wybuchła Adara, patrząc wściekle na kuzyna. Zalała ją fala gniewu i złości, którą ostatnio poczuła, gdy posłuchała jak ojciec mówił o jej zmarłej już matce- ONA JEST BITA, IDIOTO! Masz te przeklęte papiery, rób co chcesz, ale zostaw kwestie ślubu zarówno Dianię jak i Draconowi, bo inaczej idę do sądu!
-I co niby tam zrobisz?- zakpił, ponownie przeglądając papiery. Adara pochyliła się nad nim.
-Pamiętasz że za nim znaleźliście mi męża chciałam być prawnikiem?- zapytała, a gdy kuzyn pokiwał głową, kontynuowała- Odbiorę ci te dzieci.
Następnie zaczęła zmierzać do wyjścia, jednak w progu zatzrymal ją jeszcze głos kuzyna.
-Tego nie mam prawa ci zabronić.- powiedział zimnym i wyniosłym tonem- Jednak nadal mogę cię wydać za kogo chce… Czarny Pan postanowił oddać cię komuś.
-Niby komu?- spytała, nie odwracając się.
-Severusowi Snape’owi.
~*~
Diana siedziała w bibliotece, potajemnie ucząc się na numerologię.  W pewnej chwili poczuła dotyk na swojej szyi. Uniosła głowę i zauważyła Larsa siadającego obok. Uśmiechnęła się ciepło.
-Jak tam?- zapytała miło, zamykając podręcznik. Zaniepokoił ją smutny wzrok przyjaciela.-Cos się stało? Pokłóciłeś się z kimś?
-Nie chodzi o mnie.- odpowiedział… chłodno. Diana uniosła lekko brodę.
-A o kogo?
-O  ciebie.- odparł, a Diana ze zdziwienia uniosła brwi. –O ciebie Diano. Wiesz co dziś w nocy stało się z  Ronaldem? Został otruty u Slughorna. Niestety… Wszyscy podejrzewają ciebie.
-Co?- przerwała mu natychmiast, zaskoczona- Że niby chciałam kogoś zabić? Ja?
-Diano…
-Co ‘Diano’? No co!?- wstała, czując jak jej serce ogarnia złość. Ktoś otruł Rona? I co z tego?  Ona nie miała z tym absolutnie nic wspólnego.- W nosie mam co się stało z tą pieprzoną wiewiórką!
-Ostatnio zrobił awanturę i  opowiadał po całej szkole że jesteś w związku z Draconem, opowiada że jesteś puszczalska na lewo i prawo…
-Co poradzę, że on aż tak nienawidzi swoich wad że czepia się moich!?- ryknęła, tak że bibliotekarka pokazała jej drzwi. Diana, zapominając o torbie wybiegła z pomieszczenia popychając po drodze grupkę młodszych krukonek.  Lars schował twarz w dłoni, po czym wstał schował książki do torby Diany i pobiegł za nią. Jednak jej już nie było.
Biegła korytarzem. Nikogo nie otruła. Nikogo nie skrzywdziła. Nikogo nie chciała zabić. I nikogo nie zabiła! Jednak głos jakiejś młodszej gryfonki, twierdził inaczej.
-Trucicielka!- zawołała trzynastolatka. Diana przystanęła, jednak nie odwróciła się. Nasłuchiwała.
-Mściwa, blond zdzira!- usłyszała głos jakiegoś chłopaka. Blond zdzira.. tak ją nazywał ją Ron Weasley. I wszyscy którzy jej nie lubili… jednak Weasley pierwszy tak do niej powiedział.
 -STUL PYSK, BACHORZE!-  jednak to nie ona wrzasnęła. Tylko Ginny  Weasley. Ruda spojrzała na dzieciaki takim wzrokiem, że te natychmiast czmychnęły.
-Sama chcesz mnie zwyzywać?- zapytała szeptem Diana, spoglądając Ginny w twarz. W końcu to była siostra, tego którego Diana ponoć otruła. Ta zaprzeczyła ruchem głowy
- Wiem że to nie ty. Jesteś suką, ale nie zabiłabyś człowieka, jesteś na to za słaba.- odparła z pewnością dziewczyna, chowając dłonie do kieszeni. Mimowolnie spojrzała na rękę Diany, jednak ta miała na sobie szkolny mundurek, więc Ginny nie mogła się przekonać czy plotki dotyczące ąk panny Malfoy to prawda. Nawet nie chodziło o znak… tylko blizny. Podobno, rany po cięciu nadal nie zeszły. W tej samej chwili podszedł do nich Lars, obejmując blondynkę w talii- Nikt z mojej rodziny cię o to nie oskarża. Dyrektor chciał żebym cię poszukała, bo wzywa cię do swojego gabinetu. Jak najszybciej.
-Rozumiem.- odpowiedziała cicho, patrząc jak Ginny odwraca się na pięcie i wraca do szpitala.
-Też cię o to nie oskarżam.- mruknął jej do ucha.- Tylko chciałem porozmawiać o tym i ostrzec cię przed takimi dzieciakami.
-Rozumiem.- powtórzyła.-Dyrektor mnie wzywa… idę.
~*~
Zapukała do drzwi, które natychmiast się otworzyły. Stał za nimi siwy starzec, który zniszczył Hogwart i dla którego śmierci sprzedała się Czarnemu Panu. Starca, którego nienawidziła. Starca, który wpuścił cały ten chłam do szkoły. Człowieka, o którego śmierć modliła się codziennie.
Różdżka w jej kieszeni zaczęła ciążyć…  wystarczy tylko ją wyciągnąć i wypowiedzieć dwa proste słowa, które znała od małego… a będzie po wszystkim.
Avada Kedavra…
-Zapraszam, Diano.- odezwał się starzec wskazując na krzesło przed biurkiem. –I wyciągnij rękę z kieszeni, pochodzisz z yy… dobrego rodu, twoja mama cię tego z pewnością uczyła.
Nie odpowiedziała. Chciała go zmrozić wzrokiem, jednak ten się tylko się szerzej uśmiechnął. Ku swojemu zdziwieniu, uświadomiła sobie że różdżka, ponownie odzyskała swoją dawną wagę. Wyjęła rękę z kieszeni i weszła do środka. Usiadła na krześle. Nie odezwała się ani słowem. Dyrektor usiadł przed nią. Wiedział ze ta będzie milczała.
-Miło mi cię zobaczyć.- spróbował sprowokować ją od rozmowy. Nie udało mu się.-Ostatnio… zmieniłaś się, panno Malfoy. Wydajesz się nie obecna, każdy nauczyciel to zauważył. Początkowo myśleliśmy że tęsknisz za ciotką, jednak minął już prawie miesiąc… martwię się o ciebie.- blondynka, nadal milczała, jednak wysiliła się na reakcję. Uniosła pytająco brwi- Tak, martwimy się. Jeszcze wydarzenie ze świąt… to było straszne. Odwiedziłem cię w szpitalu, jednak nadal byłaś nieprzytomna… a potem nie pozwoliłaś na odwiedziny nikogo kto nie jest z rodziny oprócz panien Greengrass, pana Notta  oraz – poprawił swoje okularki- pana Halbe.- Diana prychnęła- nie mieszam się w twoje sprawy uczuciowe, jednak nie chciałbym aby taka sytuacja się powtórzyła. Chciałabyś mi o czymś powiedzieć?
Milczała… minutę. Dwie. Pięć. Dziesięć. Po kwadransie, nauczyciel dał jej gorącej herbaty. Nie tknęła jej. Po pół godzinie, szepnęła tylko.
-Wszystko jest dobrze.
- Nie kłamie się Diano, tak masz nawet w dekalogu.- opowiedział, co sprawiło ze dziewczyna ponownie uniosła nie brwi.
-Co proszę?- zapytała. Ludzie nie przestawali jej tego dnia szokować. Ten stary, zakłamany, brudy dziad będzie jej mówił o dekalogu?!O nie, to była przesada. – Ty mnie będziesz uczył religii? Może patriotyzmu jeszcze?! Ty mi będziesz mówił o tym że się nie kłamie? Już większe prawo ma do tego mój ojciec! Jesteś starym kłamcą! Manipulujesz, uczniami Potter do ciebie lata i robi wszytsko co mu każesz! Uczysz nas że trzeba kochać i szanować rodzinę, a swoją zdradziłeś a teraz to się nawet do brata nie przyznasz! Ciągle mówisz o równouprawnieniu, a sam w moi  wieku marzyłeś o zabijaniu mugoli! PAMIĘTAM jakie miałam z panem kontakty w pierwszej klasie! Pan mi ufał, bardziej niż Snape’owi! Dobrze że mi ojciec to z głowy wybił, bo bym skończyła jak zakłamana suka. Jesteś jak złodziej, który mówi  tym że się nie kradnie!- musiała zabrać oddech. Profesor miał kamienną twarz. Nie spodziewał się takiego wybuchu, po tej cichej dziewczynie.- To moje życie. Nie mieszaj się starcze.
Następnie chwyciła torbę i wyszła, wyzywając się w myślach że nie zabiła go, zaraz po wejściu do gabinetu. Gdy tylko wyszła ze szpon chimery, zaczęła biec. Chciała jak najszybciej dość do swojej sypialni aby schować się pod kołdrą.  Miała ochotę pobić każdego to jej się podwinie.  Weszła do lochów i minęła jakąś dziewczynkę, którą pchnęła na ścianę. 
-Czerń.- wyszeptała  hasło. Przejście się otworzyło.
-Morderczyni!- zawołała dziewczynka piskliwie, już uciekając- Kazirodcza trucicielka!
Diana odwróciła głowę. Najpierw ogarnęło ją zdziwienie. Jak to… dziecko śmiało w ten sposób się do niej odezwać. Po paru sekundach uświadomiła sobie  że cały pokój wspólny usłyszał tej obelgi… spojrzała na twarz zgromadzonych ślizgonów. Opuściła głowę i pobiegła do dormitorium, czując łzy na policzkach. Usłyszała że ktoś woła ją po imieniu, jednak to zignorowała, wpadając  do swojej sypialni. Zamknęła drzwi na klucz i rzuciła się zapłakana na łóżko. Zaczęła macać elażetkę, w poszukiwaniu narzędzia, którego używała rano do ogolenia nóg… trzymała w dłoni żyletki. Poczuła się nieco lepiej czując jak pierzyna ociepla jej ciało. Nawet w domu, nie było jej tak dobrze. Tak samo było z Draconem.  Malfoy Manor, był dla nich tylko budynkiem w którym mieszkali od czasu do czasu. Wszyscy zazdrościli jej domu, a nie wiedzieli co oznacza być arystokratką…
Nie chciała być zła! Znak… zgodziła się, najpierw chciała tego- bycie jedną ze sług Czarnego Pana było jej marzeniem… a czemu? Bo cała jej rodzina, mu służyła. Bała się być inna. Nie słuchała swojego serca, nie dochodziło do niej że może być lepsza, będąc inna… nie umiała mówić głośno co sądzi… nie była taka jak Dafne. Już sam fakt że sprzedała się MU, świadczyło o tym że jest dziwką.
Dobro jest dla mnie wyzwaniem.
Ale ma dobre serce… umie kochać. Wszyscy uważają ją, Dracona, Dafne, Lyrę, Blaise’a, Notta a ostatnio nawet Larsa za zimnych i niedostępnych. Każdy uczeń Hogwartu słysząc ‘śmierciożerca’ od razu myśli o owych ślizgonach… ale każdy z nich był normalny, mieli własne zwyczajne problemy! Lyra nadal podkochuje się w Draconie, który mimo ostatnich niepowodzeń, nadal marzy o tym że poszczęści mu się z Hermioną, jednak Diana dostrzega ogień który zaiskrzył między Parkinson a Joshu’ą.  Dafne, nagle przestała sypiać i flirtować z kim popadnie a Blaise nadal kochał Tracey. Kochał ją… na policzku Diany pojawiła się kolejna łza. Ale ona dawała im siłę. Braterska miłość do Dracona, sprawiała że Diana, miała ochotę żyć. Dafne i Lyra… ich uśmiech, poprawiał jej humor. Umiała kochać… kochała przecież Blaise’a. I chciała jego szczęścia.
Miłość jest darem.
Ci wszyscy ludzie wokół niej… jedna skoczna piosenka, podarowała jej przyjaciela- Larsa. Gerd. Ta chwila gdy rzuciła się Gerdowi na szyję… rodzice. Bawili się nią. Ludzie się nią bawili, manipulowali jak tylko mogli. Nauka… ostatnie spory z bratem, fakt że pocięła się i miała na to ponowną ochotę. Ciągłe konflikty, cały czas działo się coś złego.
Reszta jest codziennością.
Ciągle bicie przez Richa, gwałt na Dafne, ciągle zamartwienia się o tajemniczą Lyrę, zadanie Dracona, Blaise był coraz bardziej nerwowy a Astoria znikała. Wszyscy szło powoli na dół. Ojciec nadal naciskał na ślub, Dara zniknęła. A Diana coraz częściej miała ochotę się pociąć. Pamiętała jak bardzo nienawidziła palenia u Blaise’a, a ten mówił że to uzależnienie. Tak było z żyletką. Najpierw chciała się zabić… potem,  sama już nie wiedziała czego chce.
Codzienność jest złem.
Czy to normalne że szesnastoletni chłopak, od pół roku przymierzał się do zamordowania dyrektora swojej szkoły? Czy normalne było to że nastoletnia dziewczyna wlazła do łóżka szefowi swojego brata? To normalne, ze roześmiana Lyra, zmieniła się w skałę, która nie umie okazać emocji? Czy to normalne że zgwałcona dziewczyna, już po tygodniu kleiła się do chłopaków? to normalne, że Diana marzyła o śmierci człowieka?
My jesteśmy złem.
Gdy usłyszała pukanie do drzwi, puściła żyletkę i otarła łzy z policzka.
~*~
On – typowy szkolny uwodziciel, obiekt miłości wielu dziewczyn. Partnerki zmieniał jak rękawiczki. Niejedna przewinęła się przez jego łóżko. Był egoistą, liczyło się dla niego, tylko przyjęcia, opinia i sex. . Ale nigdy nie zachowywał się tak wobec ludzi równymi społecznie z nim obrzydzało mnie to, jednak nie będę kłamać- sama się w nim podkochiwałam.
 Ja – arystokratka z bogatego i dobrego domu. Miałam duże powodzenie u chłopaków, jednak starałam się wiązać na poważnie, a nie dla zabawy. Dlatego byłam tylko w dwóch związkach. To wystarczyło aby mieć jako takie „doświadczenie sercowe”.  Wierzyłam w prawdziwą miłość.
 Nie byliśmy razem. Uważałam, że jest szalenie przystojny,-a on niekiedy wspominał, je jestem piękna. Jednak zawsze byliśmy tylko dobrymi znajomymi, chociaż nawet nie to… ledwo się znaliśmy.
 Dzień po moich siedemnastych urodzinach rodzice oświadczyli mi, że jestem zaręczona. Z nim. Jak to bywa w tradycji ja nie miałam nic do powiedzenia, jednak podobało mi się to. Wiedziałam że wszyscy będą mi go zazdrościć... ale było drugie dno. Nie skończę szkoły, ślub miał się odbyć tuż przed egzaminami.  Został miesiąc szkoły dlatego wspólnie uznaliśmy, że każde z nas ma prawo się jeszcze przez ten miesiąc wyszaleć. Nie wspominaliśmy o naszych zaręczynach znajomym. Skoro każde z nas miało wolność. On przespał się w tym czasie z trzema dziewczynami. Ja uważałam, że to nie ma sensu, bo nie chciałam zakochać się w kimś innym skoro mam wyjść za niego. Jednak przez ten krótki miesiąc gdy widziałam go z innymi dziewczynami, czułam zazdrość, którą  przecież to one powinny czuć. Nie wiem jak to robił, ale przyciągał mnie do siebie, mimo że był draniem…

 Bogata arystokracja, zaaranżowany ślub, egoista który cię pociąga a jednocześnie masz obawy jak będzie wyglądało wasze wspólne życie…Brzmi znajomo? Jeśli jesteś w takiej samej sytuacji, zachęcam do dalszej lektury. Zobaczysz jak wygląda typowe życie małżeńskie z arystokratą…