poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział 18

Z dedykacja dla Lyry Parkinson <3 (http://lyraparkinson.blogspot.com/)


Gdy Diana się obudziła była druga popołudniu, jednak się tym nie martwiła. Całą noc rozmawiała z ciotką Adarą (która zwolniła ją z lekcji) na temat ślubu, który już planował ojciec. Co było najgorsze? Że miała półtora miesiąca na znalezienie narzeczonego- jeśli nie, wyjdzie za wybranka ojca, co ją przerażało. Ale… za kogo miała wyjść? Kochała Blaise’a ale on wolał Davis.       Z Teodorem i Larsem się przyjaźniła… a jeśli na ferie wielkanocne zjawi się bez narzeczonego, to za pewne zostanie wydana za jakiegoś starego i obrzydliwego faceta. Brr…
Zwlekła się z łóżka i weszła do łazienki. Umyła zęby, nakremowała twarz, pomalowała oczy tuszem i uczesała włosy. Na sam koniec ubrała na siebie niebiesko-pastelową spódniczkę  dwadzieścia centymetrów nad kolano włożyła do niej luźną białą bluzeczkę i założyła jeansową marynarkę. Na szyję ubrała długi srebrny wisior z sercem, a na stopy -baletki z cekinami. Włosy spięła w luźny kucyk a grzywkę pozostawiła luźno na boku. Był piątek, rozpoczynał się nareszcie weekend, wieczorem na pewno mgła liczyć na jakiś melanż.  Gdy myła ręce zwróciła uwagę też na swoje paznokcie. Przerażona ich stanem- opiłowała je i pomalowała na delikatnie kremowy kolor. W tedy zobaczyła coś, co sprawiło że lakier wyślizgnął jej się z dłoni i upadł na podłogę, powoli wylewając swoją zawartość na puszysty dywan.
Blizny. Po tym jak się pocięła. Obudził się w tedy wulkan, złych wspomnień. To co zrobiła dla brata… próba samobójcza.. krew, wszędzie ta czerwona krew, której transfuzja była niezbędna. Potem bóle, które nie były już tylko na Znaku ale również na bliznach. W tedy kiedy wylądowała w szpitalu.. kiedy wszystko było białe. Nienawidziła tego koloru, kojarzył jej się z bólem, cierpieniem, znakiem, płaczem…
-Co ja ze sobą zrobiłam?- szepnęła- po co mi to było?
Przymknęła powieki… NIE. Nie mogła płakać. Dość się nacierpiała… wstała i wyszła z zamiarem zjedzenia obiadu z przyjaciółmi.
~*~
Draco Malfoy siedział w Wielkiej Sali i patrzył się pustym wzrokiem na swoje śniadanie. Ignorował wszystko naokoło.  Głos Dafne, która wciąż powtarzała imię ładniejszej z kuzynek Parkinson, rozmowę Larsa z Blaisem. Myślał o misji.
-Ej, Malfoy!- podszedł do niego Ron Weasley. Cała paczka ślizgonów, spojrzała z zaskoczeniem na gryfona, który miał w sobie tyle bezczelności, by podchodzić do nich.- Jak ci się, lizało z siostrzyczką?
-Co?- zapytał po chwili Draco- Coś ty powiedział?
-Pytam się, czy podobało ci się, lizanko z siostrą.- powtórzył zuchwale rudzielec. Reakcja była natychmiastowa. Malfoy wstał i pchnął rudego na ścianę.  Młodsi zaczęli piszczeć ze strachu, gdy Draco rozwalił mu nos. Potem go puścił i zwrócił się do wszystkich uczniów .
-DIANA JEST MOJĄ SIOSTRĄ! NIE WPIEPRZAJCIE SIĘ W NIE SWOJE SPRAWY! NIKT Z WAS MNIE NIE ZNA! NIKT!- po czym wyszedł szybko z Wielkiej Sali
~*~
-Lyra, kurna, czekaj do jasnej cholery!- wołała Dafne, za przyjaciółką która szła szybko przed siebie z paczuszką w ręce.-LYRA!
-Dafne, to moje życie.- odparła Parkinson, delikatnie zwalniając kroku.- Nie mieszaj się…
-Przyjaźnimy się, może ci przypomnę- warknęła starsza Greengrass- Słuchaj, ja wiem że to zawsze Diana była przyjaciółką od rad a ja od śmiechu i łażenia po pijaku po zamku- Lyra nie mogąc się powstrzymać, delikatnie się uśmiechnęła, przypominając sobie ostatnią imprezę- ale ty cierpisz i chcę ci pomóc. Zrozum to, zależy mi na tobie!
Przy ostatnim zdaniu Lyra się zatrzymała i spojrzała na przyjaciółkę. Miała racje. To Diana było od pomocy a Dafne od śmiechów po nocy.  Dafne była nieodpowiedzialna, rozpieszczona, wredna, szantażowała ludzi, wyśmiewała się ze słabszych… zawsze chodziła w obcisłych rzeczach podkreślających atuty… od pół roku na końcówkach jej ciemnych loków było jasne ombre. Ale jednego było pewne… zawsze mogła jej ufać.
-To…- zaczęła Lyra, ale przerwał im donośny wrzask. Obie spojrzała w tamtym kierunku równocześnie wykrzykując imię przyjaciółki. Pobiegły w tamtym kierunku. Lyra dobiegła pierwsza a Dafne wpadła na nią. Obie prawie się wywróciły widząc  Dianę, klęczącą przed Richem i zasłaniając głowę przed jego pięściom.
-TY ZJEBANA SUKO!- darł się chłopak, a blondynka płakała, nie umiejąc się obronić.
-Na Merlina…- szepnęła Lyra zasłaniając usta dłoniom. Była w szoku…Diana… Dafne natomiast ogarnęła fala wściekłości. NIKT NIE MIAŁ PRAWA KRZYWDZIC JEJ PRZYJACIÓŁ.
-Puść ja ty skurwy…- wydarła się, ale zanim zdążyła wyjąć różdżkę, leżała obezwładniona a Diana straciła przytomność uderzając głową o ścianę. I Lyrę dosięgł gniew Richa… żadna nie była w stanie pomóc gwałconej Dafne.
~*~
-Jaka ze mnie przyjaciółka?- szlochała Lyra, siedząc w gabinecie profesor Wilcox-Malfoy- Dafne, rzuciła się bez różdżki a ja stałam jak idiotka i się na to patrzyłam…  a i tak oberwałam.
-Lyro, spokojnie…- uspakajała ją kobieta.
-Spokojnie?!- zawołała z niedowierzaniem Lyra- Adara, wytłumacz mi, jak ja mogłam się tak zachować!?
-To był szok, właśnie zobaczyłaś jak twoja przyjaciółka jest bita, nadal do siebie nie doszłaś…
-DAFNE SIĘ NA NIEGO RZUCIŁA BEZ RÓŻDŻKI!- wydarła się Parkinson, sina na twarzy-  A ja stałam i patrzyłam się jak moja przyjaciółka traci przytomność…- schowała twarz w dłoniach- Jak ja mogłam…
Adara patrzyła na nią, zmęczona. Polubiła tą dziewczynę, nie chciała by cierpiała… Usiadła koło niej i ucałowała ją w czoło.
-To był szok.- powtórzyła- Ani Diana, ani Dafne nie mają ci tego za złe.- pogłaskała ją po włosach i otarła łzę, swoim paznokciem. Lyra nagle wstała i niczym torpeda, wypadła z gabinetu. Zaczęła biec pustymi korytarzami. Było już po lekcjach, otwierała każde drzwi, jakie tylko mogła. Połowa była zamknięta, druga połowa pusta… Lyra, zaczęła płakać otwierając kolejne… i kolejne. W końcu chwyciła się za włosy i oparła o ścianę, zrozpaczona. Zaczęła płakać. Jak mogła jej nie pomóc?! W końcu uspokoiła się i spojrzała przed siebie… cisze przerwały jęki wydobywające się z klasy od Historii Magii. Tam był Rich, czuła to. Wstała i ruszyła  w tamtym kierunku.
~*~
Siedziała w swoim dormitorium, a właściwie leżała na swoim biurku. Bez ruchu, zupełnie jakby nie żyła.   Chciała nie żyć.
Pierwszą oznaką życia, była czkawka. Podniosła w tedy głowę i spojrzała w swoje odbicie.  Końcówki ciemnych włosów, były w alkoholu. Brązowe oczy, miały powiększone źrenice a usta popękane. Na rękach miała ślady po wbitych paznokciach, które mieszały się z delikatnymi ranami po żyletce, z których nawet nie puściła się krew. Lała się ona z jej wargi. Od dwóch godzin-ciągle.
Podparła głowę lewą ręką, jednak szybko ją opuściła w plamę alkoholu, który był rozlany na biurku. Nie uniosła jej ponownie, zamiast tego zaczęła macać biurko w poszukiwaniu butelki. Gdy w końcu ją zdobyła-okazało się że była pusta. To od razu postawiło Dafne na nogi, która chwiejnym krokiem podeszła do barku i wyjęła kolejną butelkę, Otworzyła ją i wlała od razu do ust, czując jak smak alkoholu rozprowadza się po jej ciele. Opadłą na łóżko, rozlewając wino po podłodze. Była całkowicie pijana.
-Każdy gnój.- wybełkotała- Jeden bardziej… drugi mniej. Ale kuźwa każdy.
Spojrzała na popielniczkę, w której był niedopałek papierosa. Wzięła go i zapaliła, patrząc się na dym wydobywający się z jej ust.
Była pijaną palaczką? Dziwką? Nachlaną idiotką? Dokładnie. Tak skończyła, bo chciała pomóc przyjaciółce. Już kiedyś tak było, też leżała pijana… nie umiała się nawet uczyć na własnych błędach… nikt jej nie pomógł. Była całkowicie odcięta od świata. Zamknięta w śmierdzącym alkoholem pokoju, po którym roznosił się dym a głośna muzyka, leciała na cały regulator. Samotna. Chciała być samotna, wściekła na ludzi naokoło, narzekać na ten zły świat… nawet nie usłyszała pukania do drzwi.
-Dafne?- cichy, melodyjny głos rozniósł się po pokoju. Diana. To jej spokojny ton, był dla Dafne donośniejszy od radia. Bardziej się przebijał od alkoholu, dymu, muzyki i wewnętrznej wściekłości.  Spojrzała na blondynkę, której delikatny uśmiech sprawił że Dafne poczuła ciepło. To jej delikatny dotyk sprawił że Dafne czuła że nie była sama. Uśmiechnięta twarz Larsa i współczucie w jego oczach, sprawiło że brunetka opuściła butelkę. Nawet widok Lyry, sprawił je przyjemność. Nie była na nią zła. –Dopiero teraz mnie wypuścili… przepraszam. – szepnęła, dotykając jej twarzy- kocham cię Dafne…
Nie dokończyła, bo jej przyjaciółka rzuciła jej się na szyję.
-To było okropne- zaczęła płakać- Okropne! On mnie… ja już nigdy się z nikim nie prześpię…
-Kochanie…- Lars chwycił jej dłoń- On już cię nie skrzywdzi.
-Nienawidzę go!- szlochała, zrozpaczona przypominając sobie przejścia z ostatniego poranka-  Ale do był pierwszy i ostatni raz, rozumiecie mnie? Już nikt…. NIKT mnie nigdy nie skrzywdzi!
-Wiem.- szepnęła Diana z czułością- NIKT, NIGDY. Żaden gnojek, nie jest wart twoich łez…
Ale Dafne jej nie słuchała. Nigdy nie była wylewna, nie okazywała uczuć jak Diana. Nie umiała, tak. Ważniejsi byli inni… czym był gwałt? Zranieniem godności dziewczyny. Godności Dafne, nikt nie mógł zniszczyć, była więcej warta niż każdy cham na tym świecie. Zamiast wyżaleniu się, chwycił nadgarstek przyjaciółki i wskazała na blizny. Ponownie łzy, pojawiły się w jej oczach.
-Czemu?- zapytała, patrząc się w jej oczy. Diana odwzajemniła spojrzenie. W pomieszczeniu była Lyra, Lars i Dafne… im mogła ufać. Wszystko opowiedziała.
~*~
-Pamiętaj o czym ci mówiłam.- szepnęła Adara do Lyry- Jesteś silna, rozumiesz?
-Tak.
-Będziemy miały kontakt, tylko proszę cię… rób tak jak ci mówiłam. Rozumiesz?
-Tak.- odparła Lyra, czując okropny ciężar na sercu. Jej ukochana nauczycielka wyjeżdżała… komu miała niby zaufać? Przytuliła ją, żegnając się. Adara się po raz ostatni uśmiechnęła, dotykając jej policzka.- Wrócisz tu kiedyś?
-Oczywiście… jak tylko będę miała sposobność.- mówiła spokojnym tonem- Zawsze mi o wszystkim pisz. Pomogę ci.
-Wiem.- powstrzymywała łzy. Nie chciała tego…  po raz ostatni raz się przytuliły, po czym Adara poszła pożegnać się z ostatnią osobą. Dianą. Podeszła do niech, z tym samym uśmiechem.
-To co, Dianka?- zagadała ją miło- Czas się żegnać?
-Niestety…- westchnęła Diana, przytulając ciotkę, która przygarnęła ją do siebie i szepnęła do ucha ‘Nigdy się nie podawaj’. Diana uniosła głowę, zaskoczona. Głos cioci, był inny niż zawsze. Stanowczy. Jeszcze bardziej się zdziwiła gdy Adara, dotknęła paznokciem bandaża Diany, pod którym były nadal blizny po cięciu się. Ponowny szept ‘On za to zapłaci’. Ostatni raz, usłyszała jej głos. Potem tylko patrzyła ciotkę, która znikła za bramą szkoły. Gdy ciotka się teleportowała, Draco objął siostrę ramieniem.
-Damy sobie rade.- powiedział siostrze do ucha. Ta zacisnęła wargi i spojrzała w stronę oddalającej się Lyry. Nic nie będzie dobrze pomyślała.
~*~
Lekcje z profesorem Slughornem, okazały się dokładnie tak nudne, jak przewidziała Diana. Dziewczyna znudzona, patrząc na Lyrę, która właśnie cieniowała ołówkiem zarys Hogwartu, który zresztą narysowała  wcześniej Diana. Blondynka zdawała sobie sprawę, że talentem do cieniowanie, nie mogła równać się z Lyrą. Co chwilę Draco, szturchał siostrę, sycząc jej do ucha, aby zaczęła uważać co mówił profesor.
-Wasza ciotka, uczyła o wiele lepiej.- stwierdził Nott. Diana spojrzała na niego, zaczynając się śmiać. Tu nawet nie chodziło, o samo podsumowanie profesora, tylko o to że nawet taka niemowa jak Nott, powiedziała to głośno i wyraźnie. W tej samej chwili, rozległ się dzwonek na przerwę. Blondynka wyszła z Sali jako przedostatnia. Gdy wyszła już z sali, przypomniała sobie o tym, że zostawiła atrament na ławce.  Wróciła się, niechcący wpadając na Hermionę. Gdy miała już, ponownie wejść do Sali, usłyszała jedno słowo z ust Harry’ego Pottera. Horkruks. Upuściła torbę, po pierwszym szoku. Po co Potterowi były takie informacje jak czym jest horkruks? Podniosła torbę i popędziła w ślad za Hermioną Granger. Gdy ją w końcu dościgła, złapała za rękę.
-Coś się stało?- zdziwiła się gryfonka.
-Po co Potterowi, wiedzieć czym są horkruksy?- zapytała od razu, walcząc z zadyszką. Widząc zaskoczoną minę Hermiony, zdenerwowała- Mów, to ważne!
-A ty wiesz, czym one są?- zapytała ciekawskim tonem. Diana od razu zorientowała się  że Hermiona nie piśnie, ani słówka, więc odgarnęła grzywkę do tyłu i spojrzała na nią smutno.
-Nie mieszajcie się w to.- poprosiła- To nie są sprawy dla was, Hermiona…
Nie dokończyła, bo zobaczyła jak Granger patrzy na okno. Diana odwróciła się i też spojrzała w tamtym kierunku. Siedziała tam Lyra Parkinson i Draco. Wyglądali jakby się uczyli, jednak stykali się kolanami i trzymali za ręce.
-To tylko przyjaciele.- szepnęła od razu Diana, ponownie patrząc się w oczy gryfonki- Hermiono, słyszysz mnie? Oni się TYLKO przyjaźnią. Lyra zarywa do Josha, a Draco jest wpatrzony w ciebie jak w obrazek…
-Oni też się tylko przyjaźnili.- odparła gryfonka. Diana poczekała aż para, o którą chodziło Granger, je minie. Gdy tylko zobaczyła Tracey i Zabiniego, idących za rączkę opuściła wzrok- Właśnie, Diana.
-Cześć.- usłyszały męski głos. Lars przytulił Dianę na przywitanie i uśmiechnął się  miło do Hermiony, która nadal pustym wzrokiem patrzyła się na Dracona.-Jak tam?
-Dobrze.- odpowiedziała Diana, lekko zmartwionym tonem. Nie chciała by Granger cierpiała… wystarczająco ranił ją Weasley-Co teraz masz?
-Zielarstwo.- odpowiedział Lars, pokazując dziewczynom podręcznik- A ty?
-Runy…
-Widziałaś gdzieś Dafne?- zapytał szybko Lars, uświadamiając sobie że przerwa się kończy.
-Pewnie jest już pod klasą.- odpowiedziała w końcu Diana. Lars podziękował i pobiegł w tamtą stronę. Hermiona opuściła głowę i również odeszła.
~*~
W dormitorium Pansy Parkinson odbył się babski wieczór dziewcząt z rocznika. Milicenta, Pansy, Tracey,  Diana, Lyra i Dafne (Nie dam mu tej satysfakcji, że zniszczył mi życie, tylko dlatego bo zmusił mnie do czegoś, co robiłam w każdy weekend. Powiedziała Greengrass, tuż po wyznaniu Diany)  siedziały z kieliszkami dobrego wina i plotkowały.
-Najładniejszy chłopak z siódmej klasy.- rzuciła nagle hasło Pansy, podkurczając nogi.
-Rich.- odezwała się od Tracey z zachwytem w oczach. Diana i Lyra słysząc to imię, od razu spojrzały na Dafne, która patrzyła na Davis, jakby miała ochotę rzucić na nią Avadę.
-Mi też się podoba Richard.- potaknęła natychmiastowo Pansy, a Milicenta pokiwała swoją wielką głową- Ma coś takiego w sobie..
-Ma małego.- odparła  z ironią, co spowodowało zakrztuszenie się winem u Diany. Dafne uśmiechnęła się z zadowoleniem- Lars, jest najlepszy i najprzystojniejszy.
-A wy?- Pansy, spojrzała na Dianę i Lyrę, które jak dotąd się nie odezwały. Pierwsza wzruszyła ramionami.
-Nie patrzyłam na nich, pod tym kątem.- wyznała, analizując każde słowo. Lyra nadal milczała.- Ale chyba też Lars.
-On jest jakiś dziwny.- uznała Tracey, a oczy Dafne zapłonęły niebezpiecznym ogniem. Zaczęły się kłócić, a Diana ciężko westchnęła, po czym spojrzała na Lyrę. Zdziwiła się gdy uświadomiła sobie, że Parkinson patrzy się na jej blizny, po czym wstała i wyszła z pokoju. Tuż za nią popędziła Diana.
-Czekaj…- chwyciła ją za rękę. Llyra natychmiast się wyrwała, jednak przystanęła.  Włożyła dłonie do kieszeni i spojrzała w sufit.
-Hmm?- zapytała, nie patrząc na nią. Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo ją tym zraniła…
-Dlatego, nie chciałam nic wam mówić.- szepnęła Diana, próbując nawiązać kontakt wzrokowy z brunetką- Bałam się, że to właśnie tak się skończy, Lyra. Że się ode mnie odwrócicie, weźmiecie za dziwkę, bo musiałam to zrobić…
-Wcale cię nie wzięłam za dziwkę, nawet tak nie mów.- przerwała jej Lyra.
-Tak?- zapytała wzywającym tonem Diana. Podeszła do przyjaciółki- To spójrz na mnie, i powiedz mi to w oczy. Słyszysz?
Lyra wypełniła jej prośbę i spojrzała w oczy. Nie miała jej za dziwkę… rozumiała tragizm Diany, a przynajmniej się starała go zrozumieć. Jednak mnie powiedziała ani słowa, tylko ją przytuliła. Musiały być sobie bliskie, jeśli chciały to przetrwać.  Zamknęły oczy, i stały tak przez kilka minut, gdy poczuły jeszcze jeden dotyk- Dafne która z uśmiechem przyłączyła się do grupowego uścisku. Jak dawniej, gdy ich wspólna przyjaźń była ich siłą. Jednak potem Lyra wyjechała i zaczęły się codzienne melanże, alkohol, współżycie. Świat, w który weszły  za wcześnie, potem miał zacząć je prześladować.
-Tu jesteście, trzy księżniczki.- usłyszały męski głos za sobą, należący do Dracona. Wszystkie się puściły i spojrzały na niego z delikatnym uśmiechem. Draco spojrzał na Dafne, prosząc na słówko. Ta wzruszyła ramionami, jednak wyszła z blondynem z pomieszczenia- Dafne, sorry za bezpośredniość ale to dla ważne… Gdy Watson, cię zgwałcił… przed tym pobił Diankę?
-Tak.- odpowiedziała natychmiast Dafne- Bił ją, a ja chciałam jej pomóc. Ale po co się pytasz? On ją bije od półtora roku, a ty teraz się obudziłeś?
-Przestań.- przerwał jej.
-Co przestań? Co przestań!? On ją bił, gdy tylko miał okazję, nadal to robi bo wie że Diana mu się nie postawi. Ale ty byś mógł, a tego nie robisz więc słabo.
-Kocham ją.
-Nie wątpię, ale weź się chłopie w garść, rusz się z tą komodą i zajmij się Dianą bo to całe wasze śmierciożerstwo ją wykończy…
-Czyli że to Richard Watson, tak?
-Tak.
-Dzięki.- odszedł tak szybko jak mógł, nie domyślając się że Diana podąża tuż za nim. Oboje szli, ciemnymi korytarzami poszukując Richa. W końcu go znaleźli w starej klasie od zaklęć. Słyszeli jego głos. W tedy Diana zrozumiała że musi działać.
-Nie rób tego.- poprosiła go, gdy chłopak trzymał już dłoń na klamce.- Draco, błagam cię…
-On cię skrzywdził.
-Już tego więcej nie zrobi…
-Tak?- odwrócił się i podszedł do niej. Chwycił Dianę za prawy łokieć i podciągnął rękaw. Pokazał jej ogromnego sińca na wewnętrznej stronie ręki-Patrz.- Następne pchnął ją delikatnie  do siebie, a następnie zmusił do odwrócenia się. Odchylił kawałek, fioletowego sweterka, patrząc na lewy bark siostry, gdzie był kolejny siniak. Dotknął go- Widziałaś?- Potem wziął z nadgarstka dziewczyny gumkę i spiął jej włosy w byle jakiego koka. Na tyle szyi ukazał się strup, po niedawno zrobionej ranie. Tuż koło niego była blizna… pamiątka po świętach ’91- A to?- Na sam koniec odwrócił ją, aby spojrzeć na smutną twarz Diany. Dotknął jej łuku brwiowego, przez który przechodziła blizna. Po ostatnim… incydencie.- Diana… on cię krzywdzi. A ja jestem twoim bratem, mam tego dość.
-Wywalą cię ze szkoły!- zawołała, chwytając Dracona za nadgarstek- Nie. Nie rób tego, proszę… następnym razem? Okej, sama cię do niego zaprowadzę. Ale proszę cię Draco… nie teraz, gdy masz tyle problemów.
Patrzył na nią z niedowierzaniem. Jak mogła bronić tego potwora!? On ją bił, krzywdził, ośmieszał! Jak jej przez gardło, przechodziły prośby odpuszczenia Richardowi? W tamtym roku, tego nie zauważył, ale w tedy MUSIAŁ  zareagować. Chciał być dobrym bratem… przecież to Diana była ofiarą.
Chwycił ja w pasie i delikatnie do siebie przyciągnął. Ucałował w czoło.
-Niech ci będzie.- szepnął jej do ucha- Ten jeden raz, rozumiesz.
-Tak.- odparła od razu z ochotą. Co by było, gdyby ojciec się dowiedział? Matkę, Tracey  Davis wydziedziczono bo została zgwałcona. Diana nie mogła sobie na to pozwolić. NIGDY. Gdy Draco puścił siostrę, spojrzał na nią. Blizna nad okiem, jednak była silniejsza. Odwrócił się i odszedł. Gdy zniknął za rogiem, Diana przymknęła oczy.
-Dobrze zrobiłaś.- usłyszała głos za sobą. Zdziwiona odwróciła głowę. Natychmiast dostała z liścia od Richarda, który tylko się zaśmiał i odszedł.
~*~
Od razu poszła do Gerda, po zimny okład na policzek, aby ten nie zapuchł. Płakała. Opowiedziała mu wszystko.
-Dianka…- Gerd, chwycił ja za dłoń, a dziewczyna wzięła oddech, oczekując kazania, Bóg wie, jak długiego. Ale nie…- On musi za to zapłacić.
-Wiem.
-Diana.- dotknął jej podbródka, tak aby spojrzała mu w oczy- Pójdziemy z tym do dyrektora, dobrze?
-Gerd…- szepnęła z jawna niechęcią w głosie. Nie chciała tego. Bała się reakcji ludzi, rodziców, przyjaciół. Jednak on jej nie odpuścił.
-Nie mówię że teraz, zaraz.-  odparł spokojnie.- Jak będziesz gotowa… pomyśl nad tym Dianka. On zgwałcił Dafne. To on, prawda?- pokiwała głową- Widzisz. Nie tylko ciebie skrzywdził. Skąd wiesz, że nie pobije Astorii?
-Bo też jest człowiekiem.- odpowiedziała załamanym tonem- Astoria nic nikomu nie zrobiła…
-A ty? Diana, jesteś wspaniała, też nic nie zrobiłaś.
-Nienawidzę się za każde słowo, które zraniło inną osobę.- przerwała mu- Ja też innych ranie, nikt nie jest idealny.
-Nie zmieniaj tematu!- zawołał- To ty tu jesteś ofiarą. Jak będziesz gotowa, to przejdź do mnie, dobrze? Nie dam cię skrzywdzić.- przytulił ją, a ona go odwzajemniła. Był taki… ciepły. Podobny do Larsa. Mu też mogła ufać, czuła to… mogła mu wszystko pokazać.
..:Wspomnienie:..
Piąta klasa. Dormitorium Diany Malfoy
Piętnastoletnia blondynka spała gdy do sypialni wszedł wysoki, umięśniony mężczyzna. Niósł tace ze śniadaniem.  Rich. Z uśmiechem na twarzy, usiadł koło niej i zaczął głaskać po brzuszku.
-Kotku…- szepnął mężczyzna, patrząc jak jego dziewczyna budzi się ze snu. Uśmiechnęła się jak go zobaczyła-Patrz, co dla ciebie mam.
Wskazał na tacę ze śniadaniem. Dziewczyna zaśmiała się i usiadła, patrząc z apetytem na sok pomarańczowy i jajecznicę, którą uwielbiała.
-Dziękuję.- ucałowała go w policzek, po czym zaczęła się zajadać smakołykami. Chłopak  patrzył się na blondynkę, bawiąc się jej lokami i chwilami wtrącając wzmiankę o tym że ją kocha, lub że jest najpiękniejsza na świecie. Dziewczyna na to reagowała słodkim, nieco pustym chichotem. Było jej dobrze… nawet bardzo dobrze. Nagle ktoś zapukał do drzwi, a dziewczyna odruchowo zawołała ‘otwarte’. Nie powinna tego robić. Reakcja Richarda była natychmiastowa. Chłopak chwycił różdżkę i jednym zaklęciem, sprawił że te się zatrzasnęły. Następnie wstał i rzucił tacą o ścianę.
-Richard!- zawołała blondynka, z przerażeniem na sok i jajecznicę, na ścianie. Po chwili poczuła szarpnięcie, i  po chwili leżała na podłodze. Gdy przerażona podniosła głowę, Rich rzucił w nią jajecznicę i wtarł w twarz oraz włosy.-Co ty robisz?
-CO JA ROBIĘ?!- wydarł się, targając ją  za włosy- TO TY WPRASZASZ DO SYPIALNI OBCYCH CHŁOPAKÓW A JESTEŚ TYLKO W PIŻAMIE! NAWET STANIKA NIE MASZ, DZIWKO SKOŃCZONA!
Dziewczyna zaczęła płakać z bólu, strachu i upokorzenia.
-Nic złego nie zrobiłam!- wrzasnęła w końcu wstając  odpychając od siebie Richarda- opanuj się!
-Coś ty do mnie powiedziała?- warknął patrząc na nią.
-Żebyś ogarnął dupę, idioto! – zaczęła krzyczeć, zdenerwowana- Nie masz prawa mnie bić, rozumiesz!?

Richard zaczął się śmiać. Co ona sobie myślała? Że może do niego pyskować? Ona? Ta blond idiotka? Jednak już sam jego śmiech ją przeraził. Natychmiastowo pobił ją do nieprzytomności.

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Rozdział 17

-Czy my naprawdę tak musi wyglądać nasz wieczór?- spytał Draco a siostra rzuciła mu jadowite spojrzenie.
Oboje byli w dormitorium ślizgonki, spędzając wieczór który powinien być jednym z najmilszych w ówczesnym roku.  Draco nie wiedział, czego powinien się spodziewać…nie mieli już jedenaście lat na pewno nie będą grać w szachy czarodziejów. W każdym razie, nie spodziewał się że Diana wpadnie na tak… idealny pomysł, jak przymierzanie nowych ubrań. Właśnie miała na sobie czarną sukienkę, do połowy uda. Miała tylko jeden rękaw, cały w delikatnej koronce.
-Tak.- odpowiedziała dumnie- Mieliśmy się dobrze bawić.
-Ah tak? – spytał ironicznie, rozkładając się na łóżku siostry, na co ta zareagowała z krzykiem. Zgnieciesz ją, kretynie! Kosztowała sto pięćdziesiąt galeonów!  
-Jak chcesz.- syknęła dziewczyna, podchodząc do Dracona- To idź sobie do Granger, albo po wkurzaj  Dafne, nie musisz spędzać swojego cennego czasu ze swoją bliźniaczką.
-Nie denerwuj się tak. Ładna ta koronka…
-Tak?- rozpromieniła się Diana- Też tak myślę! Zaczekaj chwilę, pokaże ci jeszcze tą!
Chwyciła jakąś białą sukienkę i zamknęła się szybko w swojej łazience. Draco ciężko westchnął i usiadł na łóżku. Rozglądał się po ścianach.  Nad łóżkiem miała pionowy krajobraz, a nad małym biurkiem, kilka małych zdjęć z przyjaciółmi.  Ruchome fotografię z Lyrą i Dafne był wręcz komiczne. Na jednej z nich… chyba nowej, data wykazywała ostatnią imprezę. Lyra i Diana były na pierwszym planie, brunetka pokazała język a blondynka zrobiła dziubek. Obie powstrzymywały wybuch śmiechu. W tle była Dafne siedząca na fotelu. Najwyraźniej miała zbyt dużo alkoholu w buzi, bo rękę miała przy brodzie, by delikatny strumień drinka ni zostawił śladu na nowych spodniach.  Na innym zdjęciu Lyra pokazywała rogi Dianię, która dawała buziaka w policzek Dafne. Pamiętał ten dzień, sam zrobił to zdjęcie dwa lata wcześniej… Dafne wydarła się po zrobieniu zdjęciu Diana! Ty szlamo, na smarkałaś na mnie!
Na wielu zdjęciach był także on sam, oraz jego siostra. Na większości Diana głupio szczerzyła zęby a Draco obejmował jej ramę, kpiąco się uśmiechał lub robił głupie miny.
Draco się uśmiechnął…  ile się zmieniło od tamtej chwili.
-I jak?- usłyszał dziewczęcy głos siostry, która wyszła z łazienki. Miała na sobie, jasną sukienkę bez ramiączek, po połowę uda. Zakręciła się wokół, jednak sukienka nie zafalowała jak większość innych. Nie umknęło uwadze chłopaka, że jedynymi butami pasującymi do sukienki były szpilki, chociaż Diana miała gołe stopy, co sprawiało wrażenie…
-Wyglądasz jakbyś miała ręcznik na plaże.- uznał chłopak, natychmiastowo gasząc siostrę, która opuściła ręce i spojrzała bykiem na brata.-No co?
-Nico. – syknęła.-Nie znasz się.
-To po co uparłaś się na ten wieczór?-zdenerwował się-  Mam ważniejsze sprawy na głowię niż oglądanie tysiąca twoich kiecek. Nie no, młoda nie rób takiej miny… ej… Dianka, tylko nie rycz, młoda…
-Nie mów do mnie młoda,  stary.- odpyskowała, czując łzy. Zawiodła się na nim.
-Dianka… nie płacz.- mruknął, obejmując dziewczynę ręką i przyciągając do siebie. Czuł się niekomfortowo, jednak nie dał tego po sobie poznać.  Dziwnie się czuł trzymając dłoń na odsłoniętym ramieniu siostry i cienkim materiale na jej talii, był przyzwyczajony do tego że siostra miała sukienki po kolano, rajstopy i sweterek. A w tedy wyglądała jakby zaraz miała z siebie zrzucić ubranie. Ona natomiast nie wiedziała o co chodzi. To była zwykła, sukienka a on już się czepiał…-No już… to miał być nasz wieczór taki jak dawniej. Nie psujmy tego, okej?
-Ta..ak- potaknęła walcząc z czkawką.
-No właśnie… Kocham cię.- ucałował ją w czoło a ona go w policzek. W tej samej chwili usłyszeli zduszony okrzyk, w drzwiach. Oboje odwrócili głowy i zobaczyli Tracey Davis stojącą w drzwiach jak wryta i trzymająca dłoń na ustach.-Coś nie tak, Davis?
-Co wy…- zaczęła zdziwiona Davis, jednak żadne z nich nie chciało jej słuchać. Chłopak zamknął drzwi. Diana opadła na łóżko i spojrzała na Dracona. Ten usiadł koło jej, przytulił i zmusił do położenia się. Oboje leżeli tak kilka godzin w ciszy… aż nagle, około północy Diana poderwała się, szybko przebrała i pobiegła z jakąś książką do biblioteki.
~*~
-Ej Tracey, co masz taką minę, królewno?- spytał Zabini widząc swoją dziewczynę. Chwycił ją za rękę i przyciągnął o siebie. Ona usiadła mu na kolanach z zamyśloną miną.-Skarbie…? Byłaś u Malfoyowej?
-Tak… byłam…- odparła w końcu Tracey.
-No i?- zapytała Pansy Parkinson, czytając magazyn ‘Czarownicy’.
-Ona tam była z Draconem.- zaczęła opowiadać panna Davis, nadal będąc w szoku- przytulali się, Diana była tylko w jakimś cienkim ręczniku, miała poczochrane włosy. I oni… oni się lizali.
Reakcja była natychmiastowa. Parkinson opuściła gazetę a Zabini wstał na tyle gwałtownie że jego dziewczyna wylądowała na podłodze.  Nott podniósł głowę znad książki i spojrzał na Tracey jak na skończoną debilkę.
-Ona i Draco, ten tego?- zapytała Pansy ze zdziwieniem.
-No skoro była prawie nago, on nie miał kamizelki a koszulę miał lekko odpiętą… oboje byli luźni i się całowali! To chyba oczywiste że…
-Oni nie są w kazirodztwie.- odezwał się Nott. Miał spokojny ton, jednak cała trójka i tak spojrzała na niego z zaskoczeniem.
-A jak to można inaczej nazwać?- zapytała Davis, w czasie gdy Zabini opadł zszokowany na fotel, nie rozumiejąc tego…
-Oni nie są razem.- powtórzył Nott.-Nie rozsiewaj plotek, idiotko.
-Mówiłeś do mnie?- usłyszeli radosny głos Dafne. Ona i Lars usiedli na sofie z uśmiechami- Co jest?
-Draco i Diana się lizali- powiedziała od razu Parkinson. Lars najwyraźniej podzielał zdanie Notta bo miał ten sam wyraz twarzy co on. Dafne natomiast zareagowała donośną dawką śmiechu. Położyła się na kolanach Larsa, nadal śmiejąc się.  Gdy zauważyła oburzona minę Tracey, wyprostowała się i zaczęła mówić jak najspokojniej.
-Dziś Prima Aprilis? Kurcze, zapomniał Rudym złożyć życzenia. To oni mi takie mega perfumy dali, a ja kurcze… zaraz, jest już kwiecień? Ale jajca, już po moich urodzinach?- kpiła brunetka.
-Dafne, nie rób z siebie idiotki!- zareagowała Pansy- Tracey widziała jak się liżą!
Uśmiech spełzł z twarzy Dafne natychmiastowo. Wymieniła spojrzenie z Larsem po czym założyła nogę na nogę i warknęła że zna bliźnięta. Draco ma dziewczynę a Diana zarywa do kogoś, wiec na pewno nie są razem (co do Diany  oczywiście skłamała).
-Tak, tak ale to ja  widziałam  ją NAGĄ, obściskującą się z własnym bratem!- zawołała Davis,
-To zmień magomedyka, bo ten cię oszukuje.- warknęła w odpowiedzi Dafne.- I nie rozpuszczaj plotek, kminisz? Bo skończysz w szpitalu.
-Oni się lizali, jestem pewna… a ty gdzie?- zapytała, widząc jak jej chłopak wstaje z grobową miną idzie do swojej sypialni.- Nieważne. Ja naprawdę nie kłamem, widziałam Dianę w samym ręczniku...
-A idź się lecz- Dafne wstała i również ruszyła do swojego dormitorium. Tracey z zaskoczeniem patrzyła na to. Następnie skupiła wzrok na Larsie i Nottcie.
-Dafne ma rację.- odezwał się Lars- Draco i Diana? Nikomu o tym nie mów, nie rób im problemów, dość mają swoich…
I on odszedł z tym samym kierunku co Dafne, a Nott pokręcił głową, załamany głupotą ludzi.
~*~
Lyra siedziała w gabinecie profesor Adary Malfoy. Piła gorącą czekoladę i opowiadała nauczycielce o sytuacji w jakiej się znalazła. Ufała tej kobiecie, jak nikomu innemu.
-On mnie nachodzi.- powiedziała ślizgonka, szeptem, jakby bała się że ktoś może je podsłuchiwać. –A ja nie wiem co mam robić… to jest Minister Magii, nie mogę się zgłosić, nigdzie bo on to zatuszuje, a ja będę miała problemy.
-Lyra…- Adara, chwyciła dłoń swojej uczennicy- Bardzo się cieszę że mi o tym opowiedziałaś, jutro z tobą o tym porozmawiam, dobrze?  Dziś w nocy to wszystko przemyśle, przyjdź do mnie jutro o tej porze, dobrze? Dam ci zwolnienie, na pojutrze, bo ta rozmowa może potrwać, a jutro jest mój ostatni dzień tu… Obiecuje że ci pomogę, zrozumiałaś?
-Tak.
-To dobrze… masz jakiś pomysł, na to wszystko?
-Ja…- zaczęła Lyra, natychmiastowo zapominając, co chciała powiedzieć- nie mam pojęcia… to mnie przerasta. Ale wiem jedno… muszę być jedną z NICH.-nauczycielka zachowała kamienną twarz, chociaż  w środku coś w niej pękło. Jedną z NICH? Czy tej dziewczynie, nie jest mało problemów!? – Draco i Diana nic mi nie mówili, sama się domyśliłam. Zauważyłam raz Znak na ręce Diany, oni milczą jak grób. Proszę… niech mnie pani źle nie zrozumie.
-Diana, teraz oddałaby prawie wszystko aby już nie byś śmierciożerczynią.- szepnęła Adara- Oprócz Dracona i was, dlatego jeszcze nie uciekła. Ty nie masz pojęcia, co oznacza być jedną z NICH. Spotkania, misje, bycie podwójnym agentem wcale nie jest takie proste jak może ci się wydawać. Draco jest szantażowany Dianą, a ona ma bóle… jeśli czasem słyszysz wrzaski po nocach, to wiedz że Czarny Pan torturuje Dianę poprzez Znak. I nikt nie może nic na to poradzić.
-Ja to rozumiem.- zapewniła ją Lyra- Ale skoro przyjęłam tą misję… tak będzie lepiej. Czuje to.Ty nie masz pojęcia, co oznacza być jedną z NICH. Spotkania, misje, bycie podwójnym agentem wcale nie jest takie proste jak może ci się wydawać. Draco jest szantażowany Dianą, a ona ma bóle… jeśli czasem słyszysz wrzaski po nocach, to wiedz że Czarny Pan torturuje Dianę poprzez Znak. I nikt nie może nic na to poradzić.
-Ja to rozumiem.- zapewniła ją Lyra- Ale skoro przyjęłam tą misję… tak będzie lepiej. Czuje to.
-Dziecko, nie wchodź w to bagno- powtarzała się Adara- Wiem to z własnego doświadczenia. Jesteś młoda, piękna, utalentowana,  zdolna do wielkich czynów… nie pozwól by jakiś przydupas w garniturze to zniszczył.
-Jestem złym człowiekiem, więc chyba…
-O nie, nie!- zawołała od razu kobieta- Lyrka,  świat nie dzieli się na dobro i zło. Nie ma jednej szczeliny, która odgradza te dwa pojęcia. Dobro i zło się zmywają, nigdy nie wiesz, gdzie dokładnie jesteś. Ale pamiętaj, że zawsze masz kogoś przy sobie. Dafne, Notta, Dracona, Diankę i… - kopnęła ja delikatnie- Josha.
Lyra zaśmiała się, słysząc imię swojego przyjaciela.
-To tylko przyjaciel.- odparła po chwili, ponownie poważniejąc- A do Dracona… mi na nim zależy…
-Wiem.- nauczycielka, uśmiechnęła się ciepło- Boli cię, to co on robi, prawda? Jednak… przepraszam ze się powołam na Dianę, ale spójrz na nią. Ona kocha Blaise’a , ale potrafi uszanować to ze on woli inną. Jak się kogoś kocha to się chcę jego szczęścia… to jej słowa.
-Ona sama, działa przeciwko sobie. Zmieniła się, jest zimna nie daje innym oznak człowieczeństwa.
-Nie masz racji Lyro… nie rób z niej jakiejś jędzy. Zraniła cię ostatnio, to prawda ale pomyśl ile razy cię pocieszała, przytulała ile razy dzięki niej się uśmiechałaś po długim płaczu… ale ona jest szara.- Lyra pochyliła głowę… to co powiedziała nauczycielka dało jej do myślenia- No cóż… na dziś starczy. Do jutra, kochana…
Lyra pożegnała się wychodząc, jednak nauczycielka poprosiła ją o zawołanie jeszcze Diany. Parkinson, kiwnęła głowa i wyszła na korytarz kierując się do Pokoju Wspólnego ślizgonów. Gdy minęła drugie drzwi na lewo od biblioteki usłyszała dwa znane sobie męskie głosy.
-Słuchaj, oboje siedzimy w tym bagnie.- warknął pierwszy głos… chyba należał do tego Niemca, który przyjaźnił się z Dianą… tego młodszego. Larsa.- Nie możemy się kłócić, nie chcę żeby mnie wywalono z takiej szkoły przez jakiegoś niedorozwiniętego, owłosionego faceta.
-Który zmienił cię na zawsze, Halbe.- zauważył drugi głos.. zaraz, zaraz! To był głos Joschy! Lars, przez chwilę nie odpowiadał,  a w tedy Lyra, przestała oddychać, uświadamiaj sobie że chłopaki mogą  sprawdzać czy ktoś ich nie podsłuchuje.
-Co ty robisz?- usłyszała dziewczęcy głos za sobą. Lyra odwróciła się i zobaczyła blondynkę… dopiero po paru sekundach uświadomiła sobie, że stoi przed nią Diana. Ale  wyglądała zupełnie… inaczej. Miała luźną biała bluzkę z czarnym serduszkiem, który wyglądał jak rysunek, który ktoś nieudolnie próbował zmazać oraz czarne rurki i trampki.
-Cii!- mruknęła Lyra, przyciągając Dianę do siebie, wiedząc że i ją zainteresuje rozmowa Josha i Larsa. Wskazała jej palcem na drzwi oraz swoje ucho. Diana kiwnęła głową, mówiąc że rozumie.
-Może ciebie. Mnie jedna noc na miesiąc nie zmieni, rozumiesz?!- zawołał Lars- Od siedemnastu lat, dziadek chciał mnie zmienić, nie myśl że komuś się to uda w jedną noc.
-Tak, tak, ale to ty miałeś jakieś napady wściekłości, nawet ten wywar nie zadziałał… Ale fakt, musimy coś wymyślić zanim się wszyscy zorientują, co jest na rzeczy.
-Kij z wszystkimi, oni mnie nie interesują. Ale mam dość okłamywania osób których kocham. Te bajeczki, za niedługo przestaną działać, Gerd też ma tego dość.
-A co? Nie powiedziałeś jeszcze Dianie?
-A ty się wyspowiadałeś Lyrze?!
Dziewczyny wymieniły spojrzenia, zaniepokojone.  O co chodziło?
-Nie będę jej nic mówił… nie chcę ryzykować.- odpowiedział Josch, a Lars potaknął.- Chodź już stąd, pogadamy jutro…
Diana nie czekając na przyjaciółkę, zaczęła biec przed siebie. Nie była zła, czy smutna… nie chciała po prostu by ktoś się dowiedział że podsłuchiwała. Schowała się za kolumną i usiadła na parapecie. Po dwóch sekundach dołączyła do niej Lyra.
-Wiesz o czym oni mówili?- spytała natychmiast blondynka a jej przyjaciółka zaprzeczyła- Kurde… boję się o nich…
-Ja też. Idę pogadać z Joshem.-  powiedziała Parkinson, sprawdzając jak daleko odeszli chłopacy- Idziesz do Larsa?
-Nie,  jak będzie chciał to sam mi opowie… ale melduj mi o wszystkim.- uśmiechnęła się. Lyra odwzajemniła uśmiech i odeszła. Diana natomiast, wzięła głęboki wdech, zeszła z parapetu i poszła w kierunku biblioteki. Jeśli nie odda tej książki do północy, będzie miała problemy u bibliotekarki. Szła powoli gdy nagle usłyszała czyiś płacz.  Zaraz potem chichot Lavender Brown, która ją  minęła, biegnąc w kierunku wieży lwiaków… Diana poznała ten płacz… Hermiona

-Weasley!-  donośny ryk Diany, rozszedł się po całym korytarzu niczym wściekły krzyk Filcha po kolejnym wybryku Freda i George’a. Rudy odwrócił się zaskoczony i patrzył jak Diana podchodzi do niego. Nie spodziewał się że ma ona tak donośny głos.
-Czego?- warknął, gdy stanęli twarzą w twarz. Diana nie odpowiedziała tylko z całej siły uderzyła go w policzek.- Ała!- zawołał dotykając go dłoniom- Za co?!
-Za co!?- wrzasnęła obudzona ślizgonka- Ty się jeszcze pytasz gnojku ZA CO!?
-TAK Malfoy! Za co!?- nie krył zdziwienia, rozmasowując polika.  Dziewczyna założyła ręce na piersi i spojrzała na niego   bykiem.
-Co u Hermiony?- zapytała zdenerwowana, choć już nie krzyczała. Pożerała go wzrokiem.
-A co ma być? Chyba dobrze…- odpowiedział, wzruszając jedynym ramieniem.
-Chyba dobrze…- powtórzyła jadowicie spokojnym tonem. Takim samym jaki używał ojciec… Dianę przeszły ciarki gdy to sobie uświadomiła, jednak nadal była zbyt zdenerwowana aby odpuścić Weasleyowi. –Wiesz co ona teraz robi? Nie? To ja cię oświecę. Hermiona Granger w tej chwili płacze w opuszczonym lochu. Rozumiesz? Przez ciebie, tępa dzido!
Ostatnie słowa, wykrzyczała wściekła. Nadal miała w uszach płacz Hermiony… nie układało jej się już z Draconem, a do tego ten rudy osioł ZNOWU  przylizał się przy niej z tamtą pustą laleczką.
-Przeze  mnie?
-A przez kogo!? Ty rusz głową, pokaż że masz tam coś więcej od waty cukrowej!  Pamiętasz jak się czułeś gdy w drugiej klasie łaziłam po szkole przytulona do Notta czy dziękowałam Blaise’owi za walentynkę?!  Jak ci w tedy było przykro? Jak nagle znikłeś z Sali gdy zobaczyłeś że twój prezent Bożonarodzeniowy mi się średnio spodobał? Pamiętasz jak się w tedy czułeś?
Weasley się w tedy zaczerwienił. Miał ochotę powiedzieć że jego prezent z drugiej klasy kosztował go pół roczne kieszonkowe i dziewczyna była nim zachwycona- to sweter z pierwszego roku, podobno przyprawił ją o mdłości.
-Źle.- odpowiedziała za niego Diana- Delikatnie mówiąc. Tak samo teraz się czuję Hermiona, PRZEZ CIEBIE.  Ale ona jest dziewczyną, Jest od ciebie wrażliwsza, bardziej emocjonalna i dojrzalsza. Cierpi. Ty ją ranisz,  Weasley. Trochę słabo, zastanów się nad sobą…
Odwróciła się na pięcie i zaczęła odchodzić, jednak zatrzymał ją krzyk Weasleya.
-Ty też wiesz, jak ja się w tedy czułem, nie? Jak widzisz Davis i Zabiniego.

Zatrzymała się . Otarła łzę z policzka, po czym pokazała rudemu środkowy palec i odeszła.

niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 16

Była minuta, może dwie po dzwonku na pierwszą lekcję.  Blondwłosa, dziewczyna, w szybkim kroku zmierzała do klasy eliksirów przez puste już korytarze, gdy usłyszała z daleka żeński głos.
-O, Malfoy! Proszę zaczekać.- zdziwiona dziewczyna, przystanęła i odwróciła się. Ku niej zmierzała  McGonagall.
-Tak?- spytała Diana, patrząc wyczekująco na nauczycielkę.
-Ty masz teraz eliksiry, prawda?- blondynka pokiwała głową- Mogłabyś po drodze oddać to profesorowi Flitwckowi?
-Oczywiście.- pokiwała głową, odbierając dziennik. McGonagall podziękowała jej, dodając Slytherinowi pięć punktów. Zadowolona panna Malfoy, pobiegła w stronę klasy zaklęć. Zapukała w drzwi, jednak nie czekając na zaproszenie, otworzyła je i weszła do środka. Okazało się że profesor Flitwck, miał zajęcia z ślizgonami i krukonami z klasy siódmej. Dziewczyna rozejrzała się, by poszukać jak najwięcej znajomych twarz. Zauważyła Domique, Victorię, Arthura i wielu innych. Wszyscy jak jeden mąż zawołali ‘Sieeema Diana!’ a potem rozległo się parę komentarzy i głupkowatych pytań kierowanych do ich młodszej koleżanki. Diana się tylko uśmiechnęła i pokazała kciuk w górę. Flitwck, próbował uciszyć ślizgonów i paru znajomych Dianie krukonów, jednak nieudolnie. Zaczął w tedy wpisywać uwagi i poprosił Dianę aby została jeszcze chwilę, na co dziewczyna potaknęła z ochotą.
-Co teraz masz?- zawołała Vicky, z jednej z tylnych ławek. Jak zwykle, jej pergamin leżał idealnie czysty, chociaż nieznany Dianie krukon, który siedział w drugiej ławce,  miał już kilka dobrych cali, notatek z lekcji.
-Eliksiry!- odkrzyknęła blondynka, opierając się o ścianę.
-Łuu z cioteczką!- zawołał Arthur Moon, siedzący za Vicky i Caroly.
-Zamknij się, Moon!- zawołała Diana, rzucając w jego stronę jakąś kredą. Nikt nie wiedział po co nauczyciele mają kredy. I tak ciągle dyktowali.
-Panno Malfoy, proszę nie być bezczelną!- zareagował natychmiast opiekun Ravenclawu. Diana przeprosiła i zaczęła się śmiać gdy Moon, zaczął coś gadać o niewłaściwym wychowaniu.
-Jest Lars?- zapytała Vicky. Musiała powtórzyć pytanie, przez ogólne zamieszanie w klasie. Za trzecim razem, Vicky odpowiedziała.
-Wyjechał. Zachorował czy coś.
- Możesz już iść.- powiedział nauczyciel. 
-Ej, nie zostawiaj nas!-  zawołała Caroly, jednak Diana im pomachała na pożegnanie, nadal się uśmiechając. Gdy zamykała drzwi… wydawało jej się że to trwa godzinę. Zobaczyła Richarda, który siedział w swojej ławce i patrzył się kpiącym wzrokiem na swoją eks. Miał okropny, sarkastyczny uśmiech. Gdy Diana zauważyła ż ten, powoli wstaję, szybko zatrzasnęła drzwi i oparła się o nie, całym swoim ciężarem.
Nie myślała normalnie. Była pewna że Richard, lada chwila pchnie drzwi a jej nieudolne próby, pójdą na marne. Że lada moment, zostanie ponownie pobita… nie przyszło jej do głowy że przecież on tego nie zrobi na oczach dwóch klas.
Doszło to do niej, dopiero po paru dobrych minutach. W klasie było cicho, tylko chwilami było słychać idiotyczne komentarze Vicky czy Arthura.

W tedy wstała i dochodząc do siebie, powoli szła w stronę klasy do eliksirów.
~*~
-Uspokój się.- syknęła Lyra, gdy Draco rozlał ślinę goblina wszędzie tylko nie do kociołka. Kątem oka zauważyła że Potter, im się przygląda.- Wybraniec cię obserwuje.
-Gówno mnie interesuje Potter.- warknął smok, patrząc dziko na pannę Parkinson- Gdzie ona jest?!
-Może- zaczął Zabini a na jego twarzy pojawił się głupkowaty uśmiech- się pieprzy z...
-Może tobie przypieprzyć?- gdyby nie to, że Lyra chwyciła go za dłoń. Kiedy sobie uświadomiła że ich ręce się stykają, szybko cofnęła dłoń i skupiła się na swoim zadaniu. W tej samej chwili, do klasy weszła Diana Malfoy. Nauczycielka, jednak zamiast ją zbesztać, tylko się uśmiechnęła i postukała długim paznokciem w zegarek.
-Dziesięć minut spóźnienia.- powiedziała nadal się uśmiechając do zdziwionej Diany- to co? Chyba minus pięć punktów dla ślizgonów? To będzie sprawiedliwe, prawda?
-No... chyba tak.- bąknęła panna Malfoy. Następnie podeszła do stanowiska kuzynek Parkinson, Dracona i Zabiniego. 
-Gdzieś ty była?- syknął od razu blondyn.  Diana się rozpakowywała, mając opuszczoną głowę. -Spójrz na mnie.
Ona nadal, wyciągała podręcznik, udając że nie słyszy brata mimo tego że w klasie nie było hałasu. Okazało się że ciotka Adara, mimo tego że ani razu nie podniosła głosu i wciąż się uśmiechała. Było od razu widać że cała klasa ją kocha, każdemu pomagała. Jakiś puchon dość widocznie, patrzył się na biust nowej i atrakcyjnej pani profesor.
-Diana!- warknął, choć dosyć cicho Draco. Chwycił ją za nadgarstek, tak mocno że ta poczuła że zostaje jej siniak. Poczuła chwilową fale złości i spróbowała mu się wyrwać, niechcący strącając fiolkę z jakimś obrzydliwym płynem. Jednak mimo to, Draco nadal trzymał ją w żelaznym uścisku.
Po klasie rozległ się huk tłuczonego szkła. Diana w pierwszym odruchu , cofnęła się do tyłu. Tak samo jak Draco, który pociągnął siostrę do siebie, a ta tracąc równowagę wpadła prosto na masę śmierdzącej brei. Draco, chwycił ją, jednak za późno.  Ku swojemu przerażeniu, Lyra zobaczyła że w dłoni Diany są odłamki szkła, po rozbitej fiolce. Krew była już na wszystkich palcach blondynki. Ona sama, zamarła i przyjrzała się bliżej swojej dłoni. Była przyzwyczajona do krwi.
-Draco, zaprowadź ja do łazienki i obmyj ranę.- powiedziała natychmiast Adara, pomagając wstać Dianie- Lyra, ty idź po doktora Fussa, jak bedzie zajęty to Astoria ma teraz Opiekę nas Magicznymi Stworzeniami. Tylko się pośpieszcie, ja nie mogę zostawić klasy.
~*~
Diana siedziała na stołku  przyniesionym przez brata i z lekkim obrzydzeniem patrzyła jak en wyciąga z jej dłoni odłamki szkła. Nie wiedziała że ma on tak zwinne palce. 
Chwilami unosiła smutny wzrok i patrzyła w skupione i surowe oczy Dracona. Ku swojemu przerażeniu zauważyła że są one... niemal identyczne do tych co miał ojciec. Poczuła jak prąd przenika jej ciało. Draco nie był ojcem. Draco był dobry. Nie mogła tak myśleć i mieć tak idiotycznych porównań. 
-Powinnaś być bardziej ostrożna.- odezwał się pierwszy.
-To przez ciebie upadłam!- oburzyła się natychmiast, szybko tego żałując. Brat szybko uciszył ją wzrokiem.- Przepraszam.
-Dalej boli?- chłopak zmienił temat, a jego siostra zaprzeczyła ruchem głosy, jednak na niego nie spojrzała. Tkwili w ciszy kilka minut, a każda coraz bardziej denerwowała chłopaka. Co innego jak był sam w Pokoju Życzeń, jednak milczenie Diany zaczęło go dołować. Czemu się nie odzywała? Mogła nawet gadać o jakiś głupotach, byleby w łazience nie było słychać nawet kropel wody, odbijających się od umywalki. - Czemu jesteś smutna?
Dziewczyna nie uniosła wzroku, przez łzę która spływała po jej bladym policzku. Nie chciała płakać na oczach Dracona. W końcu uniosła głowę, jednak się nie uśmiechnęła.
-Oddalamy się od siebie.- szepnęła, zgodnie z prawdą- A ja tego nie chcę.
-Dianka... ja po prostu mam ważniejsze spawy...
-Jasne, to oczywiste. Wszystko jest ważniejsze ode mnie. Bo jak coś mi się stanie, albo zobaczysz mnie z innym chłopakiem niż Lars to od razu się wściekasz! Nie mam życia, przez to i...- Nagle zastopowała. Nie odezwała się już ani słowem tylko ponownie spuściła głowę. Uspokoiła się i szepnęła- Tęsknie za tobą.
-Ja za tobą też... wiesz co? Mam pomysł. Dziś nie pójdę do Pokoju Życzeń. Spędzimy dzisiejszy wieczór wspólnie, okej? Jak dawniej. Co ty na to, młoda?
Uśmiechnęła się w odpowiedzi, nawet zapominając o tym że Draco nazwał ją małą.
~*~
-Masz talent, dziewczyno.- powiedział Gerd, robiąc Dianie, opatrunek nasiąknięty jakimś eliksirem. Diana w odpowiedzi  zaśmiała się uroczo.- Ciągle tu przychodzisz. Jak nie po pomoc w szkole, to z szkłem w dłoni... zahamuj zanim nogę złamiesz.
Uspokoiła go, nadal się uśmiechając. Po chwili wywiązała się rozmowa o Draconie. Diana pełna emocji, opowiedziała Gerdowi o wspólnym wieczorze rodzeństwa, którego nie mogła się wprost doczekać.
-Wreszcie zaczął o ciebie dbać. W ogóle was razem nie widuje, jak coś to on cie ciągnie do lochów jak psa na smyczy.
-Nie przesadzaj.- poprosiła, nadal pokazując równe ząbki- Jest dobrze.
-Nie okłamuj sama siebie.- poprosił. 
-Zaraz, zaczną się runy. – przypomniała sobie Diana- Muszę już iść…
-Diana, czekaj.- Gerd chwycił ją za nadgarstek. Dziewczyna poczuła jak jej ciało przechodzi prąd, przez który dziewczyna drgnęła. To było niezwykle dziwne uczucie, dotąd nieznane… chociaż nie. Kiedyś czuła coś podobnego, jednak nie tak silnego.  To nie było dziwne. To było wręcz przerażające, jednak w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Taki dobry strach… nadzieja? Nie miała pojęcia. Nie wiedziała czy Gerd  czuł to samo, uśmiechnął się, jednak co to mogło oznaczać? Kpi z niej? A może jej pytający wyraz twarzy, go rozśmieszył? Albo po prostu był miły. Jednak uśmiech spełzł z twarzy Niemca gdy zauważył że, na nadgarstku ślizgonki był siniak… nie, nie to na pewno nie był siniak. Po ułamku sekundy uświadomił sobie czym była rana dziewczyny. To był ślad po papierosie… ktoś zgasił na jej ręce swojego papierosa. Chwila… nie jednego! Trzy rany… wszystkie ułożone na jednej linii prostej. Jak to możliwe że nigdy ich nie zauważył?! Przecież to niecodzienne rany. Ah, no tak… Diana zawsze nosił na tym nadgarstku bransoletki. Kto jej to zrobił? Draco? Jej ojciec? Kto, do jasnej cholery miał sumienie tak skrzywdzić tą drobną szesnastolatkę? Od razu zapomniał o tym, co chciał jej powiedzieć, ważny był tylko i wyłącznie nadgarstek Diany- Kto ci to zrobił?
-Nikt.- szepnęła, wyrywając mu się i szybko zmierzając ku drzwiom.
-Diana!
-Co?- spojrzała na niego, wściekłym spojrzeniem.-Czego chcesz!?
-Kto?-szepnął, wiedząc że dziewczyna zdaje sobie sprawę, z tego co przed momentem zobaczył.
-Nie twój interes.
-A właśnie że tak.
-Daj mi spokój.- chciała wyjść, nawet już naciskała na klamkę,  jednak strumień niebieskiego światła, uderzył prosto w drzwi.  Diana odwróciła głowę i zobaczył że to właśnie Gerd rzucił zaklęcie. Wiedziała, że już nie wyjdzie obojętnie ile razy wypowie słowo Alochomora. Oparła się o drzwi i spojrzała na Gerda, wzrokiem, jakiego nigdy w stosunku do niego nie użyła. Był nieco wyzywający, jednak nie taki jak podczas imprez. Była wściekła.-I co?
-Chcę porozmawiać.
-A ja chcę być normalną dziewczyną, która nie musi się martwić dosłownie WSZYSTKIM. Oboje mamy problem, Gerd.
-Diana, nie rozumiesz…
-A co tu jest do rozumienia!? Co cię obchodzi moje życie miłosne?
-Blaise ci to zrobił?- spytał dla upewnienia. Diana w tej samej chwili uświadomiła sobie, że powinna ugryźć się w język.
-Nie… nie Blaise.- miała ochotę popłakać się z bezsilności.
-Richard?- zapytał Gerd. Mimo tego, że dziewczyna się nie odezwała, poznał od razu odpowiedź. Diana kucnęła i schowała twarzy w szacie. Płakała. Nie chciała tego wspominać, ból ożywił się wraz z rozmową z Lyrą, nie chciała tego ponawiać.  Łzy lały się po jej polikach, nie tylko z bólu ale też z wściekłości na Gerda i bezsilności, wobec własnej przeszłości. Przy każdej wzmiance na ten temat, dostawała ataków furii, co zazwyczaj dziwiło rozmówcę. Ta cicha, uśmiechnięta dziewczyna tak otwarta na ludzi, nagle stawała się rozwścieczoną lwicą, pragnącą bronić samej siebie, w imię zasady najlepszą obroną jest atak. Jak okropnie potraktowała Lyrę, gdy ta ją zdenerwowała… Poczuła jak Gerd, obejmuje ją ramieniem- Przepraszam Dianka… ja się po prostu o ciebie martwię.
-Ja..jakim praww…wem?- jąkała się, nadal trzymając głowę w szacie.- Po ccco się wsz…szyscy tak..ta o mni..e martwicie?
-Bo mi na tobie zależy.- gdy poczuła, że ten odgarnia włosy z jej policzka i je całuje. W tedy uniosła głowę i spojrzała a niego, wielkimi oczyma.  Zależy mu na niej… była dla niego ważna… czyli że cierpiałby po jej śmierci. To dało jej siłę… doktor Fuss natomiast, ponownie się uśmiechnął widząc twarz Diany. Wyraz jej twarzy… wyglądała jak wystraszony kociak lub mały szczeniaczek, który nie wiedział czy powinien zaufać starszemu panu który chcę go przygarnąć.  Jej spore, różane usta były w wyrazie niewinności i niewiedzy.-Chodź do mnie.
Objął ja ramieniem i pozwolił by, się do niego wtuliła. Nadal płakała.
-To tak bolało…- wymamrotała. Gerdowi to wystarczyło. Diana nie musiała dalej cierpieć, dzieląc się swoimi uczuciami-Gdzie Lars, gdy jest mi potrzebny? Czego go tu nie ma?
-Jest chory.
-Na co?- zapytała niczym rozkapryszone dziecko.
-Nie mogę powiedzieć- wyszeptał, mocniej ją obejmując-Ale teraz zajmij się sobą… tylko i wyłącznie sobą, Diana.
W tej samej chwili, rozległo się pukanie do drzwi, po czym te się otworzyły. Stanęła w nich osoba, przez którą Diana natychmiast wstała i uciekła z szpitala, słysząc zawołanie Gerda, by poszła do siebie on ją usprawiedliwi.
-Jest na mnie zła?- spytała Tracey Davis, patrząc jak Gerd siada za biurkiem. I ona usiadła na kozetce.-To znaczy Diana Malfoy.
-Ma dziś gorszy dzień, panno Davis.- zbagatelizował sytuację pan doktor.- W jakim celu tu przyszłaś?
-Od kiedy jesteśmy dla siebie na per ‘pan’ i ‘panna’?- spytała zdziwiona Davies. Gdy Gerd spojrzał w stronę otwartych drzwi, zrozumiała.-Ah… ma pan, panie doktorze jakieś wiadomości, co do mojej mamy?
-Jest bardzo w złym stanie.- odpowiedział kończąc pisanie usprawiedliwienia Diany.
-Ile pan jej daje?
Gerd uniósł głowę i spojrzał w oczy dziewczynie. Współczuł jej. Pani Davis była jej jedyną rodziną, jeśli ta umrze do Tracey spędzi następne wakacje w sierocińcu... ale nie mógł jej pomóc. Gdy opuścił wzrok, ta zrozumiała i wyszła jak najszybciej z gabinetu doktora. Ocierając policzki, rękawem szła przez całą szkołę aż do biblioteki. Tam zaszyła się przy jakimś starym regale i zaczęła płakać.
Jęczała tak głośno, że cała biblioteka ją słyszała. Mama... ona umrze, a jej nie ma przy niej. Jedyna osoba którą szczerze kochała, za niedługo umrze.
Nikt mnie nie kocha, nikomu nie jestem potrzebna... myślała głośno szlochając. Jakby chociaż znała ojca. Ale nie... to wszystko nie ma sensu. Nikomu nie jestem potrzebna, nie mam prawa żyć... ja nie chcę żyć.
~*~
http://www.youtube.com/watch?v=8mv06qWduus- najwspanialszy filmik jaki powstał *-* kocham i dziękuje Ci Lyro <3 dla Ciebie ten rozdział ;*

czwartek, 24 października 2013

Rozdział 15

Co boli? To że musisz tkwić bezczynnie
W faktów niewoli, wiecznym memento mori
Eldo- twarze

Draco siedział w Pokoju Życzeń, na starej sofie. Wpatrywał się w Szafę Zniknięć. To była zwykła komoda w której mógł powiesić wieszaki z swoimi marynarkami. Ale ten stary kawałek drewna nie chciał działać… wszystko było przeciwko niemu. Diana leżała w szpitalu, wciąż wymiotowała.  Czas mijał nieubłaganie…
-Czemu, ty  kuźwa nie chcesz działać?!- zawołał, zdenerwowany, kopiąc szafę.
-Spokojnie.- usłyszał melodyjny głos za swoimi plecami. Odwrócił się, i zobaczył Hermione Granger, stojącą dziesięć metrów dalej z szerokim uśmiechem na twarzy. Draco uniósł jedna brew widząc ją.
-Co ty tutaj robisz?- zapytał zdziwiony, gdy Hermiona podeszła bliżej.-Jak… jak się tu dostałaś?
-Nie szukałam ciebie.- zapewniła go, a uśmiech nie schodził jej z ust.-Tylko miejsca gdzie będę mogła się uśmiechnąć… najwyraźniej ja będę tam szczęśliwa, gdzie ty będziesz Draco.- stanęła na palcach- Jesteśmy sobie…
-Hermiona, nie.- powiedział w końcu-Nie widzę w tym sensu.  Ja… ty… to nie ma sensu, jest pozbawione przyszłości.
-Tak.- zapewniła go gorąco-To nie ma żadnego sensu. Dlatego się kochamy.
-Ty kochasz Rona Weasleya. – powiedział zgodnie z prawdą. Uśmiech na twarzy Hermiony, zgasł chwilowo, gdy ta nie wiedziała co ma powiedzieć. Opuściła wzrok i zacisnęła powieki. Przypomniała sobie ten okropny moment gdy Ron pocałował Lavender Brown. Upokorzenie. Ból. Bezradność, która doprowadziło ją do łez.
-Mylisz się. –wychrypiała, ponownie patrząc mu w oczy. Kąciki jej ust, ponownie zmieniły się w uśmiech. –Draco, zrozum. Proszę cię…
-Hermiona, jesteś mądra, nie wmawiaj sobie rzeczy które mogą cię zabić. A patologiczna miłość, może wiele zniszczyć.
-Miłość to słowo o wielu znaczeniach.- odparła- Kocham cię. I nic mnie już nie może zabić, a w życiu trzeba spróbować wszystkiego. Ty mnie kochasz, bo zakazany owoc, zawsze smakuje najlepiej.
-Ty mnie, z tego samego powodu.
-Draco!- zawołała z niedowierzaniem- Masz kiepski dzień, ale nie sprawiaj by inni tez taki mieli.
Chłopak patrzył się na jej usta. Mówiła prawdę? Nie wiedział. Chociaż tego chciał… i to bardzo, po prostu nie wiedział. Zaczął iść do przodu, co zmusiło Hermionę do cofania się. W pewnej chwili, ta oparła się o Szafkę Zniknięć i zaczęło głęboko oddychać, sama nie wiedząc czego się może po nim spodziewać.
Draco położył swój palec na jej dolnej wardze. Nie uśmiechnął się.
Po prostu ją pocałował.
~*~
Diana była już w swojej sypialni. Patrzyła się na swoje odbicie w lustrze, siedząc na kanapie.
Przygarbiona, usta rozszerzone, smutne oczy… z podbitym okiem.
Tak właśnie wyglądała. Całe oko było zaczerwienione a wokół niego potężna fioletowa śliwa. Jak znalazła się na twarzy Diany? Oczywiście przez jej głupotę. Zamiast poczekać na Dracona albo Larsa, dziewczyna postanowiła sama wrócić do sypialni. Rich ją zobaczył i od razu to wykorzystał, a przecież z kim jak kim ale z Richardem nie miała szans. Był silniejszy
Spojrzała w bok, czując okropną bezradność. Łza popłynęła po zapuchniętym policzku. To było najgorsze, za to nienawidziła samą siebie. Za swoją bezradność. Nie umiała być samodzielna, niezależna. A tak dążyła do tej drugiej cechy, jednak to było… niemożliwe. Zawsze ktoś musiał ją nakierować, pomóc… nawet nie umiała skutecznie powiedzieć nie, swojemu eks który nałogowo ją bił.  Ciągle ktoś musiał ją trzymać za rączkę i mówić co można a czego nie. To było okropne. Ciągle była przez kogoś  zdominowana, jak nie przez ojca to przez Richarda.
Ponownie spojrzała w lustro, uświadamiając sobie że jedną brew ma wyżej od drugiej. Przygryzła dolną wargę powoli kiwając głową. Jak szybko wyleczyć oko? Nie chciała być oglądana z tym okropieństwem na twarzy. Wyglądała jak potwór z Loch Ness.
Astoria. Gerd. Pierwsze dwie myśli. Jednak była dopiero dziesiąta rano, wszyscy mieli lekcje w tym Astoria. Natomiast doktor Fuss, był w Skrzydle Szpitalnym a panna Malfoy wolała iść do Dracona i powiedzieć mu Hej Draco! Jak tam? Co z Szafką Zniknięć? Czemu to ci tak długo zajmuje? Dlaczego zmusiłeś mnie do sprzedania się? Czemu po prostu nie kupisz młotka i gwoździ do tej komody, albo nie podejdziesz do Dumbledore’a i nie rzucisz Avady? Czemu mnie kontrolujesz? Dlaczego na mnie krzyczysz i nie pozwalasz mi się zakochać? Dlaczego nie nauczysz mnie samodzielności? Dlaczego nie chwycisz mnie za rękę i nie pójdziesz do nauczyciela i nie powiesz mu że wyrostek z siódmej klasy bije twój a siostrę? Draco… czemu się tak zmieniłeś?
Ledwo co skończyła, odpowiedziała sobie na wszystkie pytania. Zajmuje mu to tyle czasu, bo to zbyt skomplikowane jak na rozum szesnastolatka, który jest szantażowany życiem swoim i rodziny. Nikt jej do niczego nie zmusił, mogła porozmawiać a nie od razu zdejmować szlafrok. Gwoździe i młotek są zbyt banalne, a dobry człowiek nigdy nie podejdzie i ot tak nie zabije niewinnego człowieka. Jeszcze odwróconego. Nikt jej nie kontroluje, to ona jest przewrażliwiona. Draco nie chcę by Diana się zakochała, bo martwi się o jej przyszłość i pamięta o bólu zadawanym przez Richa w piątej klasie. Nikt nie pójdzie do żadnego nauczyciela, rodzica albo dyrektora czy innego urzędasa… czemu? Najpierw zbytnio się bała. Zemsty Richa, opinii publicznej, opowiadania o wszystkich incydentach. Potem usłyszała o opowieści Tracey Davis, której matka została wydziedziczona przez gwałt.
Draco… czemu się tak zmieniłeś?
-Diana… -odpowiedziała na głos, patrząc na swoje odbicie w lustrze. Po jej twarzy błąkał się uśmiech szaleńca. Taki sam jaki posiadała ciotka Bella- Czemu się tak zmieniłaś.- uśmiechnęła się od ucha, sama do siebie. Znała odpowiedź- Wojna wszystkich zmienia. Nawet gdy jeszcze nie wybuchła.
Wstała i położyła się na łóżku. Wiedziała że wszyscy mają lekcję. W swojej sypialni nie słyszała żadnych głosów dochodzących z Pokoju Wspólnego. Czyli że… dormitorium Astorii było puste. Szafka z maściami, nie miała klucza by każdy mógł zawsze sobie wziąć coś czego potrzebował… To było to.
Poderwała się na równe nogi. Szybko podeszła do drzwi i uchyliła je, by upewnić się że nikogo nie ma na korytarzu.  Było pusto, więc wymknęła się szybko do dormitorium, dziewcząt z czwartego roku. Tam Astoria miała w swojej komodzie leki, zastrzyki, odtrutki i inne rzeczy. Diana zdawała sobie sprawę z tego że na pewno znajdzie tam jakąś maść która szybko usunie tą okropną ranę.
Dormitorium dziewcząt, czwartego roku był nieco większy od sypialni Diany. Ściany były pokryte  zieloną tapetą, z złotymi kwiatami. Byłą oczywiście odporna na wodę.  Meble były tam koloru, jasnego brązu. Wszystko wyglądało wyjątkowo ładnie.
Diana wygrzebała z komody, kremową maść z napisem ‘na siniaki- działalność w ciągu trzech godzin GWARATNTOWANA’. Uśmiechnęła się do siebie- z tego co było napisane, jasno wynikało że zanim Draco wróci  do Pokoju Wspólnego. Ulżyło jej- cały tamtejszy poranek pójdzie w niepamięć.
-Co ty robisz?- usłyszała za sobą żeński, głos. Czując dreszcze, odwróciła się. W drzwiach dormitorium stałą Lyra Parkinson. Widząc ją, blondynka jak najszybciej zasłoniła zranione oko. Udawała że je pociera ze zmęczenia. Nie chciała by ktokolwiek, to widział.
-Szukam czegoś na wzmocnienie. –odpowiedziała, wysilając się na uśmiech. Lyra natomiast stała z pomarszczonymi brwiami. Nie wierzyła jej-Słabo się czuję.
Następnie pochyliła głowę, tak aby włosy zasłoniły jej twarz i wyszła z pomieszczenia. Lyra czuła że coś jest nie tak. Jak to możliwe że Diana słabo się czuła, skoro dwa dni, tylko leżała? I po czemu tak pocierała oko?
-Czekaj.- powiedziała szybko, chwytając przyjaciółkę za prawy łokieć.
-Co!?- warknęła Diana. Stanęła z Lyrą twarzą w twarz. Kuzynka Pansy nie odpowiedziała, tylko patrzyła się ze strachem na podbite oko blondynki. Widać było strach w jej oczach. Natomiast w Dianie nagle wzrosła wściekłość. O co i wszystkim chodziło!? W życiu siniaka nie widzieli?
Lyrę najwyraźniej zatkało, bo nic nie mówiła. W końcu wydusiła z siebie krótkie ‘kto ci to zrobił?’ jednak Diana już zamykała drzwi. Wyjęła różdżkę, chcąc zamknąć drzwi jakimś porządnym zaklęciem, ale nie zdążyła. Lyra otworzyła drzwi i rozbroiła ją niewerbalnym zaklęciem.
-Celujesz we mnie różdżką?- zapytała Diana uśmiechając się wyzywająco.- Taka odważna jesteś? Celować w pobitą szesnastolatkę? Chcesz całkowicie stracić szanse u Dracona?- Lyra opuściła chwilowo wzrok. Diana w tedy zaśmiała się, niczym osoba psychicznie chora. Przestała być sobą- Myślisz że nie widziałam, jak się na niego patrzyłaś dwa lata temu? Pamiętam jak płakałaś na Balu Bożonarodzeniowym, gdy on tańczył z Hermioną w parku. Jestem naiwna, ale cię znam. Tu nie chodziło o to że Parkinson ci powiedziała że brzydko ci było w tej sukience. Jesteś słaba… Nigdy nie zapomnę twoich oczu, gdy zobaczyłaś jak Draco zaprasza Pansy a ciebie ustawia z kolegą. Dlatego wyjechałaś. A wróciłaś bo wreszcie dorosłaś.
Cisza. Milczenie, podczas którego Diana sobie uświadomiła, że przesadziła, a Lyra powstrzymywała łzy. Tak… kochała się w Draconie. Ale komu on się nie podobał? Chyba tylko Dianie.
-Nie bądź mściwa, ja tylko chcę z tobą porozmawiać.- wymamrotała Lyra. Blondynka usiadła na łóżku i chwyciła się za włosy.
-Przepraszam. – wyszeptała- Ja już po prostu mam wszystkiego dość. Po co oni mnie uratowali? Nie lepiej żebym już nie żyła? Byłoby mniej problemów…
-Kto ci to zrobił?- spytała Lyra, kucając na przeciwko przyjaciółki. Blondynka uniosła głowę.-Blaise?
-Nie.
-Lars?
-Zwariowałaś?- zapytała. Lars? Uderzyć dziewczynę?
-Gerd, Draco…
-Lyra nie wymyślaj.
-Nott?
-Nie.
-Richard?
Po zapuchniętym policzku Diany, polały się łzy.
-Przecież ty z nim chodziłaś!- zawołała Lyra, natychmiast rozumiejąc, milczenie Diany.
-On mnie bił gdy byłam jego dziewczyną.- odparła oschle- co tam dla niego, czasem walnąć eks w oko.
Lyra, usiadła koło przyjaciółki i ją przytuliła. Czuła złość, ale nic nie powiedziała. Pisały ze sobą, ale Diana nic nie powiedziała o tym że Rich wcale nie był taki idealny jaki się wydawał. Nic nie wiedziała…
-Czemu nic nie powiedziałaś?- spytała szeptem, na co panna Malfoy zareagowała histerycznie.
-A co ci miałam powiedzieć?!Że chłopak którego kocham, jest damskim bokserem?  Że nadal z nim jestem choć złamał mi rękę? Że nie umiem żyć bez chłopaka który codziennie mi dawał z liścia? To ci miałam napisać? Że jestem słaba?
-Nie.- przerwała jej Lyra- Tylko że mnie potrzebujesz.
-Wiedziała tylko Astoria.- odparła cicho- Powiedziałam jej, gdy złamał mi rękę. Nie wiedziałam, jak mam się wytłumaczyć przed Draconem, ona mi ustawiła kości. Nie chciałam żeby ludzie wiedzieli… Nie miałabym życia.  A nie jestem z nim tylko dlatego że Potter mi pomógł.
Po tym opowiedziała Lyrze, w jaki sposób zerwała z Richardem. O jego pogróżkach i nękaniach. O tym że nie miała zamiaru iść do dyrektora, bo się bała.
-Raz…- wspominała Diana- przyniósł mi śniadanie do łóżka. Richard. To było takie słodkie, ja byłam zachwycona. Ale godzinę później miałam skręcony nadgarstek. On naprawdę potrafił być czarujący. W tedy mu wszystko wybaczałam. Potem, mi pokazywał jaki jest naprawdę, a ja sobie tłumaczyłam że on w taki sposób pokazuje mi miłość. Byłam taka głupia… nadal jestem.
-Nie prawda.- zaprzeczyła szybko Lyra- Ty po prostu… jesteś przyzwyczajona do bycia zdominowaną. Najpierw ojciec sprawił że jadłaś mu z ręki… potem Rich a teraz Draco…
-Ja cię przepraszam.- przerwała Diana, przyjaciółce popatrzyła na nią ze smutkiem- Nie powinnam mówić tych okropnych rzeczy o tobie i…
-Tu nie chodzi o mnie.- uśmiechnęła się-  To ty masz podbite oko.
-Nazwałam cię słabą, w czasie gdy to ja taka jestem.- przypomniała jej.-Miłość nie wybiera. Robi zawsze to co chce, nie zważa na uczucia innych.  Jest egoistyczna… biała.
-Miłość dla każdego ma inną barwę. Nie jest egoistyczna, to ludzie tacy są, nie umieją zrozumieć definicji tego słowa. Ty kochasz Blaise’a dlatego  chcesz jego szczęścia i nie niszczysz Davis…
-Muszę nałożyć tą maść.- przerwała jej, nie chcąc o tym rozmawiać. Lyra zrozumiała, po czym wyszła z pomieszczenia.
~*~
Draco Malfoy siedzi koło Skrzydła Szpitalnego.  Twarz ma schowaną w dłoniach. Znowu TO się dzieję. To zaczęło być okrutnie  nudne. Ale nadal ma przed oczyma widok, mdlejącej siostry.
Teraz słyszy jej wrzaski bólu. Ona nadal cierpi.  Gerd jest świetnym lekarzem, znowu jej pomoże… Diana za dzień, dwa ona ponownie wyjdzie ze szpitala i zacznie nadrabiać zaległości w szkole. Wszystko się ułoży, wszystko będzie dobrze…
Dafne siedzi koło niego, skulona. Kołysze się w obie strony, i próbuje za wszelką cenę pozbyć się czkawki. Boi się. Diana straciła cała odporność, właśnie się wykrwawia. Jej organizm jest niezwykle słaby… pokarm się nie trawi,  nie może zbyt dużo pić, nawet zwykłej wody bo w tedy cały dzień nie wychodzi z łazienki. To wszystko ją zabija. Zabijało od pół roku, a teraz nadszedł koniec. Ostatni rzut kostką.
Lars nadsłuchuje. Oprócz przeraźliwego krzyku, Diany ma nadzieję usłyszeć słowa Gerda, Astorii albo coś zrozumiałego z ust Diany.  Ale nic. Tylko bezustanne wrzaski. To go dołuje. Zna ją zaledwie dwa miesiące, a czuje się jakby była jego trzecią, siostrą. Kocha ją. A ona teraz umiera.
Lyra siedzi na podłodze i patrzy się tępo na ścianę. Nie wie co ma o tym wszystkim myśleć.  Trzy godziny wcześniej, rozmawiały ze sobą. Oprócz siniaka, Diana była  cała i zdrowa, a przynajmniej fizycznie. Teraz  ból ją niszczy. Teraz umiera. To ma być koniec? Dlaczego, teraz? Co się stało? Kolejne bóle? Jest w to zamieszany Mroczny Znak, który dojrzała na ręce Diany podczas ich rozmowy. Lyra nie miała kontaktu z Dianą od końca wakacji. Pięć miesięcy. Tyle potrzebował Czarny Pan by zniszczyć Dianę.
Gerd patrzy na wielkie łzy Diany. W Boże Narodzenie, uratował jej życie. Teraz też to robi, ale sytuacja nie jest taka sama. Dynamiczna. W święta, była nieprzytomna- teraz wszystko czuje, wie co się dzieje. Czuje ból. Gerd też. Boli go, cierpienie Diany, jej łzy i krzyki. Boi się,  każdego ruchu. Wie że problem tkwi w Znaku, wiec próbuje go wyciąć.. nożem. Gdy ostrze zanurza się w ciele dziewczyny, ta zaczyna rzucać się po łóżku, piszcząc z bólu. Nóż wchodzi łatwo, jakby jej skóra była  lekko roztopionym masłem. Krew jest zaschnięta, nie wylewa się z jej ran, wokół Znaku.  Wie że go nie wytnie, tym skazałby ją na natychmiastową śmierć. Jednak musi zobaczyć co jest pod nim. Ręka mu się nie trzęsie, wie że jeden fałszywy ruch i przetnie jej całą rękę…
Astoria pomaga jak może, czując zadyszkę. Robi co może, mimo tego że czuje obrzydzenie widząc mięśnie Diany ale zmusza się do tego widoku, wiedząc że z każdą sekundą, wzmacnia się w swoim fachu. Spogląda na zapoconą twarz Gerda. Wszystkich to bolało. Na tym polega ironia tej sytuacji- każdy się o nią boi, każdy cierpi. Ale ona sama najmniej. Diana była inna. Inaczej pojmuje ból, miłość i cierpienie. Dlatego zawsze z Astorią tak dobrze się dogadywały. Obie są inne.
-Czemu to tyle trwa?- pyta zniecierpliwiony Draco.
-Ona to prze…prze…przeżyje.- jąka się Dafne. Zawsze się udaje. Diana ma psie szczęście.
Lyra i Lars spoglądają na nich, a następnie wymieniają porozumiewawcze spojrzenia. Oboje wiedzą że jak poważna jest ta sytuacja. Oboje mają nadzieję, że jej się uda, jednak… równie dobrze to może być koniec. 
Lyra otworzyła usta chcąc coś powiedzieć, jednak nie pozwolono jej.  Zza rogu wybiega Blaise Zabini. Ma spocone czoło i rozkojarzony wzrok.
-To prawda że…- zaczyna, jednak po korytarzu roznosi się niewiarygodny krzyk Diany. Zabini zatrzymuje się i patrzy ze strachem. Znowu bóle? Czy coś gorszego? Co się z nią dzieje. Blaise patrzy na zrozpaczonego Draona i natychmiast rozumie, co się stało. –TO PRZEZ CIEBIE!
-Śmiesz go oskarżać?!- woła Lyra, wstając.-To twoja wina!
- A co ja jej zrobiłem?- pyta wyzywająco, spoglądając z góry na niską Lyrę.-To on nie umie zaopiekować własną siostrą.
To przesada myśli Malfoy. Gwałtownie wstaję i chcę dać prawego sierpowego, swojemu przyjacielowi, jednak Lars go chwyta i uspokaja.
-Diana nie chciałaby żebyście się kłócili.- mówi szwab, patrząc spokojnie na nich, chociaż w środku o niczym tak nie marzy jak o pobiciu Zabiniego.
-To ona już nie żyje?- pyta ze strachem Blaise.
-Jesteś głuchy, czy nie słyszysz jak się drze?- Dafne ma sarkastyczny ton. Jest wściekł tak samo jak reszta. Nie rozumie po co on tu przyszedł, skoro  za pewne dziesięć minut wcześniej całował Tracey Davis.
-CO CIĘ TO OBCHODZI?!- wybucha Lyra- KOCHASZ JĄ!?
 Blaise chcę odpowiedzieć, jednak krzyki Diany, ucichają. Cała piątka patrzy na drzwi. Wszyscy czują strach. Co się dzieje?  Dafne wstaje i podchodzi do drzwi.
-Nic nie słychać. – szepcze.- Nic…
-Co się dzieje?- pyta wystraszony Draco i patrzy na Larsa.
-Nie wiem.- odpowiada on. W te samej chwili drzwi się otwierają.  Stoi w nich Gerd. Po jego policzku spływają łzy.  Dafne zaczyna trząść głową.
-Diana nie żyje. – mówi Gerd.
Draco budzi się cały spocony z snu. Najgorszego w jego życiu. Te szpitalne łóżka były okropnie niewygodne, nic dziwnego że chorzy tak często uciekali. Malfoy podnosi się z łózka chcąc zobaczyć czy Diana jeszcze śpi. Dziewczyna jednak ma szeroko otwarte oczy w nim utkwione. Chłopa czuje dreszcze, widząc że oczy Diany są pozbawione wyrazu.
-Diana…- szepcze imię siostry. Patrzy na nią ze strachem. Ona nie odpowiada. Draco schodzi z łóżka i klęka przy niej. Nie rozumie co się dzieje, dopóki nie dostrzega szwów przy Mrocznym Znaku, które łączyły Znak z resztą skóry… to wygląda jakby znak został wycięty… ku swojemu zdziwieniu widzi że w skórze jest  siostry czarna masa…-Co się dzieje? Diana…! Słyszysz mnie?!
Ponownie nie otrzymuje odpowiedzi. To nie był sen. Diana nie oddychała.
-Odezwij się.- prosi, czując łzy.- Dianka… Diana obudź się, powiedz coś!
-Ona nie żyje.- słyszy zimny głos, nad swoją głową. Unosi ją i widzi Czarnego Pana, który gładzi swoją różdżkę.  Draco patrzy na niego, hamując łzy. Różdżka Czarnego Pana lśni… wściekły Smok wstaje i rzuca się na niego.
-Draco!- słyszy żeński gdzieś w głębi siebie. Albo na zewnątrz?
Co to za głos? Czyj? Lyry? Dafne? Astorii? Hermiony?
-Diana…- mamroczę, jakaś jego część.
Bije Voldemorta z pięści w twarz. Niech cierpi, tak jak Diana.
-Co się dzieje!?- żeński głos, nie daje mu spokoju.
Kto to mówi?! Jedyna kobieta w Sali, leży martwa stopę od niego.
-ONA PRZEZ CIEBE NIE ŻYJE!- krzyczy.
Diana nie żyje przez tego gnoja. To przez niego cierpiała, to on zapędził ją do grobu.
-Kto nie żyje? Draco, na Boga co się dzieje!?
Siłuje się z Czarnym Panem. Musi go zabić, musi pomścić Dianę.
-ZABIJĘ CIĘ!
Kopie przypadkiem jego różdżkę w bok. Łapie ją i przykłada  do miejsca gdzie normalny człowiek ma nos.
-Mnie?!
To jeszcze nie koniec syczy Czarny Pan.
-Avada…
-OBUDŹ SIĘ!- krzycz dziewczyna.
Unosi wzrok. Widzi ducha… ducha Diany.- Draco proszę cię.- szepcze. Dotyka jego ramienia.
Draco otwiera oczy. Nie wierzy własnym oczom. Przednim klęczy Diana, gładząc go po, jego spoconym czole.

-Wszystko dobrze.- powiedziała uśmiechając się. Chłopak bierze w dłonie jej twarz i patrzy w oczy. Uświadomił sobie… to był sen. Być może z morałem… ale Diana żyła. Żyła, w jej oczach jest jak zawsze radosna iskierka… wszystko będzie dobrze.
~*~
Dziś nie ma videa ;c i mam kiepskie wieści: kuzyn zabiera mi laptop bo musi coś w nim porobić tak więc następna notka pojawi się... sama nie wiem kiedy...

środa, 16 października 2013

Rozdział 15

„Spróbuj zamarzyć, zapomnieć o problemach
Bo dzisiaj nie zawalczysz o tytuł króla podziemia.”
06.Kali-Pauza
W klasie Obrony Przed Czarną Magią, rozległ się dzwonek w tej samej chwili gdy Diana podpisała się na szczycie pergaminu. Dziewczyna wstała i odniosła sprawdzian  na biurko Snape’a zapominając o unikaniu kontaktu wzrokowego- spojrzała na twarz profesora. Od razu pożałowała, gdy Snape chwycił ją za rękaw, a jakiś idiota z tyłu zagwizdał. Reszta poszła za nim w śmiech.
-Ogarnijcie dupy, idioci.- warknął Blaise, skutecznie uciszając połowę. Diana spojrzała na niego, ale nie zdążyła mu podziękować bo z tyłu rozległ się pisk Padmy Patil, która została odepchnięta przez Dracona w bok, z taką siłą że upadła na ławkę rozlewając atrament na sprawdzian Pansy Parkinson, która zrobiła się cała czerwona, na co śmiechem zareagowała jej kuzynka-Lyra. Szum był wielki, ale nie za sprawą wypowiedzi Blaise’a tylko zachowania Draco, który chwycił Deana Thomasa za kołnierz i przycisnął do ściany.
-NIGDY NIE ŚMIEJ SIĘ Z MOJEJ SIOSTRY!- wydarł się mu w twarz- ROZUMIESZ!?
-Draco…- szepnęła Diana, podchodząc do brata i dotykając jego łokcia, opuszkiem palców-Proszę cię…
-Idź stąd.
-Draco…
-ZAMKNIJ SIĘ I RÓB CO MÓWIĘ!- wrzasnął chłopak, patrząc dzikim spojrzeniem na siostrę, która ze zdziwieniem cofnęła się o dwa kroki. Nie spodziewała się takiego tonu. Do akcji wkroczył Snape, wypraszając wszystkich z Sali i odejmując gryfonom dziesięć punktów, tak naprawdę z niejasnych powodów. Gdy w klasie został już tylko profesor i Diana, dziewczyna spojrzała wściekła na nauczyciela.
-Zadowolony jest pan z siebie!?- zawołała zezłoszczona.- Teraz nie będę miała życia, póki kogoś innego wezmą na języki!
-Spokojnie Diano.- odparł ze lekceważąco profesor siadając za biurkiem- Musimy porozmawiać.
-Na Boga, niech pan sobie odpuści.- mruknęła ze zrezygnowaniem.- Ile będziemy jeszcze drążyć ten temat?
-Póki nie zrozumiecie powagi sytuacji.- Diana prychnęła, mamrocząc o tym, że w takim razie, sobie poczekają oboje- Mam nadzieję że chociaż twoja ciotka, przemówi ci do rozsądku.
-Jaka ciotka?- zapytała zaskoczona dziewczyna.
-Twoja ciotka, Adara będzie nauczała eliksirów, póki Slughornowi się nie polepszy. Zatruł się jakimiś grzybami, przez tydzień, dwa nie będzie w stanie uczyć.
-Świetnie.- odpowiedziała szybko i wyszła z klasy zapominając o torbie z podręcznikami.
~*~
Diana wyzywała się w myślach za to że nie ubrała na siebie nic cieplejszego od granatowej bluzy z kapturem. Z drugiej strony dobrze zrobiła. Nikt chyba, nie poznałby jej, póki nie zauważyłby z bliska twarzy. Kto zorientowałby się, że ta dziewczyna w dresie to Diana Malfoy, która była ubrana w sukienkę? Nikt.
Chowała dłonie do kieszeni, a twarz miała pochyloną by rozpuszczone włosy nie przepuszczały zimnego powietrza przez które, na jej policzku było już parę rumieńców.
Patrzyła się na piasek. Stała na plaży, metr dalej była już woda. Myślała nad tym co się stało w ferie. Przed jej oczyma pojawiły się obrazy. Ale nie pierwszoosobowe, to nie ona była w nich obserwatorem. Tylko widziała własne wspomnienia, oczami świadka. Jakby stała i widziała jak Czarny Pan ją dotyka. Jak zaciska swoje długie, obskurne paznokcie na jej ciele.
Sceny szybko się zmieniały, a z każdą czuła się jeszcze podlej.  To co zrobiła, było obrzydliwe brzydziła się samą sobą. Ale zrobiła to dla brata. Inaczej żadne z nich już by nie żyło, a jeśli tak to byliby… wrakami ludzi. Torturowani… a Diana za pewnie byłaby gwałcona. Wybrała mniejsze zło, bo dotyczyło ono tylko jej samej. Tylko ona cierpiała, tylko ją nachodziły koszmary tylko ona nie umiała już nawet pocałować jakiegoś chłopaka na dyskotece. Nikt nic nie wiedział. Nawet Draco, Dafne i Lars. Nikt. Tyle ludzi zasługiwało naprawdę. Lyra. Gerd. Ciotka Adara. Astoria. Od pewnego czasu nawet Hermiona Granger. Wszystkich okłamywała, wymyślając głupoty, na poczekaniu. To było okrutne, ale z drugiej strony… jakby na to zareagowali? Odwróciliby się od niej? Draco by się wściekł, ostatnio denerwował się z każdego powodu, krzyczał i robił awantury o nic. Lars by się załamał… za pewne. Nie mogła na to pozwolić. Aby z tego powodu inni cierpieli. To przecież była jej decyzja. Ona to zaproponowała. Skazała się na cierpienia mentalne, w zamian za szanse ocalenia bliskich.
Uniosła głowę, patrząc na fale. Kim była? Takie pytanie narodziło się w jej głowie. Na pewno nie zwykłą dziewczyną…a może? Może wręcz do bólu, zwyczajną nastolatką? Jaka inna siostra nie poświęciłaby cnoty i dumy w zamian za życie brata? Zapewne każda, w jej zachowaniu nie było nic heroicznego. A może była po prostu dziwką? Nic w życiu nie osiągnęła, żyła na koszt rodziców kpiła z innych tylko dlatego bo nie byli tacy jak ona. Bo byli inni. Zachowywała się jak rozkapryszona księżniczka bo miała lepsze ubrania i modniejszą fryzurę. Jedynym odchyłem byli bliźniacy Weasley oraz Hermiona…  W wieku piętnastu lat straciła dziewictwo a jedyny osobami wiedzącymi o tym była Dafne i Blaise. Odrzuciła Rona Weasleya bo nie lubiła piegowatych rudych. Była pewna siebie, ale tylko w szkole. W domu natomiast była cichą dziewczynką unikającą surowego ojca. Nie miała poczucia własnej wartości, nie szanowała nikogo i niczego, nawet samej siebie. Sprzedała się Czarnemu Panu.
-Nikim.- odpowiedziała na głos, sobie na pytanie. Oto kim… a raczej czym była… nikim.
-Cześć.- usłyszała za sobą męski głos.- Nie jest ci zimno?
Odwróciła się i spojrzała na twarz chłopaka. Spodziewała się Larsa. Ale to był jego kuzyn.
-Hej, Gerd.- odpowiedziała.- Nie… nawet nie, jest tak źle jak może się wydawać. Ta bluza jest ciepła.
-Co ty tu robisz? – Diana utkwiła wzrok a w falach i odparła zgodnie z prawdą.
-Myślę.
-O czym? Jeśli mogę wiedzieć.- dodał szybko. Spojrzała w bok, wymuszając uśmiech. Odpowiedziała że o wadach. -To teraz pomyśl o zaletach. Masz ich o wiele więcej.
-To znaczy?- spojrzała na niego, wyczekująco. W jej wzroku było też wyzwanie. Była zdołowana, myślami. Jak ktoś mógł mówić że ma zalety!?
-Jesteś wrażliwa.- powiedział- Człowiek bez uczuć się nie tnie…- (‘Mylisz się’ pomyślała’ właśnie o to chodzi że ja nie mam żadnych uczuć…’)- Mądra, inteligenta. Bardzo sprytna…
-Słaba.- weszła mu w słowo- Jestem słaba. Dlatego się pocięłaś.
-Nieprawda.- uznał- Ale nie umiesz docenić samej siebie. Tego że masz pełno zalet. Kiedyś… słyszałem że byłaś arogancka. Ale teraz już nie jesteś. Aktualnie liczy się dla ciebie tylko Draco.
-To mój brat.
-Rozumiem. Lena też jest dla mnie bardzo ważna… Tak jak Lars, Adalruna i Roza.
-Siostry Larsa?- domyśliła się Diana, słysząc nieznane jej jak dotąd imiona.
-Tak. Ale teraz ciocia Zygfryda… znaczy matka Larsa i dziewczyn jest znowu w ciąży, więc może wreszcie będzie miał tego, swojego wyczekiwanego brata. Ale nie zmieniaj tematu!- zawołał widząc że panna Malfoy uśmiecha się zadowolona- Sama widzisz. Jesteś sprytna…
-Ta…
-… i piękna.- dodał. W oczach Diany pojawiło się zdziwienie. Nie wiedział jak bardzo poprawił jej humor.- Ale lepiej wracajmy do  zamku. Jesteś zimna jak lód.
Nie miał pojęcia, jak bardzo miał rację.
~*~
Szli razem, rozmawiając o… wszystkim. W zamku było cieplej niż na dworze, jednak Gerd mimo to pożyczył Dianie swoją kurtkę. Była o wiele za duża, ale ciepła a to blondynce wystarczało.
Gdy przechodzili, koło zagłębienia w ścianie, w którym zazwyczaj uczniowie pisali ściągi i się całowali. W tamtym momencie, właśnie była taka para. Całowali się. B
Blaise i Tracey.
Diana odwróciła wzrok, jak najszybciej schodząc ze schodów.  czującak w jej serce ktoś wbija igłę. Rozgrzaną igłę, która sprawiła że zaczęło jej być gorąco. Ale już nie w sercu. Ból szybko przeniósł się do ręki. Poczuła mdłości, a jej głowie zawirowało. Upadła ze schodów, tracąc czucie w nogach.
-Diana!- zawołał Gerd, jednak nie zdążył jej chwycić i uratować od upadku.
Dziewczyna jęknęła z bólu. Znak…
-Boże…- wyszeptała z trudem , kątem oka zauważając że lewy rękaw kurtki Gerda był w krwi.- Boże… proszę.
Płakała z bólu. Ale nie krzyczała. Po prostu woda wylewała się spod pół zamkniętych powiek. Wszystko działo się szybko, mimo to nie pamiętała już, co ją doprowadziło do takiego stanu. Mdłości spowodował wymioty, na które nie miała nawet siły. One po prostu wylewały się z jej otwartych ust a z nosa kapała krew. Jednak mimo tego obrzydliwego widoku, Gerd podniósł Dianę i jak najszybciej zaprowadził do Skrzydła szpitalnego. Jęki Diany rozprowadzały się po całym korytarzu niczym szloch Jęczącej Marty. Nadal wymiotowała, nadal z jej nosa ciekła krew, nadal nie czuła nóg, jednak opaska którą założył Gerd na Znak, hamowała ostre krwawienie.
Nawet nie czuła upokorzenia. Nie myślała o tym, jak obrzydliwy jest jej widok i fakt że kołnierz kurtki Gerda był cały w jej ślinie. O tym że smród roznosi się kilkanaście stóp dalej. Ból. Nic więcej. Nic więcej nie było ważne, niż to, aby cierpienie ustało. Kiedyś słyszała o potwornym bólu jakim było chłostanie w stopy. Czuła się najprawdopodobniej tak samo, tyle że Czarny Pan chłostał jej przed ramię.
Bóg jej wysłuchał. Straciła przytomność.
~*~
Draco Malfoy siedział w Wielkiej Sali a jego wzrok był utkwiony w jajecznicy.  Co parę minut unosił wzrok w stronę drzwi, aby upewnić się że jego siostra przez nie, nie wchodzi. To była pora lekarstwo, powinna siedzieć naprzeciwko niego i zażywać lekarstwa. Ale jej nie było. Nie miał pojęcia gdzie mogła się podziewać. Lars rozmawiał z Pomyluną, Dafne uczyła się do egzaminu z eliksirów (chciła kontynuować przedmiot i musiała zdać przed komisją) Astoria miała kółko magomedyczne, Lyra trenowała qudditich, a Lena znęcała się nad młodszymi. Kompletnie, nie była podobna do brata i kuzyn
Gdzie mogła być Diana? I z kim? Wszyscy znajomi byli zajęci.
Martwił się o nią. Była jego siostrą. Jedyną na całym świecie. Jakby jej nie było… byłby jedynakiem. Sam. Byłoby jeszcze gorzej niż przy  Dianie, o ile to w ogóle możliwe. To dzięki niej, przedłużył się termin zadania… Właśnie. Gdyby nie panna Malfoy, termin by się skończył prawie miesiąc temu. Co ona zrobiła, tak przekonującego?
Jego rozmyślania przerwała Astoria, która wbiegła do Wielkiej Sali ignorując po drodze jęk jakiegoś małego puchona, którego niechcący popchnęła. Wszystkie głowy zwróciły się ku niej, gdy zahamowała przy Draconie i zdyszana powiedziała.
-Diana.- To było jedno imię. Ale Draco wszystko zrozumiał od razu. Astoria miała kółko w szpitalu. To tam była wówczas Diana.
Gdy był już przy łóżku siostry-zamurowało go. Była blada, miała zapadnięte policzki. Wory pod oczami a z jej ust bił nieprzyjemny zapach wymiotów. Jej kurtka tez była z obrzydliwej substancji. Ale to nie była jej kurtka. Tylko doktora Fussa.
-TY!- wydarł się i pchnął na ścianę Gerda.- TY JĄ SKRZYWDZIŁEŚ!
-Draconie, ja nawet jej nie dotknąłem…
-Ma na sobie TWOJĄ KURTKE FUSS!- darł się nadal chłopak. Gerd pozw0alał szesnastolatkowi, targać swój kitel. Rozumiał jego wściekłość, tak samo by się zachował jakby podejrzewał ze ktoś zranił Lenę. Draco w końcu przestał szarpać jego koszulą.  Nagle,  zeszły z niego wszelkie siły, niczym z dmuchanej piłki którą nagle wpadła na rosnące kaktusy.
Chłopak usiadł zgarbiony na łóżku siostry i patrząc na jej bladą twarz, dotknął zimnej dłoni. Sprawdził na wszelki wypadek puls, siostry… wyglądała jakby nie żyła.
Zachciało mu się płakać, gdy wyobraził sobie zwłoki Diany w czarnej trumnie. Szybko pociągnął nosem i pochylił głowę. Łza w ten sposób upadła na podłogę.
Nie mógł być słaby.
~*~
-OBUDZIŁA SIĘ!- to były pierwsze słowa, jakie usłyszała Diana, za nim jeszcze zdążyła otworzyć oczy. Miała kiepski wzrok, na samym początku wszystko było biało, szarą masą. Po chwili, uświadomiła sobie że to nie była kwestia dobrego wzroku.
Wszędzie było biało. Biała pościel, szafka, krzesło na którym siedziała zaspana Lyra, biała piżama którą Diana miała na sobie. Wszystko białe. Od tamtej chwili znienawidziła kolor biały. Zaczął jej się kojarzyć z cierpieniem.
 Była oczywiście w Skrzydle Szpitalnym.
-Dianka.- Draco, chwycił jej dłoń i spojrzał na siostrę, Była dwa dni nieprzytomna. Nareszcie się obudziła- Dianuś…
-Draco.- wszeptała jego imię, wyciągając rękę by go przytulić, jednak nie umożliwiło jej, to rurka przypięta do jej dłoni. Pytająco spojrzała na Astorie, która już zmierzała do starszej koleżanki z flakonikiem.-Astorio, co to…?
-Pij szybko.- wyszeptała Astoria- Nie masz pojęcia jakie masz szczęście. Pomley wyjechała do chorej matki. Gerd wszystkim zarządza. – Diana poczuła jak wielki kamień opada z jej serca. Nawet się nie zastanowiła dlaczego leży w szpitalu gdzie wszyscy mogliby zobaczyć Mroczny Znak. –Już ci lepiej?
-Tak.
Astoria, uśmiechnęła się po czym weszła do gabinetu Gerda. Zamknęła za sobą drzwi i spojrzała na grubo starszego kolegę z fachu. Po którego czole, spływały kropelki potu. Dwa dni, ciągle patrzył czy dziewczyna oddycha. Ale tylko w tedy gdy nie było jej brata, Blaise’a i Dafne.
-Obudziła się. – wyszeptała Astoria. Gerd uniósł głowę- Czuje się dobrze.
Gerd, westchnął i oparł się o siedzenie krzesła. W sercu poczuł szczęście. Diana się już obudziła.
-Bóg mnie wysłuchał.
Na twarzy Astorii, pojawił się cień uśmiechu.
-Mnie też.- szepnęła, tak cicho, że ledwo sama siebie usłyszała. Po czym dodała głośniej- Idź do niej.
-Zwariowałaś? Draco mnie zabije, obwinia mnie za ten wypadek.
-Draco obwinia, zawsze wszystkich tylko nie samego siebie.- odparła czternastolatka, zdejmując biały kitel i wkładając go do szkolnej torby- Kiedyś powiedział m…ojej. Mojej przyjaciółce, że to jej wina że nie umie się zakochać w kimś u kogo miałaby większe szanse. Nie wspomniał ani słowa o tym, że poprzedniego dnia na dyskotece z nią tańczył i przytulał.
Gerd patrzył na Astorię ze skupieniem. Niemal zapomniał o Dianie.
-Może chodziło to , że kochał w tedy kogoś innego?- spytał delikatnie, Fuss. Brunetka jednak zaprzeczyła ruchem głowy.
-On nie wie co to miłość.- odparła- Wobec Diany, czuje jakieś chore, nadopiekuńcze uczucie. Chce ją kontrolować, wiedzieć co się z nią dzieje. Ale nie chce jej szczęścia. Tylko swojej satysfakcji, że ona jest szczęśliwa według niego. Czasem myślę że jego syn, będzie miał jeszcze gorszego ojca, od Lucjusza. A dziewczyny tylko zdobywa. Nic więcej.
-Czemu tak sądzisz?- zapytał Niemiec- Każdy wie co to miłość.-Co on ci zrobił?
Astoria wyprostowała się i założyła torbę za ramie, uświadamiając sobie że powiedziała za dużo. Ufała Gerdowi, nawet zastanowiła się czy czegoś nie powiedzieć, jednak ostatecznie oblizała wargi, patrząc na nogi biurka.
Wyratował ją dzwonek oznaczający lekcję.
-Wybacz, muszę iść na wróżbiarstwo.- mruknęła i wyszła z gabinetu, tak szybko jak tylko umiała. Uśmiechnęła się jeszcze do Diany, by zaspokoić jej zatroskane spojrzenie. Nie chciała rozmawiać. Potrzebowała ciszy, spokoju. Chciała się na czymś skupić, a wróżenie z linii dłoni, mogła sprawić że Astoria nie będzie mogła myśleć o niczym  innym.
Przy zakręcie, wpadła prosto na Larsa Halbe.
-Obudziła się.- powiedziała od razu i nie czekając na słowa Larsa, odpowiedziała na resztę pytań, które na pewno by zadał. - Dobrze się czuje, możesz ją odwiedzić.
-Dzięki młoda.- poklepał ją po ramieniu i szybko pobiegł w stronę szpitala. Wyzywał się w myślach że nie mógł być przy Dianie, tak samo jak Draco i Dafne. Tylko im pozwolono nie uczestniczyć na zajęciach. Lyra Parkninson mało robiła sobie z zakazów nauczycieli, więc swobodnie siedziała przy koleżance. Ale on był na ostatnim roku- musiał mieć dobre oceny.
Otworzył drzwi i zobaczył Dianę. Dziewczyna drżącą ręką wkładała sobie łyżkę zupy do ust. Ręka jej się trzęsła, a gdy Dafne zaproponowała jej, że ja nakarmi, Diana zaprzeczyła ruchem głowy.
-Co się z nią cackasz? – warknął Draco, delikatnie odbierając zmęczonej siostrze łyżkę i sam zaczynając ją karmić.
Lars powoli podszedł do Diany, z każdą sekundą coraz bardziej przerażony jej wyglądem. Zwykłe dołeczki na policzkach, zamieniły się w opadnięte poliki. Szare oczy zmywały się z bladą cerą. Gdy był już bliżej, zauważył że jej rzęsy były o połowę rzadsze. Cała Diana była po prostu… jak puste białe pudełko z którego niedawno ktoś wyjął porcelanową baletnicę.
Powoli podszedł do Diany i się delikatnie uśmiechnął.
-Cześć.- powiedział cicho. Wszyscy natychmiast unieśli głowy i spojrzeli na Larsa. Diana odwzajemniła uśmiech.
-Hej.- odparła cicho. Ucieszyła się że ją odwiedził.
~*~
-Dafne.- szepnął Lars, do ucha przysypiającej  brunetki. Dziewczyna otworzyła oczy i je przetarła.
-Hm?
-Chodź na  chwilę.- oboje wstali i po cichu wyszli z Sali. Lars zamknął drzwi, aby Draco i Diana na pewno nie usłyszeli ich rozmowy.-Mam do ciebie pytanie, Dafne, tylko niech to zostanie między nami, okej?
-No spoko.- dziewczyna włożyła dłonie do kieszeni- A o co chodzi?
-Jakie są relacje Diany z ojcem? Nie chcę jej zranić, a wy się przyjaźnicie…
-RELACJE?!-przerwała mu Dafne- Relacje?  Halbe, ten dom to jedna wielka patologia. Nic więcej, pan Lucjusz… bez komentarza.- uznała, że powiedziała tyle ile powinna, więc ruszyła w stronę drzwi, jednak Lars chwycił ja i przyciągnął do siebie.
-Jeszcze jedno. Czy pan Malfoy kiedykolwiek podniósł rękę na Dracona albo Dianę?
Dafne opuściła wzrok i utkwiła go w posadzce. Czuła że komu, jak komu ale Larsowi mogła zaufać. W końcu westchnęła a Lars puścił jej rękę wiedząc że dziewczyna chcę mu wyjawić prawdę.
-Chodź.- mruknęła z niezadowoleniem.
~*~
Byli w sypialni Diany. Dafne otworzyła szafkę z wspomnieniami przyjaciółki i wyciągnęła jeden flakonik. Ten z wspomnieniem z Świat Bożonarodzeniowych.
-To jest przykład.- powiedziała, siadając na łóżku  Diany- Ja jak to zobaczyłam, długo byłam  w szoku.
Lars pokiwał głową i wlał zawartość flakoniku do myślodsiewni. Dafne miała racje. Diana żyła w patologii.
-Mówiłam.- powiedziała, natychmiast jak chłopak wrócił do rzeczywistości. Wpatrywał się tępo  w srebrną masę w misie. –To… chore. U mnie w domu jest zupełnie inaczej, tata nie dominuję, wszyscy jesteśmy sobie równi. U Diany tak nie jest.  Jej ojciec to… jakbyś słyszał jak on się do niej  zwraca.  Raz rozbiła niechcący starą wazę, ale tego wspomnienia ci nie pokaże, zabiłaby mnie jakby się dowiedziała.  W każdym bądź razie, to jest dom wariatów.
-Widzę.- odparł oschle Lars. 
~*~

http://wielkasalaocen.blogspot.com/ Oceniam tam jako Adara :)