środa, 30 lipca 2014

Rozdział 2



Witamy w piekle, synu. 
-słoń

Malfoy Manor został zawładnięty przez Czarnego Pana, Lucjuszowi udało się zachować całkowitą prywatność w dwóch pomieszczeniach: w sypialni oraz w swoim gabinecie. W tamtej chwili, siedział właśnie w tym drugim pokoju, przy biurku. Na przeciwko niego, siedział dwudziestoczteroletni  niemiecki lekarz. Od jakiegoś  miesiąca,  narzeczony jego jedynej córki. 
-Myślisz że będzie z tobą szczęśliwa?- zapytał Lucjusz, ilustrując młodego mężczyzna wzrokiem.
-Będzie.- odparł pewnym siebie głosem Gerd.
-Posłuchaj mnie, ważniaku.- warknął nagle pan Malfoy- Chcesz poślubić moją JEDYNĄ córkę. Ona jest dla mnie wszystkim, rozumiesz? 
-Jakoś, nie przypominam sobie, aby pan jej to okazał.- zauważył kulturalnie Gerd.
-Bo nie umiem.- uciął Lucjusz.- Diana spędzi resztę życia z tobą. Urodzi ci dziecko.
-No właśnie.- pochwycił niemiec- będzie miał pan, kontynuację rodu, w innym kraju. Jeśli Diana będzie chciała zamieszkać w Niemczech...
-Nie będzie chciała.
-... to również u nas, Malfoyowie będa mieli wpływy. To dla pana dobre. Urodzi panu dziedzica.
-Nie mi, tylko tobie Fuss.- warknął Lucjusz. Ten cały lekarz był bezczelny! Co on sobie myślał?- Jaki ty,  masz status krwi?
-Czysta. A tak dokładnie to szlachta średnia.
Ha! Dziedzic szlachty średniej chciał poślubić magnatkę. Jednak... po chwili przypomniał sobie że jego wuj- Ikar miał podobną sytuację, jednak w niej to on miał lepsze pochodzenie. To Ceres była klasy średniej.
Gerd poczuł satysfakcję uświadamiając sobie jedna rzecz. Lucjusz najpierw zapytał się o to czy Dianka będzie szczęśliwa... dopiero później o status krwi.

~*~
Cześć,
Na samym początku chcę abyście wiedzieli, że to nie pierwszy list, który próbuje wam wysłać. To nie jest już  chyba trzynasty. Pisze do wszystkich, ale nie listów nie dochodzi, ponieważ Ministerstwo infiltruje pocztę na terenie całej Anglii. Podobno chcą zamknąć Hogwart, ale mój tato zapewnia, że to tylko chwilowe. Mam nadzieje. Odwiedziłam nie Teodora. Jest w niezłej rozsypce, podobnie jak Dafne. Piją, palą i wciąż udają, że jesteście im obojętni. Na pewno za Wami tęsknią. Blaise postanowił zaciągnąć się do wojska. Nie wiem jakie były tego powody, ale przypuszczam, że to jego sposób na ucieczkę. Każdy z nas szuka sposobu aby uciec z tej wrzawy. Moi rodzice unikają rozmów ze mną, a za każdym razem kiedy wracają z waszego domu zbywają mnie krótkim: u Diany i Draco w porządku. Chciałabym wiedzieć jak jest naprawdę. Czy naprawdę jest tak dobrze? Jak się czujecie? Jak spędzacie wakacje? Czy Gerd odwiedza Dianę tak jak mi obiecał przy naszym ostatnim spotkaniu? Na pewno bardzo jej go brakuje. Mam nadzieje że wszystko u niej dobrze, nie wyobrażam sobie żeby było inaczej. A Draco? Jak się czuje Draco? Gdzie się podziewa? Każdego wieczora wyobrażam sobie, że jesteśmy w Pokoju Wspólnym i niczym się nie przejmując śmiejemy się z błahostek. Myślę o tym całymi nocami bo meczy mnie bezsenność. Mało jem, pije i dużo czytam. To mój sposób na ucieczkę. A wy jaki sposób macie? Myślę, że skuteczny. Nie mam kontaktu z nikim oprócz Dafne i Teda, a bardzo się martwię. Mam nadzieje, że jeśli nie uda mi się Was odwiedzić to spotkamy się w Expressie do Hogwartu. Będę na Was czekała, zawsze czekam.
Kocham Was i tęsknię, wasza Lyra.
PS.: Czekam z utęsknieniem na odpowiedź abyście rozwiali moje wszystkie wątpliwości.
-Co to?- Diana usłyszała za sobą głos brata, w pierwszym odruchu chciała schować list do koperty, jednak uświadomiła sobie, że w końcu nie ma w tej korespondencji absolutnie nic złego.
-Lyra napisała.- odparła, a Draco natychmiast wyrwał jej list z rąk.- Wszystko u niej dobrze, nie dramatyzuj.
-Ja nie dramatyzuje.
-Jak wolisz.- odparła lekceważąco i opadła na swoje łózko, wyciągając spod materaca epapierosa . Patrzyła jak brat ze skupieniem czyta list. Całe ręce mu drżały- Uspokój się…
Draco spojrzał na siostrę z delikatnym obłędem w oczach, kończąc czytać list.
-Przestań palić.- syknął ze złością, podchodząc do Diany i wyrywając jej epapierosa z dłoni- To jakieś mugolskie świństwo…
-Dzięki któremu nie chleje jak Dafne do nieprzytomności!- odpyskowała dziewczyna.
-Daj mi to świństwo- Ta założyła ręce na piersi i patrzyła bykiem na brata.- Odpiszę jej.
-Napisz ode mnie, że Gerd mnie odwiedza i żeby nas odwiedziła i…
-Nie możemy napisać prawdy- mruknął Draco- Nie wiadomo kto to przeczyta… skoro to nie jest pierwszy list który nam wysłała.
-No okej, rozumiem.- przerwała mu zirytowana. Ile on mógł jej tłumaczyć tak banalną rzecz? Draco natychmiast zaczął odpisywać na list swojej…przyjaciółki – Myślisz że ona mówi prawdę o Blaise? Że ot tak zostawił Davis na dwa miesiące?
Draco z zaskoczeniem spojrzał na siostrę. Od kiedy ona się martwiła Diabłem? Co ją obchodziło, z kim jest i gdzie?
-Go zawsze ciągnęło do wojska.- zauważył słusznie Draco. Diana spuściła wzrok i zastanowiła się na sytuacją.
Pamiętała doskonale że już w czwartej klasie Blaise mówił że wstąpi do wojska. Zawsze mówił że prawdziwy facet idzie do wojska, choćby na krótką służbę. Zgadzała się z nim. Jednak… nigdy nie spodziewała się że Diabeł postanowi iść na dwumiesięczną służbę w  wakacje. Myślała że był bardziej ambitny.  A poza tym…
-Myślałam że on wstąpi jak będzie starszy.- wymamrotała Diana- Ma dopiero szesnaście lat...
-On ma tyle lat co my.- wtrącił brat.
-No własnie. Ma szesnastkę.
Draco spojrzał na Dianę ze zdziwieniem w oczach. Dziewczyna kiwała się we wszystkie strony, jak ich dawny skrzat domowy- Zgredek. Widać było że nad czymś gorączkowo myślała. 
Była dziwna... zmieniała się. Nie była już przerażona... ona... ona wydawała się przyzwyczajać do tego wszystkiego... do zła... przynajmniej tak mu się wydawało przez ostatnie tygodnie. Zmienił zdanie. Jego siostra powoli wariowała.
-Dianka... siostrzyczko.- Draco, odłożył pióro i podszedł do niej, obejmując ramieniem- My już obchodziliśmy siedemnastkę... a Zabini ma urodziny...
-Dwunastego maja, tak wiem.- mruknęła dziewczyna, patrząc ze smutkiem przed siebie. Oparła głowę o ramieniu brata.- Jak on mógł tak zostawić... Tracey.
-I ciebie.
-I nas.
-No co  ty, nie płacz.- chłopak zdziwił się na widok łzy na policzku siostry. Wyciągnął z kieszeni świeżą chusteczkę i otarł nią mokry policzek siostry.-Dianka, no...
-Kiedy będzie tu Gerd?- spytała, chcąc jak najszybciej zmienić temat. Było jej przykro ze względu na zachowania Zabiniego, ale nie chciała drążyć tematu.
-Za chwile będzie... chodź tu.- mocniej ją przytulił i ucałował w czoło.
Nie mogła więcej cierpieć. Przecież obiecał jej że wszystko co złe już za nimi...
~*~
-Dobry wieczór, kotku.- usłyszała męski, aksamitny głos nad swoim uchem. Uniosła głowę i spojrzała w twarz Gerdowi. Uśmiechnęła się i objęło go ramieniem, siadając na łóżku.
-Hej, kochanie.- odparła, szczęśliwa że wreszcie przy niej jest.- Jak rozmowa z ojcem?
-Dobrze.- posadził Dianę na swoich kolanach.
-O co pytał?
-Hm... no o to czy będziesz szczęśliwa, o mój status krwi, o ślub...
-O, no właśnie.- przerwała mu blondynka- Kiedy ślub?
-Myślałem o wrześniu, jak jeszcze będzie ciepło.
-Nie da rady.
-Czemu?- zdziwił się Gerd.
-Będę w szkole, głuptasie.- zaśmiała się. Przecież to była oczywistość. Jak niby w Hogwarcie będzie planowała wesele? Na eliksirach będzie suknie ślubną?- To znaczy, jak Czarny Pan dojdzie do władzy...
-Kochanie, uważam że wrzesień to najlepszy czas. 
-Ale dlaczego?- dziwiła się dziewczyna-Nie będę mogła, ot tak rzucić nauki i przyjechać na trzy dni na wesele, jak ty to sobie wyobrażasz...
-A tak, że nie wrócisz do szkoły.- wyprostował Gerd, patrząc na narzeczoną. Ta, najpierw myślała że doktor, sobie z niej żartuje, jednak widząc jego poważny wyraz twarzy, zrozumiała.
-Ja wracam do Hogwartu.- powiedziała zdecydowanym tonem. Tonem, jakiego jeszcze nigdy nie użyła- Ty też, jako lekarz. Ja, jako absolwentka szkoły. Nie mam zamiaru zrezygnować z edukacji.  Zrozumiałeś?
-Dianka...
-Zrozumiałeś?
-Ty nic nie rozumiesz.- odparł poważnie młody doktor.
-Masz rację, nic nie rozumiem.- potaknęła dziewczyna, zirytowana- Właśnie tego się bałam. Dlatego tak bardzo nie chciałam, wyjść za kogoś, kogo podyktuje mi ojciec. Żeby uniknąć przedwczesnego ślubu...
-Jeśli ON dojdzie do władzy, niczego się więcej w Hogwarcie nie nauczysz, kochanie. Oni będą się nad wami pastwić... proszę... zrób to dla mnie i zostań w domu.
-Nie, Gerd.- dziewczyna trwała przy swoim- Ja tam muszę wrócić.
Doktor patrzył an swoją narzeczoną. Bał się o nią. Że ktoś ją skrzywdzi.
-Kocham cię.- wymamrotał i pocałował w czoło. 
~*~
No i proszę, kolejna notka ;> przepraszam, że taka krótka ;c następne będzie dłuższa! Zapraszam na mojego drugiego bloga, dowiecie się trochę o mnie.

piątek, 18 lipca 2014

Bonus- historia Adary Malfoy cz. 1

Historia Adary Malfoy.
‘(…) najwspanialsi ludzie mają największego pecha.’
Najlepsza nutka ;>
Hmm… zapewne wiele osób zastanawia się , po co marnuje czas na pisanie tej małej biografii. Jednak ja uważam że ta historia jest zbyt piękna aby ot tak ją zignorować lub tylko dodać krótkie streszczenie jej.  Osobiście, uwielbiam tą postać i chcę abyście ją bliżej poznali.  W jej historii są pewne podobieństwa do życia Diany, dlatego właśnie Adara tak ją świetnie rozumie. W pierwszej części skupie się na jej dzieciństwie, w drugiej opowiem już o czasach ponad szkolnych.  
Ps. Tak właśnie wyobrażam sobie Jamesa i  Syriusz podczas edukacji.
Mam nadzieję że wam się spodoba :>


Środek nocy 15 maja 1961 roku.
Był nów , noc ciemna i głucha. Z oddali było słychać sowy i wycie wilków.
Czterdziestodwuletni polityk , Ikar Malfoy , brat Abraxasa Malfoya siedział w wielkim salonie patrząc się w płomienie iskrzące w kominku.  Z piętra wydobywały się krzyki jego małżonki , która właśnie rodziła mu dziedzica. Poród trwał już dziesięć godzin a magomedyczka nie wychodziła z sypialni , gdzie obywał się cud narodzin.  To go dobijało. Nie wiedział co się dzieje. Krzyki raz ucichały , raz były jeszcze gorsze. Dlatego gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi , uniósł wysoko głowę. Zobaczył niską brunetkę z włosami do ramion w zakrwawionym kitlu. Pielęgniarka była uśmiechnięta.
-Już po wszystkim- powiedziała.
-Syn?- zapytał z nadzieją .
-Dziewczynka.- odparła cicho miłym tonem. Mężczyzna patrzył przez chwilę na pielęgniarkę , jakby żartowała. Ale ona mówiła prawdę.
Nie miał dziedzica. Tylko córkę. Pierworodną. Szósty przypadek urodzenia pierworodnej córki w rodzie Malfoy.
-Nie chce pan jej zobaczyć?- zapytała kobieta.
-Nie. Niech pani już idzie do Ceres i… tego dziecka.
Pielęgniarka patrzyła się na Ikara jak na wariata. Urodziła mu się , śliczna , zdrowa dziewczynka. Zapewne już myślał o drugim dziecku. No to się przeliczył.
-Jeszcze jedno.- powiedziała- podczas  porodu córki były uwikłania. Byłam zmuszona usunąć pańskiej żonie macicę. Nie będzie miała więcej dzieci.
~*~
25 lipca 1961 roku. Chrzest córki Ikara i Ceres Malfoy – Adary Malfoy.
Nad łóżeczkiem wnuczki stał Hajmon Malfoy , przyglądając się dziewczynce. Podobnie jak reszta rodziny – zaszokował go fakt urodzenia córeczki.
Adara otworzyła oczka. Były  szaroniebieskie i patrzyły się na niego szeroko otwarte. Nie pamiętał kiedy ostatnio widział dziecko w różowej sukienne do chrztu.
Abraxas , drugi syn , miał już kilkuletniego  chłopca Lucjusza. Co było złego w Adarze? Płeć? Co z tego, skoro był już dziedzic rodu?  Wziął dziewczynkę na ręce i się do niej uśmiechnął. Ta dotknęła jego nosa swoją małą piąstkom. Była naprawdę urocza. Cieszył się z tego że miał wnuczkę, tak w sumie to było miłe uczucie. Ucałował ją w czółko z uśmiechem.
-Ojcze.- do pokoju wszedł Ikar. Gdy zobaczył Hajmona , niosącego na rękach Adarę , zdziwił się. Wszyscy patrzyli na nią spod łba.- Zaraz się zaczną chrzciny , goście są już w kościele.
Hajmon pokiwał powoli głową. Następnie odwrócił się i podał synowi wnuczkę.
-Masz się nią dobrze zająć.- powiedział, mijając syna i wychodząc. Ikar ze zdziwieniem patrzył na oddalającego się Hajmona. Czy on się uśmiechał do tej dziewczynki? Czy Hajmon właśnie kazał mu, dobrze zaopiekować się córką? Czy on ją UCAŁOWAŁ W CZOŁO?! Jak to możliwe? Swojego syna nie ucałował, a tą dziewczynkę tak? Przecież to było… nielogiczne.
Poczuł w sercu, ukłucie zazdrości.
~*~
24.01.1967 rok.
Była diamentem wśród kobiet, jej ojciec młody wdowiec,
Za ścianą czuła chłód i smród, bo przyprowadzał w chuj dup na spowiedź.
Był spokojny wieczór. Ceres Malfoy robiła to co lubiła najbardziej- gotowała. Jej córeczka natomiast siedziała na blacie i patrzyła się na ruchy matki.
-Mamo?- zapytała w pewnej chwili, patrząc na profesjonalne ruchy matki.
-Tak?
-Gdzie ojciec?
Ceres upuściła nóż , który spadł na podłogę z głośnym hukiem. Następnie oparła się pięściami o stół i spuściła głowę w dół  zasłaniając twarz ciemnymi włosami.
-Mamuś…- wyszeptała zaniepokojona dziewczynka.
-Tatuś jest w pracy- powiedziała kobieta , unoszącą wzrok na córkę. Hamowała łzy i wysiliła się na uśmiech- zaraz… zaraz wróci , skarbie.
 Następnie wzięła do ręki nóż i powróciła do robienia sałatki włoskiej, jakby nigdy nic. Czuła na sobie wzrok dziewczynki, co doprowadziło do trzęsących się dłoni Ceres.
-Czemu jesteś taka smutna?- dopytywała się Dara.
-Kochanie…- zaczęła Ceres- dorośli mają po prostu własne problemy i…
-Jakie problemy?- W tej samej chwili rozległ się dźwięk drzwi. Adara wychyliła się z kuchni i spojrzała na przedpokój. Jej ojciec , szedł po schodach obejmując jakąś blondynkę. Nawet się nie przywitał.-Kto to?
-Sekretarka taty.- powiedziała kobieta , tamując łzy. Nawet nie spojrzała w tamtym kierunku. Już bez widoku, jak jej małżonek zafundował Adarci,  czuła jakby ktoś jej wbił nóż w serce- To tylko sekretarka…
Adara krzyknęła. Jej matka upadła na podłogę tracąc przytomność.
~*~
Jest mi wstyd, bo ten dom był domem z pozoru.
Ojciec pił do zgonu od nałogu do nałogu,
Matce zabrakło sił, wybrała drogę do grobu.
25.01.1967 rok.
-To jakaś mugolska choroba – Adara podsłuchiwała słowa ojca , spod drzwi jego sypialni, parę dni po zasłabnięciu Ceres.- Nie wiedziałem że moja żona ma odporność godną jakiegoś mugolskiego  bruda. Długo nie pożyje.
-Teraz będziesz miał mnie.- powiedziała uwodzicielskim tonem Tamika , kochanka Ikara. Zachowywała się jakby w ogóle nie przejmowała się faktem że siedmioletnia dziewczynka mogła zostać pozbawiona matki.
-Stary dziad.- wyszeptała Adara odchodząc.
~*~
miałam dosyć już tam.
Myślałam, o popełnieniu samobójstwa,
09.07.1967 rok.
Adara dopiero weszła do domu, po powrocie ze szpitala. Jej starsza koleżanka, Andromeda odprowadziła dziewczynkę do domu.
-Spokojnie , twoja mama wyzdrowieje.- mówiła średnia z sióstr Black- Zobaczysz, za niedługo wszystko będzie dobrze.
-Nie chcę żeby ona umarła- wymamrotała smutna dziewczyna- Kocham mamę...
-Spokojnie, z tatą dacie radę. -prychnęła Andromeda, odprowadzając ją aż po schody na górę.- Jutro chyba odwiedzi cię Cyzia. Do zobaczenia.- pochyliła się i ucałowała dziewczynkę w policzek. Ta smutno pokiwała głową i weszła po schodach na piętro. Gdy przechodziła koło gabinetu ojca, uświadomiła sobie, że wypadałoby go powiadomić o powrocie do domu, by się nie martwił. Uchyliła drzwi.
-Nareszcie mam kogoś kogo kocham.- wymamrotał ojciec do pięknej lekarki.- Bez tej starej jędzy i tego zapchlonego dzieciaka. 
-Bardzo cie kocham, Ikarze.- powiedziała kobieta całując ojca po szyi i pozwalając mu się dotykać.
Adara poczuła jak łzy napływają jej do oczu. Przecież mama była taka dobra...
Szala goryczy została przelana gdy ojciec rozpiął guziki z górnej części sukienki doktor Tamiki. Dziewczynka nie dowierzając własnym oczom, zobaczyła biust kobiety, a gdy ta zaczęła ściągać Ikarowi spodnie... Adara ja najszybciej uciekła do budki ogrodnika. Zapłakana, zaczęła grzebać w szafkach. Wyjęła trutkę na gnomy i przybiegła do kuchni, dodając trutkę do wody. Wypiła jak najwiecej trucizny po czym zobaczyła mroczki przed oczyma.
Jak on mógł tak mówić o mamie? Jak on mógł całować tamtą kobietę?!
-Zostawiłam tu chyba gdzieś moją... DARA!- usłyszała krzyk Andromedy.
***
-Pańska córka miała farta. Na szczęście , wystarczyło pukanie żołądka.
~*~
06.09.1971 roku.
Szpitalny zegar powoli wybijał północ, a dźwięk wskazówek  zegara rozchodził się po całym pokoju w którym leżała Ceres Malfoy. Adara siedziała , przy łóżku umierającej matki.
Kobieta była blada i naprawdę zmęczona życiem. Pod jej oczami były wory, podobnie jak u córki. Była niesamowicie słaba, najmniejszy gest sprawiał jej cierpienie. Było jej naprawdę ciężko.
-Mamuś..- mówiła dziewczyna ,trzymając dłoń matki-Kocham cię.
-Kocham… cię.- powiedziała , patrząc na córkę i dotykając jej twarzy. Każde słowo sprawiało jej ból -Nie płacz Darciu…
Gdy ręka Ceres zaczęła opadać , Adara poczuła jak zaczyna panikować. 
-Mamuś…-  dziewczyna chwyciła jego dłoń i przytuliła do swojego policzka. –Mamuś… nie umieraj, żyj, ja się tobą zajmę, obiecuję.
- Bądź silna… skarbie… nie zgub samej… siebie. Ko…cham cię. - to były ostatnie słowa  Ceres Malfoy. Następnie życie odeszło z jej ciała.
Adara wybuchła płaczem.
~*~
08.09. 1971 roku.
ŻONA SZEFA DEPARTAMENTU PRZESTRZEGANIA PRAWA CZARODZIEI, UMARŁA ZESZŁEJ NOCY!
Śmierć w wyniku choroby czy może intryga? Zapraszam na stronę 2!
Ceres Malfoy (48l.+), małżonka szefa Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziei- Ikara Malfoya (52l.) oraz matka siedmioletniej Adary, umarła tej nocy w szpitalu świętego Munga. Kobieta była ciężko chora, od ponad dwóch  lat ale to zeszłej nocy dokonała żywota.
-Moja kochana Ceres, była ciężko chora, jednak według jej lekarki, Tamiki Brown od pewnego czasu jej stan się polepszał. Dlatego nie wierzę w to , aby tak nagle miała umrzeć. Na pewno ktoś w tym moczył palce!
To są słowa pana Malfoya, który wczorajszego ranka, przyszedł aby podarować żonie nowe kwiaty do wazonu i odebrać córkę która całą noc, koczowała przy łóżku zdrowiejącej matki. Niestety cudowne tulipany złoży ukochanej  dopiero na grobie. Mężczyzna z szokiem dowiedział się o nagłej śmierci Ceres i nie mógł początkowo w nią uwierzyć. Jednak został zmuszony do tego, gdy zobaczył ją w szpitalnej kostnicy.
-Nie mogę w to uwierzyć… Ceres miała wyzdrowieć, wrócić do domu, mieliśmy oboje przyszykować, Adarę do pierwszego roku w Hogwarcie… jednak zostałem sam. Z siedmioletnią córką, która tak bardzo potrzebuje matki.
Dramat wdowca, podkreśla właśnie ten czuły punt- że córeczka państwa Malfoyów, została pół sierotą. Dziewczynka z trudem radzi sobie ze śmiercią matki, z którą pomimo tego, że nie była tak blisko jak z ojcem, łączyło ją mocne uczucie miłości. Siedmiolatka jednak potrzebuje  terapii od magochologa, który zarówno jej ojcu, jak i Adarze pomoże pozbierać się po śmierci Ceres. Dziewczynka jest w tak silnej depresji, że nie dała rady udzielić wywiadu. Skoro tak bardzo cierpi po śmierci matki, aż strach pomyśleć co zrobiłaby gdyby straciła ojca!
Wszystkim nam jest niezmiernie przykro i składamy kondolencje szanownemu panu Malfoyowi i jego ślicznej, przygnębionej córce.
Jednak pomimo ogromnego bólu, jaki odcisnęła na nas śmierć pani Ceres Malfoy, należy postawić sobie pytanie. Czy umarła ze względu na przewlekłą chorobę? A może  w jej śmierci miały udział osoby trzecie?
-Stan pani Malfoy się stopniowo poprawiał-mówi asystentka głównego lekarza pani Ceres- Tamika Brown- dlatego dziwne mi się wydaje, że umarła. Byłam pewna że za dwa, trzy miesiące pani Malfoy wyjdzie ze szpitala i będzie mogła wrócić do domu oraz stopniowo zmniejszać liczbę leków. Dlatego postanowiono zrobić sekcję zwłok. Wykryłam w jej krwi, nic innego jak sporą ilość  trutki na gnomy. Jak wszyscy wiemy, te trutki nie zabijają swoich ofiar tylko w szybkim czasie spowalniają ruchy serca oraz powodują otępienie.  Uważam że ktoś od jakiegoś tygodnia stopniowo dodawał, pacjentce owej trutki do herbaty a przedwczoraj, po prostu wsypał jej za dużo, powodując tym śmierć pani Malfoy. Przykro mi to mówić, jednak jestem pewna że przyczyną śmierci tej kobiety nie była choroba. Ktoś z jej biskiego otoczenia ją truł.
A więc pozostaje jedno pytanie… kto?
Najbardziej prawdopodobnym podejrzanym jest oczywiście główny lekarz pani Malfoy- Jeremiasz Kitz (43l.) Mężczyzna miał stały kontakt z panią Malfoy i mógł bez problemu ją podtruwać, a trutkę mógł dostać niezwykle łatwo- jego żona pracuje w aptece na ulicy Pokątnej, gdzie trutkę można kupić na receptę.  Ponadto, nienawidził ojca pani Ceres, który jest odpowiedzialny za posłanie brata Kitza do Azkabanu. Lekarz już został przesłuchany a prokurator, już zbiera dowody przeciwko Kitzowi.
Cała rodzina Malfoyów, oraz nasza redakcja ma nadzieje na  surowy wyrok na mężczyznę który sprawił tak niezwykły ból siedmioletniej dziewczynce, której blizny na psychice stały się niezwykle głębokie i pozostaną na całe życie, upośledzając dziewczynę w kontaktach między ludzkich.
Wasza ulubiona dziennikarka.
Rita Skeeter.
~*~
Mówiła mi "Idź przez życie po prostej, a prostsze okażą się dni"...
Mówiła mi "Życie może być szorstkie, a pośpiech najostrzejszą z brzytw"...
01.09.1972 roku.
-Malfoy Adara!- wyczytała jej nazwisko zastępczyni dyrektora. Jedenastolatka, zagryzła dolną wargę, jednak wyszła z tłumu swoich rówieśników, czując znaczące szepty. Poczuła zgorszenie, słysząc jak jakaś brązowowłosa dziewczynka tuż za nią, cytuje Rite Skeeter
-Niezrównoważona psychicznie… kto ją wpuścił do zamku?
-Ignoruj je.- mruknął do ucha Dary, jakiś chłopak. Dziewczyna spojrzała na niego z zaskoczeniem, po chwili się uśmiechnęła. Starając się je ignorować, weszła na platformę i usiadła na stołku czując jak tiara opada  na jej głowę, zasłaniając oczy.
-SLY…!- zaczęła tiara, jednak przerwała nagle- Myślałam że to będzie łatwiejsze.- usłyszała głos w swojej głowie. Obcy głos… głos Tiary Przydziału- A może by… jesteś ciekawa Adaro. – czuła jak nerwy zżerają ją od środka. Niech to będzie Slytherin…- W sumie to chętnie bym cię zobaczył jako puchonkę, albo gryfonkę… jesteś bardzo pracowita i wytrwała… udowodniłaś to rok temu… Ravenclaw chyba też nie byłby złym pomysłem, nie uważasz? Dlaczego milczysz? Hm… jednak… tak zdecydowanie to będzie dobry wybór.- zacisnęła oczy ze strachu. Co ona chce jej zrobić!? Slytherin… proszę!- SLYTHERIN!
Czując ulgę, zsunęła tiarę z głowy i oddała ją nauczycielce. Następnie spojrzała na  stół ślizgonów, szybko znajdując wśród absolwentów szkoły Lucjusza. Wypięła dumnie pierś, krocząc w kierunku stołu domu węża. Czuła dumę. Wiedziała że Lucjusz, nawet jeśli jej tego zbytnio nie okaże, jest zadowolony…. A może nawet i z niej dumny, że trafiła do Slytherinu. Że być może jednak, wcale nie jest takim odchyłem w rodzinie. Że do nich pasuje. Usiadła przy stole ślizgonów. Tuż po niej, Tony Millis trafił do Ravenclavu.  Dziewczyna odprowadziła go wzrokiem, czując motylki w brzuchu.
~*~
-Podoba ci się.- pochwyciła Ismena, widząc jak przyjaciółka patrzyła na Tony'ego.
-No i?- wzruszyła ramionami- On i tak na mnie nie patrzy.
~*~
24.12.1973 roku.
Na święta tego roku  Adara postanowiła wrócić do domu. Szczerze mówiąc stęskniła się za ojcem i bardzo chciała go odwiedzić choćby na te niecałe dwa tygodnie.
W  Wigilię zeszła po schodach do jadalni aby spożyć kolację z ojcem oraz Tamiką. Gdy schodziła po schodach do jadalni, usłyszała zdanie które ją zaintrygowało.
-… już się bałam że nas rozgryzą, pięć lat prowadzili to śledztwo.- zaśmiała się Tamika.-Ale na szczęście wszystko nam uszło na sucho.
-Skazali go na dwadzieścia lat w Azkabanie.-  powiedział dumnie ojciec- Wątpię by to przeżył. Zwariuje tam, nawet jeśli wyjdzie to go zamkną w wariatkowie.
-To co Ikarze? Za sukces?
-I za każdą naszą wspólną noc, już bez tego bruda…
-TRUŁEŚ MAMĘ!- wydarła się Adara, zeskakując ze schodów i podchodząc szybko do ojca- JAK MOGŁEŚ TRUĆ MAME!?
Ikar i Tamika spojrzeli ze zdziwieniem na dwunastoletnią dziewczynkę. Jakim cudem ona… trzeba ją uciszyć!
-Nie wiem o czym mówisz.- warknął ojciec, odstawiając kieliszek na stół.
-Dobrze wiesz! To przez was mam nie wyzdrowiała! To wasza wina!
-Milcz!- zagrzmiał ojciec, bojąc się, że ktoś może ich podsłuchiwać.
-Powiem dziadkowi!- krzyczała nadal Adara, do końca nie wiedząc co mówi. Była w szoku. Jak oni mogli zabić mamę?! Tak trudno było mu wnieść pozew o rozwód?! W tej samej chwili Ikar ją spoliczkował.
-Nic nie powiesz, bo nic nie było.- warknął w kierunku Dary, która rozmasowywała sobie policzek- Jesteś tak samo brudna jak twoja matka. Masz milczeć. A ty.- spojrzał na Tamikę- Dziś śpisz w innej sypialni. Miałaś zadbać o to, żeby ona spała!
Następnie wyszedł z jadalni, a Tamika chwyciła Adarę za ramię i przyciągnęła do siebie.
-Puść mnie!
-Posłuchaj mnie, głupia, mała smarkulo.- warknęła Tamika, celując różdżką w policzek pasierbicy- Masz siedzieć cicho i nie mieszać się w nie swoje sprawy, bo skończysz gorzej niż gnomy w ogródku. Rozumiesz?
Adara spojrzała na nią ze złością. Patrzyła jej prosto w oczy, patrzyła na jej twarz. Ku swojemu zdziwieniu, uświadomiła sobie że jej macocha jest piegowata, a tuż pod uchem było znamię, które Adara skądś kojarzyła.
-Masz piegi jak Peggy Weasley.- powiedziała ze zdziwieniem Adara, przypatrując się  cerze kobiety. Po wypowiedzeniu tego zdania,  Tamika się zmieszała. –Ty jesteś od Wealsyów… jesteś zdrajcą krwi! Oni też mają takie znamię, pod uchem! Zmieniłaś nazwisko i…
-Zamilcz. Nie wiesz o czym mówisz.- przerwała jej Tamika, oddalając twarz od Adary, która jednak, mimo to patrzyła się na jej twarz.- Zrobię wszystko, tylko nie mów Ikarowi…
Adara wzruszyła ramionami, wyrywając się przy tym Tamice.
 - Znaczysz dla niego tyle co mama jak była młodsza. A marnuj sobie przy nim życie.
~*~
On poznał ją w szkole, tak zwana pierwsza miłość,
Była niedostępna dla amigos, stawiała na jakość, nie na ilość.
On był dla niej inny, jak albinos, uczucia przyszły lawiną,
Gdy obarczała ojca winą łzy leciały jak domino.
On to rozumiał, wnosił jak tragarz ten bagaż, świat swój,
Niestety w rewanżu w jej oczach widział zakaz wjazdu
20.12.1974 roku.
Adara siedziała w dormitorium chłopaków, spędzając czas na nauce z Robert. Oboje powtarzali starożytne runy.
-To... chyba tyle, co?- stwierdził Robert, patrząc na przyjaciółkę, która pokiwała głową- Moge cię odprowadzić, do twojego pokoju?
-Już mnie wyganiasz?- zaśmiała się Adara, zamykając podręcznik.
-Nie!- zaprzeczył szybko chłopak, a dziewczyna z niedowierzaniem patrzyła na przejęcie Roberta.
-No dobrze.- powiedziała z uśmiechem. Oboje wstali i wyszli z dormitorium. Robert w asyście Dary, bez problemu wszedł na korytarz prowadzący do damskich sypialni. Przeszli cały korytarz, do dormitorium w którym spała Adara wraz z przyjaciółką, Ismeną. Gdy doszli, nastała niepokojąca cisza.- Dziękuję, za wspaniały dzień.- uśmiechnęła się ślicznie.
-Nie ma za co.- odparł chłopak , chwytając dziewczynę za rękę.- Wiesz co Dara... ja...- zaciął się- no ja cię bardzo lubię.
Adara zdziwiła się, co było widać po wyrazie jej twarzy. Nie spodziewała się takich słów. Tym bardziej że Rob, był tak zdenerwowany mówiąc te słowa. Przecież on, w przeciwieństwie do Dary, nie był tak przestarzały i w tych sprawach. Już nie raz się całował, nie było to dla niego nic niezwykłego. Natomiast Adara, zaszczycała chłopaków, co najwyżej buziakiem w policzek. 
-To miłe.- odparła po chwili z uroczym uśmiechem.
-Naprawdę bardzo cię lubię.- dodał gorąco, trzymając delikatną dłoń panny Malfoy.  
-Ja ciebie też.- odpowiedziała, przybliżając się do niego- Ja ciebie też lubię, Rob.- stanęła na palcach i pocałowała go. Upuściła książkę i przytuliła go za szyję, a Rob objął ją w talii, po raz pierwszy tak szczęśliwy przy pocałunku. Dziewczyna w pewnej chwili go puściła i podniosła książkę.- Do jutra.
Następne otworzyła drzwi do dormitorium i do niego weszła. Uśmiech nie schodził jej z ust, gdy rzuciła książkę na łóżko, usłyszała jak ktoś krzyczy na korytarzu. Nieco zdziwiona zajrzała za drzwi. Rob skakał po całym korytarzu , nie wierząc w to co przed momentem się stało.
-Ej, co sie stało?- zapytał Patric, przyjaciel Roba.
-POCAŁOWAŁA MNIE!- wrzasnął chłopak.-ROZUMIESZ?!
-Gratulacje!- przyjaciel cieszył sie wraz z nim, a Adara poczuła rosnące poczucie winy. Czemu pocałowała Roberta, skoro nadal podobał jej się Tony?
~*~
05.04..1976 roku.

KOLEJNA BOLESNA STRATA IKARA MALFOYA! 

Niezwykle straszna tragedia, spotkała szefa Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodzei, siedem lat temu ponowna kobieta, którą ten szanowany obywatel pokochał- zginęła. 

Ikar Malfoy (59l) pięć lat temu stracił swoją żonę i matkę swojej córki- Ceres Malfoy został najwyraźniej przeklęty przez Afrodytę- już kolejna kobieta, którą obdarował szczerym uczuciem została pozbawiona życia w równie zagadkowy i tragiczny sposób. 
Siedem lat temu Ikar Malfoy został wdowcem po swojej pierwszej żonie, która umarła na skutek otrucia trutkami na gnomy. Po śmierci pani Malfoy, młoda dziedziczka tego rodu- Adara Malfoy załamała się psychicznie i była nie była zdolna do rozpoczęcie pierwszego roku nauki w Hogwarcie- mimo fatalnego stanu dziewczynki, Dumbleodre postanowił jednak dać jej szanse. Któż wie, jakie piętno odciśnie na niej fakt, że jej ukochana macocha odebrała sobie życie?  Może wówczas 'dyrektor' przejrzy na oczy i odeśle dziewczynę do domu, dzięki czemu nie będzie dalej narażał resztę uczniów na niebezpieczeństwo?
Kobietę znaleziono wiszącą na sznurze w swojej sypialni, całkowicie nago. Sekcja zwłok wykazała że kobieta przed popełnieniem samobójstwa została brutalnie pobita i torturowana zaklęciem Crucio. 
-Przepraszam, ale nie mogę tego skomentować.-mówi zrozpaczony Ikar Malfoy-Tamika... moja najdroższa Tamika... nie mogę uwierzyć ze to się powtórzyło już drugi raz... Nie mogę, udzielać wywiadów. 
Jak widać, zaledwie dwudziestodziewięcioletnia ukochana pana Malfoya znaczyła dla niego absolutnie wszystko.
-Weźcie mi to sprzed oczów.- Adara przerwała czytanie i oddała gazetę Ismenie- Niech zgadnę...  autorstwo Skeeter?
-Yhm. Zgadłaś.- mruknęła brązowowłosa ślizgonka. Ismena Parkinson była najlepszą (i raczej jedyną) przyjaciółką Adary. Miała brązowe loki, spokojnie opadające na ramiona i brązowe oczy, a jej usta były przyjemnej różowej barwy.-  Nieźle, co nie?
-'udzielać wywiadów. 
Jak widać, zaledwie dwudziestodziewięcioletnia ukochana pana Malfoya znaczyła dla niego absolutnie wszystko.' - zarecytowała Adara z niedowierzaniem- Znaczyła dla niego tyle samo co mama, jak była jeszcze zdolna do spełniania jego zachcianek. 
-Vincent mi napisał w liście że twój ojciec nawet wziął ze względu na żałobę czy coś...- odparła Ismena przypominając sobie o liście starszego brata.
-Odstawia ten sam cyrk, co pięć lat temu, jak mamę otruł. Jak można być tak zakłamanym?!- zawołała z niedowierzaniem Adara. Zirytowaną dziewczynę starała sie uspokoić przyjaciółka, jednak po chwili pojawiła się  dwójka gryfonów, która sprawiła że cały wysiłek Ismeny poszedł na marne.
-Syriusz, słuchaj! (...)'dyrektor' przejrzy na oczy i odeśle dziewczynę do domu, dzięki czemu nie będzie dalej narażał resztę uczniów na niebezpieczeństwo? Ja wiedziałem że Malfoyowa jest nienormalna, ale nie myślałem że aż tak, że ma od tego osobny artykuł w Proroku.
-Ktoś cie pytał o zdanie, Potter?- syknęła w kierunku starszego o dwa lata gryfona.
-Nie tak agresywnie Malfoy, nie angażuj się tak w nasze wypowiedzi.- wyszczerzył zęby James Potter- Bo jeszcze ty się powiesisz. Tak kochałaś ukochaną macoszkę...
-Nie żałowałbym.- przerwał Syriusz patrząc z nienawistnym wzrokiem na Adarę. Nienawidził tej dziewczyny. Jako jedyna, oparła się jego urokowi i nie zdołał ją zaliczyć. Przez dumę tej głupiej arystokratki, stracił pięćdziesiąt galeonów, o które założył się z Jamesem. I co z tego że potem Potter oddał mu pieniądze, bo temu zaś nie udało się zaliczyć Parkinson?  Jamesowi już duma ucierpiała na Lily Potter, Syriusz nie znał tego uczucia dopóki Malfoyowa nie wlazła mu w drogę.
-A wrąbać ci?- warknęła w jego kierunku Dara.
-Niby czysta krew, a taka nie wychowana.- kpił nadal Syriusz.
-Ogarnijcie się. -warknęła w ich kierunku Ismena, po raz pierwszy w tym semestrze otwierając książkę. Ale wolała już naukę od tych dwóch idiotów. - Uczymy się, Dara.
-Co to za książka?- zapytał z zaciekawieniem James, patrząc na podręcznik w  rękach ślizgonki- Kamasutra? 
-A potem zajęcia praktyczne, co nie Parkinson? Ty pewnie też, Malfoy.- dodał zadowolony z siebie Black.
Adara, jak dotąd nie otworzyła książki i w przeciwieństwie to przyjaciółki nie miała zamiaru tego zrobić.
-Eh... Black.- powiedziała z fałszywie miłym tonem- To ze ty jesteś męska dziwką nie oznacza, że każdy jest tak upośledzony. 
Ismena zaczęła się głośno śmiać, co nawet nie wzruszyło ani Blacka ani Pottera. Z równowagi wyprowadził ich fakt że, śliczne puchonki, przechodzące koło nich również chichotały z riposty panny Malfoy.
-Teraz to mnie wkurzyłaś, księżniczko.- Syknął Syriusz, czując jak jego ego zostało zranione- Nie porównuj mnie do siebie.- dodał szczerząc zęby.
-Nie używaj tyle tej krzywej mordy, bo ci zaraz ja naprostuje.- wymamrotała Adara, jednak nikt jej nie dosłyszał.
-On tylko spełnia marzenia dziewczyn.- dodał James, od razu stając w obronie przyjaciela.- Zresztą podobnie jest ze mną. Nikogo do niczego nie zmuszamy.
-Spełniacie marzenia?- Ismena zaniosła się ponownie śmiechem. - Na Merlina, wy naprawdę macie wygórowane zdanie o sobie. I czemu tak ją obrażasz? Bo jeszcze tobie do łóżka nie wskoczyła?
-Każda na mnie leci...- odparł, pewnym siebie tonem Black, jednak Adara mu dość brutalnie przerwała.
-Chyba ty na każdą lecisz.
-Dziewczyna którą się zainteresuje, musi mieć odpowiednie cechy charakteru. I wiecie co was boli? To że wy ich nie macie.
-Nie mamy?- zapytała dla upewnienia Ismena, a Syriusz potaknął głową- Tych niezbędnych cech? Nie chciałbyś ani mnie, ani Ad?
-Dokładnie.
-A to ciekawe.- mruknęła Ismena wstając z koca i podchodząc do Syriusza z uroczym uśmiechem na twarzy. Chwyciła go za krawat i brutalnie przyciągnęła do siebie, całując go, tak długo póki chłopak nie odwzajemnił pocałunku. Czyli dość krótko.
Adara, najpierw uniosła wysoko brwi w zadziwieniu. Ona sama, nigdy by nie pocałowała byle kogo. A właśnie takim, byle kim był Syriusz Black. Od początku uważała że nie szanuje on dziewczyn i żadna tak naprawdę nie  jest jego warta, póki się nie zmieni. Doskonale pamiętała swój pierwszy pocałunek. Chłopak, był kimś całkowicie... jak by to powiedział Lucjusz na jej poziomie . A mimo to był zaszczycony tym, że panna Malfoy go pocałowała. Był tak dumny, że przebiegł cały zamek w poskokach, pełny szczęścia.* Do tego dnia, byli razem.
Ismena jednak nie była aż tak porządną dziewczyną  jak jej przyjaciółka, choć i ją samą nieco zadziwiło jej własne zachowanie. Jednak nie miała zamiaru stchórzyć. Mina Jamesa Pottera była dosłownie bezcenna!
Nagle oderwała się od Syriusz i pchnęła w stronę jego przyjaciela. Następnie otarła usta, rękawem szaty i ponownie usiada przy przyjaciółce.
-A nie mówiłam że lecisz na każdą?- zaśmiała się Adara, wraz z Ismeną, czując triumf, widząc zadziwioną minę Syriusza. Dra klękła na kocu przybijając piątkę z przyjaciółką, jednak straciła równowagę i wpadła na nią śmiejąc się.
-Weź, Syriusz chodź od tych ślizgonów... to jest towarzystwo homoseksualne. - mruknął James, odciągając przyjaciela w drugą stronę.
-Wszyscy kazali cię pozdrowić!- zawołała za nim blondynka.

~*~
22.06. 1976 roku.
Spacerowała wraz z Ismeną  po szkolnych błoniach. Było zimno , zbierało się na deszcz.
-Powiesz wreszcie o co chodzi?- zapytała Adara , przyszłej kuzynki. –Mena!
-Dostałam list.- powiedziała w końcu dziewczyna , siadając na kamieniu.
-A co ja mam do tego?
-To list od mojego taty , wiesz że jest magomedykiem.
-Do czego zmierzasz?
-Twój ojciec…- Ismena myślała jak to powiedzieć przyjaciółce. Po paru sekundach zdecydowała. Bezpośrednie. Prosto z mostu-Umarł na wylew.
Adara nadal się na nią patrzyła. Ojciec umarł. Na wylew. Tak banalną , mugolską metodę straty życia. A mamę nazwał słabą, że zachorowała na mugolską chorobę. Ironia.
Powinien umrzeć przed mamą. Nie zasłużył ani na żonę , ani na córkę. Potrafił tylko ranić innych. Odrzucił Tamikę i ta przez niego popełniła samobójstwo.
-Nie jest ci przykro? – zapytała ze zdziwieniem Ismena. 
-On nie jest wart ani jednej mojej łzy.
-Nie rozumiesz, jednego.- postanowiła oświecić ją Is- Twój ojciec był hazardzistą. Nie masz grosza, przy duszy.
Adara, poczuła jak jej nogi stracą stabilność. W wieku szesnastu lat, musiała spłacić długi, swojego psychicznego ojca. Przerażona, usiadła koło niej na kamieniu.
-Ile mam spłacić?
-Pięćdziesiąt tysięcy galeonów.
-O Boże.- schowała twarz w dłoniach.- Skąd ja mam wziąć tyle pieniędzy...?
-Ojciec powiedział że może spłacić pięć tysięcy.- Ismena starając się pocieszyć Adarę i wyciągnęła drugi list- Przepraszam, ze otworzyłam, to od Lucjusza... ale musiałam wiedzieć ile on ci da pieniędzy, żebym mogła sie dowiedzieć ile rodzice dodadzą... Lucjusz napisał że da ci trzydzieści tysięcy... ale to pięć, sama musisz odpracować.
-Dziękuję wam.- wymamrotała Adara a na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu. Wiedziała jak to odpracuje. 
Nagle przy nich pojawił się Robert, od tyłu przytulając Darę.
-Co jest?- zapytał.
-Nic.- wymamrotała smutna.-Puść mnie. 
Następnie odeszła.
~*~
Czuł się jak bankrut wyssany z uczuć do zera
Coś mu szeptało w duchu:
"Chyba ją znam, ale do końca nie jest szczera"
Ostatni raz spotkali się na Gedymina,
Nerwowo tłumaczyła mu, że wyjeżdża na studia do Berlina,
Mówiła: "To już finał, znowu nie zaczynaj, to nie twoja wina"
Płakała i odchodziła wracała i odchodziła...

Mówiła mi: idź przez życie po prostej, a prostsze okażą się dni
Mówiła mi: życie może być szorstkie, a pośpiech najostrzejszą z brzytw
Mówiła mi, że uczucie pomostem, że z pierwszym, lepszym gościem to wstyd

Mówiła mi, że takie są najgorsze, co w ciszy kochają swój krzyk
~*~
12.05.1978 roku
Adara płakała w swoim dormitorium do poduszki. Za trzy dni były jej urodziny. Tego samego dnia ma opuścić szkołę. Nie chciała. Chciała dokończyć edukację , a nie wychodzić za mąż w wieku siedemnastu lat.  Tym bardziej że się zakochała.
Nazywał się Robert Theesrad był o rok starszy i zaczynał karierę. Był uroczym , troskliwym półkrwi czarodziejem. Półkrwi. A nie chciała zostać wydziedziczona jak Andromeda. Musiała pozostać w rodzie. Aby pomóc kolejnej dziewczynie , która będzie z krwi Malfoyów. Aby kolejna dziewczynka nie przechodziła tego piekła. Bo jej, nawet nie miał kto wytłumaczyć co się robi, gdy dostaje się okresu.
Co z tego że Narcyza już miała narzeczonego? Co z tego że i Cyzia zrobiła to co , oczekiwali od niej rodzice? Co z tego że Lucjusz już się ustawkował?
Adara chciała wyjść za mąż z miłości nie przymusu.

-----
*Według osoby, która w tamtych latach, była mniej więcej w wieku  Adary, chłopaki tak własnie reagowaly na pocałunek od dziewczyny (tak, macie mnie, odtworzyłam pierwszy pocałunek, bliskiej mi, choć starszej osoby) to były czasy, nie sądzicie?Że dowodem miłości był buziak, a nie nagie zdjęcia, jak to uważają niektóre zdesperowane nastolatki ;> 

czwartek, 10 lipca 2014

Rozdział 1- początek części drugiej.

Beztroska zamieniła się w walkę o dobrobyt
Odwieczne schody, świat kłamstw i pleśni
Wypij za tych co nie mogą i tych co odeszli
Teoria orła i reszki, kwestia farta
Życiowy sarkazm, diabeł zna się na żartach
Nic nie warta jest duma ludzi bez honoru
Dwulicowość to jedna z najpopularniejszych chorób
Gra pozorów, fałszywy uśmiech judy
Kaprawe oczka, pasożyt pełen obłudy
Czas wyczyścić brudy, niewielu to potrafi
Choć każdemu z nas trupy wysypują się z szafy
Nie chcę prawić morałów bo sam nie jestem święty
W górę szkło, wypijmy za błędy

~Słoń 'Szczerze'

Siedziała na swoim łóżku wpatrzona w okno. Lało. Deszcz bił prosto o szyby. W symiapni Diany było dość zimno, oboje byli pod kocem. Diana trzymała w wolnej dłoni epapierosa*, którego dostała rok wcześniej od cioci Adary. Panna Malfoy otwarcie gardziła prawdziwymi papierosami, czy ta cygarami jednak ich elektryczne odpowiedniki... mugolskie odpowiedniki wyjątkowo jej pasowały. Ładnie pachniały i pozwoliły jej się odprężyć. Chociaż w tamtej chwili... nic jej nie mogło pomóc.
Draco trzymał ją za dłoń, siedząc koło siostry i obejmując drugą ręka. Nie chciał jej już nigdy puścić. Nie po tym co przed chwilą zrobił jej Czarny Pan.
-Ja naprawdę nie wiem.- wyjęczała Diana czując ból rozdzielający jej całe ciało. Miotała się po podłodze. Czarny Pan stał nad nią z różdżką w ręką.
-Wiesz. - wysyczał.- Powiedz, co się dzieję z moją córką.
-Nawet nie wiem kim ona jest.- zaszlochała dziewczyna, pragnąc by zaklęcie Cruciatus przestało działać. 
-Nie baw się ze mną, bo zapłacisz za to głową brata.
-Nie! Naprawdę nie wiem! Przysięgam!
-Crucio.
Dracon nie mógł sobie tego wybaczyć. Tego, ze to jego siostra była torturowana we własnym salonie. A on nie zdołał jej ochronić, choć cały pieprzony rok robił wszystko aby ona była bezpieczna. Całą jego robotę trafił szlag.
Jak mógł na to pozwolić? Raz, jeden raz na dobre trzy tygodnie poszedł spać do siebie- osobno od Diany. Jeden, jedyny raz zostawił ją na jedną noc samą. A ona podczas tej nocy została niemal zakatowana.  Nigdy sobie tego nie wybaczy. 
Po śmierci Dumbledore'a miał być koniec. Dianka miała przestać cierpieć, mieli być bezpieczni, wszystko miało być dobrze. Czarny Pan powiedział jasno że Dumbledore ma nie żyć, ma umrzeć obojętnie jakim sposobem. Tak się stało, on nie żyję. Powinni mieć już spokój. Draco rozumiał dlaczego na początku Czarny Pan ukarał go Cruciatusem. W końcu to on miał wypełnić zadanie, a nie Snape. Ale Diana!? Dlaczego Diana!? Co ona jest komu winna!? Co zrobiła!? Ona jako jedyna na tym całym świecie, powinna być bezpieczna. Tylko ona na to na prawdę zasłużyła. Na szczęście. Na życie.
-Mam dla ciebie niespodziankę, księżniczko.- wymamrotał jej Draco do ucha. Dziewczyna drgnęła, delikatnie patrząc w bok. Blaise zawsze do niej mówił 'księżniczko'.Nienawidziła tego określenia, równocześnie tak bardzo potrzebując tego słowa, skierowanego w stronę jej osoby. W tedy czuła się dowartościowana... Opuściła dłoń w której trzymała epapierosa i wypuściła dym bez zaciągania się, chcąc wyrazić tym sposobem zainteresowanie bratu.- Pewna osoba chcę cię zobaczyć. Zaczekaj tu chwile...
Puścił jej dłoń, myśląc że siostra to zignoruje. Mylił się, bowiem Diana natychmiast odskoczyła tak aby spojrzeli sobie twarzą w twarz i mocniej go chwyciła za dłoń. Już raz odszedł. Ona za to zapłaciła. Nie mogła pozwolić na kolejny moment w samotności.
-To tylko chwilka, Dianuś.- wyszeptał z uśmiechem. Ona zaprzeczała ruchem głowy, jednak Draco skutecznie wyślizgnął dłoń z jej uścisku. Pochylił sie i ucałował w czoło. Następnie powoli odszedł.
Dziewczyna w tedy oparła głowę o poduszkę zaciągając sie liquidem arbuzowym. Miała ochotę się opić. Pociąć, przestać żyć.
Czemu tego nie zrobiła? Och, to niezwykle proste. Po raz pierwszy się opiła po tym jak zdradził jak okazało się że Blaise udaje parę z Lyrą, dlatego bo ona bała się pewnego niechcianego adoratora.
Mimo tego, że nie była wówczas z Blaisem, poczuła sie okrutnie zdradzona. Przez chłopaka i przyjaciółkę. Chciała w tedy zerwać z nimi kontakt, zamknęła sie w sobie, straciła do nich całkowite zaufanie. Ci widząc jak bardzo zraniło, od razu zaprzestali, jednak oberwało sie tylko Blasie'owi, który uświadamiając sobie jak łatwo mógł ją stracić, wyznał swoje uczucia. Tylko dzięki temu, Diana nadal brnęła w miłość z nim.
Jednak tego dnia, opiła się całkowicie i pocięła. Blaise nie mógł sobie tego wybaczyć, wiele razy ją przepraszał. Gdy sie uspokoili, kazał jej przysiąść że już nigdy się nie opije. Obiecała. 
On jej opowiadał o tym że jest miłością jego życia, że chcę mieć z nią dzieci, że ją kocha nad życie i dopiero przy niej zrozumiał co oznaczają słowa 'kocham cię'. Przysięgał ze będzie z nią na zawsze.
Ona dotrzymała obietnicy. On już nie. 
Przypominając sobie ten, niezwykle  bolesny moment swojego życia, poczuła łzy napływające do oczu i ponownie się zaciągnęła.~~
Wówczas poczuła czyjeś ciepłe usta na szyi. Spojrzała w bok i zobaczyła Gerda który już jedna ręką ją obejmował, natomiast drugą wyjął epa z dłoni. Poczuła napływające ciepło rozchodzące sie po całym ciele i szczęście, że ON był tak blisko.
-Kocham cię.- wyszeptał jej do ucha, a ona natychmiast go przytuliła z całej siły. Tak bardzo tęskniła, tak bardzo jej, go brakowało, tak bardzo wyczekiwała tej chwili. Ponad miesiąc go nie widziała, nie miała żadnej wiadomości. Normalni zakochani, już by zerwali prawda? Półtorej miesiąca, całkowicie bez siebie. Ale oni dali radę... tak to już jest jak ktoś kogoś mocno kocha.
-Ja ciebie też.- wymruczała mu do ucha. On w tedy złożył delikatny pocałunek na ustach ukochanej. Ona odwzajemniła pocałunek, czując że jej cały świat, trzyma teraz we własnych objęciach.
Na chwilę uniosła głowę i spojrzała na stojącego w nich Dracona. Uśmiechnęła się do niego, szepcząc jedno słowo dziękuję.
~*~
Leżeli tak, wtuleni w siebie. Diana po raz pierwszy czuła się szczęśliwa. Nie bała, sie że lada chwila Czarny Pan wezwie ją na kolejne przesłuchanie, nie bała się że aurorzy wpadną do Malfoy Manor i zamkną ją w Azkabanie, nie bała się już.
Był Gerd.
Była bezpieczna. 
Gerd gładził ją po brzuszku, czując spełnienie. Wiedział wszystko. Wiedział że morderca tysiąca ludzi jest w tym samym budynku co on, wiedział że jego narzeczona jest poszukiwana w całym kraju, jako młodociana przestępczyni.Wiedział że dz Ale ona nie była zła. Była dobra. Była jego, cokolwiek by nie zrobiła.
Po  chwili zaczął ją głaskać po jej ręce, i w tedy natrafił na coś, co nie było gładką skórą Diany. Spojrzał na rękę i zobaczył cięcia się.
Nie te stare, sprzed pół roku.
Nowe i świeże. Poczuł jakby ktoś mu wbijał sztylet w serce. Bo jego ukochana cierpiała.
Spojrzał na jej zamknięte oczy. Ona była taka... taka piękna... taka delikatna... jak baletnica wykonana z porcelany. Pochylił sie nad jej uchem i wyszeptał 'nie tnij się aniołku'.
-Przepraszam.- wyszeptała, mocniej go obejmując. Ale nie umiała złożyć mu obietnicy, że już tego nie zrobi. Wystarczająco dużo cierpi na obietnicy złożonej Zabiniemu.
~*~
Dafne siedziała w swojej sypialni. Nie w dormitorium, w Hogwarcie. Tylko w swoim ukochanym pokoju w willi w której mieszkała od małego. Ale co to za różnica? W tamtym momencie to nie była dla niej żadna.  W tamtym momencie po prostu miła ognistą whisky i trzymała papierosa w ręce. Zupełnie jak w szkole. Tyle ze tym razem było gorzej. I to o wiele gorzej.
Zaciągnęła się dymem papierosa, po czym wyrzuciła go do popielniczki, natychmiast odpalając następnego, wypiła troche whisky, czując jak ogień rozprowadza się po jej gardle zacisnęła oczy i szybko przełknęła. Nadal dochodziła do siebie po wydarzeniach w ostatnich dniach Hogwartu.
-CO TY WYPRAWIASZ?!- wydarła sie Dafne, czując jak niewidzialna siła podrywa ją do góry i trzyma do góry nogami. -PARKINSON!
-Wybacz, musiałam cię jakoś obudzić.- mruknęła Lyra, chowając różdżkę i tym samym, sprawiając że Dafne upadła twarzą, prosto na łóżko. Zezłoszczona, od razu klękła i rzuciła poduszką w przyjaciółkę.
-Co ci odpieprzyło?- warknęła w jej stronę- Zostaw moją szafę, do końca ci odpieprzyło?!- wrzasnęła widząc jak Lyra otwiera jej szafę i rzuciła jej pierwszy lepszy dres który wpadł jej w ręce. Dafne poderwała się z łóżka- LYRA!
Parkinson spojrzała na przyjaciółkę z delikatnym obłedęm w oczach, przerażona tym co się właśnie działo w zamku.
-Draco nam obiecał w zeszły piątek, że w ciągu tygodnia zakończy misję. Pamiętasz?- przypomniała jej Lyra, a Dafne pokiwała głową- Dotrzymał obietnicy. Dumbleodre nie żyje. Snape go chyba zabił.
Dafne natychmiast rozumiejąc powagę sytuację, od razu ubrała na piżamę, za dużą czarną  bluzę z napisem ‘Slytherin is forever’ i spodnie dresowe. Chwyciła różdżkę w i wraz z Lyrą wybiegła z dormitorium.
-Halbe i Nott już na zamku, nie wiem co z Zabinim.- powiedziała Lyra, biegnąc tuż przed Dafne po zimnych korytarzach Hogwartu.- Śmierciożercy już walczą z Zakonem, ale cholera wie kto wygra, lepiej uważać...

-Gdzie Diana?- przerwała jej Dafne, rozglądając się jednak za Larsem, jednak korytarze były puste, a żadna ze ślizgonek nie potrafiła zlokalizować miejsca z którego wydobywały się głosy czarodziei.

Nie mogła uwierzyć w to, że to wszystko miało miejsce. Nie mogła uwierzyć w to że ktoś taki jak Dumbledore, nie żyje nie doszło nadal do niej że to wszystko się stało. 
W pewnym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Dafne szybko schowała butelkę whisky pod łóżko i chwyciła w dłoń kieliszek. Po sekundzie popielniczka wraz z papierosem Dafne, była obok butelki z trunkiem, a dziewczyna celowała różdżką przed siebie i wyszeptała zaklęcie.
- Aer voluptatem- mruknęła zaklęcie,  zapach dymu z papierosa i alkoholu natychmiast zniknął, a  smród zastąpił zapach kwiatów.-Proszę.
Do pokoju weszła wysoka, szczupła kobieta. Matka Dafne, uśmiechnęła się do córki, nie komentując nawet kieliszka w jej ręce. Kucnęła przy córce i chwyciła jej dłoń.
-Skarbie... twój przyjaciel przyszedł cie odwiedzić...
-Lars?
-Nie, Zabini.- mruknął męska sylwetka, stojąca w drzwiach. Dafne spojrzała na czarnoskórego chłopaka, po czym odsunęła się matki i wskazała brodą jej drzwi. Nie lubiła jej.
-Właź i zamknij drzwi.- warknęła w jego kierunku. Chłopak zrobił to co jej zakazała, ku zdziwieniu dziewczyny. Następnie stanął przed nią z rękoma w kieszeni.- Przyszedłeś  tu prosić mnie, abym poszła nawracać Dianę? - zapytała się, popijając whisky- Abym wstąpiła z tobą do śmierciozerców? Abym prosiła ojca żeby usprawiedliwiał Malfoyów w ministerstwie? A może, żebym poszła i sprzedała się Voldemortowi, aby wypuścił Dianę i przestał szukać Trac...
-Nie. Przyszedłem się napić.
-O.- odparła Dafne, wyciągając spod łóżka, whisky i popielniczkę- I to rozumiem.
Dafne słyszała kiedyś że matka Zabiniego nie toleruje stylu życia syna. Nie tolerowała alkoholu, palenia, zakładów o dziewczyny i wszystkiego co chłopak robił. Sama co parę miesięcy miała nowego bogacza, a syna się czepiała...-Masz.- nalała mu whisky- A jak chcesz fajki, to są w drugiej szufladzie ej komody spod okna. I nie mów mi że się na epy przerzuciłeś, bo ci nie uwierzę.- dodała widząc jak Blaise otwiera usta. Ten się tylko łobuzerko uśmiechnął- Na mnie to nie działa. Swój, swojego wart.
Miała racje. Oboje byli siebie warci. 
Blaise zapalił papierosa i usiadł na fotelu, na przeciwko Dafne. 
-Za pomyślność.- powiedziała Dafne unosząc kieliszek.
-Za Ciebie.- odparł Zabini, a dziewczyna się delikatnie uśmiechnęła. W tym geście był cień pogardy.
-Za ciebie. I za twój związek.
-Za każdego chłopaka z którym spałaś. - Blaise kontynuował, tym samym uśmiechem co jego przyjaciółka- Nie będę wymieniał imionami, bo nam whisky nie starczy...
-Za Dianę.- przerwała mu dziewczyna. To jedno imię, było lepsze od każdej riposty którą mogła powiedzieć.
Zaskoczyła go. Spodziewał się teksty typu taki święty jesteś? Nie spodziewał się że Dafne poruszy temat Malfoyowej.
-Za następny rok.
Grzeczny chłopczyk pomyślała, wlewając sobie trunek do ust.
-Ona nadal chce za niego wyjść?- zapytał, nie patrząc się na Dafne.
-A skąd ja mam to wiedzieć? Myślisz że mam z nią kontakt? Siedzi zamknięta w Malfoy Manor, nikt jej stamtąd nie wypuści.
-Nie piszecie ze sobą?!- wrzasnął gwałtownie Zabini, wstając i rzucając szklanką przez całą długość pokoju. Szklanka rozbiła się na ścianie, robiąc plamę  w miejscu gdzie nastąpiło uderzenie. Greengrans wstała i uderzyła go z całej siły w policzek. Gdy chłopak był w szoku po uderzeniu, dziewczyna to wykorzystała pchając z powrotem na fotel. 
-Co ty odpierdzielasz, kretynie!?- wydarła się- Jak masz po pijaku takie odpały, to nie pij!
-Ja nie jestem pijany.
-No to gratuluje, zdrowia psychicznego.  Wypieprzaj z mojego domu, jak masz się tak zachowywać.
-Moje zdrowie?! Dziewczyno, to ty olałaś przyjaciółkę!
-Jak tak bardzo chcesz mieć z nią kontakt, to sam do niej napisz!
-Dobrze wiesz że nie mogę!
-BO?!
-BO JA...
Ugryzł się w język w ostatniej chwili, a do pokoju wszedł mężczyzna bardzo podobny do Dafne. Jej ojciec.
-Co to za krzyki?- zapytał, tubalnym głosem.
-Nic złego.- odparła Dafne, nadal  patrząc na Zabiniego- Rozmawiamy o Dianię.
-Aa... rozumiem. Oboje wiecie że nie mogę jej pomóc.
-Nie wymagam tego od ciebie, Zabini się uniósł.- przerwała mu córka- Możesz już iść.
Ojciec spojrzał na swoją córkę. Tak, ufał jej. Tak, wiedział doskonale co jego córka robi w szkole, jakie ostawia cyrki na lekcjach, że pije i pali. Domyślał się że jej związki nie kończą sie tylko na pocałunkach, nieco obawiał się nawet tego że zostanie przedwcześnie dziadkiem. Ale nie oczekiwał od swojego dziecka tego  że będzie jakimś wzorem świętości. Kochał ją właśnie taką jaką była- głośną, pyskatą, asertywną, sarkastyczną i ambitną. Tym bardziej że dawniej ją zaniedbał, wiec po części był winien jej zachowania. Była jego córką, kochałby ją nawet jeśliby była puchonką lub więźniem Azkabanu. 
-Tylko już nie palcie, bardzo cię proszę skarbie.
-Dobrze, tato.- odpowiedziała, pozwalając mu, ucałować się w czoło. Następnie mężczyzna wyszedł z sypialni, zostawiając nastolatków samych.
-Masz fajnego tatę. -powiedział Zabini, a dziewczyna usiadła z powrotem na łóżku.
-Wiem. Chociaż mi się poszczęściło.- odparła, zapalając nowego papierosa.-Jest kochany. Kocha mnie mimo tego, że wie doskonale co robię. Ale wracając do tematu, to co robimy? Voldemort lada dzień opanuje Ministerstwo. 
-Dobrze wiesz że moja matka jest śmierciożercą.
-Lyry też, ale coś sobie jej nie wyobrażam torturującej szlamy.
-A ty co chcesz robić w tej sytuacji? Armie Krajową stworzyć?- zapytał sarkastycznie.
-Nie takim tonem, to po pierwsze. Po drugie, to co zrobię, to co będę uważała za słusznę a nie to czego będzie ode mnie wymagać.
Blaise się uśmiechnął z lekkim zażenowaniem.
-Ponoć matka Dracona mówiła to samo. Napisz do nich dowiedz co się dzieje... ja lecę.
-Tam są drzwi.

\-------
*E papieros- (papieros elektroniczny) – elektroniczne urządzenie służące do podawania niewielkich ilości nikotyny metodą inhalacji. Co prawa podczas trwania akcji bloga (1996/1997/1998r.) Philip Morris rozpoczął kolejne prace nad prototypem e-papierosa. Powstaje produkt o nazwie „Eclipse” – bezdymny papieros, który miał zmniejszać negatywny wpływ biernego palenia o około 85-90%. Papieros emitował smak tytoniu bez tworzenia popiołu i dymu, produkował mniej rakotwórczych związków niż zwykłe dostępne na rynku papierosy, nadal jednak wytwarzał tlenek węgla i zawierał nikotynę. Prawdziwy e papieros pojawił sie w 2004r. W opowiadaniu delikatnie nagięłam tą historię.