czwartek, 24 października 2013

Rozdział 15

Co boli? To że musisz tkwić bezczynnie
W faktów niewoli, wiecznym memento mori
Eldo- twarze

Draco siedział w Pokoju Życzeń, na starej sofie. Wpatrywał się w Szafę Zniknięć. To była zwykła komoda w której mógł powiesić wieszaki z swoimi marynarkami. Ale ten stary kawałek drewna nie chciał działać… wszystko było przeciwko niemu. Diana leżała w szpitalu, wciąż wymiotowała.  Czas mijał nieubłaganie…
-Czemu, ty  kuźwa nie chcesz działać?!- zawołał, zdenerwowany, kopiąc szafę.
-Spokojnie.- usłyszał melodyjny głos za swoimi plecami. Odwrócił się, i zobaczył Hermione Granger, stojącą dziesięć metrów dalej z szerokim uśmiechem na twarzy. Draco uniósł jedna brew widząc ją.
-Co ty tutaj robisz?- zapytał zdziwiony, gdy Hermiona podeszła bliżej.-Jak… jak się tu dostałaś?
-Nie szukałam ciebie.- zapewniła go, a uśmiech nie schodził jej z ust.-Tylko miejsca gdzie będę mogła się uśmiechnąć… najwyraźniej ja będę tam szczęśliwa, gdzie ty będziesz Draco.- stanęła na palcach- Jesteśmy sobie…
-Hermiona, nie.- powiedział w końcu-Nie widzę w tym sensu.  Ja… ty… to nie ma sensu, jest pozbawione przyszłości.
-Tak.- zapewniła go gorąco-To nie ma żadnego sensu. Dlatego się kochamy.
-Ty kochasz Rona Weasleya. – powiedział zgodnie z prawdą. Uśmiech na twarzy Hermiony, zgasł chwilowo, gdy ta nie wiedziała co ma powiedzieć. Opuściła wzrok i zacisnęła powieki. Przypomniała sobie ten okropny moment gdy Ron pocałował Lavender Brown. Upokorzenie. Ból. Bezradność, która doprowadziło ją do łez.
-Mylisz się. –wychrypiała, ponownie patrząc mu w oczy. Kąciki jej ust, ponownie zmieniły się w uśmiech. –Draco, zrozum. Proszę cię…
-Hermiona, jesteś mądra, nie wmawiaj sobie rzeczy które mogą cię zabić. A patologiczna miłość, może wiele zniszczyć.
-Miłość to słowo o wielu znaczeniach.- odparła- Kocham cię. I nic mnie już nie może zabić, a w życiu trzeba spróbować wszystkiego. Ty mnie kochasz, bo zakazany owoc, zawsze smakuje najlepiej.
-Ty mnie, z tego samego powodu.
-Draco!- zawołała z niedowierzaniem- Masz kiepski dzień, ale nie sprawiaj by inni tez taki mieli.
Chłopak patrzył się na jej usta. Mówiła prawdę? Nie wiedział. Chociaż tego chciał… i to bardzo, po prostu nie wiedział. Zaczął iść do przodu, co zmusiło Hermionę do cofania się. W pewnej chwili, ta oparła się o Szafkę Zniknięć i zaczęło głęboko oddychać, sama nie wiedząc czego się może po nim spodziewać.
Draco położył swój palec na jej dolnej wardze. Nie uśmiechnął się.
Po prostu ją pocałował.
~*~
Diana była już w swojej sypialni. Patrzyła się na swoje odbicie w lustrze, siedząc na kanapie.
Przygarbiona, usta rozszerzone, smutne oczy… z podbitym okiem.
Tak właśnie wyglądała. Całe oko było zaczerwienione a wokół niego potężna fioletowa śliwa. Jak znalazła się na twarzy Diany? Oczywiście przez jej głupotę. Zamiast poczekać na Dracona albo Larsa, dziewczyna postanowiła sama wrócić do sypialni. Rich ją zobaczył i od razu to wykorzystał, a przecież z kim jak kim ale z Richardem nie miała szans. Był silniejszy
Spojrzała w bok, czując okropną bezradność. Łza popłynęła po zapuchniętym policzku. To było najgorsze, za to nienawidziła samą siebie. Za swoją bezradność. Nie umiała być samodzielna, niezależna. A tak dążyła do tej drugiej cechy, jednak to było… niemożliwe. Zawsze ktoś musiał ją nakierować, pomóc… nawet nie umiała skutecznie powiedzieć nie, swojemu eks który nałogowo ją bił.  Ciągle ktoś musiał ją trzymać za rączkę i mówić co można a czego nie. To było okropne. Ciągle była przez kogoś  zdominowana, jak nie przez ojca to przez Richarda.
Ponownie spojrzała w lustro, uświadamiając sobie że jedną brew ma wyżej od drugiej. Przygryzła dolną wargę powoli kiwając głową. Jak szybko wyleczyć oko? Nie chciała być oglądana z tym okropieństwem na twarzy. Wyglądała jak potwór z Loch Ness.
Astoria. Gerd. Pierwsze dwie myśli. Jednak była dopiero dziesiąta rano, wszyscy mieli lekcje w tym Astoria. Natomiast doktor Fuss, był w Skrzydle Szpitalnym a panna Malfoy wolała iść do Dracona i powiedzieć mu Hej Draco! Jak tam? Co z Szafką Zniknięć? Czemu to ci tak długo zajmuje? Dlaczego zmusiłeś mnie do sprzedania się? Czemu po prostu nie kupisz młotka i gwoździ do tej komody, albo nie podejdziesz do Dumbledore’a i nie rzucisz Avady? Czemu mnie kontrolujesz? Dlaczego na mnie krzyczysz i nie pozwalasz mi się zakochać? Dlaczego nie nauczysz mnie samodzielności? Dlaczego nie chwycisz mnie za rękę i nie pójdziesz do nauczyciela i nie powiesz mu że wyrostek z siódmej klasy bije twój a siostrę? Draco… czemu się tak zmieniłeś?
Ledwo co skończyła, odpowiedziała sobie na wszystkie pytania. Zajmuje mu to tyle czasu, bo to zbyt skomplikowane jak na rozum szesnastolatka, który jest szantażowany życiem swoim i rodziny. Nikt jej do niczego nie zmusił, mogła porozmawiać a nie od razu zdejmować szlafrok. Gwoździe i młotek są zbyt banalne, a dobry człowiek nigdy nie podejdzie i ot tak nie zabije niewinnego człowieka. Jeszcze odwróconego. Nikt jej nie kontroluje, to ona jest przewrażliwiona. Draco nie chcę by Diana się zakochała, bo martwi się o jej przyszłość i pamięta o bólu zadawanym przez Richa w piątej klasie. Nikt nie pójdzie do żadnego nauczyciela, rodzica albo dyrektora czy innego urzędasa… czemu? Najpierw zbytnio się bała. Zemsty Richa, opinii publicznej, opowiadania o wszystkich incydentach. Potem usłyszała o opowieści Tracey Davis, której matka została wydziedziczona przez gwałt.
Draco… czemu się tak zmieniłeś?
-Diana… -odpowiedziała na głos, patrząc na swoje odbicie w lustrze. Po jej twarzy błąkał się uśmiech szaleńca. Taki sam jaki posiadała ciotka Bella- Czemu się tak zmieniłaś.- uśmiechnęła się od ucha, sama do siebie. Znała odpowiedź- Wojna wszystkich zmienia. Nawet gdy jeszcze nie wybuchła.
Wstała i położyła się na łóżku. Wiedziała że wszyscy mają lekcję. W swojej sypialni nie słyszała żadnych głosów dochodzących z Pokoju Wspólnego. Czyli że… dormitorium Astorii było puste. Szafka z maściami, nie miała klucza by każdy mógł zawsze sobie wziąć coś czego potrzebował… To było to.
Poderwała się na równe nogi. Szybko podeszła do drzwi i uchyliła je, by upewnić się że nikogo nie ma na korytarzu.  Było pusto, więc wymknęła się szybko do dormitorium, dziewcząt z czwartego roku. Tam Astoria miała w swojej komodzie leki, zastrzyki, odtrutki i inne rzeczy. Diana zdawała sobie sprawę z tego że na pewno znajdzie tam jakąś maść która szybko usunie tą okropną ranę.
Dormitorium dziewcząt, czwartego roku był nieco większy od sypialni Diany. Ściany były pokryte  zieloną tapetą, z złotymi kwiatami. Byłą oczywiście odporna na wodę.  Meble były tam koloru, jasnego brązu. Wszystko wyglądało wyjątkowo ładnie.
Diana wygrzebała z komody, kremową maść z napisem ‘na siniaki- działalność w ciągu trzech godzin GWARATNTOWANA’. Uśmiechnęła się do siebie- z tego co było napisane, jasno wynikało że zanim Draco wróci  do Pokoju Wspólnego. Ulżyło jej- cały tamtejszy poranek pójdzie w niepamięć.
-Co ty robisz?- usłyszała za sobą żeński, głos. Czując dreszcze, odwróciła się. W drzwiach dormitorium stałą Lyra Parkinson. Widząc ją, blondynka jak najszybciej zasłoniła zranione oko. Udawała że je pociera ze zmęczenia. Nie chciała by ktokolwiek, to widział.
-Szukam czegoś na wzmocnienie. –odpowiedziała, wysilając się na uśmiech. Lyra natomiast stała z pomarszczonymi brwiami. Nie wierzyła jej-Słabo się czuję.
Następnie pochyliła głowę, tak aby włosy zasłoniły jej twarz i wyszła z pomieszczenia. Lyra czuła że coś jest nie tak. Jak to możliwe że Diana słabo się czuła, skoro dwa dni, tylko leżała? I po czemu tak pocierała oko?
-Czekaj.- powiedziała szybko, chwytając przyjaciółkę za prawy łokieć.
-Co!?- warknęła Diana. Stanęła z Lyrą twarzą w twarz. Kuzynka Pansy nie odpowiedziała, tylko patrzyła się ze strachem na podbite oko blondynki. Widać było strach w jej oczach. Natomiast w Dianie nagle wzrosła wściekłość. O co i wszystkim chodziło!? W życiu siniaka nie widzieli?
Lyrę najwyraźniej zatkało, bo nic nie mówiła. W końcu wydusiła z siebie krótkie ‘kto ci to zrobił?’ jednak Diana już zamykała drzwi. Wyjęła różdżkę, chcąc zamknąć drzwi jakimś porządnym zaklęciem, ale nie zdążyła. Lyra otworzyła drzwi i rozbroiła ją niewerbalnym zaklęciem.
-Celujesz we mnie różdżką?- zapytała Diana uśmiechając się wyzywająco.- Taka odważna jesteś? Celować w pobitą szesnastolatkę? Chcesz całkowicie stracić szanse u Dracona?- Lyra opuściła chwilowo wzrok. Diana w tedy zaśmiała się, niczym osoba psychicznie chora. Przestała być sobą- Myślisz że nie widziałam, jak się na niego patrzyłaś dwa lata temu? Pamiętam jak płakałaś na Balu Bożonarodzeniowym, gdy on tańczył z Hermioną w parku. Jestem naiwna, ale cię znam. Tu nie chodziło o to że Parkinson ci powiedziała że brzydko ci było w tej sukience. Jesteś słaba… Nigdy nie zapomnę twoich oczu, gdy zobaczyłaś jak Draco zaprasza Pansy a ciebie ustawia z kolegą. Dlatego wyjechałaś. A wróciłaś bo wreszcie dorosłaś.
Cisza. Milczenie, podczas którego Diana sobie uświadomiła, że przesadziła, a Lyra powstrzymywała łzy. Tak… kochała się w Draconie. Ale komu on się nie podobał? Chyba tylko Dianie.
-Nie bądź mściwa, ja tylko chcę z tobą porozmawiać.- wymamrotała Lyra. Blondynka usiadła na łóżku i chwyciła się za włosy.
-Przepraszam. – wyszeptała- Ja już po prostu mam wszystkiego dość. Po co oni mnie uratowali? Nie lepiej żebym już nie żyła? Byłoby mniej problemów…
-Kto ci to zrobił?- spytała Lyra, kucając na przeciwko przyjaciółki. Blondynka uniosła głowę.-Blaise?
-Nie.
-Lars?
-Zwariowałaś?- zapytała. Lars? Uderzyć dziewczynę?
-Gerd, Draco…
-Lyra nie wymyślaj.
-Nott?
-Nie.
-Richard?
Po zapuchniętym policzku Diany, polały się łzy.
-Przecież ty z nim chodziłaś!- zawołała Lyra, natychmiast rozumiejąc, milczenie Diany.
-On mnie bił gdy byłam jego dziewczyną.- odparła oschle- co tam dla niego, czasem walnąć eks w oko.
Lyra, usiadła koło przyjaciółki i ją przytuliła. Czuła złość, ale nic nie powiedziała. Pisały ze sobą, ale Diana nic nie powiedziała o tym że Rich wcale nie był taki idealny jaki się wydawał. Nic nie wiedziała…
-Czemu nic nie powiedziałaś?- spytała szeptem, na co panna Malfoy zareagowała histerycznie.
-A co ci miałam powiedzieć?!Że chłopak którego kocham, jest damskim bokserem?  Że nadal z nim jestem choć złamał mi rękę? Że nie umiem żyć bez chłopaka który codziennie mi dawał z liścia? To ci miałam napisać? Że jestem słaba?
-Nie.- przerwała jej Lyra- Tylko że mnie potrzebujesz.
-Wiedziała tylko Astoria.- odparła cicho- Powiedziałam jej, gdy złamał mi rękę. Nie wiedziałam, jak mam się wytłumaczyć przed Draconem, ona mi ustawiła kości. Nie chciałam żeby ludzie wiedzieli… Nie miałabym życia.  A nie jestem z nim tylko dlatego że Potter mi pomógł.
Po tym opowiedziała Lyrze, w jaki sposób zerwała z Richardem. O jego pogróżkach i nękaniach. O tym że nie miała zamiaru iść do dyrektora, bo się bała.
-Raz…- wspominała Diana- przyniósł mi śniadanie do łóżka. Richard. To było takie słodkie, ja byłam zachwycona. Ale godzinę później miałam skręcony nadgarstek. On naprawdę potrafił być czarujący. W tedy mu wszystko wybaczałam. Potem, mi pokazywał jaki jest naprawdę, a ja sobie tłumaczyłam że on w taki sposób pokazuje mi miłość. Byłam taka głupia… nadal jestem.
-Nie prawda.- zaprzeczyła szybko Lyra- Ty po prostu… jesteś przyzwyczajona do bycia zdominowaną. Najpierw ojciec sprawił że jadłaś mu z ręki… potem Rich a teraz Draco…
-Ja cię przepraszam.- przerwała Diana, przyjaciółce popatrzyła na nią ze smutkiem- Nie powinnam mówić tych okropnych rzeczy o tobie i…
-Tu nie chodzi o mnie.- uśmiechnęła się-  To ty masz podbite oko.
-Nazwałam cię słabą, w czasie gdy to ja taka jestem.- przypomniała jej.-Miłość nie wybiera. Robi zawsze to co chce, nie zważa na uczucia innych.  Jest egoistyczna… biała.
-Miłość dla każdego ma inną barwę. Nie jest egoistyczna, to ludzie tacy są, nie umieją zrozumieć definicji tego słowa. Ty kochasz Blaise’a dlatego  chcesz jego szczęścia i nie niszczysz Davis…
-Muszę nałożyć tą maść.- przerwała jej, nie chcąc o tym rozmawiać. Lyra zrozumiała, po czym wyszła z pomieszczenia.
~*~
Draco Malfoy siedzi koło Skrzydła Szpitalnego.  Twarz ma schowaną w dłoniach. Znowu TO się dzieję. To zaczęło być okrutnie  nudne. Ale nadal ma przed oczyma widok, mdlejącej siostry.
Teraz słyszy jej wrzaski bólu. Ona nadal cierpi.  Gerd jest świetnym lekarzem, znowu jej pomoże… Diana za dzień, dwa ona ponownie wyjdzie ze szpitala i zacznie nadrabiać zaległości w szkole. Wszystko się ułoży, wszystko będzie dobrze…
Dafne siedzi koło niego, skulona. Kołysze się w obie strony, i próbuje za wszelką cenę pozbyć się czkawki. Boi się. Diana straciła cała odporność, właśnie się wykrwawia. Jej organizm jest niezwykle słaby… pokarm się nie trawi,  nie może zbyt dużo pić, nawet zwykłej wody bo w tedy cały dzień nie wychodzi z łazienki. To wszystko ją zabija. Zabijało od pół roku, a teraz nadszedł koniec. Ostatni rzut kostką.
Lars nadsłuchuje. Oprócz przeraźliwego krzyku, Diany ma nadzieję usłyszeć słowa Gerda, Astorii albo coś zrozumiałego z ust Diany.  Ale nic. Tylko bezustanne wrzaski. To go dołuje. Zna ją zaledwie dwa miesiące, a czuje się jakby była jego trzecią, siostrą. Kocha ją. A ona teraz umiera.
Lyra siedzi na podłodze i patrzy się tępo na ścianę. Nie wie co ma o tym wszystkim myśleć.  Trzy godziny wcześniej, rozmawiały ze sobą. Oprócz siniaka, Diana była  cała i zdrowa, a przynajmniej fizycznie. Teraz  ból ją niszczy. Teraz umiera. To ma być koniec? Dlaczego, teraz? Co się stało? Kolejne bóle? Jest w to zamieszany Mroczny Znak, który dojrzała na ręce Diany podczas ich rozmowy. Lyra nie miała kontaktu z Dianą od końca wakacji. Pięć miesięcy. Tyle potrzebował Czarny Pan by zniszczyć Dianę.
Gerd patrzy na wielkie łzy Diany. W Boże Narodzenie, uratował jej życie. Teraz też to robi, ale sytuacja nie jest taka sama. Dynamiczna. W święta, była nieprzytomna- teraz wszystko czuje, wie co się dzieje. Czuje ból. Gerd też. Boli go, cierpienie Diany, jej łzy i krzyki. Boi się,  każdego ruchu. Wie że problem tkwi w Znaku, wiec próbuje go wyciąć.. nożem. Gdy ostrze zanurza się w ciele dziewczyny, ta zaczyna rzucać się po łóżku, piszcząc z bólu. Nóż wchodzi łatwo, jakby jej skóra była  lekko roztopionym masłem. Krew jest zaschnięta, nie wylewa się z jej ran, wokół Znaku.  Wie że go nie wytnie, tym skazałby ją na natychmiastową śmierć. Jednak musi zobaczyć co jest pod nim. Ręka mu się nie trzęsie, wie że jeden fałszywy ruch i przetnie jej całą rękę…
Astoria pomaga jak może, czując zadyszkę. Robi co może, mimo tego że czuje obrzydzenie widząc mięśnie Diany ale zmusza się do tego widoku, wiedząc że z każdą sekundą, wzmacnia się w swoim fachu. Spogląda na zapoconą twarz Gerda. Wszystkich to bolało. Na tym polega ironia tej sytuacji- każdy się o nią boi, każdy cierpi. Ale ona sama najmniej. Diana była inna. Inaczej pojmuje ból, miłość i cierpienie. Dlatego zawsze z Astorią tak dobrze się dogadywały. Obie są inne.
-Czemu to tyle trwa?- pyta zniecierpliwiony Draco.
-Ona to prze…prze…przeżyje.- jąka się Dafne. Zawsze się udaje. Diana ma psie szczęście.
Lyra i Lars spoglądają na nich, a następnie wymieniają porozumiewawcze spojrzenia. Oboje wiedzą że jak poważna jest ta sytuacja. Oboje mają nadzieję, że jej się uda, jednak… równie dobrze to może być koniec. 
Lyra otworzyła usta chcąc coś powiedzieć, jednak nie pozwolono jej.  Zza rogu wybiega Blaise Zabini. Ma spocone czoło i rozkojarzony wzrok.
-To prawda że…- zaczyna, jednak po korytarzu roznosi się niewiarygodny krzyk Diany. Zabini zatrzymuje się i patrzy ze strachem. Znowu bóle? Czy coś gorszego? Co się z nią dzieje. Blaise patrzy na zrozpaczonego Draona i natychmiast rozumie, co się stało. –TO PRZEZ CIEBIE!
-Śmiesz go oskarżać?!- woła Lyra, wstając.-To twoja wina!
- A co ja jej zrobiłem?- pyta wyzywająco, spoglądając z góry na niską Lyrę.-To on nie umie zaopiekować własną siostrą.
To przesada myśli Malfoy. Gwałtownie wstaję i chcę dać prawego sierpowego, swojemu przyjacielowi, jednak Lars go chwyta i uspokaja.
-Diana nie chciałaby żebyście się kłócili.- mówi szwab, patrząc spokojnie na nich, chociaż w środku o niczym tak nie marzy jak o pobiciu Zabiniego.
-To ona już nie żyje?- pyta ze strachem Blaise.
-Jesteś głuchy, czy nie słyszysz jak się drze?- Dafne ma sarkastyczny ton. Jest wściekł tak samo jak reszta. Nie rozumie po co on tu przyszedł, skoro  za pewne dziesięć minut wcześniej całował Tracey Davis.
-CO CIĘ TO OBCHODZI?!- wybucha Lyra- KOCHASZ JĄ!?
 Blaise chcę odpowiedzieć, jednak krzyki Diany, ucichają. Cała piątka patrzy na drzwi. Wszyscy czują strach. Co się dzieje?  Dafne wstaje i podchodzi do drzwi.
-Nic nie słychać. – szepcze.- Nic…
-Co się dzieje?- pyta wystraszony Draco i patrzy na Larsa.
-Nie wiem.- odpowiada on. W te samej chwili drzwi się otwierają.  Stoi w nich Gerd. Po jego policzku spływają łzy.  Dafne zaczyna trząść głową.
-Diana nie żyje. – mówi Gerd.
Draco budzi się cały spocony z snu. Najgorszego w jego życiu. Te szpitalne łóżka były okropnie niewygodne, nic dziwnego że chorzy tak często uciekali. Malfoy podnosi się z łózka chcąc zobaczyć czy Diana jeszcze śpi. Dziewczyna jednak ma szeroko otwarte oczy w nim utkwione. Chłopa czuje dreszcze, widząc że oczy Diany są pozbawione wyrazu.
-Diana…- szepcze imię siostry. Patrzy na nią ze strachem. Ona nie odpowiada. Draco schodzi z łóżka i klęka przy niej. Nie rozumie co się dzieje, dopóki nie dostrzega szwów przy Mrocznym Znaku, które łączyły Znak z resztą skóry… to wygląda jakby znak został wycięty… ku swojemu zdziwieniu widzi że w skórze jest  siostry czarna masa…-Co się dzieje? Diana…! Słyszysz mnie?!
Ponownie nie otrzymuje odpowiedzi. To nie był sen. Diana nie oddychała.
-Odezwij się.- prosi, czując łzy.- Dianka… Diana obudź się, powiedz coś!
-Ona nie żyje.- słyszy zimny głos, nad swoją głową. Unosi ją i widzi Czarnego Pana, który gładzi swoją różdżkę.  Draco patrzy na niego, hamując łzy. Różdżka Czarnego Pana lśni… wściekły Smok wstaje i rzuca się na niego.
-Draco!- słyszy żeński gdzieś w głębi siebie. Albo na zewnątrz?
Co to za głos? Czyj? Lyry? Dafne? Astorii? Hermiony?
-Diana…- mamroczę, jakaś jego część.
Bije Voldemorta z pięści w twarz. Niech cierpi, tak jak Diana.
-Co się dzieje!?- żeński głos, nie daje mu spokoju.
Kto to mówi?! Jedyna kobieta w Sali, leży martwa stopę od niego.
-ONA PRZEZ CIEBE NIE ŻYJE!- krzyczy.
Diana nie żyje przez tego gnoja. To przez niego cierpiała, to on zapędził ją do grobu.
-Kto nie żyje? Draco, na Boga co się dzieje!?
Siłuje się z Czarnym Panem. Musi go zabić, musi pomścić Dianę.
-ZABIJĘ CIĘ!
Kopie przypadkiem jego różdżkę w bok. Łapie ją i przykłada  do miejsca gdzie normalny człowiek ma nos.
-Mnie?!
To jeszcze nie koniec syczy Czarny Pan.
-Avada…
-OBUDŹ SIĘ!- krzycz dziewczyna.
Unosi wzrok. Widzi ducha… ducha Diany.- Draco proszę cię.- szepcze. Dotyka jego ramienia.
Draco otwiera oczy. Nie wierzy własnym oczom. Przednim klęczy Diana, gładząc go po, jego spoconym czole.

-Wszystko dobrze.- powiedziała uśmiechając się. Chłopak bierze w dłonie jej twarz i patrzy w oczy. Uświadomił sobie… to był sen. Być może z morałem… ale Diana żyła. Żyła, w jej oczach jest jak zawsze radosna iskierka… wszystko będzie dobrze.
~*~
Dziś nie ma videa ;c i mam kiepskie wieści: kuzyn zabiera mi laptop bo musi coś w nim porobić tak więc następna notka pojawi się... sama nie wiem kiedy...

środa, 16 października 2013

Rozdział 15

„Spróbuj zamarzyć, zapomnieć o problemach
Bo dzisiaj nie zawalczysz o tytuł króla podziemia.”
06.Kali-Pauza
W klasie Obrony Przed Czarną Magią, rozległ się dzwonek w tej samej chwili gdy Diana podpisała się na szczycie pergaminu. Dziewczyna wstała i odniosła sprawdzian  na biurko Snape’a zapominając o unikaniu kontaktu wzrokowego- spojrzała na twarz profesora. Od razu pożałowała, gdy Snape chwycił ją za rękaw, a jakiś idiota z tyłu zagwizdał. Reszta poszła za nim w śmiech.
-Ogarnijcie dupy, idioci.- warknął Blaise, skutecznie uciszając połowę. Diana spojrzała na niego, ale nie zdążyła mu podziękować bo z tyłu rozległ się pisk Padmy Patil, która została odepchnięta przez Dracona w bok, z taką siłą że upadła na ławkę rozlewając atrament na sprawdzian Pansy Parkinson, która zrobiła się cała czerwona, na co śmiechem zareagowała jej kuzynka-Lyra. Szum był wielki, ale nie za sprawą wypowiedzi Blaise’a tylko zachowania Draco, który chwycił Deana Thomasa za kołnierz i przycisnął do ściany.
-NIGDY NIE ŚMIEJ SIĘ Z MOJEJ SIOSTRY!- wydarł się mu w twarz- ROZUMIESZ!?
-Draco…- szepnęła Diana, podchodząc do brata i dotykając jego łokcia, opuszkiem palców-Proszę cię…
-Idź stąd.
-Draco…
-ZAMKNIJ SIĘ I RÓB CO MÓWIĘ!- wrzasnął chłopak, patrząc dzikim spojrzeniem na siostrę, która ze zdziwieniem cofnęła się o dwa kroki. Nie spodziewała się takiego tonu. Do akcji wkroczył Snape, wypraszając wszystkich z Sali i odejmując gryfonom dziesięć punktów, tak naprawdę z niejasnych powodów. Gdy w klasie został już tylko profesor i Diana, dziewczyna spojrzała wściekła na nauczyciela.
-Zadowolony jest pan z siebie!?- zawołała zezłoszczona.- Teraz nie będę miała życia, póki kogoś innego wezmą na języki!
-Spokojnie Diano.- odparł ze lekceważąco profesor siadając za biurkiem- Musimy porozmawiać.
-Na Boga, niech pan sobie odpuści.- mruknęła ze zrezygnowaniem.- Ile będziemy jeszcze drążyć ten temat?
-Póki nie zrozumiecie powagi sytuacji.- Diana prychnęła, mamrocząc o tym, że w takim razie, sobie poczekają oboje- Mam nadzieję że chociaż twoja ciotka, przemówi ci do rozsądku.
-Jaka ciotka?- zapytała zaskoczona dziewczyna.
-Twoja ciotka, Adara będzie nauczała eliksirów, póki Slughornowi się nie polepszy. Zatruł się jakimiś grzybami, przez tydzień, dwa nie będzie w stanie uczyć.
-Świetnie.- odpowiedziała szybko i wyszła z klasy zapominając o torbie z podręcznikami.
~*~
Diana wyzywała się w myślach za to że nie ubrała na siebie nic cieplejszego od granatowej bluzy z kapturem. Z drugiej strony dobrze zrobiła. Nikt chyba, nie poznałby jej, póki nie zauważyłby z bliska twarzy. Kto zorientowałby się, że ta dziewczyna w dresie to Diana Malfoy, która była ubrana w sukienkę? Nikt.
Chowała dłonie do kieszeni, a twarz miała pochyloną by rozpuszczone włosy nie przepuszczały zimnego powietrza przez które, na jej policzku było już parę rumieńców.
Patrzyła się na piasek. Stała na plaży, metr dalej była już woda. Myślała nad tym co się stało w ferie. Przed jej oczyma pojawiły się obrazy. Ale nie pierwszoosobowe, to nie ona była w nich obserwatorem. Tylko widziała własne wspomnienia, oczami świadka. Jakby stała i widziała jak Czarny Pan ją dotyka. Jak zaciska swoje długie, obskurne paznokcie na jej ciele.
Sceny szybko się zmieniały, a z każdą czuła się jeszcze podlej.  To co zrobiła, było obrzydliwe brzydziła się samą sobą. Ale zrobiła to dla brata. Inaczej żadne z nich już by nie żyło, a jeśli tak to byliby… wrakami ludzi. Torturowani… a Diana za pewnie byłaby gwałcona. Wybrała mniejsze zło, bo dotyczyło ono tylko jej samej. Tylko ona cierpiała, tylko ją nachodziły koszmary tylko ona nie umiała już nawet pocałować jakiegoś chłopaka na dyskotece. Nikt nic nie wiedział. Nawet Draco, Dafne i Lars. Nikt. Tyle ludzi zasługiwało naprawdę. Lyra. Gerd. Ciotka Adara. Astoria. Od pewnego czasu nawet Hermiona Granger. Wszystkich okłamywała, wymyślając głupoty, na poczekaniu. To było okrutne, ale z drugiej strony… jakby na to zareagowali? Odwróciliby się od niej? Draco by się wściekł, ostatnio denerwował się z każdego powodu, krzyczał i robił awantury o nic. Lars by się załamał… za pewne. Nie mogła na to pozwolić. Aby z tego powodu inni cierpieli. To przecież była jej decyzja. Ona to zaproponowała. Skazała się na cierpienia mentalne, w zamian za szanse ocalenia bliskich.
Uniosła głowę, patrząc na fale. Kim była? Takie pytanie narodziło się w jej głowie. Na pewno nie zwykłą dziewczyną…a może? Może wręcz do bólu, zwyczajną nastolatką? Jaka inna siostra nie poświęciłaby cnoty i dumy w zamian za życie brata? Zapewne każda, w jej zachowaniu nie było nic heroicznego. A może była po prostu dziwką? Nic w życiu nie osiągnęła, żyła na koszt rodziców kpiła z innych tylko dlatego bo nie byli tacy jak ona. Bo byli inni. Zachowywała się jak rozkapryszona księżniczka bo miała lepsze ubrania i modniejszą fryzurę. Jedynym odchyłem byli bliźniacy Weasley oraz Hermiona…  W wieku piętnastu lat straciła dziewictwo a jedyny osobami wiedzącymi o tym była Dafne i Blaise. Odrzuciła Rona Weasleya bo nie lubiła piegowatych rudych. Była pewna siebie, ale tylko w szkole. W domu natomiast była cichą dziewczynką unikającą surowego ojca. Nie miała poczucia własnej wartości, nie szanowała nikogo i niczego, nawet samej siebie. Sprzedała się Czarnemu Panu.
-Nikim.- odpowiedziała na głos, sobie na pytanie. Oto kim… a raczej czym była… nikim.
-Cześć.- usłyszała za sobą męski głos.- Nie jest ci zimno?
Odwróciła się i spojrzała na twarz chłopaka. Spodziewała się Larsa. Ale to był jego kuzyn.
-Hej, Gerd.- odpowiedziała.- Nie… nawet nie, jest tak źle jak może się wydawać. Ta bluza jest ciepła.
-Co ty tu robisz? – Diana utkwiła wzrok a w falach i odparła zgodnie z prawdą.
-Myślę.
-O czym? Jeśli mogę wiedzieć.- dodał szybko. Spojrzała w bok, wymuszając uśmiech. Odpowiedziała że o wadach. -To teraz pomyśl o zaletach. Masz ich o wiele więcej.
-To znaczy?- spojrzała na niego, wyczekująco. W jej wzroku było też wyzwanie. Była zdołowana, myślami. Jak ktoś mógł mówić że ma zalety!?
-Jesteś wrażliwa.- powiedział- Człowiek bez uczuć się nie tnie…- (‘Mylisz się’ pomyślała’ właśnie o to chodzi że ja nie mam żadnych uczuć…’)- Mądra, inteligenta. Bardzo sprytna…
-Słaba.- weszła mu w słowo- Jestem słaba. Dlatego się pocięłaś.
-Nieprawda.- uznał- Ale nie umiesz docenić samej siebie. Tego że masz pełno zalet. Kiedyś… słyszałem że byłaś arogancka. Ale teraz już nie jesteś. Aktualnie liczy się dla ciebie tylko Draco.
-To mój brat.
-Rozumiem. Lena też jest dla mnie bardzo ważna… Tak jak Lars, Adalruna i Roza.
-Siostry Larsa?- domyśliła się Diana, słysząc nieznane jej jak dotąd imiona.
-Tak. Ale teraz ciocia Zygfryda… znaczy matka Larsa i dziewczyn jest znowu w ciąży, więc może wreszcie będzie miał tego, swojego wyczekiwanego brata. Ale nie zmieniaj tematu!- zawołał widząc że panna Malfoy uśmiecha się zadowolona- Sama widzisz. Jesteś sprytna…
-Ta…
-… i piękna.- dodał. W oczach Diany pojawiło się zdziwienie. Nie wiedział jak bardzo poprawił jej humor.- Ale lepiej wracajmy do  zamku. Jesteś zimna jak lód.
Nie miał pojęcia, jak bardzo miał rację.
~*~
Szli razem, rozmawiając o… wszystkim. W zamku było cieplej niż na dworze, jednak Gerd mimo to pożyczył Dianie swoją kurtkę. Była o wiele za duża, ale ciepła a to blondynce wystarczało.
Gdy przechodzili, koło zagłębienia w ścianie, w którym zazwyczaj uczniowie pisali ściągi i się całowali. W tamtym momencie, właśnie była taka para. Całowali się. B
Blaise i Tracey.
Diana odwróciła wzrok, jak najszybciej schodząc ze schodów.  czującak w jej serce ktoś wbija igłę. Rozgrzaną igłę, która sprawiła że zaczęło jej być gorąco. Ale już nie w sercu. Ból szybko przeniósł się do ręki. Poczuła mdłości, a jej głowie zawirowało. Upadła ze schodów, tracąc czucie w nogach.
-Diana!- zawołał Gerd, jednak nie zdążył jej chwycić i uratować od upadku.
Dziewczyna jęknęła z bólu. Znak…
-Boże…- wyszeptała z trudem , kątem oka zauważając że lewy rękaw kurtki Gerda był w krwi.- Boże… proszę.
Płakała z bólu. Ale nie krzyczała. Po prostu woda wylewała się spod pół zamkniętych powiek. Wszystko działo się szybko, mimo to nie pamiętała już, co ją doprowadziło do takiego stanu. Mdłości spowodował wymioty, na które nie miała nawet siły. One po prostu wylewały się z jej otwartych ust a z nosa kapała krew. Jednak mimo tego obrzydliwego widoku, Gerd podniósł Dianę i jak najszybciej zaprowadził do Skrzydła szpitalnego. Jęki Diany rozprowadzały się po całym korytarzu niczym szloch Jęczącej Marty. Nadal wymiotowała, nadal z jej nosa ciekła krew, nadal nie czuła nóg, jednak opaska którą założył Gerd na Znak, hamowała ostre krwawienie.
Nawet nie czuła upokorzenia. Nie myślała o tym, jak obrzydliwy jest jej widok i fakt że kołnierz kurtki Gerda był cały w jej ślinie. O tym że smród roznosi się kilkanaście stóp dalej. Ból. Nic więcej. Nic więcej nie było ważne, niż to, aby cierpienie ustało. Kiedyś słyszała o potwornym bólu jakim było chłostanie w stopy. Czuła się najprawdopodobniej tak samo, tyle że Czarny Pan chłostał jej przed ramię.
Bóg jej wysłuchał. Straciła przytomność.
~*~
Draco Malfoy siedział w Wielkiej Sali a jego wzrok był utkwiony w jajecznicy.  Co parę minut unosił wzrok w stronę drzwi, aby upewnić się że jego siostra przez nie, nie wchodzi. To była pora lekarstwo, powinna siedzieć naprzeciwko niego i zażywać lekarstwa. Ale jej nie było. Nie miał pojęcia gdzie mogła się podziewać. Lars rozmawiał z Pomyluną, Dafne uczyła się do egzaminu z eliksirów (chciła kontynuować przedmiot i musiała zdać przed komisją) Astoria miała kółko magomedyczne, Lyra trenowała qudditich, a Lena znęcała się nad młodszymi. Kompletnie, nie była podobna do brata i kuzyn
Gdzie mogła być Diana? I z kim? Wszyscy znajomi byli zajęci.
Martwił się o nią. Była jego siostrą. Jedyną na całym świecie. Jakby jej nie było… byłby jedynakiem. Sam. Byłoby jeszcze gorzej niż przy  Dianie, o ile to w ogóle możliwe. To dzięki niej, przedłużył się termin zadania… Właśnie. Gdyby nie panna Malfoy, termin by się skończył prawie miesiąc temu. Co ona zrobiła, tak przekonującego?
Jego rozmyślania przerwała Astoria, która wbiegła do Wielkiej Sali ignorując po drodze jęk jakiegoś małego puchona, którego niechcący popchnęła. Wszystkie głowy zwróciły się ku niej, gdy zahamowała przy Draconie i zdyszana powiedziała.
-Diana.- To było jedno imię. Ale Draco wszystko zrozumiał od razu. Astoria miała kółko w szpitalu. To tam była wówczas Diana.
Gdy był już przy łóżku siostry-zamurowało go. Była blada, miała zapadnięte policzki. Wory pod oczami a z jej ust bił nieprzyjemny zapach wymiotów. Jej kurtka tez była z obrzydliwej substancji. Ale to nie była jej kurtka. Tylko doktora Fussa.
-TY!- wydarł się i pchnął na ścianę Gerda.- TY JĄ SKRZYWDZIŁEŚ!
-Draconie, ja nawet jej nie dotknąłem…
-Ma na sobie TWOJĄ KURTKE FUSS!- darł się nadal chłopak. Gerd pozw0alał szesnastolatkowi, targać swój kitel. Rozumiał jego wściekłość, tak samo by się zachował jakby podejrzewał ze ktoś zranił Lenę. Draco w końcu przestał szarpać jego koszulą.  Nagle,  zeszły z niego wszelkie siły, niczym z dmuchanej piłki którą nagle wpadła na rosnące kaktusy.
Chłopak usiadł zgarbiony na łóżku siostry i patrząc na jej bladą twarz, dotknął zimnej dłoni. Sprawdził na wszelki wypadek puls, siostry… wyglądała jakby nie żyła.
Zachciało mu się płakać, gdy wyobraził sobie zwłoki Diany w czarnej trumnie. Szybko pociągnął nosem i pochylił głowę. Łza w ten sposób upadła na podłogę.
Nie mógł być słaby.
~*~
-OBUDZIŁA SIĘ!- to były pierwsze słowa, jakie usłyszała Diana, za nim jeszcze zdążyła otworzyć oczy. Miała kiepski wzrok, na samym początku wszystko było biało, szarą masą. Po chwili, uświadomiła sobie że to nie była kwestia dobrego wzroku.
Wszędzie było biało. Biała pościel, szafka, krzesło na którym siedziała zaspana Lyra, biała piżama którą Diana miała na sobie. Wszystko białe. Od tamtej chwili znienawidziła kolor biały. Zaczął jej się kojarzyć z cierpieniem.
 Była oczywiście w Skrzydle Szpitalnym.
-Dianka.- Draco, chwycił jej dłoń i spojrzał na siostrę, Była dwa dni nieprzytomna. Nareszcie się obudziła- Dianuś…
-Draco.- wszeptała jego imię, wyciągając rękę by go przytulić, jednak nie umożliwiło jej, to rurka przypięta do jej dłoni. Pytająco spojrzała na Astorie, która już zmierzała do starszej koleżanki z flakonikiem.-Astorio, co to…?
-Pij szybko.- wyszeptała Astoria- Nie masz pojęcia jakie masz szczęście. Pomley wyjechała do chorej matki. Gerd wszystkim zarządza. – Diana poczuła jak wielki kamień opada z jej serca. Nawet się nie zastanowiła dlaczego leży w szpitalu gdzie wszyscy mogliby zobaczyć Mroczny Znak. –Już ci lepiej?
-Tak.
Astoria, uśmiechnęła się po czym weszła do gabinetu Gerda. Zamknęła za sobą drzwi i spojrzała na grubo starszego kolegę z fachu. Po którego czole, spływały kropelki potu. Dwa dni, ciągle patrzył czy dziewczyna oddycha. Ale tylko w tedy gdy nie było jej brata, Blaise’a i Dafne.
-Obudziła się. – wyszeptała Astoria. Gerd uniósł głowę- Czuje się dobrze.
Gerd, westchnął i oparł się o siedzenie krzesła. W sercu poczuł szczęście. Diana się już obudziła.
-Bóg mnie wysłuchał.
Na twarzy Astorii, pojawił się cień uśmiechu.
-Mnie też.- szepnęła, tak cicho, że ledwo sama siebie usłyszała. Po czym dodała głośniej- Idź do niej.
-Zwariowałaś? Draco mnie zabije, obwinia mnie za ten wypadek.
-Draco obwinia, zawsze wszystkich tylko nie samego siebie.- odparła czternastolatka, zdejmując biały kitel i wkładając go do szkolnej torby- Kiedyś powiedział m…ojej. Mojej przyjaciółce, że to jej wina że nie umie się zakochać w kimś u kogo miałaby większe szanse. Nie wspomniał ani słowa o tym, że poprzedniego dnia na dyskotece z nią tańczył i przytulał.
Gerd patrzył na Astorię ze skupieniem. Niemal zapomniał o Dianie.
-Może chodziło to , że kochał w tedy kogoś innego?- spytał delikatnie, Fuss. Brunetka jednak zaprzeczyła ruchem głowy.
-On nie wie co to miłość.- odparła- Wobec Diany, czuje jakieś chore, nadopiekuńcze uczucie. Chce ją kontrolować, wiedzieć co się z nią dzieje. Ale nie chce jej szczęścia. Tylko swojej satysfakcji, że ona jest szczęśliwa według niego. Czasem myślę że jego syn, będzie miał jeszcze gorszego ojca, od Lucjusza. A dziewczyny tylko zdobywa. Nic więcej.
-Czemu tak sądzisz?- zapytał Niemiec- Każdy wie co to miłość.-Co on ci zrobił?
Astoria wyprostowała się i założyła torbę za ramie, uświadamiając sobie że powiedziała za dużo. Ufała Gerdowi, nawet zastanowiła się czy czegoś nie powiedzieć, jednak ostatecznie oblizała wargi, patrząc na nogi biurka.
Wyratował ją dzwonek oznaczający lekcję.
-Wybacz, muszę iść na wróżbiarstwo.- mruknęła i wyszła z gabinetu, tak szybko jak tylko umiała. Uśmiechnęła się jeszcze do Diany, by zaspokoić jej zatroskane spojrzenie. Nie chciała rozmawiać. Potrzebowała ciszy, spokoju. Chciała się na czymś skupić, a wróżenie z linii dłoni, mogła sprawić że Astoria nie będzie mogła myśleć o niczym  innym.
Przy zakręcie, wpadła prosto na Larsa Halbe.
-Obudziła się.- powiedziała od razu i nie czekając na słowa Larsa, odpowiedziała na resztę pytań, które na pewno by zadał. - Dobrze się czuje, możesz ją odwiedzić.
-Dzięki młoda.- poklepał ją po ramieniu i szybko pobiegł w stronę szpitala. Wyzywał się w myślach że nie mógł być przy Dianie, tak samo jak Draco i Dafne. Tylko im pozwolono nie uczestniczyć na zajęciach. Lyra Parkninson mało robiła sobie z zakazów nauczycieli, więc swobodnie siedziała przy koleżance. Ale on był na ostatnim roku- musiał mieć dobre oceny.
Otworzył drzwi i zobaczył Dianę. Dziewczyna drżącą ręką wkładała sobie łyżkę zupy do ust. Ręka jej się trzęsła, a gdy Dafne zaproponowała jej, że ja nakarmi, Diana zaprzeczyła ruchem głowy.
-Co się z nią cackasz? – warknął Draco, delikatnie odbierając zmęczonej siostrze łyżkę i sam zaczynając ją karmić.
Lars powoli podszedł do Diany, z każdą sekundą coraz bardziej przerażony jej wyglądem. Zwykłe dołeczki na policzkach, zamieniły się w opadnięte poliki. Szare oczy zmywały się z bladą cerą. Gdy był już bliżej, zauważył że jej rzęsy były o połowę rzadsze. Cała Diana była po prostu… jak puste białe pudełko z którego niedawno ktoś wyjął porcelanową baletnicę.
Powoli podszedł do Diany i się delikatnie uśmiechnął.
-Cześć.- powiedział cicho. Wszyscy natychmiast unieśli głowy i spojrzeli na Larsa. Diana odwzajemniła uśmiech.
-Hej.- odparła cicho. Ucieszyła się że ją odwiedził.
~*~
-Dafne.- szepnął Lars, do ucha przysypiającej  brunetki. Dziewczyna otworzyła oczy i je przetarła.
-Hm?
-Chodź na  chwilę.- oboje wstali i po cichu wyszli z Sali. Lars zamknął drzwi, aby Draco i Diana na pewno nie usłyszeli ich rozmowy.-Mam do ciebie pytanie, Dafne, tylko niech to zostanie między nami, okej?
-No spoko.- dziewczyna włożyła dłonie do kieszeni- A o co chodzi?
-Jakie są relacje Diany z ojcem? Nie chcę jej zranić, a wy się przyjaźnicie…
-RELACJE?!-przerwała mu Dafne- Relacje?  Halbe, ten dom to jedna wielka patologia. Nic więcej, pan Lucjusz… bez komentarza.- uznała, że powiedziała tyle ile powinna, więc ruszyła w stronę drzwi, jednak Lars chwycił ja i przyciągnął do siebie.
-Jeszcze jedno. Czy pan Malfoy kiedykolwiek podniósł rękę na Dracona albo Dianę?
Dafne opuściła wzrok i utkwiła go w posadzce. Czuła że komu, jak komu ale Larsowi mogła zaufać. W końcu westchnęła a Lars puścił jej rękę wiedząc że dziewczyna chcę mu wyjawić prawdę.
-Chodź.- mruknęła z niezadowoleniem.
~*~
Byli w sypialni Diany. Dafne otworzyła szafkę z wspomnieniami przyjaciółki i wyciągnęła jeden flakonik. Ten z wspomnieniem z Świat Bożonarodzeniowych.
-To jest przykład.- powiedziała, siadając na łóżku  Diany- Ja jak to zobaczyłam, długo byłam  w szoku.
Lars pokiwał głową i wlał zawartość flakoniku do myślodsiewni. Dafne miała racje. Diana żyła w patologii.
-Mówiłam.- powiedziała, natychmiast jak chłopak wrócił do rzeczywistości. Wpatrywał się tępo  w srebrną masę w misie. –To… chore. U mnie w domu jest zupełnie inaczej, tata nie dominuję, wszyscy jesteśmy sobie równi. U Diany tak nie jest.  Jej ojciec to… jakbyś słyszał jak on się do niej  zwraca.  Raz rozbiła niechcący starą wazę, ale tego wspomnienia ci nie pokaże, zabiłaby mnie jakby się dowiedziała.  W każdym bądź razie, to jest dom wariatów.
-Widzę.- odparł oschle Lars. 
~*~

http://wielkasalaocen.blogspot.com/ Oceniam tam jako Adara :)