niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 1


Był sierpień. Późna godzina, a na zewnątrz szalała burza. Pioruny i błyskawice waliły, gdzie popadnie. Ona i kilka innych śmierciożerców było u nich w salonie. Światło dawało kilka świec.
- Czy ty, Draconie Lucjuszu Malfoy’u – mówił Czarny Pan – Chcesz przyłączyć się do grona śmierciożerców?
- Chcę – odparł. Razem ze swoją siostrą, Dianą Narcyzą Malfoy. Oboje klęczeli przed Lordem Voldemortem.
- Czy ty, Diano Narcyzo Malfoy - powtórzył, tym razem do dziewczyny - Chcesz przyłączyć się do grona śmierciożerców?
- Chcę.
- Wyciągnijcie ręce – zażądał. Oboje podwinęli rękawy i wyciągnęli lewę ręce. Czary Pan dotknął ich a następnie powiedział głośno - Jam jest Lord Voldemort, który ukazał wam swą władzę i wielkość i który łaskawie przyjął was w swą służbę, abyście oczyścili Czarodziejski Świat z wszelkiego plugastwa. Posłuchajcie teraz, dekalog śmierciożercy. Czy przysięgacie iż nie będziecie mieli Panów innych, niźli Mnie? Ja będę waszym Panem i Najwyższym Dobrem i Mnie będziecie stawiali na pierwszym miejscu, gdyż to Ja ukazałem wam jak walczyć z tymi, których krew jest skalana i nieczysta. Będziecie Mi wierni i nigdy Mnie nie opuścicie. Ja od tej pory jestem Włodarzem Waszego życia i waszej śmierci. Przysięgacie?
- Przysięgam – wyszeptała wraz z Draconem.
- Spotkania Kręgu będą dla was zawsze najważniejsze. Będziecie się stawiali na każde wezwanie, zawsze gotowi, zawsze chętni służyć swemu Panu i Słusznej Sprawie. Przysięgasz?
- Przysięgam.
- Będziecie czcili Czystą Krew i będziecie jej obrońcą. Nigdy Krwi Czystej nie zdradzicie i nie będziecie tolerowali jej zdrajców, ani wśród przyjaciół, ani w rodzinie. Wyprzecie  się każdego, kto ją skala i każdego przeklniecie. Przysięgacie?
- Przysięgam - tym razem słowo wypowiedziała jedynie Diana. Zerknęła na brata, ten przełknął ślinę i wychrypiał.
- Przy... sięgam.
Poczuła jak coś ją pieczę w ręce, ale spróbowała to zignorować. Teraz najważniejsza była przysięga. Nic więcej. Tylko ona.
- Będziecie zabijali, ale tylko w Imieniu Moim i dla dobra Czystości Rasy Czarodziejów. Zniszczycie każdego, kogo każę wam zniszczyć i bez wahania zabijecie na Moje życzenie. Nawet matkę, ojca, syna, córkę, współmałżonka albo przyjaciela...
Co!?” pomyślała. Brata? Zabić? Nigdy by nie skrzywdziła Dracona obojętnie kto by jej kazał. Ani matki ani ojca.  Daphne, Blaise... nie dałaby rady.
- Będziecie torturowali, poniżał i gwałcili, kiedy wam rozkażę. Nie zawahacie się zadać najgorszej tortury na mój rozkaz, gdyż żaden mugol, czy szlama nie jest godzien równego traktowania, ale godny jest poniżenia i służebnej postawy wobec Czarodziejów Czystej Krwi. Przysięgasz?
Tego pytania bała się najbardziej. Oznaczało posłuszeństwo. Głos jej zadrżał jak wyszeptała.
- Przysięgam.
- Będziecie Mi lojalni i oddani. Nie skalacie się krnąbrnością, ani nieposłuszeństwem. Każdy kto jest mym wrogiem, zdrajcą Czystej Krwi, każdy kto Ją pokalał, będzie także waszym wrogiem. Przysięgacie?
- Przysięgam.
- Nigdy Mnie nie zdradzicie. Zdrady nigdy nie przebaczę i ją zapamiętam. Nawet gdybym przyjął Cię ponownie i dał Ci szansę, miej się na baczności i wiedz, że pamiętam. Za zdradę ukarzę Cię największą torturą i pozbawię tego, co kochasz najbardziej. Zaś za bezwzględną wierność wynagrodzę Cię sowicie i wywyższę wśród Moich Poddanych?
- Przysięgam.
Poczuła jakby ktoś  wbijał jej miliony szpilek w rękę. Ale dała radę. Musiała - była z rodu Malfoy – byle jaki ból nie był jej straszny.
- Tak mówię Ja, Lord  Voldemort. Słuchacie mnie i bądźcie posłuszni, a obdarzę was Swą Łaską i Przychylnością. Powstańcie.
Diana i Draco wstali. Czarny Pan spojrzał na nich i wyszeptał:
- Gratuluję. - jego ton był zimny i obojętny. Diana chwyciła brata za rękę, ale nie ze strachu jak zazwyczaj.  Ze szczęścia. Nareszcie mogli się śmiało nazwać sługami Czarnego Pana. Sam Voldemort skupił wzrok na Draconie. - Mam dla ciebie propozycje, przyjacielu.
Co? Pierwsza myśl jaka przyszła dziewczynie do głowy. O co chodziło? Jednak po sekundzie Diana ponownie poczuła ból. Znak. Bolał. Tak strasznie bolał…
- Jaką, panie?- zapytał chłopak, co wyrwało Dianę z chwilowego transu bólu. Doskonale wiedziała, że nie może nawet pisnąć słówka przy Czarnym Panu.
- Wiesz Draconie - zaczął ten i wstał z fotela. Palce miał zaciśnięte na różdżce, jak zawsze gdy był podenerwowany - jest jedna sprawa, która mnie gnębi a tylko ty... raczej tylko ty masz odpowiednie warunki, aby ta sprawa przestała mnie niepokoić... Chodzi oczywiście o Albusa Dumbledora…
- Mam go zamordować. - dokończył szybko Draco. To było raczej stwierdzenie niż pytanie.
Spojrzałam na niego , po czym powoli odwróciłam wzrok w stronę matki. Ta miała wielkie oczy, jakby zastanawiała się czy nie zacząć krzyczeć. Diana mocniej zacisnęła dłoń brata.
 - Jaki domyślny... - Zaśmiał się Czarny Pan - tak Draconie... Musisz zabić.
- Panie mój. - wtrąciła się matka. – Czy to jest…
- Czyżbyś coś sugerowała Narcyzo? - Czarny Pan zwrócił się do matki. Diana ponownie zerknęła na brata, który wyglądał jakby dopiero teraz doszła do niego wiadomość o misji. Uśmiechnął się do niej.
- Ja… nie panie. - Narcyza się ukłoniła.
- To świetnie. - czarny pan powstał z fotelu – Masz czas do końca pierwszego semestru Draconie. Jak ci się nie uda, zapłacisz największą cenę.
Następnie zniknął. 

PROLOG


Kim była? Dobre pytanie, bo sama nie ma pojęcia. Jedną z nielicznych córek w rodzie Malfoyów. Ukochaną siostrą Dracona Malfoya, za którym skoczyłaby w ogień. Córką Lucjusza Malfoya, którego sama nie wiedziała czy kocha, czy nienawidzi. Była czarownicą, która nie miała prawa sama decydować o swoim życiu. „Od tego masz mnie” tak mówił jej ojciec.
Brak wolności. Zadanie. Bezsilność. Łzy. Opuszczenie. Niepowodzenie. W tle niedozwolona miłość jej brata.
Nazywa się Diana Narcyza Malfoy i ma szesnaście lat. Od urodzenia była skazana na ból, chowany pod maską dumnej arystokratki.