niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 20

Diana zamknęła książkę. Westchnęła… miała nadzieję że to sen. Zaraz się obudzi, znowu będzie miała dziewięć lat i będzie u Adary, spędzać wieczór gdy rodzice są na bankiecie… Diana wpadła w wir przyjemnych wspomnień. Gdy Draco jadł budyń, a ciocia uczyła małą Diankę grać na fortepianie… ahh to były czasy. Miała dom, w którym mieszkała, raz na miesiąc. Miała kobietę, która według niej była jej matką… nie biologiczną. Ale jednak matką. Cudną, ciepłą osobą, którą kochała najbardziej na świecie. Miała brata, przyjaciółki, ogromny talent… była szczęśliwa. Nawet chwile, gdy ojciec ją upokarzał, wspomnienie ze świąt… nic nie mogło zniszczyć przyjemności związanych z ciocią Darą. O, albo jak…
Przestała wspominać stare dobre czasy, gdy zobaczyła Dracona wychodzącego z pokoju wspólnego. Zdziwiona Diana, wstała i poszła za nim. Przyspieszyła kroku i dogoniła go na schodach.
-Draco.- powiedziała normalnym głosem. Chłopak przystanął. Poznał głos młodszej siostry.
-Dianka… chodź.- odwrócił głowę i wyciągnął rękę. Ta się delikatnie uśmiechnęła i wbiegła na schody by chwycić jego dłoń. Szli razem, ciemnym korytarzem. Żadne z nich się nie odzywało, szli w ciszy. Diana czekała aż Draco coś powie a ten uważał że wszystko jest jasne i nie ma potrzeby wypowiadania zbędnych słów. Nie lubił wiele mówić, od pewnego czasu był niczym Nott- mówił tylko gdy uznał ze jest to niezbędne. Natomiast Diana zaczęła trajkotać bez sensu, niczym Dafne. Mówiła bez sensu, ciągle się uśmiechała. To było dość sztuczne, prawda? Nie była sobą. Ludzie w końcu zauważą że ten uśmiech jest nieprawdziwy.
Przechodzili koło klatek z ptakami, gdy Dracon zatrzymał się na chwilę i spojrzał na niewielkiego białego ptaka. Diana zacisnęła usta, puszczając dłoń brata. Podeszła do klatek i delikatnie otworzyła jedną z nich. Z uśmiechem wyjęła ptaka po czym podeszła do Draco. Chłopak przełknął ślinę. Czuł że ręce mu się trzęsą. Pokiwał głową i pociągnął Dianę dalej.
Zatrzymali się przed pokojem życzeń. Draco przymknął oczy, a Diana patrzyła się na niego wyczekująco. Po paru sekundach, chłopak wciągnął ją do Pokoju Życzeń. Dziewczyna z uniesionymi brwiami patrzyła się na wszystko dookoła, tracąc kontakt z rzeczywistością. Tam było tyle ciekawych rzeczy… dlatego zdziwiła się gdy Draco puścił ją przy jakieś czarnej sofie i podszedł do starej szafy. Nie mogła uwierzyć że ten grat do Szafka Zniknięć, dzięki której miała już nigdy nie dać się sprzedać. Spokojnie siedziała i patrzyła się na Dracona. Chłopak otworzył szafę i wsadził tam zwierzę, natychmiast zamykając drzwi. Po raz pierwszy czuł że ktoś przy nim był. Czuł wsparcie Diany, chociaż siedziała dwa metry dalej niczego nieświadoma. Zauważył że na jego palcu pozostało piórko… małe, białe niczym śnieg, piórko. Podniósł je nieco ponad wysokość oczu i się przypatrzył. Ono odpadło zanim na ptaka zapadł wyrok, królika doświadczalnego… może to był jakiś znak?
Dziewczyna wstała i założyła kaptur na głowę, czując zimno. Podeszła do niego i też spojrzała na piórko. Nie rozumiała nagłego zainteresowania Dracona, owym piórkiem. Nagle usłyszeli lekki huk wydobywający się z szafy. Diana odskoczyła, a ten delikatnie się uśmiechnął. Ledwo był widoczny jego ruch głową, który wskazana sofę. Diana niczym robot, od razu na niej usiadła. Draco otworzył szafę po czym zamarł bez ruchu. Ten ptak… on… on leżał martwy.  Nie żył. Tak samo by skończyła absolutnie każda osoba która chciałaby skorzystać z Szafek Zniknięć. A on już napisał do ciotki Belli że niemal skończył zadanie. Już chciał wysłać Dianę powrotem do domu. Nawet dziś. Byleby jak najszybciej wyjechała z Hogwartu. Jakby nie przyszło mu do głowy aby najpierw wysłać tego ptaka, to… to Diana by leżała martwa. Nic mu się nie udaje… 
-Draco…- usłyszał cichy głos Diany, która nareszcie zebrała się w sobie aby przerwać tą okropną ciszę- Coś nie tak…?
Nie słyszałby jej już. Już nigdy by nie usłyszał głosu swojej młodszej siostrzyczki, gdyby nie wzięła tego ptaka. Nie żyłaby… on by ją zabił. Własną głupotą.
-Idź stąd.- powiedział, zimno.- Już!
Podniósł na nią głos. Diana zrobiła wielkie oczy, niedowierzając że jej brat krzyknął. Wstała.
-Przepraszam.-wymamrotała smutno. Podeszła do niego chcąc przytulić. On jej się wyrwał i usiadł na sofie zasłaniając twarz dłońmi. Diana spojrzała na ptaka… poczuła mdłości więc natychmiast odwróciła wzrok. Nienawidziła patrzeć na śmierć.
Kucnęła koło Dracona i dotknęła opuszkiem palców jego dłoni. Niewiedziała co ma mu powiedzieć. To wszystko go przerastało. Ją też. Ale w tedy Draco był najważniejszy. Zawsze będzie.
-Nie jesteś sam.- wymamrotała- Kocham cię… pamiętaj o tym. Nieważne co się stanie. Dam sobie radę.
-On cię zabiję!- zawołał, Draco patrząc na jej twarz i dotykając ręki. Odsłonił twarz. Miał  zaczerwienione oczy a po policzkach spływały łzy. Jej też chciało się płakać, jednak nie mogła na to pozwolić.
-Nie zabije.- odparła z przekonaniem. Najwyżej znowu mi to zrobi pomyślała- Uciekniemy. Nie musisz zabić Dumbledore’a.
-Znajdą nas.
-Wcale nie.- odpowiedziała szybko- Zobaczysz. Myślisz że będą nas szukać w centrum Warszawy albo Moskwy? Dziś wszędzie znają angielski.
Delikatnie się uśmiechnął. Ona była taka głupiutka… nie czuli jakiejś wielkiej miłości do rodziców, jednak nie daliby ich zabić. Diana nigdy by nie pozwoliła na śmierć swoich przyjaciół, zresztą tak samo jak on. Musiał go zabić.
-Damy sobie rade.- powtórzyła- jak będziesz czegoś potrzebował to mów. Pomogę ci.
-Kocham cię Dianka.- powiedział przytulając ją.- Nad życie.
~*~
-To zaczyna być chore…- wyszeptała Dafne, grzebiąc widelcem w swojej jagnięcinie.-Nie możecie się dać tak traktować…
-A niby co innego mamy zrobić?- syknęła Lyra- Myślisz że mało mamy problemów?
-Nie kurde, lepiej dać bawić się sobą jak skrzatem domowym? Przynieś, zanieś, pozamiataj i przy okazji się ze mną…
-Ej.- przerwała jej ostro Diana, podnosząc głos znad talerza z sałatką. Cały dzień była ponura i zmęczona. Draco… cały dzień się martwiła, nie widziała go.
-No sorry, ale taka jest prawda.- mruknęła Dafne, pijąc poranną kawę.  Diana westchnęła, przytłoczoną ową prawdą i spojrzała w bok. Natychmiast się wyprostowała widząc swojego brata. Gdy ten się odwrócił i zaczął uciekać (a Potter za nim) blondynka podniosła się z krzesła jednak Dafne chwyciła ją za dłoń.-Diana… on potrzebuje chwili dla siebie.
-Chwili? Nie widziałam go od wczoraj!
-Tak jak ona.- mruknęła cicho Lyra, najwyraźniej sama do siebie, patrząc na Hermionę Granger. I Diana zerknęła na gryfonkę, która z niepokojem patrzyła się w drzwi, gdzie zniknął Draco. Blondynka chwyciła Parkinson za dłoń pod stołem i się do niej uśmiechnęła. Ta uniosła brew, po czym kącik jej ust poszedł w górę, jednak opuściła wzrok.
-Przepraszam, ja muszę do niego iść.- powiedziała Diana, zrywając się z krzesła. Czuła że coś jest nie tak. Biegła za nim, jednak nie mogła nigdzie znaleźć.  Po dwóch minutach, zaczęła płakać z bezsilności…  a gdzie ona by poszła na jego miejscu? Gdzie idą dziewczyny, gdy chcę im się płakać a do sypialni mają za daleko…?
Łazienka.
Puściła się biegiem w stronę pierwszej lepszej łazienki. Gdy wbiegała na schody, potknęła się i zgubiła balerinkę, jednak nadal biegła. Bała się o Dracona.. on potrzebował jej wsparcia. Zatrzymała się na rozdrożu korytarzy, zapominając gdzie ma biec[NN1] .
-…-CRUCIO!- usłyszała męski głos z łazienki Jęczącej Marty. Poczuła jak ogarnia ją  strach i skierowała się w prawą stronę.
-DRACO!- krzyknęła z paniką w głosie- Draco,  powie…
 -Sectumsempra!- gdy wpadła do łazienki, zobaczyła jak jej brat pod wpływem zaklęcia zostaje odrzucony w tył z ogromną siłą. Diana przez pierwszy ułamek sekundy stała z rozszerzonymi ustami, po czym rzuciła się na brata, zaczynając wyć ze strachu. Wyjęła chusteczkę i zanurzyła ją w zimnej wodzie, a następnie przyłożyła je do ran, mając nadzieję że to zahamuje krwawienie.  Spojrzała za siebie, poszukując źródła tej katastrofy…
-Potter.- wysyczała wściekła- TY SKOŃCZONY GNOJU!
Wstała i ślizgając się niczym ośmioletnie dziecko , rzuciła się na niego. Zaczęła szarpać mu koszulę i krzyczeć wyzwiska. Była przerażona, płakała i wrzeszczała.  Rozszarpała mu koszulę, po czym odepchnęła Pottera na umywalkę i odwróciła się i rzuciła na ciało brata. Nawet zignorowała Snape’a, który zilustrował Pottera wzrokiem po czym zaczął powtarzać jakieś zaklęcie.
-Co on mu zrobił?- zaszlochała Diana, dotykając twarzy Draco. –Dlaczego?! – była przerażona. Nie wiedziała co się stało, dlaczego Draco tak okropnie krwawił, dlaczego oni walczyli… nic nie wiedziała, co było najgorsze. Niewiedza. A jeśli Draco umrze? A jeśli te rany się nigdy nie zagoją? A jeśli to zniszczyło mu jakieś narządy? A jeśli nie obejdzie się do szpitala? A jeśli to jest nie do wyleczenia!? Nie może go stracić.- Co to za zaklęcie? NIECH PAN COS POWIE!- wydarła się przerażona. Czemu on milczał w czasie gdy Draco skomlał z bólu a Diana umierała z przerażenia!?
-Przeżyje.- odezwał się nareszcie Snape. Diana przetarła oczy by znowu odzyskać ostry wzrok. Zobaczyła ze cała krew z posadzki…ona… ona tak jakby wracała do Dracona. Diana zmarszczyła brwi i zaczęła opanowywać, ciężki oddech. Dotknęła delikatnie, drżącą ręką jego rany. Wyjęła z niej palec i przyjrzała mu się. Była cała z krwi. Spojrzała na drugą dłoń. Też była zakrwawiona… spojrzała przed siebie w lustro. Twarz miała całą mokrą ze smugami krwi. Wyglądała okropnie.  Ponownie spojrzała na Dracona.- Młodsza pana Greengrass i doktor Fuss się nim zajmą.
-Ge…Gerd już jes…t? A… Lars, też?- zdziwiła się, głaskając włosy blondyna.  Bolał ją każdy jęk brata, tak jakby ktoś ją ciął po twarzy. On musiał żyć… nie doczekała się odpowiedzi. Snape wziął Dracona na ręce i odszedł. Stanął tylko w drzwiach i powiedział krótko.
-Nie zostań tu za długo.
Za długo?! Mój brat cudem przeżył! Co on sobie myśli? Że ma prawo mi rozkazywać?  O nie! To JA pierwsza udzieliłam mu pomocy! To ja się darłam, na tyle głośno że nas znalazł!
Wyprostowała nogi, aby pójść za nimi, jednak gdy tylko spróbowała wstać, od razu upadła. Jej nogi były… niestabilne, nie umiała prosto ustać. Położyła się na mokrej posadzce, nadal płacząc. Nawet  nie miała siły żeby wstać i pobiec za nimi. Była taka… taka słaba. Nawet nie umiała wstać. Płakała nadal, z zaciśniętymi powiekami.  Miała wszystkiego dość.
-Dianka…- usłyszała głos Lyry nad swoim uchem.
-Wstań.- koło niej stała, najwyraźniej Dafne, wyciągając pomocną dłoń. Diana otworzyła oczy. Obraz był niewyraźny, łzy przeszkadzały w normalnym widoku. Nie wiedziała nawet która z zamazanych postaci to Lyra a która to Dafne. Obie miały ciemnobrązowe włosy, opaloną cerę i były mniej więcej tego samego wzrostu. Co prawda miały inny kolor oczu, a Lyra w przeciwieństwie do Dafne, nie wyprostowała tego dnia włosów…  ale zaraz, co to miało do rzeczy? Mogła zdać się tylko na swój słuch.
-Życie jest do dupy. – wymamrotała Parkinson-  Myślałam że się z tym pogodziłaś…
-Nie pieprz głupot, tylko jej pomóc.- syknęła Dafne, chwytając Dianę za obie ręce i pomagając wstać. Gdy udało jej się, i Diana stała już i oparła się o jej ramię by nie upaść, Dafne pisnęła z przerażeniem łapiąc umywalkę.
-Czekaj, pomogę ci.- Lyra chwyciła Dianę za drugie łamie i obie z Dafne poprowadziły ją przez szkołę, do dormitorium.
Zarówno Dafne jak i Lyra były przerażone stanem fizycznym oraz psychicznym Diany. Włosy, miała poprzyklejane do twarzy a ich końcówki były, podobnie jak dłonie z krwi. Całe ubranie miała przemoknięte i zgubiła buty. Kreski nad oczami miała rozmazane a smugi krwi na bladej twarzy i rozwalona warga, sprawiały wrażenie  jakby Diana postanowiła pokłócić się z Richardem. Musiały ustawiać do porządku innych uczniów którzy pytająco patrzyli się na obezwładnione ciało panny Malfoy. Na szczęście było ich mało.
Sama Diana, była na progu, stracenia przytomności. Nie czuła już bólu, zimna czy zmęczenia. Nie dochodziły do niej pytania drugoklasistek i nie widziała, gdzie zmierzają. Chciała tylko zasnąć…
-Co się z nią dzieje?- usłyszała ciepły głos… usłyszała. Bardzo wyraźnie. Uniosła z trudem głowę i spojrzała na Gerda, który dotykał jej rozwalonej wargi.
-Gerd…- wymamrotała, ku zdziwieniu wszystkich Diana. Dziewczyna patrzyła się na doktora tak długo, póki nie dostrzegła dokładnie jego rysów.- Draco… pomóż mu.
-Obiecuję.
-Proszę… pomóż…- wycharczała z trudem.- Błagam cię…
-Pomogę, Diano...- widok był bardziej żałosny niż można to sobie wyobrazić. W tej samej chwili straciła przytomność.


to mój najgorszy rozdział... przepraszam :c