Diana zamknęła
książkę. Westchnęła… miała nadzieję że to sen. Zaraz się obudzi, znowu będzie
miała dziewięć lat i będzie u Adary, spędzać wieczór gdy rodzice są na
bankiecie… Diana wpadła w wir przyjemnych wspomnień. Gdy Draco jadł budyń, a
ciocia uczyła małą Diankę grać na fortepianie… ahh to były czasy. Miała dom, w
którym mieszkała, raz na miesiąc. Miała kobietę, która według niej była jej
matką… nie biologiczną. Ale jednak matką. Cudną, ciepłą osobą, którą kochała
najbardziej na świecie. Miała brata, przyjaciółki, ogromny talent… była
szczęśliwa. Nawet chwile, gdy ojciec ją upokarzał, wspomnienie ze świąt… nic
nie mogło zniszczyć przyjemności związanych z ciocią Darą. O, albo jak…
Przestała wspominać
stare dobre czasy, gdy zobaczyła Dracona wychodzącego z pokoju wspólnego.
Zdziwiona Diana, wstała i poszła za nim. Przyspieszyła kroku i dogoniła go na
schodach.
-Draco.- powiedziała
normalnym głosem. Chłopak przystanął. Poznał głos młodszej siostry.
-Dianka… chodź.-
odwrócił głowę i wyciągnął rękę. Ta się delikatnie uśmiechnęła i wbiegła na
schody by chwycić jego dłoń. Szli razem, ciemnym korytarzem. Żadne z nich się
nie odzywało, szli w ciszy. Diana czekała aż Draco coś powie a ten uważał że
wszystko jest jasne i nie ma potrzeby wypowiadania zbędnych słów. Nie lubił
wiele mówić, od pewnego czasu był niczym Nott- mówił tylko gdy uznał ze jest to
niezbędne. Natomiast Diana zaczęła trajkotać bez sensu, niczym Dafne. Mówiła
bez sensu, ciągle się uśmiechała. To było dość sztuczne, prawda? Nie była sobą.
Ludzie w końcu zauważą że ten uśmiech jest nieprawdziwy.
Przechodzili koło
klatek z ptakami, gdy Dracon zatrzymał się na chwilę i spojrzał na niewielkiego
białego ptaka. Diana zacisnęła usta, puszczając dłoń brata. Podeszła do klatek
i delikatnie otworzyła jedną z nich. Z uśmiechem wyjęła ptaka po czym podeszła
do Draco. Chłopak przełknął ślinę. Czuł że ręce mu się trzęsą. Pokiwał głową i
pociągnął Dianę dalej.
Zatrzymali się przed
pokojem życzeń. Draco przymknął oczy, a Diana patrzyła się na niego
wyczekująco. Po paru sekundach, chłopak wciągnął ją do Pokoju Życzeń. Dziewczyna
z uniesionymi brwiami patrzyła się na wszystko dookoła, tracąc kontakt z
rzeczywistością. Tam było tyle ciekawych rzeczy… dlatego zdziwiła się gdy Draco
puścił ją przy jakieś czarnej sofie i podszedł do starej szafy. Nie mogła
uwierzyć że ten grat do Szafka Zniknięć, dzięki której miała już nigdy nie dać
się sprzedać. Spokojnie siedziała i patrzyła się na Dracona. Chłopak otworzył
szafę i wsadził tam zwierzę, natychmiast zamykając drzwi. Po raz pierwszy czuł
że ktoś przy nim był. Czuł wsparcie Diany, chociaż siedziała dwa metry dalej
niczego nieświadoma. Zauważył że na jego palcu pozostało piórko… małe, białe
niczym śnieg, piórko. Podniósł je nieco ponad wysokość oczu i się przypatrzył.
Ono odpadło zanim na ptaka zapadł wyrok, królika doświadczalnego… może to był
jakiś znak?
Dziewczyna wstała i
założyła kaptur na głowę, czując zimno. Podeszła do niego i też spojrzała na
piórko. Nie rozumiała nagłego zainteresowania Dracona, owym piórkiem. Nagle usłyszeli lekki huk wydobywający się
z szafy. Diana odskoczyła, a ten delikatnie się uśmiechnął. Ledwo był widoczny
jego ruch głową, który wskazana sofę. Diana niczym robot, od razu na niej
usiadła. Draco otworzył szafę po czym zamarł bez ruchu. Ten ptak… on… on leżał
martwy. Nie żył. Tak samo by skończyła
absolutnie każda osoba która chciałaby skorzystać z Szafek Zniknięć. A on już
napisał do ciotki Belli że niemal skończył zadanie. Już chciał wysłać Dianę
powrotem do domu. Nawet dziś. Byleby jak najszybciej wyjechała z Hogwartu.
Jakby nie przyszło mu do głowy aby najpierw wysłać tego ptaka, to… to Diana by
leżała martwa. Nic mu się nie udaje…
-Draco…- usłyszał
cichy głos Diany, która nareszcie zebrała się w sobie aby przerwać tą okropną
ciszę- Coś nie tak…?
Nie słyszałby jej
już. Już nigdy by nie usłyszał głosu swojej młodszej siostrzyczki, gdyby nie
wzięła tego ptaka. Nie żyłaby… on by ją zabił. Własną głupotą.
-Idź stąd.-
powiedział, zimno.- Już!
Podniósł na nią głos.
Diana zrobiła wielkie oczy, niedowierzając że jej brat krzyknął. Wstała.
-Przepraszam.-wymamrotała
smutno. Podeszła do niego chcąc przytulić. On jej się wyrwał i usiadł na sofie
zasłaniając twarz dłońmi. Diana spojrzała na ptaka… poczuła mdłości więc
natychmiast odwróciła wzrok. Nienawidziła patrzeć na śmierć.
Kucnęła koło Dracona
i dotknęła opuszkiem palców jego dłoni. Niewiedziała co ma mu powiedzieć. To
wszystko go przerastało. Ją też. Ale w tedy Draco był najważniejszy. Zawsze
będzie.
-Nie jesteś sam.-
wymamrotała- Kocham cię… pamiętaj o tym. Nieważne co się stanie. Dam sobie
radę.
-On cię zabiję!-
zawołał, Draco patrząc na jej twarz i dotykając ręki. Odsłonił twarz. Miał zaczerwienione oczy a po policzkach spływały
łzy. Jej też chciało się płakać, jednak nie mogła na to pozwolić.
-Nie zabije.- odparła
z przekonaniem. Najwyżej znowu mi to
zrobi pomyślała- Uciekniemy. Nie musisz zabić Dumbledore’a.
-Znajdą nas.
-Wcale nie.-
odpowiedziała szybko- Zobaczysz. Myślisz że będą nas szukać w centrum Warszawy
albo Moskwy? Dziś wszędzie znają angielski.
Delikatnie się
uśmiechnął. Ona była taka głupiutka… nie czuli jakiejś wielkiej miłości do
rodziców, jednak nie daliby ich zabić. Diana nigdy by nie pozwoliła na śmierć
swoich przyjaciół, zresztą tak samo jak on. Musiał go zabić.
-Damy sobie rade.-
powtórzyła- jak będziesz czegoś potrzebował to mów. Pomogę ci.
-Kocham cię Dianka.-
powiedział przytulając ją.- Nad życie.
~*~
-To zaczyna być
chore…- wyszeptała Dafne, grzebiąc widelcem w swojej jagnięcinie.-Nie możecie
się dać tak traktować…
-A niby co innego
mamy zrobić?- syknęła Lyra- Myślisz że mało mamy problemów?
-Nie kurde, lepiej
dać bawić się sobą jak skrzatem domowym? Przynieś, zanieś, pozamiataj i przy
okazji się ze mną…
-Ej.- przerwała jej
ostro Diana, podnosząc głos znad talerza z sałatką. Cały dzień była ponura i
zmęczona. Draco… cały dzień się martwiła, nie widziała go.
-No sorry, ale taka
jest prawda.- mruknęła Dafne, pijąc poranną kawę. Diana westchnęła, przytłoczoną ową prawdą i
spojrzała w bok. Natychmiast się wyprostowała widząc swojego brata. Gdy ten się
odwrócił i zaczął uciekać (a Potter za nim) blondynka podniosła się z krzesła
jednak Dafne chwyciła ją za dłoń.-Diana… on potrzebuje chwili dla siebie.
-Chwili? Nie
widziałam go od wczoraj!
-Tak jak ona.-
mruknęła cicho Lyra, najwyraźniej sama do siebie, patrząc na Hermionę Granger.
I Diana zerknęła na gryfonkę, która z niepokojem patrzyła się w drzwi, gdzie
zniknął Draco. Blondynka chwyciła Parkinson za dłoń pod stołem i się do niej
uśmiechnęła. Ta uniosła brew, po czym kącik jej ust poszedł w górę, jednak
opuściła wzrok.
-Przepraszam, ja
muszę do niego iść.- powiedziała Diana, zrywając się z krzesła. Czuła że coś
jest nie tak. Biegła za nim, jednak nie mogła nigdzie znaleźć. Po dwóch minutach, zaczęła płakać z
bezsilności… a gdzie ona by poszła na
jego miejscu? Gdzie idą dziewczyny, gdy chcę im się płakać a do sypialni mają
za daleko…?
Łazienka.
Puściła się biegiem w
stronę pierwszej lepszej łazienki. Gdy wbiegała na schody, potknęła się i
zgubiła balerinkę, jednak nadal biegła. Bała się o Dracona.. on potrzebował jej
wsparcia. Zatrzymała się na rozdrożu korytarzy, zapominając gdzie ma biec[NN1] .
-…-CRUCIO!- usłyszała
męski głos z łazienki Jęczącej Marty. Poczuła jak ogarnia ją strach i skierowała się w prawą stronę.
-DRACO!- krzyknęła z
paniką w głosie- Draco, powie…
-Sectumsempra!- gdy wpadła do łazienki,
zobaczyła jak jej brat pod wpływem zaklęcia zostaje odrzucony w tył z ogromną
siłą. Diana przez pierwszy ułamek sekundy stała z rozszerzonymi ustami, po czym
rzuciła się na brata, zaczynając wyć ze strachu. Wyjęła chusteczkę i zanurzyła
ją w zimnej wodzie, a następnie przyłożyła je do ran, mając nadzieję że to
zahamuje krwawienie. Spojrzała za
siebie, poszukując źródła tej katastrofy…
-Potter.- wysyczała
wściekła- TY SKOŃCZONY GNOJU!
Wstała i ślizgając
się niczym ośmioletnie dziecko , rzuciła się na niego. Zaczęła szarpać mu
koszulę i krzyczeć wyzwiska. Była przerażona, płakała i wrzeszczała. Rozszarpała mu koszulę, po czym odepchnęła
Pottera na umywalkę i odwróciła się i rzuciła na ciało brata. Nawet zignorowała
Snape’a, który zilustrował Pottera wzrokiem po czym zaczął powtarzać jakieś
zaklęcie.
-Co on mu zrobił?- zaszlochała
Diana, dotykając twarzy Draco. –Dlaczego?! – była przerażona. Nie wiedziała co
się stało, dlaczego Draco tak okropnie krwawił, dlaczego oni walczyli… nic nie
wiedziała, co było najgorsze. Niewiedza. A jeśli Draco umrze? A jeśli te rany
się nigdy nie zagoją? A jeśli to zniszczyło mu jakieś narządy? A jeśli nie
obejdzie się do szpitala? A jeśli to jest nie do wyleczenia!? Nie może go
stracić.- Co to za zaklęcie? NIECH PAN COS POWIE!- wydarła się przerażona.
Czemu on milczał w czasie gdy Draco skomlał z bólu a Diana umierała z
przerażenia!?
-Przeżyje.- odezwał
się nareszcie Snape. Diana przetarła oczy by znowu odzyskać ostry wzrok.
Zobaczyła ze cała krew z posadzki…ona… ona tak jakby wracała do Dracona. Diana zmarszczyła brwi i zaczęła opanowywać,
ciężki oddech. Dotknęła delikatnie, drżącą ręką jego rany. Wyjęła z niej palec
i przyjrzała mu się. Była cała z krwi. Spojrzała na drugą dłoń. Też była
zakrwawiona… spojrzała przed siebie w lustro. Twarz miała całą mokrą ze smugami
krwi. Wyglądała okropnie. Ponownie
spojrzała na Dracona.- Młodsza pana Greengrass i doktor Fuss się nim zajmą.
-Ge…Gerd już jes…t?
A… Lars, też?- zdziwiła się, głaskając włosy blondyna. Bolał ją każdy jęk brata, tak jakby ktoś ją
ciął po twarzy. On musiał żyć… nie doczekała się odpowiedzi. Snape wziął
Dracona na ręce i odszedł. Stanął tylko w drzwiach i powiedział krótko.
-Nie zostań tu za
długo.
Za długo?! Mój brat cudem przeżył! Co on sobie myśli? Że ma prawo mi
rozkazywać? O nie! To JA pierwsza
udzieliłam mu pomocy! To ja się darłam, na tyle głośno że nas znalazł!
Wyprostowała nogi,
aby pójść za nimi, jednak gdy tylko spróbowała wstać, od razu upadła. Jej nogi
były… niestabilne, nie umiała prosto ustać. Położyła się na mokrej posadzce,
nadal płacząc. Nawet nie miała siły żeby
wstać i pobiec za nimi. Była taka… taka słaba. Nawet nie umiała wstać. Płakała
nadal, z zaciśniętymi powiekami. Miała wszystkiego
dość.
-Dianka…- usłyszała
głos Lyry nad swoim uchem.
-Wstań.- koło niej
stała, najwyraźniej Dafne, wyciągając pomocną dłoń. Diana otworzyła oczy. Obraz
był niewyraźny, łzy przeszkadzały w normalnym widoku. Nie wiedziała nawet która
z zamazanych postaci to Lyra a która to Dafne. Obie miały ciemnobrązowe włosy,
opaloną cerę i były mniej więcej tego samego wzrostu. Co prawda miały inny
kolor oczu, a Lyra w przeciwieństwie do Dafne, nie wyprostowała tego dnia
włosów… ale zaraz, co to miało do
rzeczy? Mogła zdać się tylko na swój słuch.
-Życie jest do dupy.
– wymamrotała Parkinson- Myślałam że się
z tym pogodziłaś…
-Nie pieprz głupot,
tylko jej pomóc.- syknęła Dafne, chwytając Dianę za obie ręce i pomagając
wstać. Gdy udało jej się, i Diana stała już i oparła się o jej ramię by nie
upaść, Dafne pisnęła z przerażeniem łapiąc umywalkę.
-Czekaj, pomogę ci.-
Lyra chwyciła Dianę za drugie łamie i obie z Dafne poprowadziły ją przez
szkołę, do dormitorium.
Zarówno Dafne jak i
Lyra były przerażone stanem fizycznym oraz psychicznym Diany. Włosy, miała
poprzyklejane do twarzy a ich końcówki były, podobnie jak dłonie z krwi. Całe
ubranie miała przemoknięte i zgubiła buty. Kreski nad oczami miała rozmazane a
smugi krwi na bladej twarzy i rozwalona warga, sprawiały wrażenie jakby Diana postanowiła pokłócić się z
Richardem. Musiały ustawiać do porządku innych uczniów którzy pytająco patrzyli
się na obezwładnione ciało panny Malfoy. Na szczęście było ich mało.
Sama Diana, była na
progu, stracenia przytomności. Nie czuła już bólu, zimna czy zmęczenia. Nie
dochodziły do niej pytania drugoklasistek i nie widziała, gdzie zmierzają.
Chciała tylko zasnąć…
-Co się z nią
dzieje?- usłyszała ciepły głos… usłyszała. Bardzo wyraźnie. Uniosła z trudem
głowę i spojrzała na Gerda, który dotykał jej rozwalonej wargi.
-Gerd…- wymamrotała,
ku zdziwieniu wszystkich Diana. Dziewczyna patrzyła się na doktora tak długo,
póki nie dostrzegła dokładnie jego rysów.- Draco… pomóż mu.
-Obiecuję.
-Proszę… pomóż…-
wycharczała z trudem.- Błagam cię…
-Pomogę, Diano...-
widok był bardziej żałosny niż można to sobie wyobrazić. W tej samej chwili
straciła przytomność.
Rozdział wspaniały :) Żal mi Diany :( Mam nadzieję, że wszystko się ułoży!
OdpowiedzUsuńco ty piszesz ten rozdział jest super. Czekam z niecierpliwoscią na kolejne
OdpowiedzUsuńRozdział jest słaby ale wiesz z której strony? Gramatycznej, tylko i wyłącznie. Pisze tutaj o wielu błędach i literówkach...nic więcej. Fabuła jest cudowna! Nawiązanie do książki i rozpacz Diany...cudowne *.* I ta nieczułość Lyry...muszę zacząć to wprowadzać u siebie :D
OdpowiedzUsuńTo prawdo duuzo bledow. Natomiast nadal trzymasz idealna fabule i napiecie :D oby tak dalej.
OdpowiedzUsuńNie jest tak źle ;D Mi się podoba. Świetne połączenie z wydarzeniami kanonicznymi <3
OdpowiedzUsuńPodoba mi się (: dlatego nominowałam cię do Liebster Award (: więcej tutaj ----> swiat-skrywa-wiele-tajemnic.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńHeej Adara ! ;( skonczylas tak bez pozegnania? Odezwij sie proosze ! : *
OdpowiedzUsuń