sobota, 30 stycznia 2016

Rozdział 10

Gdy nadszedł ten 'wielki' dzień, Diana nie zjadła nawet kromki na śniadanie. Skończyło się jej zwolnienie, od pierwszego października miała obowiązek uczestnictwa w lekcjach, jakby nigdy nikt jej nie torturował, jakby nikt nie złamał jej serca, jakby nikt nie zrujnował jej życia.
Jedynym pozytywem był fakt, że Draco wypisał ją ze wszystkich lekcji na które ona uczestniczyła bez niego.
Diana była pomalowana, co być może było dziwne. Zapewne wszyscy spodziewali się zobaczyć wrak dawnej księżniczki, potargane włosy, zapuchnięte oczy. O nie, nie. Nie pozwoli na to. Nie ma mowy, aby Zabini widział w niej kogoś słabego, załamanego, w depresji. Zrobiła dokładny makijaż, założyła wyprasowany mundurek i starannie spakowała wszystkie podręczniki, po czym usiadła na skraju łóżka i czekała na Draco.
Tak jak obiecał, przyszedł po siostrę. Widok Diany nie dość, że ubranej w coś więcej niż piżamę a dodatkowo pomalowanej, sprawił, że na jego twarzy zawitał szeroki uśmiech.
-Cześć, królewno.
-Cześć - odpowiedziała słabym głosem, uśmiechając się z wysiłkiem.
Proszę? Dracona zamurowało. Tak dawno nie słyszał głosu swojej siostry, że nie był pewien czy to na pewno ona się odezwała, czy może ma już jakieś urojenia. 
-Kocham cię, wiesz? - dodała jeszcze, nieco pewniejszym już głosem, a Draco natychmiast objął siostrę i podniósł delikatnie.
-Wiem, siostrzyczko, wiem - ucałował ją w policzek cholernie szczęśliwy. Ponownie uświadomił sobie jak ważna jest dla niego, że jest jedyną osobą która sprawiała, że robiło mu się ciepło na sercu, że tylko i wyłącznie jej mógł ufać - Jesteś piękna.
~*~
Wchodząc do Wielkiej Sali, Diana miała wrażenie, że wszyscy wytykają ją palcami i obgadują, mimo tego, że panowała tam cisza. Oczywiście uczniowie rozmawiali między sobą, jednak w porównaniu do krzyków i śmiechów, który panował we wcześniejszych latach. Uniosła wysoko głowę, wpięła biust i zawędrowała w stronę swoich stołu. Poczuła się niezwykle dobrze się poczuła, w chwili gdy Draco dobiegł do niej i chwycił za dłoń. To zawsze on szedł pierwszy, a ona podążała w jego cieniu łapiąc doń brata.
- Hej - pierwsza odezwała się  Dafne, nie wierząc w to co widzi. Zarówno ona, jak i całe ich towarzystwo utkwiło wzrok w Dianie, nagle zapominając o śniadaniu. Jeszcze wczoraj chowała się pod kołdrą, nie chcąc z nikim rozmawiać.
Diana uśmiechnęła się szeroko, jednak nie odpowiedziała. Nie chciała rozmawiać z nikim, oprócz Draco i nauczycieli. Naładowała sobie jajecznicy na talerz i zaczęła jeść, jakby nigdy przed tym nie miała nic w ustach. Niesamowicie stresowała ją obecność tylu osób w pomieszczeniu, nie mówiąc już o tym, że Zabini siedział tuż obok. Czuła jego spojrzenie i miała wrażenie, że jak tylko na niego spojrzy, cała jej siła nagle się ulotni. Uśmiechnęła się jeszcze raz do brata i przyjaciółek.
~*~
Pierwszą lekcją były eliksiry. Chociaż zawsze na tej lekcji siedziała z Dafne, tym razem bez zastanowienia zajęła miejsce koło swojego brata. 
-Wybacz, stary - Draco zwrócił się do Zabiniego, z którym zapewne dzielił ławkę. Diana nawet nie spojrzała na Zabiniego, tylko zajęła się rozpakowaniem torby. Gdy w końcu uniosła wzrok, zobaczyła, że Zabini zajął miejsce dokładnie przed nimi, rzecz jasna z Tracey. 
Tracey Davis. Córka samego Czarnego Pana, dziewczyna która odebrała jej Blaise'a. Była nieco bledsza niż zazwyczaj i wyglądała jakby nie wysypiała się wystarczająco, jednak w Dianie nie było ani grama współczucia dla niej. Nie chodziło już tylko o Blaise'a. Jedne słowo tej dziewczyny i żadne zaklęcie Cruciatusa nie zostałoby skierowanie w nikogo z rodziny Diany. Ale ta panna, miała to w nosie, wolała użalać się nad swoim losem, zamiast spróbować w jakikolwiek sposób pomóc komukolwiek. Diana była w stanie kłamać swojemu ojcu  jak i nauczycielom prosto w oczy, aby ten nie dowiedział się o życiu miłosnym syna, była w stanie sabotować mecz z puchonami, aby to ślizgoni wygrali Turniej Quiddicha, pozwoliła sobie na zniewagę, aby dać Draconowi dodatkowy semestr na wykonanie działania a ta mała szmata nie mogła poprosić ojca o to by nieco  sobie odpuścił? Torturował rodzeństwo by dowiedzieć się czegokolwiek o niej, Czarny Pan może nie kochał swojej córki ale na pewno w pewien sposób zależało mu na jej. W jakiś sposób wziąłby pod uwagę jej zdanie. 
W zdenerwowaniu zaczęła kartkować książkę, jednak zbyt gwałtownie i przerwała w połowie jedną kartkę. 
-Wszystko gra? - zwróciła się do przyjaciółki Lyra, która siedziała w ławce obok z Dafne. Diana uniosła na nią wzrok ze strachem. W głosie Lyry pojawiło się współczucie i troska, która sprawiła, że Diana przypomniała sobie, że nic nie jest dobrze, a maska jaką przybrała tylko upodabnia ją do swojego ojca. Patrzyły się na siebie jeszcze parę sekund, w ciszy.
-Dianka? - odezwał się Draco, jakby wyczekując odpowiedzi z ust Diany. Siostra od razu spojrzała na niego i odetchnęła.
-Oczywiście.
-Nadal boli cię znak? - zapytała Tracey. Diana spojrzała na nią z cynizmem wprost wymalowanym na twarzy. 
-A ciebie? - wyszeptała z ironią.
Narosło spięcie i wszyscy utkwili wzrok w wściekłej Dianie, która natomiast zastanawiała się w jaki sposób rzucić na Tracey Crucio , tak aby nikt nie zauważył. 
-Odpuść sobie... - zaczął Blaise, ale nie dokończył bo Diana od razu mu przerwała. 
-Zamknij się. A ty - zwróciła się ponownie do Tracey. Używała dokładnie tego samego tonu, który stosował jej ojciec, gdy ktoś mu się naraził - A ty najlepiej na siebie uważaj.
-Diana - uspokoiła ją natychmiast Lyra, będąc pewna, ze Diana zaraz powie dwa słowa za dużo, jednak ta zamilkła. 
~*~
Wszystkie pozostałe lekcje minęły spokojniej, a fakt, że mugozolstwo zostało odwołane, dał Dianie poczucie spokoju. Nie musiała znosić spojrzeń pozostałych uczniów, którzy jakby czekali na jakiś wybuch potwierdzający moją chorobę psychiczną, o której niektórzy gadali. 
Korzystając z luźnej godziny od razu powędrowała do Skrzydła Szpitalnego. 
-Dzień dobry - przywitała się z panią Pomfrey, która spojrzała na Dianę z lekkim zniesmaczeniem - Czy Gerald jest w swoim gabinecie?
-Pracuje - odpowiedziała krótko, co Diana potraktowała jako potwierdzenie. Nie mówiąc już nic więcej, zapukała do drzwi narzeczonego.Gdy drzwi się otworzyły i stanął w nich Gerd, uśmiechnęła się szeroko.
-Cześć, kochanie - przywitała się, a ten od razu chwycił ja w ramiona.
-Tęskniłem za tobą - powiedział Gerd, po godzinie rozmawiania z Dianą. Dawną, roześmianą księżniczka z porcelany. Narzeczona na te słowa, uśmiechnęła się jeszcze szerzej i chwyciła jego dłoń.
-Zawsze byłam - odpowiedziała - Rozmawiałeś z moim ojcem na temat ślubu? 
Zaskoczony doktor, uniósł wysoko brwi. Diana unikała tematu ślubu jak ognia, zupełnie jakby nie chciała żeby do niego doszło. 
-Jest dopiero październik, mówiłaś, że ślub chcesz na lato.
-Chcę ślub jak najszybciej - odparowała pewnym siebie głosem - Chcę jak najszybciej zostać twoją żoną...
-Zaczekaj, skarbie - przerwał jej Gerd, nie rozumiejąc czemu Diana tak nagle zmieniła swój cały światopogląd - Na prawdę, nie musimy się śpieszyć. Przepraszam, że najpierw tak naciskałem.
-Chcę jak najszybciej zostać twoją żoną. Kocham Cię.
Na właśnie te słowa Gerd czekał, od początku swojej znajomości z Dianą. Rozpromienił się i od razu ucałował dłoń swojej narzeczonej.
-Ja ciebie też, skarbie. To kiedy?
-Zaraz po świętach Bożego Narodzenia. 
Oparła głowę o jego ramię i mocno się wtuliła. Potrzebowała g!!o, chciała go i kochała. Oprócz Dracona, to właśnie Gerd był jedyną osobą która dawała jej poczucie bliskości i bezpieczeństwa - nikt inny lepiej o nią nie zadba, nikt inny tak jej nie pokochał i zapewne nie pokocha.  Była na prawdę głupia, że wcześniej tego nie zrozumiała.
Odwzajemniła pocałunek Gerda, czując, że to właśnie z nim chce dotrzeć na szczyt.
-Zaraz przyjdzie tu Carrarow, sprawdzić czy się nie obijam - szepnął jej do ucha Gerd - Odprowadzić cię?
-Nie chcę iść - może zabrzmiało to jak kaprys pięciolatki, jednak każda część jej ciała krzyczała , żeby nadal dawał jej swoje ciepło, zupełnie jakby każda sekunda z dala od tego człowieka miała być początkiem destrukcji.
-Odwiedzę cie wieczorem, obiecuje. Ale musisz teraz iść, nie chcę żeby ten drań miał chociaż jeden podwód aby cie ukarać - wstał i jeszcze raz ucałował ją w policzek - Przyjęłaś dziś leki?
Potaknęła, po czym razem z narzeczonym wyszła z jego gabinetu, od razu wpadając na bliźniaka.
-Diana! Postradałaś zmysły? - warknął na nią Draco, od razu obejmując - Myślałem, że się zgubiłaś!
-Mieszkam tu ponad sześć lat - przypomniała mu Diana, puszczając dłoń Gerda i odwzajemniając uścisk brata - Przepraszam, braciszku.
-Witaj Draconie - odezwał się Gerd - Właśnie miałem odprowadzać Diankę.
-Tak, po trzech godzinach uświadomiłeś sobie, że pora...
-Rozmawialiśmy o ślubie, Draco - odpowiedziała Diana spokojnym tonem, a na widok reakcji brata, uśmiechnęła się - Uzgadnialiśmy termin.
-Chodź już do pokoju wspólnego - wymamrotał Draco chwytając dłoń siostry i wychodząc z nią ze Skrzydła Szpitalnego - Martwiłem się o ciebie.
-Byłam bezpieczna...
-DIANA! NIE MÓW GŁUPOT! - wrzasnął nagle Draco, siniejąc ze złości. Czy ona nic nie rozumiała? Nigdzie nie była bezpieczna. Czekał aż ta odpowie, odpyskuje może. Jednak ta milczała. Szła za nim, nic nie mówiąc. Draco czekał na odpowiedź siostry, lecz juz po chwili uświadomił sobie, że ona się nie odezwie. Momentalnie zatrzymał się i przytulił ją - Posłuchaj mnie - spojrzał w oczy Diany i nieco zdziwił się nie widząc w nich ani jednej łzy - jesteś jedyną osobą na tym całym świecie, dla której jestem w stanie skoczyć w ogień - och tak, powtarzał jej to codziennie. Wierzyła mu, wiedziała, że Draco nienawidzi ludzi. Wiedziała, że nikomu nie oddał tyle swojego serca - Cholernie cię kocham. 
-Ja ciebie też - wyszeptała - Przepraszam.
~*~
Rodzeństwo właśnie robiło zadanie na zaklęcia, gdy do pokoju Diany wszedł bez pukania Zabini. Diana uniosła na moment wzrok, na niechcianego gościa, po czym od razu wróciła do pracy.
-Mogę porozmawiać z Dianą? - pytanie z ust Zabiniego, padło zanim Draco zdążył cokolwiek powiedzieć - W cztery oczy.
-Spokojnie, nie dam się pobić - uśmiechnęła się do brata, który niechętnie wyszedł z sypialni siostry. Odłożyła pióro i spojrzała wyczekująco na Zabiniego.
-Posłuchaj mnie - zaczął groźnym tonem, co rozbawiło Dianę - Wiem, że mnie kochasz...
-Kochałam - poprawiła go, najwyraźniej niszcząc całą jego przyszykowaną wcześniej przemowę.
-Kochasz nadal - powiedział wolno, próbując zakryć to, że wybiła go z rytmu. Na twarzy Diany pojawił się kpiący uśmiech, czym wbiła mu nóż w serce.
Owszem, był z Tracey, ale to nie zmieniało faktu, że w pewien sposób uczucie Diany do niego, było czymś tak oczywistym jak oddychanie, lub deszcz w jesieni. Zawsze wydawało mu się, że mogłoby wyschnąć jezioro na błoniach, mogłaby urodzić komuś innemu dziecko, albo mógłby zbankrutować - ale Diana zawsze była. Kochała go, mimo wszystko.  Musiała go kochać, taka była kolej rzeczy. Co miał znaczyć ten uśmiech?
-Musisz mnie kochać - powtórzył swoją myśl na głos, ale słysząc ironiczny śmiech Diany wyszczerzył jedynie oczy - Masz dać spokój Tracey.
-Dobrze - odpowiedziała tylko, natychmiast wracając do pisania wypracowania. 
-Przestań - syknął na nią , kucając przed Dianą, aby lepiej ją widzieć. Spojrzeli sobie prosto w oczy - Masz przestać.
-Ponieważ?
-Ponieważ, oboje wiemy, że kochasz mnie tak jak tego fajera, z którym próbowałaś zabić Dumbledore'a. 
-Nie nazywaj mojego brata frajerem.
Dokładnie w tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Gdy Diana już je otworzyła, zobaczyła w nich Gerda. Przywitał ją pocałunkiem w policzek.
-Nie wierzę - powiedział jeszcze Blaise widząc tą scenę. Diana jeszcze raz spojrzała na swoją dawną miłość i szepnęła.
-Wynoś się z mojego życia, Zabini.

sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział 9


"(...) czuje gdzieś w sobie wewnętrzny brak
w okół nakręca się masa złych spraw "
Krasza - mam nadzieje że u ciebie jest dobrze

Pierwsze dwa tygodnie szkoły minęły błyskawicznie. Przynajmniej Dianie, która postanowiła spędzić całe zwolnienie lekarskie- śpiąc. Szczególnie po zajęciach swoich przyjaciół. Zasypiała koło czwartej, budziła się na osiemnastą, gdy zawsze Draco w czyjejś asyście przynosił Dianie obfitą kolację, której nigdy całkowicie nie jadła. Właśnie w tedy, podejmowano najwięcej prób nawiązania prób z panną Malfoy. Gerd odwiedzał ją, zawsze w porze śniadania aby podać jakieś, całkowicie bezużyteczne szczepionki. Opowiadał jej zawsze, o ich wspólnej przyszłości. O dzieciach, pięknym domu w górach, psie i ogrodzie z jabłonkami. Niesamowicie przerażała ją wizja, małżeństwa. Jednak cieszyła się, że do końca życia będzie właśnie z Gerdem. Po wizycie, narzeczonego starała się coś przeczytać, zjeść delikatne śniadanie i wykąpać się. Pewnego dnia, nawet wstała z łóżka w większym celu niż potrzeby fizjologiczne. Wstała i podeszła do komody. Ubrała się w różowo-pastelową sukienkę. Umalowała się, by zakryć bladość skóry, okropne cienie pod oczami oraz ukryć delikatne niedoskonałości związane z dojrzewaniem.  Uczesała ładnie włosy.  Założyła swoje szpilki i stanęła przed lustrem. Uświadomiła sobie wówczas, jaka byłaby piękna gdyby nie to wszystko wokół niej. Ba! Ona nadal, może być piękna. To nic trudnego. Zawirowała przed lustrem, uśmiechając się sama do siebie.
Była w tedy niewiarygodnie szczęśliwa. Nie miała na sobie tej sukienki od piątej klasy, mimo tego ze nadal była naprawdę śliczna. Wyszczerzyła się do lustra, podziwiając swoje białe zęby.
Wyglądam jak księżniczka pomyślała z zachwytem. Jestem księżniczką.
Nie wiedziała o tym co działo się poza Hogwartem, nie czytała gazet. Nawet głupich pisemek takich jak Czarownica. Nie odpisywała, ba, nawet nie otwierała listów od rodziców.  Nikt jej też nie opowiadał, co się dzieje w szkole. Nie opuszczała swojego dormitorium. Nie słyszała o absolutnie żadnych torturach, morderstwach, śmierciożercach. Jakby to wszystko nie istniało. Wreszcie stało się cos, na co tyle czasu czekała. Absolutnie odcięła się od świata zewnętrznego. Amycus, nie dotrzymał obietnicy i jej nie odwiedzał. Najwięcej czasu spędzał z nią Draco. Odrabiał u niej lekcje, obojętnie czy spała czy nie.  Pilnował by jadła, by nikt jej nie mówił jak jest źle w Hogwarcie.  Coraz rzadziej denerwowała ją czyją obecność, a Dracona wręcz podnosiła na duchu. Lubiła nawet gdy słuchał jakiejś rozrywkowej stacji w radiu i zajadał się równocześnie ciastem, mimo tego że potem miała masę okruszków na pościeli. Być może nie okazywała tego wystarczająco dobrze, ale te wizyty sprawiały że ten świat nabierał jakiś barw. Poza tym Draco zrobił dla Diany Coś całkowicie, niesamowitego. Wykorzystał przeziębienie siostry i załatwił jej zwolnienie do końca września, z lekcji oraz obiecał  że postara się jeszcze je przedłużyć.
-To oszustwo.- powiedział Gerd widząc zwolnienie.
-Skąd, oryginalny podpis- odparł Draco nic nie robiąc sobie  z oburzenia doktora Fussa i położył się koło Diany.
-Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi- syknął- Ona fizycznie jest już zdrowa, może normalnie uczęszczać…
-Moja siostra, musi odpoczywać.
-Wykorzystałeś katar, jakby miała smoczą grypę! Chcesz żeby dyrekcja się tym zainteresowała?
-A co, Fuss? Doniesiesz na swojego szwagra?
W oczach Gerda zapłonęły iskierki złości. Natomiast Diana wpatrywała się zachwycona w to zwolnienie, nie wierząc własnym oczom. Miała ochotę płakać z radości, jednak po tym wszystkim już skończył jej się, cały asortyment łez.
-Cararrow już się nią interesował, był w jej dormitorium.-mówił Gerd.
-Dianka będzie zwolniona i Snape- podkreślił Draco, zadowolony z siebie widząc uśmiech na twarzy siostry.
Ta transformacja była ciekawa. Na lekcjach, milczał bojąc się że zostanie ukarany. Robił co kazali, udając pewnego siebie. A przy Dianie momentalnie robił się slaby. Wizja że nigdy już nie miałby usłyszeć jej śmiechu, była wręcz okropna.
Odwiedzała ją również Lyra i Dafne. One, opowiadały jej najróżniejsze historie. Przekazywały pozytywne rzeczy. Diana zawsze je uważnie słuchała. Nawet się uśmiechała. Nott czasem im towarzyszył, nawet Pansy Parkinson dwa razy u niej była. Dafne wypaplała, że nawet rodzice chcieli ją odwiedzić. To wszystko bardzo podnosiło Dianę na duchu.  Jednak dziewczyny, były wyraźnie smutne. Przez to Diana myślała, ze ich smutek jest spowodowany sytuacją w szkole, a absolutnie nie chciała o tym słuchać.
Blaise raz ją odwiedził.
Gdyby ktoś jej powiedział, że Zabini chcę wstąpić na wizytę, na pewno przespałaby cały dzień aby tego uniknąć. Jednak on odwiedził ją w czasie lekcji, jakby reguły wcale go nie dotyczyły.
-Cześć. –przywitał się, siadając koło niej na łóżku. Diana nie odpowiedziała, tylko popatrzyła się zdziwiona. Co on wyprawiał?- Nie najgorzej wyglądasz. Na początku roku, to jakby bez przerwy zbierało ci się na wymioty.  Teraz, trochę pudru tu i tam, no i nie będzie aż tak źle. Ciekawi mnie jak to możliwe że ty nic nie mówisz. Zawsze tyle gadałaś, a teraz? Na nic nie opowiesz. Współczuje Fussowi, ledwo co cię odzyskał, po rozłące a ty jak warzywo bez przerwy tu siedzisz. Wy w ogóle spaliście ze sobą?- Diana nie udzieliła żadnej, nawet niemej odpowiedzi. Siedziała z wzrokiem wbitym w prześcieradło. –No jasne, że nie. Przecież on nawet nie wiedziałby jak się za to zabrać.  Patrz, on jest twoim narzeczonym i mu nie dałaś, a ze mną nawet nie byłaś i bez problemu.  Z Tracey, niby też łatwo poszło ale najpierw w ogóle nie brałem pod uwagę że mogę z nią być. No bo, jak niby? Przecież ona mieszka w mugolskiej dzielnicy, nawet na książki jej nie było stać. A teraz? Świata poza nią nie widzę. To zupełnie coś innego, niż było z tobą. –Przy tym zdaniu, Diana przestała już nawet liczyć sztylety które tym jednym monologiem wbił w nią Zabini. Zamknęła oczy, myśląc tylko o tym że chce się opić.
Diana jak najszybciej wyrzuciła z głowy wspomnienie tej rozmowy. Nie było już Blaise’a, całkowicie zniknął po tych słowach. Nie był jej wart, musiał być  zamkniętym rozdziałem, przeszłością. Gerd? Teraźniejszością.
Zaczęła wirować w wysokich butach, śmiejąc się. Zasługuję na to co najlepsze.

~*~

-Zostaw mnie,  Malfoy!- krzyknęła Lyra, idąc coraz szybciej korytarzem.-Zostaw mnie!
Ten jednak bez słowa biegł za nią, a wtedy i ona zaczęła przyśpieszać. W końcu oboje biegli, ledwo co łapiąc zakręt. Lyra była wściekła, wręcz wyprowadzona z równowagi. Draco natomiast myślał tylko o tym że chce przytulić Lyrę. W końcu ją złapał i siłą wepchał do najbliższej pustej klasy.
-Lyra… ja naprawdę potrzebuję ciebie…
-Mnie? A nie przypadkiem mojej kuzynki?!- wydarła się Lyra, zaczynając się trząść. Nie pamiętała kiedy ktoś aż tak ją zranił. Draco, przespał się z Pansy…. Z jej kuzynką.
-Jebać twoją kuzynkę.
-No widzę, że tobie to doskonale wyszło. Powiedz mi, co ona ma, czego mi brakuje?  Podaj mi jedną, jedną sytuację, gdy mnie zabrakło a ona była!
-Cicho bądź…- próbował ją uspokoić Draco i zamknąć usta pocałunkiem, ale ona go tylko spoliczkowała. - Kurwa mać, Lyra! Ja cię kocham!
Na moment, faktycznie zamilkła. Po raz pierwszy usłyszała te słowa. Czyste kocham cię, a nie przecież wiesz co do ciebie czuję.  Jednak gdy pierwsze zauroczenie i szok minęły, ponownie poczuła jak ogarnia ją szał. Kocha ją? Tak nazywa miłość?!
-Kochasz mnie!? Dlatego posuwasz, od dwóch tygodni moją kuzynkę?! Miałeś się zmienić, Draco! Skoro ja ci nie wystarczam, to…
-Wystarczasz mi!
-To czemu…
-Bo ona wizualnie jest podobna do ciebie, do cholery!  Jak na chwilę, nie gadała to momentami miałem wrażenie…
-Nie pogrążaj się.- warknęła Lyra, chcąc wyjść, ale  wtedy Draco mocno ją przytulił od tyłu.
-Lyra, ja cię naprawdę kocham!  Nie chcę, nikogo innego, proszę cię… nie odchodź.
Ostatnie słowo, ponownie ją zastanowiło. Nigdy nie doświadczyła od Dracona takiej czułości. Odwróciła się i spojrzała mu w oczy. Nie płakał, ale były one cholernie smutne. Uświadomiła sobie, jak bardzo kocha te oczy.
-Nie chcę odchodzić.- wyszeptała- Ale muszę, Draco. Ty mnie nie kochasz.
-Kocham! Proszę, daj mi szanse.-zapewniał ja gorąco. Lyra nie wiedziała co robić, jak zareagować. Co powiedzieć. 
~*~

 Diana właśnie poznawała najnowszy temat eliksirów, gdy postanowiła odwiedzić ją Lyra. Nie przywitała się, czy coś podobnego. Po prostu usiadła koło przyjaciółki i zaczęła głośno płakać. Diana zacisnęła usta, w cienką linie i podeszła do barku. Nalała wódki, wyciągnęła sok pomarańczowy i podała przyjaciółce. Patrzyła się na nią, wyczekując jakichkolwiek słów.
-Rzuciłam Draco. Ostatecznie.- wydusiła w końcu, biorąc do ust karton ze sokiem. Diana patrzyła się na nią wyczekująco. Przecież musiał być jakiś powód- Mówił ci, że sypiał z Pansy? A od początku września latał za mną. Szczerość twojego brata, Diano.

 Blondynka od raz wstała i wyciągnęła butelkę wódki. Było jej nieco żal, ponieważ dostała dwa lata wcześniej kilka, połówek od Dafne. Wódka była na prawdę świetna i tylko na wyjątkowe okazje. Była ze środkowej Europy, jednak Diana nie umiała wymówić jej nazwy. 
W sumie, to nie rozumiała Lyry. Draco już taki był. Przecież nie byli razem, on zawsze się tak zachowywał.
Mimo to przytuliła przyjaciółkę i ucałowała delikatnie w policzek. 

~*~

Dafne siedziała nad jeziorem, paląc już czwartego papierosa. Nie wiedziała co ma robić, nic jej się nie chciało. Wszystko waliło się, cały jej światopogląd runął. 
Zaczynało jej się robić źle, od wyzywania szlam. Najpierw chodziło tylko o to, aby była bezpieczna. Jednak z czasem zrozumiała parę spraw. Miała ochotę wymiotować, na lekcjach mugozolstwa i obrony przed czarną magią. Nie widziała w tym wszystkim, najmniejszego sensu.  Znęcanie się nad mieszańcami, podobało jej się póki robiła to z własnej woli i z pewnymi granicami. Zaklęcie Crucio, jednak było dla niej czymś ponad jej możliwości. Mimo to, nie miała większych oporów w rzucaniu jego na poszczególnych uczniów. Najważniejsze było jej bezpieczeństwo. Potem skończy szkołę i wyjedzie z rodziną do Brazylii. Jak najdalej. 
Ponad to związek z Nottem, chociaż trwał dopiero miesiąc już jej zaczynał przeszkadzać. Dusiła się w nim.  Tym bardziej że Nott, coraz mniej przypominał jej Larsa. 
Odpaliła następnego papierosa, ocierając łzę z policzka.


----
No cóż, dzisiaj krótko, ale są wakacje :) trzeba korzystać a nie ślęczeć przed laptopem, nie sądzicie?
Dlatego też, następna notka pojawiła się jakoś we wrześniu.
Każdy komentarz, bardzo mnie motywuje, więc zapraszam! ;*

środa, 8 lipca 2015

Rozdział 8

„Ile razy upaść by odnaleźć równowagę?” //Paluch

Pansy opadła ze zmęczenia, kładąc się na biurku Dracona. Ciężko oddychała, gładząc się po brzuchu. Draco natomiast stał naprzeciwko niej, zezłoszczony. On chciał dalej. Pansy wcale go nie zadowoliła, bynajmniej nie tak jak tego wymagał. Nie chciało mu się poszukiwać nowej dziewczyny,  a już szczególnie nie miał ochoty latać za Lyrą, która najwyraźniej go unikała. A Pansy była cholernie łatwą zdobyczą. Problem chyba tkwił w tym że to co łatwe, ma małą wartość.
Bez słowa, chwycił Pansy za biodra do siebie, pakując się między jej nogi. Dziewczyna już po chwili piszczała, na całe dormitorium.
-Chodź… chodźmy na łóżko- wyjęczała Pansy .
-Nie.- warknął Draco i zaczął być coraz bardziej agresywny. Był wściekły, poniewierany, poniżony, bezsilny i miał wreszcie szanse dać upust swoim emocjom. Ona chciała pieprzyć się na JEGO łóżku? O nie, nie była wystraczająco wyjątkowa. Była tylko jedna dziewczyna która dostąpiła tego zaszczytu. A Pansy, daleko było do Lyry. Draco  nawet nie był nią zauroczony. To ona zawsze chwytała się, pierwszej sposobności by móc zostać z nim sam na sam.
Pansy chciała podnieść się,  by pocałować ale ten gwałtownie się odsunął.
-Co się stało?-zapytała Pansy, odgarniając spocone włosy na bok.
Draco utkwił w niej swoje zimne oczy. Nagle poczuł okropną chęć spoliczkowania Pansy, ale uspokoił się w porę. Nigdy, nie uderzył żadnej dziewczyny i tak powinno pozostać.
Po dwóch miesiącach ciągłej opieki nad Dianą, pocieszania jej i dbaniem o siostrę, nazbierał się w nim wielki wulkan złości.  Torturowanie czarodziei, na żądnie Czarnego Pana wcale mu nie pomagało. Wzbudzało jedynie, coraz większe poczucie winy i bezsilności. Nie miał się na kim wyżyć, wykrzyczeć, cokolwiek. Krótkie kłótnie z ojcem przy  rodzinnych obiadach, też nie pomagały. Czekał właśnie na ten moment, gdy będzie mógł wykorzystać jakąś pannę do ukojenia złości.
-Mogłaś postarać się bardziej. –odparł chłodno- Żadnych postępów.
-Postaram się!- zapewniła go, ale ten jedynie wzruszył ramionami i usiadł na fotelu, przyglądając się upokorzonej Pansy.
~*~
Diana nawet nie próbowała zasnąć. Po co? Leżała patrząc się w sufit. Przestawała już nawet odczuwać ból przy Mrocznym Znaku. Czarny Pan doskonale wiedział jak zadać jej najgorszy ból. Ból fizyczny, doprowadzający do załamania psychicznego, niezwykle sprytne posunięcie. Zazwyczaj ludzie robią na odwrót.
Z pokoju obok, dochodziły ją jakieś jęki, chociaż dopiero gdy się na nich skupiła, mogła je wyraźniej usłyszeć. Zastanawiała się przez chwilę, kim zabawiał się Draco i uznała za kompletnie niesprawiedliwy, fakt że ona już miała mieć narzeczonego, a Draco nadal pieprzył się z kim popadnie.
Chciała przestać myśleć . Odpłynąć, zrelaksować się. Ale nie miała dosłownie jak. Leków od Gerda, nie dało się przedawkować, już próbowała. Obojętnie czy zażyje się jedną, dwie czy dziesięć- efekt za każdym razem był taki sam. Właściwie to żaden, leki były za słabe. A jakieś eliksiry? Oh, nawet to odpadało. Nie miała w sypialni absolutnie żadnych. Nawet alkoholu, by zatopić w nim smutki. A różdżka? Draco sprawdzał za każdym razem, ostatnie rzucane nią zaklęcia. A nie chciała by był zły.
W każdym bądź razie, była skazana na tą straszną bezczynność. Nie widziała sensu w komunikacji z ludźmi. Nawet z bratem. W czym ma to pomóc? Gdyby Adara… gdyby ona jeszcze żyła, na pewno byłoby inaczej. Z nią by porozmawiała. Ale Adara leżała zimna w trumnie, razem ze swoimi dziećmi i mężem.
Nagle zastanowiło Dianę, jak Adara dała sobie radę po katastrofie jaka ją spotkała, jakieś piętnaście lat temu. Albowiem, w tamte święta Bożego Narodzenia, Adara miała już męża, synka i była w ciąży z córeczką. Cała trójka postanowiła przetransportować się w kominku , za pomocą proszka Fiuu  do Malfoy Manor, jednak coś się nie powiodło i cała rodzina z hukiem wylądowała w salonie państwa Malfoy. Mąż i synek Adary zginęli na miejscu, a ona poroniła. A mimo to, bez pomocy psychologa Adara wyszła na prostą. Jak?
Nagle w świadomości Diany pojawiła się okropna wizja. A jeśliby to jej rodzina przeżyła taką katastrofę? Oh, nie. To niemożliwe.
Chociaż może tak by było lepiej? Umrzeć szybko i bezboleśnie niż, przeżywać to co wówczas? Lęk, paranoje, okropny i ciągle powracający ból?
Im głębiej wchodziła w te wspomnienia, tym gorzej się czuła. Przypomniała sobie Boże Narodzenie rok temu. Co zrobiła dla Dracona? Udowodniła jak potrafi być zdesperowana. A późniejsze tortury? Mroczny Znak, to oczywiste. Oraz sam bezpośredni ból, stosowany przez Czarnego Pana wobec niej. Nie pamiętała już bezpośredniego bólu, ale mimo to wspomnienia nie dawały jej normalnie funkcjonować.
A jak by wyglądało jej życie jeśliby Czarny Pan nie powstał?
Dumledore  i ojciec Lyry by żyli.  Draco by nie cierpiał z powodu odejścia Hermiony. Diana nie oddałaby swojego ciała. Ojciec i matka nadal byliby wpływową, arystokratyczną rodzina. Tata nie wylądowałby w Azkabanie. Mugolaki nie musiałby uciekać. Diana nie stałaby się milcząca i zamknięta w sobie.
Byłoby lepiej.
~*~
 Blaise’a obudziły promienie słoneczne. Przetarł zmęczony oczy i spojrzał na Tracey leżącą przy nim. Spała, nie poruszając się, będąc odwrócona od niego  plecami. Blaise westchnął i wstał z łóżka. Podszedł do lustra i przyjrzał się swojemu wyrzeźbionemu, nagiemu ciału. Przypomniał sobie jak ćwiczył już w czwartej klasie, aby zaimponować Dianie. Lubił jak panna Malfoy dotykała jego brzucha, zachwycając się nim. Ale co z tego? Urocza panna Malfoy została sprzedana Czarnemu Panu. Urocza panna Malfoy była jeszcze smutniejsza niż kiedyś. Urocza panna Malfoy już nie była czternastolatką której imponował jedynie biceps. Jego królewna z porcelany została rozbita na małe kawałeczki.
Urocza panna Malfoy miała starszego o dziesięć lat narzeczonego, lekarza szkolnego i nauczyciela zielarstwa.
Nagle ktoś głośno zachrapał. Blaise spojrzał na odbicie w lustrze, śpiącej Tracey. No tak. Tracey Riddle. To ona była przecież jego królewną, nie Diana. Kochał Tracey, nie chciał jej stracić. Musiał pilnować, aby nikt nie dokuczał Tracey ze względu na jej pochodzenie. Musiał się zająć, właśnie Tracey. Nie Dianą. To Tracey była nowym rozdziałem życia. A rozdział w którym ważną role pełniła Diana, był pomyłką. Panienki, alkohol, seks, wszystko wulgarne i wyzywające. A w tym wszystkim urocza Diana Malfoy, siostra jego przyjaciela. A co miał niby mówić Draconowi? Że obracał jakieś łatwe dziewczynki, ale zawsze w końcu wracał do Diany?  Imponowała mu tylko urokiem osobistym. Ale co miała oprócz tego? Słabą psychikę, brak asertywności. Zawsze w cieniu wyniosłego, starszego brata. A gdy już, zbuntowała się, to nie mógł jej poznać. Alkohol i Dianka? Co to za połączenie? A jednak. Ponadto pewność siebie, przyjaźń z Dafne.
Tracey była inna. Nie rozpieszczona, od małego opiekowała się chorą mamą, pracowała na to wszystko co Diana dostawała ot tak.  Od kiedy zrezygnował z Diany, nie czuł się niekomfortowo gdy rozmawiali z Draconem o atutach innych czarownic. Przecież w ogóle nie irytował go związek Diany z Gerdem. Wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej upokorzył on Dianę. Ślub z przymusu, z byle kim? Co to miało być? Co widział w tak uległej dziewczynie?
-Tak, właśnie. –wymamrotał patrząc w lustro. Następnie podszedł do komody i założył na siebie bokserki. Użył swoich ulubionych perfum, umył zęby oraz twarz. Szybko przeczesał ciemne włosy. Wyrzucił prezerwatywę do kosza i wyciągnął również szlafrok dla Tracey. Następnie usiadł na skraju łóżka i pogłaskał rękę dziewczyny- Pobudka, kochanie… wstawaj, zaraz śniadanie.
Tracey leniwie otworzyła oczy i spojrzała na swojego chłopaka.
-Mmm…- wymamrotała- nie chcę mi się…
-No już.- zaśmiał się Blaise, próbując koncertować się na jej twarzy- kocham cię, wiesz?
~*~
Diana piła kolejnego drinka, śmiejąc się wraz z Dafne. Obie wręcz darły się na cały Pokój Wspólny wypełniony ludźmi, którzy nie zwracali uwagi na dwie pijane piętnastolatki. W końcu wstały i ledwo utrzymując się na nogach, zaczęły tańczyć, a właściwie skakać wraz z tłumem ślizgonów. Dafne w pewnej chwili zaczęła, kręcąc pupą, zniżać się w dół a później znowu w górę, do rytmu muzyki. Diana zaśmiała się, nie do końca mając świadomość tego co robi. Alkohol uderzył jej do głowy. Skakała, śmiała się, tańczyła z byle kim, nawet nie zauważyła gdy Dafne zniknęła z jakimś chłopakiem.
W końcu niemal opadła z sił i wróciła do baru.
-Coś jeszcze, ślicznotko?- zapytał, uroczy brunet z baru. Poprosiła o sok dyniowy, i już po chwili popijała go, trzeźwiejąc już.
-Co sama siedzisz?- przysiadł się Blaise, szczerząc do niej zęby. Od razu zauważył ze była już wstawiona, ani trochę mu się to nie podobało. Nie mógł, pozwolić jej na jeszcze więcej. –Zapraszam, na parkiet!
Dopił za nią sok i chwycił za dłoń. Diana tańczyła z nim, ocierając się o niego swoimi plecami. Blaise’a niesamowicie tym podniecała. Tańczyli, trzymając się jedną dłonią razem. W końcu Diana odwróciła się , twarzą do Blaise’a a ten nie wytrzymał i wpił w nią usta.
-Jezu, Blaise!- zawołała Diana, odpychając chłopaka.-Co ty robisz?
-Diana…
-Blaise, wiesz że jestem z Richem!- powiedziała ostrzegawczo, mimowolnie uśmiechając się- Nie rób tego więcej…
-Posłuchaj mnie…- chwycił ją za dłoń i pociągnął do rogu. Usiedli razem na sofie i Blaise zaczął powoli dobierać słowa, aby nie powiedzieć czegoś co będzie później żałować- ja wiem, co ty o mnie myślisz, ale przecież pamiętasz jak nam było  razem dobrze- po czym dodał szybko- i nie przerywaj, mi proszę! Naprawdę mi na tobie zależy.
-Mi na tobie też…
-Sama widzisz! Diana, proszę, wiesz że nie kłamię.
-Jestem z Richem- przypomniała mu dobitnie- Nie mogę… my nie możemy.
-Dlaczego? Nie wmówisz mi, że wolisz go ode mnie!
-Tu nie o to chodzi, Blaise. Chodzi o to że ty… dziewczyny, alkohol, te twoje zabawy… ty nie dojrzałeś do poważnego związku. A tym bardziej ze mną… przepraszam. – pochyliła się nad nim i ucałowała go w policzek. Następnie odeszła, szukać swojego chłopaka, by spędzić z nim nieco czasu. Wściekły Zabini zauważył jakaś blondynkę, chyba z czwartego roku. Nie myśląc wiele, podszedł do niej i zaczął rozmowę. Po godzinie, już byli razem w łóżku.
Diana to widziała. Zabolało, jednak nie mogła dać tego po sobie poznać. Przecież postąpiła słusznie…
Panna Malfoy wyciągnęła głowę z myślodsiewni. Wzięła kilka wdechów i doszła do siebie. Podziałało pomyślała. Tak, to właśnie to. Zanurzać się w wspomnieniach. Tego Draco, ani nikt inny jej nie zabroni.
Diana doszła do wniosku, że gdy zanurza się we wspomnieniach, nie myśli o tym co się działo wokół niej.  Bez namysłu chwyciła drugą fiolkę.
Diana wylądowała w holu, Malfoy Manor. Koło niej przemknęła  dziewczynka, trzymając kurczowo pewną fotografie w rączce. Zatrzymała się przed  drzwiami i zapukała. Uchyliła delikatnie drzwi.
-Przepraszam, mogę przeszkodzić?- zapytała, cichutko jakby w środku obradowała Rada w jednej z wielu sali w Ministerstwo Magii.
Lucjusz uniósł wzrok znad wielu papierów na swoim biurku. Widząc córeczkę , miał ochotę ją zbesztać. Jakim prawem mu przeszkadzała w pracy? Miała za mało zajęć?
-Nie. – odparł chłodno.
-Ale tatusiu…-zaczęła Dianka, jednak zrezygnowała z prób. Bała się zdenerwować ojca, więc opuściła wzrok. Natomiast Lucjusz, nie wiedział przez chwilę co ma powiedzieć. Tatusiu? On nigdy nie odważyłby się, powiedzieć tak do swojego ojca. Diana też tak nie mówiła. Nagle Lucjusza, przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Jego ojciec, na pewno wygoniłby go, gdyby zachował się jak Diana. A przecież tyle razy obiecywał sobie że nigdy nie będzie taki jak jego ojciec. –Przepraszam…
-Diano.- odezwał się już nieco łagodniej. Dziewczynka spojrzała na ojca a na jej twarzy pojawił się uśmiech- Chcesz mi coś powiedzieć?
-Oh tak, tatusiu!- zawołała dziewczynka- Popatrz co znalazłam!
-Podejdź.- słowo klucz, przez które  Diana poczuła się w pewnym stopniu ważna. Tata pozwolił jej podejść do siebie. Ten władczy, pewny siebie mężczyzna który tak jej imponował, pozwolił córce na jakiś fizyczny kontakt. Diana już w tedy, strasznie chciała by kiedyś ktoś i przed nią czuł taki respekt. Podbiegła do taty i pokazała mu fotografie na której młody Lucjusz, obejmował młodą Narcyzę. Diana rzadko widywała taką wylewność u swoich rodziców. –To… ja i twoja matka.
-Wiem, ale tak myślałam jak się poznaliście- zaczęła-  opowiedziałbyś mi?
Lucjusz ponownie zaniemówił. Nigdy nikomu nie opowiadał o takich rzeczach.
-Idź do mamy.- odparł krótko. Dziewczynka ponownie opuściła smutna głowę. Przez to zdjęcie, pomyślała że tatę  stać na jakieś głębsze uczucia, których osobiście nigdy nie doświadczyła. Lucjusz zaczął bić się z samym sobą. Gdy Diana już wyszła, nie mógł skupić się na pracy. Poczuł wręcz wyrzuty sumienia. Nie do końca wiedząc co robi, wstał i poszedł po raz pierwszy od tak dawna do pokoju Diana. Jego córka wówczas leżała na swoim łóżku, snując najróżniejsze sytuacje podczas których jej rodzice mogliby się poznać. Widząc tatę, zaniemówiła. Ten zamilkł i usiadł na fotelu. Zaczął powoli opowiadać Dianie, to co tak bardzo ją interesowało. Im dłużej mówił, tym Diana pozwalała sobie na większą wylewność, której Lucjusz kompletnie nie znał. Jego córka zawsze była w cieniu brata, spokojna, miła, nie odzywała się nie pytana. Co najważniejsze nie przerywała nigdy nikomu wypowiedzi. A wówczas, zdarzyło jej się to. Ba! Nawet odważyła się usiąść  mu na kolanach! Lucjusza to strasznie rozproszyło i przez moment miał nawet ochotę, jak najszybciej odejść.
Gdy Diana zasnęła mu na kolanach, po raz pierwszy od niepamiętnych czasów ucałował swoje dziecko.
Gdy siedemnastoletnia Diana Malfoy ponownie znalazła się w swoim dormitorium, była cała rozpromieniona. Nigdy nie oglądała tego wspomnienia, a to szkoda. Była pewna że nie raz będzie do niego wracać. Ojciec ją ucałował.
Nawet zasnęła spokojnie.
~*~
Jak każdego drugiego września,  w trakcie śniadania nadeszła sowia poczta. Draco, mimo tego że najpierw zgrywał pewnego siebie gówniarza, jakby cofnął się w rozwoju do V klasy, to widząc dwie paczki słodyczy w tym jedną dla Diany od rodziców i list od nich, poczuł słabość. Tym bardziej, że cholernie zabrakło mu listu od Adary.
-Idę do Diany- zakomunikował im. Dafne nie odezwała się ani słowem. Ona nie dostała żadnego listu. Od Larsa również. A jednak związek z Nottem, wcale jej nie pomagał.
-Nie, ja do niej pójdę- zaprotestowała Dafne, wstając- no co? Ty nic nie zdziałasz, może do mnie się odezwie.
-Chyba cię głowa boli- syknął Draco, zabierając paczki i wychodząc już z Wielkiej Sali gdy Amycus Carrarow, jednym machnięciem różdżki zamykając drzwi. Dosłownie w ostatniej chwili, Pansy Parkinson zdążyła wejść do Wielkiej Sali. Wściekła Dafne i Dracon, opadli na swoje siedzenia. Lyra uciszyła ich samym wzrokiem. Nie miała humoru.
Lyra utkwiła wzrok w nowych niedzielach, zastanawiając się jaki autorytet widzieli w nowym dyrektorze. Oboje, i brat i siostra byli tak samo brzydcy i zapewne, tak samo głupi. Starała się, dojrzeć w nich coś człowieczego, jakichkolwiek charakterystycznych cech. Chciała, przestać gapić się na Dracona który nawet się z nią nie przywitał.
-A więc  drodzy czarodzieje i czarownice czystej krwi, oraz reszto- zaczął Amycus, od początku poniżając mugolaków. Crabbe i Goyle zarechotali, głupkowato- za godzinę rozpoczynacie lekcję, według nowych planów lekcji. Najważniejsze zasady wymienił wczoraj profesor Snape. Jak ktoś ich nie pamięta, to chętnie odświeżę mu pamięć- dodał oblizując wargi, niczym głodny zwierz- Wszyscy uczniowie Hogwartu, bez względu na status krwi, pochodzenie, płeć, wiek i stan zdrowia mają obowiązek uczestniczyć w zajęciach, spóźnialstwo i wagary będą karane- Diana pomyślał natychmiast Draco Diana ma zwolnienie- Jedynym em… wyjątkiem jest Diana Narcyza Malfoy. – dodał niechętnie Amycus. W Wielkiej Sali rozległy się pomruki, niechęci.
-Masz jakieś problem, szlamo?- warknął Draco, na jakiegoś krukona który siedział za nim i głośno wyraził zdanie na temat zwolnienia Diany- Ciebie pierwszego załatwię.
- Spokojnie, sam sprawdzę stan zdrowia panny Malfoy.-dodał z uśmiechem Amycus, a Draco poczuł jak wielki głaz osuwa się na jego serce-  A teraz jedzcie, szybko!
Po czym ruszył między stołami.  Draco również wstał, przerażony wizją odwiedzin Amycusa u Diany. Śmierciożerca na pewno zacznie zadawać pytania, które dziewczyna przemilczy. Jednak siostra Amycusa, pojawiła się znikąd i pchnęła Dracona na miejsce.
-Idę zanieść mojej siostrze śniadanie.- warknął do nauczycielki- Jest chora.
-Posłuchaj mnie, Malfoy- wysyczała kobieta- Mam głęboko w nosie czyim jesteś synem. Siedź tu, bo potraktuje twoją chorą siostrzyczkę jako pierwszą Cruciatusem. A ty będziesz następny, mogę ci to obiecać.
Ta groźba podziałała na Dracona.
~*~
Diana dopiero obudziła się , gdy Amycus Carrarow, bez pukania wszedł do jej dormitorium. Na widok nowego nauczyciela, przestraszyła się nie na żarty. Każe jej iść na zajęcia? A może coś jeszcze gorszego?
-Dzień dobry, panno Malfoy- przywitał się, wbrew pozorom bardzo miłym głosem. Podszedł do jej łóżka i oparł się o balustradę. –Jak się czujesz?- Diana milczała, patrząc się z przerażeniem na nauczyciela. Z każdą sekundą, jednak jej strach malał. W końcu torturował ją sam Lord Voldemort. A co mógł jej zrobić ten marny belfer? - Słyszałem właśnie, że ucięli ci język. Ale mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że u mnie nie wystarczy raz wskoczyć do łóżka, by oszczędzić twoją śliczną twarzyczkę. – co to miało znaczyć?! Skąd on wiedział o zeszłych świętach?!  Dziewczyna lekko podniosła brwi, oczekując na kontynuację- No cóż, przyniosłem ci pomarańcz. – rzucił jej na kołdrę, dorodny, pomarańczowy owoc- Smacznego. Spokojnie, jeszcze cię odwiedzę.
Odwrócił się, dość gwałtownie, a jego szata zawirowała w powietrzu. W drzwiach minął się z doktorem Fussem.
 -A ty gdzie?- warknął Amycus do Gerda.
-Do chorej.- odparł grzecznym głosem.-Mogę już zanieść pacjentce lekarstwo?
-A nie żonie?- zapytał sarkastycznie Amycus. Dianie serce zabiło mocniej, ze złości. O co im wszystkim chodziło?!
-Narzeczonej. A teraz przepraszam, muszę  już pożegnać, pana profesora.
Diana powoli, wstała z łóżka i podeszła do drzwi. Była dumna z samej siebie, że tak dumnie kroczyła przez pokój. Gdy Gerd już wszedł do dormitorium Diany, ta od razu rzuciła się, mu na szyję.
-Dzień dobry, kochanie- wyszeptał jej do ucha i pocałował w usta. Niewiarygodna radość ogarnęła go, gdy dziewczyna odwzajemniła pocałunek. Gdy w końcu, oderwali się od siebie, Diana uśmiechnęła się minimalnie i położyła dłoń na jego sercu. Chciała mu przekazać, że go kocha. Jednak, najwyraźniej nie zrozumiał.-Po co on tu był?
Diana wskazała palcem na pomarańcz. Gerd pokiwał głową i mocno przytulił Dianę.
~*~
Draco siedział sam w ostatniej ławce. Zawsze podczas Obrony Przed Czarną Magią siedział wraz z Dianą, właśnie w tej ławce. To że, bliźniaczka była wówczas milczącym, przykutym do łóżka, cieniem nie oznaczało że, ktokolwiek mógłby zająć jej miejsce.
Wraz ze swoimi przyjaciółmi cicho rozmawiali, przerywając grobową ciszę. Tylko ślizgoni odważyli się na jakiekolwiek rozmowy, luźne ruchy czy uśmiech. Cała reszta, siedziała wyprostowana, wyczekując nowego nauczyciela.
W końcu drzwi otworzyły się, hukiem i do klasy wkroczył Amycus Carrow.  Wszystkie twarze, pokierowały się w jego stronę.  Amycus szedł bardzo sztywno, w przeciwieństwie do przygarbionej siostry. Zatrzymał się nagle, na środku klasy i spojrzał na swoich uczniów. Analizował po kolei każdą twarzy, przypominając sobie które z tych dzieciaków, ma wpływowych rodziców.
-Jak dotąd te lekcje , były jedną wielką pomyłką- zaczął nauczyciel- przez nie, staliście się bandą kretynów, którym wpojono że przed czarną magią trzeba się chronić. Ci idioci, nie oświecili was że, czarną magią należy się umieć posługiwać. –machnął różdżką i niewidzialna ręka, napisała na tablicy trzy zaklęcia. Dafne odchyliła, delikatnie głowę w tył gdy zobaczyła jak Amycus, spogląda na uczniów, których pochodzenie, było wątpliwe- Finnigan, Malfoy jazda, na środek klasy!
Dla Dafne stało się oczywiste, co się zaraz wydarzy, jednak Draco miał zaskoczoną minę. Razem z Finniganem, podeszli do Amycusa. Cała klasa, patrzyła się w milczeniu, jak nauczyciel odbierał gryfonowi różdżkę.
-Malfoy, masz użyć na Finniganie , dowolnego zaklęcia niewybaczalnego. Potem oboje opowiecie wszystko, waszym em… kolegom.
Draco spojrzał z przerażeniem na nauczyciela. Co on wyprawiał?! Po ułamku sekundy, do Dracona doszło również słowo dowolnego. Czyżby nauczyciel zasugerował, mu uśmiercenie ucznia?
Draco nawet się nie odezwał. Wykonał po prostu ruch różdżką, powtarzając w myślach prostą regułkę wejdź na ławkę. Finnigan, wejdź na tą ławkę. Nawet nie musiał, jakoś szczególnie się postarać. Gryfon już po chwili, skakał na ławce, kopiąc książki Susan Bones. Zaklęcie imperio zadziałało dokładnie tak, jak powinno. Jednak im dłużej, Draco kierował różdżkę na gryfona, tym podlej się czuł. W końcu Seamus, zaczął coś mówić, ale tak niewyraźnie, że  z jego ust wydobywał się jedynie pisk. Przypomniało mu to Dianę i od razu opuścił różdżkę. Co ja zrobiłem? Pomyślał, patrząc się z obrzydzeniem na własną różdżkę.
-Świetnie, Malfoy!- pochwalił go Amycus, podchodząc do blondyna- Dziesięć punktów dla Slytherinu. A teraz, mów do klasy.
-Trzeba się skupić, na jednej komendzie- wymamrotał Draco, nie patrząc się nikomu w oczy. Nagle, niezwykle ciekawy, okazał się jego prawy but- Nie dać się rozproszyć. W razie problemów, odpowiednio zachęcić. –cytował, nauczoną już dawno regułkę- nie opuszczać różdżki, chyba ze o… ofiara- paskudnie czuł się, wypowiadając to słowo- jest już całkowicie naszą władzą. Ale to zależy jedynie od silnej woli.

Amycus, poklepał Dracona po plecach i kazał wrócić do ławki. Od razu, zbeształ gryfona, za brak silnej woli. Draco nie uczestniczył , już wreszcie zajęć. Był tylko fizycznie. Psychicznie, miał dość tej szkoły już drugiego dnia. 

środa, 1 lipca 2015

Rozdział 7


"W życiu bym nie przypuszczał że spotka mnie taka przyszłość"// AK-47

CRUCIO!
Crucio!
Crucio...
Jedyne słowo które rozumiała Diana. Niemal pierwsze które usłyszała po powrocie do domu. Koszmar od którego próbowała uciec, wrócił od nowa.
-Diana, odezwij się!- błagał siostrę Draco. Ona milczała, zwinięta w kłębek na swoim łóżku-DIANKA! BŁAGAM CIĘ!
Ona jedynie schowała swoją twarz w kołdrze. Draco płakał, próbując namówić siostrę na rozmowę. Ona milczała. Nie odezwała się ani słowem, od kiedy Czarny Pan ukarał ich za ucieczkę.
Zniszczył ją całkowicie.
~*~
Na peronie 9 i 3/4 , Narcyza Malfoy , tuż przed wejściem Diany do pociągu chwyciła swoją córkę za dłoń i wyszeptała jej do ucha.
-Zaopiekuj się Draconem. Ma mu się nic nie stać, proszę cię. -Diana spojrzała na matkę zaskoczona. Czy ona sobie z niej żartowała? To było oczywiste że się nim zajmie. -Obiecujesz?- pokiwała głową- Więc dziecko, uspokój się wreszcie, dobrze? Nie wiem ile Draco wytrzyma to twoje zachowanie.
Mam się uspokoić powtórzyła w myślach dziewczyna Przecież jakbym mogła, już dawno byłabym normalna.
Niemal popłakała się, po tych słowach. Natomiast parę metrów dalej Draco przysiągł swojemu ojcu, że przez najbliższe dziesięć miesięcy, nikt nie skrzywdzi Diany.
~*~
W drodze do Hogwartu, próbowali normalnie rozmawiać. Przyjaciele podjęli żałosne próby zagadnięcia Diany, który milczała. Ciągle milczała. 
Astoria też nic nie mówiła, przyglądając się pannie Malfoy. Była nieumalowana, ubrana niechlujnie i po prostu chuda. Nie szczupła. Chorobliwie chuda. Spojrzała na Dracona. On miał zapuchnięte oczy, jakby dopiero co przestał płakać.
Już nic nie będzie jak dawniej.
~*~
-To musi być jakaś pomyłka...- powiedział Draco do profesor Sprout.
-Przepraszam, panie Malfoy- wyszeptała najwyraźniej zdenerwowana nauczycielka- Ale dyrektor jasno prosił abyś stawił się w jego gabinecie wraz z siostrą...
Draco myślał że siostra nie rozumie, co się dzieję. Mylił się i to bardzo. Ona wszystko widziała, jeszcze dokładniej niż wcześniej. Ale nie chciała żyć w takim świecie. Wolała wyłączyć się i nie uczestniczyć w tym wszystkim.
Najchętniej opiłaby się. Piłaby codziennie, bez przerwy chodziłaby napruta, gdyby nie to ze bała się reakcji Zabiniego, na własną nietrzeźwość.
To znaczy Gerda. 
Wiedziała jakie gówno dzieje się na świecie, wiedziała że jest śmieriożercą, wiedziała że w szkole jest spalona i wiedziała że od miesiąca nie miała kontaktu ani z Blaisem, ani z Gerdem. Ani z nikim.
Draco spojrzał z przerażeniem na siostrę, która stała z głową opuszczoną głową. Wyglądała jakby miała za moment zasłabnąć. Co Snape każe im robić!?
-Chłopcze... masz to-   Sprout dała mu, skrycie małą fiolkę z jakimiś żółtymi listkami- dodawaj jej jeden, codziennie do herbaty. Nabierze trochę ciała i energii. Tylko nie chowaj to dobrze. Nikt nie może wiedzieć że to masz, tym bardziej ode mnie,
"Nabierze trochę ciała..." zabrzęczało jej w uszach chcą ze mnie zrobić tłustą krowę. Chcą żebym była gruba. Takiej jaką jestem, mnie nie chcą.
-Dziękuję pani profesor.- wyszeptał chłopak, patrząc się z lubością na liście. One pomogą Dianie. Coś jednak może jej pomóc! Mu na pewno też pomogą, nic się nie stanie jak od czasu do czasu i sobie doda je do herbaty albo soku.- Chodź Dianka.
Chwycił ją delikatnie za dłoń, jakby bał się że jeśli za mocno chwyci, to dłoń pęknie i rozbije się o podłogę, jakby była z porcelany. Powoli szli do gabinetu Snape'a w całkowitym milczeniu. 
Denerwowało go to milczenie. Robiła mu to na złość? Miał ochotę na krzyczeć na nią, kazać jej się normalnie zachowywać. Ale nie mógł. Wiedział że w tedy całkowicie ja straci.
Dotarli w końcu do drzwi i  chłopak zapukał.
-Proszę!- zawołał Snape. Draco wziął głęboki oddech. Nie chciał tam wchodzić. Na prawdę nie chciał. W końcu zirytowana Diana, pierwsza otworzyła drzwi i weszła.
Diana już kiedyś była w gabinecie dyrektora. Czy wiele się zmieniło? Raczej nie, nie licząc wielkiego kotła z boku i porozwalanych książek na jakimś stoliku.
-Wzywał nas pan, panie profesorze.- powiedział Draco, na wejściu.
-Ah tak. Siadajcie.- wskazał.
Draco chwycił Dianę i pomógł usiąść na krześle przed biurkiem. Sam usiadł obok jak na szpilkach, obawiając się tego o co mogło chodzić. 
-Nie życzę sobie- zaczął Snape patrząc się na Draco- żadnych bezczelnych odzywek na lekcjach. Nie życzę sobie, abyście robili cokolwiek przez nasi nowi em... profesorowie nie uwzięli się na was, nie karali was, ani też nie zwracali na was szczególnej uwagi. Macie się nie wyróżniać. Rozumiecie?
-Panie profesorze...
-Bez dyskusji Draco. Za dużo sił włożyłem w to żebyście teraz siedzieli tu żywi. I o wszystkim macie donosić mi. Przede mną się rozliczacie. Rozumiecie?
-Niech pan zrobi coś żeby Diana wyjechała stad. - wypalił nagle Draco. Dziewczyna próbowała go uciszyć wzrokiem.-Proszę.
-Każdy uczeń ma obowiązek pozostać na terenie szkoły, Hogwart jest placówką obowiązkową.
-Ale ona...
-Zaprowadź ją do Skrzydła Szpitalnego.  To wszystko co mogę dla niej zrobić.
Diana bez słowa wstała i kiwnęła głową na do widzenia. Od razu zaczęła biec.
MAM DOŚĆ.
-Diana!- zawołał Draco, biegnąc za siostrą.
Ona niemal płakała w biegu. Koniec. Dość.
Rozjebaliście mnie wystarczająco.
Przy następnym zakręcie wpadła prosto na niską brunetkę w stroju ślizgonki.
-Jejku, co z tobą?- zapytała zaniepokojona Astoria.
Nie odpowiedziała, tylko wtuliła się w dziewczynę. Astoria zaczęła głaskać ją po plecach i skutecznie uspokajać.
-Diana, do cholery!- po paru sekundach pojawił się Draco i chwycił siostrę za rękę, ciągnąc do siebie.-Uspokój się...
-Idę do Skrzydła Szpitalnego- wymamrotała Astoria, nie patrząc się starszemu koledze na twarz.-Mogę ją wziąć.
-Sam ją wezmę.- warknął na nią i objął siostrę. Gdy odchodzili, Diana obejrzała się za Astorią, która stała i patrzyła się na nich.
Ranisz ją pomyślała.
~*~
Gerd od nowa rozkładał swoje rzeczy w gabinecie w Skrzydle Szpitalnym. Strzykawki do tej szafki, czyste rękawiczki natomiast do tamtej. Bandaże natomiast do szuflady. 
Zdjęcie z Dianą na biurku. 
To było jego ulubione zdjęcie, zrobione przez Larsa. Tak, chłopak miał stanowczo utalentowany fotografem. Idealnie uchwycił uroczy uśmiech Diany i jej twarz. Tak, miał piękną narzeczoną.
-Gerdzie!- nagle do gabinetu weszła pani Pomfrey. Nie zapukała. Nie wiarygodnie go tym irytowała. Nie raz marzył o tym, jakby mógł spędzać czas z Dianą w tym gabinecie, gdyby nie wścibski nos pielęgniarki, która bez przerwy zapominała że to on, był jej przełożonym- Pan Malfoy z siostrą, dziewczyna źle się czuje, zajmij się z nią.
Diana.
-Niech ją pani wprowadzi- odparł, wstając. W tedy do gabinetu weszła jakaś dziewczyna. Ale to nie była Diana.
Nawet pod koniec szóstej klasy, Diana emitowała w pewnym sensie pewnością siebie. Mimo wszystko na jej twarzy był uśmiech, chociaż wymuszony. 
Tęsknił za Dianą. Miał nadzieję że po wakacjach, będzie tą dawną Dianą. Tą w której się zakochał. Tą śliczną, pewną siebie i szczupłą Dianą.  Tą z ładnie podkreślonymi oczami i cerą jak mleko. Najpiękniejszą i najlepszą dziewczyną jaką kiedykolwiek widział.
A jak wyglądała? 
Nie szczupła a chuda. Nie pewna siebie, a z opuszczoną głową i wzrokiem wbitym w podłogę. Nie miała mlecznej cery. Chorobliwie bladą, wręcz zieloną. Jakby miała zwymiotować.
-Diana...- podszedł do niej i delikatnie pocałował. Nie odwzajemniła gestu. Miała strasznie suche usta.Popatrzył jej w oczy. Ona go jedynie delikatnie uścisnęła. Też chciał ją objąć ale miał wrażenie, że zmiażdżyłby ją. -Jadłaś coś, kochanie?
Cisza. Diana nic nie powiedziała, nie poruszyła się. Tylko ponownie opuściła wzrok.
-Zjadła jajecznice.- odpowiedział za nią Draco.-Przepiła sokiem.
-Bierze lekarstwa?
-A skąd miałem je wziąć? Ledwo wystarczyło na połowę lipca. Potem Lyra parzyła jej jakieś zioła, czy coś.
-Ile śpi?
-Ty jesteś jakiś przyjebany?!- wrzasnął nagle Draco- Ty widzisz jak ona wygląda? Ty wiesz co przeszyliśmy po powrocie do domu? Może myślisz że normalnie przesypiała osiem godzin dziennie? To twoja narzeczona, zrób z nią coś do cholery...
Diana nie chciała żeby krzyczeli na siebie, tym bardziej miała ochotę skulić się w kącie i zacząć płakać. Zamiast tego wtuliła się w brata, prosząc go o uspokojenie. Nie chciała żeby się denerwował.
~*~ 

-Aquamenti-  z różdżki Dafne wydobyły się krople wody, wyciekające z różdżki, układając się w węża.
Lars głaskał dziewczynę po nodze, popijając przy tym whisky. Lyra, Nott i Blaise siedzieli wraz z nimi, każdy popijał inny trunek. Czekali na bliźnięta.
Lyra przyglądała się kroplom wody, łączących się w jeden kształt. Ten wąż był tak podobny, do tego malującego się na przed ramieniu Dracona. Nikt nic nie mówił. Wszyscy czekali.
W końcu pojawili się. Draco trzymał  Dianę za dłoń i widząc przyjaciół, niechętnie do nich podszedł.
-Spokojnie, królewno- mruknął do siostry. Diana pokiwała głową, chociaż nie miała ochoty z nimi przebywać. Chciała być sama, ewentualnie z bratem.
-I jak?- zapytała Dafne.
-Gerd napisał jej zwolnienie na dwa tygodnie...- zaczął opowiadać Draco, a im dłużej mówił tym Diana czuła się bardziej niekomfortowo. Czuła na sobie ich spojrzenia i walczyła z samą sobą aby na nich, nie spojrzeć. Będą chcieli rozmawiać. Po co to komu?
Mimo to, postanowiła zerknąć na osobę siedzącą przed nią.
To Blaise utkwił w niej swoje brązowe oczy.
-Siemka.- odezwał się.
-Hej.- wychrypiała, cicho. Mimo to, ucichła rozmowa i każdy na nią spojrzał. Nie zwracała na nich uwagi, Wzrok Zabiniego był skupiony na niej. Ale nie na biuście czy pupie. Na jej twarzy. Tęskniła za tym wzrokiem. Za głosem.
Ogarnij się pomyślała. Za Gerdem mocniej tęskniłaś. 
-Chodź spać.- powiedział Draco do siostry. Zaciągnął ją do sypialni i przyszykował kąpiel. Przez chwilę zastanawiał się czy nie poprosić Lyrę, by pomogła Dianie w podstawowych czynnościach. Ale w domu dawała sobie sama radę.
Natomiast w Pokoju Wspólnym Dafne od razu zaatakowała Zabiniego.
-Idź do niej!
-Chyba cie głowa boli- zaśmiał się Blaise wstając z fotela- Po co? Idę do Tracey, nara.
~*~
Kochani moi!
 Strasznie was przepraszam za moją nieobecność ;/ to okropne, że tyle czasu mnie tu nie było, i nie zdziwię się jeśli nikomu nawet nie będzie chciało się wrócić do te historii... Pewnie myślicie Fajnie ma, wraca po paru miesiącach i myśli że wszyscy będziemy czekać na nią z otwartymi ramionami , ale musicie mi wybaczyć...
Dokładnie 24.04.2015 roku około 23.00 przez przypadek weszłam na tego bloga. Przypomniałam sobie hasło na bloggera, i tu proszę! Mój stary, dobry blog w który włożyłam tyle serca... i pomyślałam sobie, że pora wrócić! Nie warto w końcu zostawić tyle ciężkiej pracy, z powodu mojego lenistwa.
Ponownie postanowiłam kontynuować bloga 28.05.
A następnie 01.07.
!!!Jednak nie obiecuje, że notki będą dodawane regularnie!!
Jakie mam wytłumaczenie? Jest strasznie słabe i nie wymagam od was, żebyście to zrozumieli... po prostu jestem ledwo co po egzaminach i po bierzmowaniu. Miałam masę obowiązków, które ledwo co ogarniałam i nie miałam czasu, nawet na to by tu zaglądnąć... jeszcze wybór szkoły ponad gimnazjalnej... dopiero teraz wybrałam...  przepraszam was ;/ ;*
Ahhh i jeszcze kochani, po obejrzeniu 4 sezonów Skins (wersji brytyjskiej) zaczęłam tworzyć pewne opowiadanie, na bazie tego serialu. Ktoś zainteresowany przeczytaniem moich wypocin? Piszcie (n4t4li4@interia.pl) ;*
Rozdział napisany, pod wpływem weny, która (mam nadzieję) zostanie ze mną na dłużej niż ta jedna noc... No nic, mam nadzieję że rozdział się spodobał i będziecie komentować :)
+ dziękuję za ponad 20500 odsłon na blogu! 

piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 6


Jesteśmy tym o co walczymy i tym czym żyjemy,
nie zawsze tym kim chcemy być i tym za co zginiemy,
każdą przelaną kroplą krwi w imię naszej idei,
jeśli nie wywalczymy, nie mamy nic, nie istniejemy



Diana patrzyła na śpiącego brata nic nie mówiąc. Na jej twarzy malował się delikatny uśmiech. Uwielbiała takie momenty. Gdy nie musiała się bać tego, co się zaraz wydarzy. Kochała godzinami patrzeć na śpiącego Dracona. Był w tedy taki spokojny, łagodny... to właśnie w tych momentach Diana tak bardzo cieszyła się że jest jego siostrą. Rozumiała te wszystkie dziewczyny kochające się w Draco. Mimo tego że była z nim tak blisko spokrewniona, doskonale zdawała sobie sprawę z atrakcyjności panicza Malfoya. Był wysoki, miał piękne, równe zęby oraz platynowe włosy. Jasna karnacja była w jego przypadku zaletą, ponieważ pięknie komponowała się z delikatnymi rumieńcami, które chłopak miał niemal zawsze.  Niemal. A właściwie od szóstej klasy, prawie nigdy. 
Jedyną rzeczą której Diana nie lubiła w swoim bracie były jego oczy. Szaro niebieskie. Nie chodziło o wory pod nimi. Tylko o to że były identyczne jak jej. A ona nienawidziła swoich fałszywych oczu. 
Gdy zauważyła że brat się powoli wybudza, sama zamknęła oczy. Po co miałby się martwić że Diana się nie wysypia? Spała te sześć godzin. To i tak długo.
-Śpiąca królewno...- wyszeptał Draco, całując siostrę w czoło i delikatnie budząc- Wstajemy.
Nic nie sprawiało mu większej przyjemności niż budzenie Diany, po przespanej przez nich nocy w bezpiecznym miejscu. Była jedyną osobą, którą Draco mógł powiedzieć z ręką na sercu - że kocha. Kochał ją całym sercem i całym sobą. Była jego młodszą, kochaną siostrzyczką za którą zrobiłby wszystko. 
Od kiedy tylko pamiętał miał tylko ją. Ciocia Adara zawsze starała się być przy nich gdy ją potrzebowali, ale nie mogła poświęcać im cały czas. Pomimo szczerych chęci, nie było jej za każdym razem gdy ojciec wrzeszczał na nich, gdy zmuszał do ciężkiej nauki lub nawet podnosił rękę. Ale Dianka była zawsze. Tyle razy go broniła, tyle razy uśmiechał się tylko dzięki niej. Bo była... zupełnie inna. Ciepła, czuła i kochana. Była jego prywatnym aniołem stróżem. Ku swojemu zdziwieniu, była jedyną osobą, do której nie zmienił stosunku. Chyba jedyną osobą na której się nie wyżywał... bynajmniej nie świadomie. Draco obiecał sobie że już nigdy nie pozwoli skrzywdzić jego małej królewny. 
Gdy Diana otworzyła oczy, powitał ją z uśmiechem. 
-Dobry.- wyszeptała, udając że się wybudza. Odwzajemniła uśmiech i poprawiła jego rozczochrane włosy. - Dobrze spałeś?
-Tak.- powiedział szczerze. -Kocham cię.
-Ja ciebie też.- odparła, mocniej przytulając brata. Nie umiała opisać szczęścia spowodowanego jego obecnością. Ale został ostatni tydzień do szkoły, a nie mieli jeszcze książek. Diane przerażał fakt że musi wrócić do Malfoy Manor.-Draco...
-Tak?
-Ja chcę pojechać na grób Adary.- wyszeptała, niepewnie. Obawiała się tego co odpowie brat. On spojrzał na nią ze zdziwieniem. Następnie westchnął ciężko i się uśmiechnął.
-Dziś możemy pojechać.- odparł miło. Ucieszył się że może jej sprawić jakąś przyjemność.
~*~
Dwie jasnowłose postacie stały na cmentarzu. Dziewczyna i chłopak. Oboje ubrani na czarno patrzyli się na epitafium  Adary Wilcox-Malfoy. Dziewczyna trzymała bukiet białych róż, które położyła na nagrobku, po czym zaczęła zbierać zeschłe liście które na niego opadły. Chłopak natomiast patrzył się na ruchy siostry, sam nic nie mówiąc i nie pomagając jej. Spojrzał na jej zmarznięte ręce, więc szybko chwycił ją za dłoń i przytulił do siebie. Myślał że dziewczyna płacze jednak okazało się zupełnie inaczej. Ta tylko patrzyła się tępo w nagrobek ciotki, za którą tak strasznie tęskniła.
POCHOWANI ZOSTALI TU:

Patycriusz Wilcox [ 06.04.1959 - 24.12.1991]
Edward Wilcox [ 09.11.1990 - 24.12.1991]
Marie Wilcox [24.12.1991]
Adara Wilcox z domu Malfoy [15.05. 1961 - 15.05.1997]

''Nie zapomnimy, nikt nie zabije naszych wspomnień
Dopóki serce bije dla was palimy te pochodnie
Nie zapomnimy, tych ludzi nie da się zapomnieć''

-Będziemy musieli napisać do mamy żeby odwiedzała Adarę.- wyszeptała dziewczyna, po raz setny czytając epitafium młodo zmarłej ciotki.- On nie może być w takim stanie. 
-Napiszemy.- wyszeptał do jej ucha i mocniej obejmując. Mimo tego że nadal czuł złość na Lyrę, po wcześniejszej kłótni (którą z resztą , udanie ukrył przed Dianą) jednak jak zawsze, poczuł słabość widząc wychudzoną twarz siostry, patrzącej z takim bólem na grób kobiety, która tak często zastępowała jej matkę.
-Jak myślisz, jakby zareagowała na naszą ucieczkę?- zapytała brata Diana.- Byłaby zła?
-Gdyby żyła, nie ucieklibyśmy...
-Nie gadaj głupot.- syknęła Diana- Zrobilibyśmy to. Ucieklibyśmy i ją zostawili.
Egoiści.
-To wszystko robię dla ciebie.- wyszeptał jej do ucha. Bolało go że siostra tak mówi, jak... to była prawda. -Żebyś była bezpieczna. Żeby to cię nie zmieniło. Żebyś to przeżyła. Dianka... ja mam tylko ciebie...
-To naucz się doceniać Lyrę.- powiedziała tępo nastolatka Hermiony nie doceniłeś i nawet nie wiesz czy ona żyje. dodała w myślach, jednak nie chcąc mówić tego na głos. Nie chciała go zranić.
Draco zacisnął powieki. Znowu łzy cisnęły mu się do oczu. Ciężko było mu płakać, jeszcze gdy siostra była blisko. Ona w ogóle tego nie robiła, nie pokazywała słabości... nic. A on czuł się coraz słabszy, wszystko go drażniło, nie mógł uwierzyć że tak bardzo zawiódł ojca, Dianę, Czarnego Pana a przede wszystkim samego siebie. Gdy ktokolwiek poruszał ten temat, trafiała go cholera. Miał ochotę krzyczeć, rzucać zaklęciami gdzie popadnie, przeklinać, rozwalić wszystko dookoła... ale w tedy pojawiała się ona. Chudziutka, słaba blondynka, która patrzyła się na niego tymi wielkimi szarymi oczami, bez tej iskry w swoim wzroku i wiecznej energii. 
To ona była jego słabością. 
Tylko ją szczerze kochał.
To dla niej wszystko robił.
To dzięki niej miał siłę, znów próbować związać się z Lyrą.
Jak ona umrze, zostanie sam.
Ona nie może umrzeć.
To dla niej okradł ojca przed ucieczką.
To dla niej złamał przysięgę daną Czarnemu Panu o wiecznej wierności.
To dla niej chciał zabić Dumbledore'a.
To dla niej wchodził w spór z każdym chłopakiem, któremu się spodobała. Nie chciała by ktoś ją zranił.
To dla niej, złamał nos tamtemu krukonowi.
To dla między innymi niej tak często wyzywał mugolaków. By czuła dumę że ma brata który trzyma się tradycji.
To dla niej okłamywał ojca.
Była przyczyną niemal jego wszystkich grzechów.
Lyra, Hermiona... jedyne obce dziewczyny które pokochał - również.
Ale to Diana była jego grzechem głównym.
Była jego siostrą. 
-Przepraszam że cię zawiodłem.- wyszeptał jej do ucha, mocniej obejmując.- Stchórzyłem... a miałem cię chronić.
-Draco, co ty gadasz.- westchnęła ciężko blondynka- Jestem dumna z tego jak się zachowałeś.
-Co?- zdziwił się chłopak. Przecież opowiadał siostrze o tym że chciał przejść na stronę Dumbledore'a... ona w tedy nic nie odpowiedziała, tylko go ucałowała w policzek. Tym razem też mocniej się w niego wtuliła. 
-No tak... bo wiesz, ja tak sobie myślę, nie wiem może się mylę, w końcu co mogę wiedzieć o odwadze. - współżyłaś z największym tyranem w historii magii, aby uratować mi życie i uważasz że nie wiesz nic o odwadze? pomyłaś młodzieniec z niedowierzaniem- Ale jeśli niezdolność do popełnienia morderstwa można nazwać tchórzostwem, to czym jest odwaga?
-Umiejętnością ochronienia własnej siostry.
-Ale oni ci zrobili pranie mózgu.- pokręciła z niedowierzaniem głową. Odwróciła się do niego i spojrzała bratu w oczy- Kocham cię, Draco. I nie mów tak, a na pewno nie tak przy grobie Adary.
Draco poczuł ciepło pomimo, niskiej temperatury w okół nich. Przytulił ją mocniej i ucałował w czoło. Tyle dziewcząt już obejmował. Żadnej z nich już nie było. Tylko Dianka została. Rodzina jest najważniejsza, pomyślał. 
-Draco?- usłyszał znany sobie kobiecy głos. Bliźnięta odwróciły się i spojrzały na stojącą w oddali matkę. Tuż obok niej stała Bellatriks.
Diana cicho przeklęła, czując złość. Tyle czasu sie ukrywała, tylko po to żeby trzy dni przed szkołą, wszystko szlag trafił!? Narcyza szybko podbiegła do dzieci, gubiąc po drodze czerwoną różę, którą trzymała w dłoni. Jednak gdy znalazła się przy swoich dzieciach, nie przytuliła ich. Bała się tego że ją odepchną. Tego by nie zniosła. 
Draco i Diana patrzyli się na swoją matkę. Dziewczyną zauważyła, że albo ona urosła podczas tych wakacji, albo matka zmalała- przerosła  ją. Poza tym Narcyza schudła na twarzy. 
Diana nie mogąc się powstrzymać, rzuciła się matce na szyję. Tęskniła za nią. I to jej powiedziała, gdy tylko poczuła że Draco też przyłączył się do rodzinnego uścisku. 
-Tak strasznie się o was bałam, dzieci.- wyszeptała córce do ucha, Cyzia- Nic wam nie jest?- dodała, gdy poluzowali uścisk- Draco, jakiś ty blady, jadłeś coś? Dianka, zażywałaś tabletki, prawda?- oboje pokiwali głową, wiedząc że matka nie da im wejść w słowo-  Na Boga, dzieci jak ja się o was martwiłam, wysyłałam patronusa, ale nie mógł was znaleźć, wszelka poczta wracała, żadna sowa nie mogła was znaleźć! Na pewno nic wam nie jest?- ponownie potaknęli z delikatnymi uśmiechami. Niemal zapomnieli o ciotce Bellatriks która zmierzyła was wściekłym wzrokiem- Jak się z ojcem o was martwiliśmy...
Rodzeństwo spojrzało po sobie. Ich ojciec za nich tęsknił? 
-Gdzie byliście?- kontynuowała matka, głaszcząc syna po policzku i martwiąc się o jego bladą twarz.- Moje kochane, dzieci...
Chyba żadne słowa nie umiały opisać szczęścia Narcyzy, gdy ta ujrzała swoje dzieci. Doskonale pamiętała strach który odczuwała przez cały miesiąc. Z drugiej strony, wiedziała ze są na pewno gdzieś ukryci. Tam, gdzie nikt nie będzie ich torturował, tam gdzie będą bezpieczni.
Draco już otworzył usta, by uspokoić matkę, jednak zaskoczyła go Dianka, która szybko wtuliła się do swojego brata i patrzyła ze strachem na swoją ciotkę. Gdy i młody Malfoy spojrzał w stronę Belli, szybko odepchnął Dianę za siebie i chwycił matkę za dłoń.
-Bella, no coś ty...- wyszeptała ze zdziwieniem Narcyza, patrząc na swoją siostrę, która zmierzała w ich kierunku z różdżką w ręku. Różdżką wycelowaną wprost na Dracona.
-A teraz, wszyscy teleportujemy się do Malfoy Manor.- wysyczała, patrząc z nienawiścią na Dracona- Wytłumaczycie się Czarnemu Panu. 
Uciekajmy. Była to ostatnia myśl Diany, przed szarpnięciem w okolicach pępka i poczuciem mdłości. Zaraz po tym, upadła na podłogę swojego salonu, nadal trzymając za dłoń Dracona. Rodzeństwo spojrzało po sobie z bólem w oczach.
~*~
Dafne siedziała wraz z Lyrą w przydzielonym jej pokoju. Obie paliły papierosy i patrzyły się tępo w okładkę Proroka Codziennego. 

→! POLSKIE MINISTERSTWO MAGII OBALONE !←
Wczorajszego wieczoru skończyły się walki w Polskiej siedzibie magicznego rządu. Bunt zakończył się na podpisaniu zgody pomiędzy Ministrem Magii - Aleksandrem Klichem a reprezentantem naszego rządu, śmierciożercą Ikarem Owensem. W porozumieniu tym została zawarta m.i.n zgoda na podporządkowanie wszystkich szkół niższych na terenie kraju oraz (po raz pierwszy w historii) Wyższej Szkoły Czarodziejskiej w Polsce z Internatem na Magicznym Wzgórzu. Nasz rząd miał przykry obowiązek udowodnić Polakom ze ich walka jest bezsensowna. Władze objął Owens łamiąc zasadę przyjaźni czarodziejsko - magicznej na terenie Polski i anulując zgodę na pomoc mugolom podczas ich wojen / potyczek zbrojnych. Polakom odebrano równiez wolność słowa i prawo wyborcze. Reszta wolności jest aktualnie uzależniona przez Owensa który bezpośrednio podlega Ministerwu Magii w Wielkiej Brytanii.
Mamy nadzieję że przykład Polski będzie przestrogom dla innych wrogów nowego systemu. Jednak dla pewności tego , nasz Minister Magii wydał rozporządzenie mówiące o tym ze Polska szkoła jest winna Hogwartowi 'danine' składająca się z sześciu uczniów szkoły , wybranych przez dyrektora szkoły w Polsce oraz Hogwartu na cały rok szkolny. Nasz rząd myśli ze dzięki temu uniknie dalszych sporów - taki los ma spotkać każdy zbuntowany kraj.


-Oberwali gorzej od nas.- mruknęła Dafne.- Danina.... Co to, ma do cholery być? Przecież oni jeszcze bardziej wkurzą ludzi...
-Ale nikt im nie podskoczy.- zauważyła słusznie Lyra- Każdy teraz się będzie stracha, że to ich dzieci wyślą do nas. A tu, nikt się nimi nie zajmie.
-Ty nie masz tego problemu- mruknęła Dafne, gasząc niedopałek papierosa. Lyra uniosła wysoko brwi, na co jej przyjaciółka, wysiliła się na ironiczny uśmiech.- Nie ty jedna, miałaś swój pierwszy raz z Draconem.
-Co?- zapytała od razu Lyra, nie dowierzając własnym uszom- Co ty mówisz? Skąd ty to wiesz?
-No teraz już wiem.- odparła Dafne, wstając i otwierając kopniakiem walizkę. - Potem pogadamy. Nie chce mi się teraz. Musze napisać do Astorii i się spakować...
Nie dokończyła bo zirytowana Lyra natychmiast wyszła z pomieszcznia.

~*~
Strasznie przepraszam za ten rozdział! Krótki, słaby i okropny, następny będzie o wiele lepszy! 
Jeszcze raz serdecznie zapraszam do oglądnięcia wspaniałego zwiastuna, który stworzyła Lyra Parkinson <klik>  - autorka z którą współpracuję. Gorąco polecam i lczę na wasze komentarze! http://www.youtube.com/watch?v=4FKcvxIIx4s

czwartek, 16 października 2014

Wyniki ankiety

WITAM WSZYSTKICH!
Na samym początku chcę Was poinformować, że rozdział powinien się pojawić w przeciągu tygodnia i całkiem możliwe że już w nim poznacie kilka nowych postaci :>
Drugą, o wiele ważniejszą postacią są wyniki ankiety. Jednogłośnie wygrał Draco (ah, jakie zdziwienie!) wywiad pojawi się również z Dafne, Astronią oraz Blaisem. A teraz, druga część zabawy! W komentarzach, na mój email ( nataliee77@interia.pl ) lub numer GG (46889572) piszcie mi pytanie, jakie chcieliście zadać tym bohaterom! Serdecznie do tego zapraszam :)
Do napisania!
Adara <3

wtorek, 23 września 2014

Rozdział 5

Niemcy, rodzinny dom rodziny Fuss.
-Musisz z nią pogadać.
-Ty też.
-Ja komuś o ty powiedziałem, ty milczysz przed swoją narzeczoną!
-Po co miałbym jej to mówić?! Nawet mi na listy nie odpisuje!
-Bo ją kochasz i masz być z nią szczery!
Gerd chwycił swojego kuzyna za ramię i sparaliżował go wzrokiem. Wściekł go.
-Posłuchaj mnie Lars.- warknął- Kocham ją całym sercem, jak nigdy nikogo innego. Jestem od ciebie starszy, nie masz prawa dyktować mi co mam  robić.
-A nie uważasz, że Diana powinna wiedzieć że zerwałeś dla niej z Inge?- zapytał spokojniej już Lars. Irytował go fakt że kuzyn przemilczał to  że zerwał z dziewczyną dla Diany. Niby nic wielkiego, ale chyba panna Malfoy powinna o tym wiedzieć.
-Dowie się.- odparł silnym głosem.
-Chyba ode mnie.
-Lars.- powiedział ostrzegawczym tonem. Nie miał zamiaru wysłuchiwać wywodów kuzyna. Czy nie mieli dość problemów? Wystarczająco bolał go, że tyle czasu nie miał kontaktu  z ukochaną. Jednak wiedział że nie może przed nią zbyt długo ukrywać. Tylko czy Diana to uzna za komplement, że jest na tyle wyjątkowa dla niej zerwał z inną czy za zniewagę że tak długo o ukrywał?
Wówczas do pomieszczenia weszła o jedenaście lat młodsza od brata Lena. Brunetka początkowo miała w zamiarze tylko napić się soku jednak usłyszała denerwujący ją ton brata skierowany do kuzyna. Z ironicznym spojrzeniem oparła się o blat i zaczęła otwierać butelkę. Oboje zmierzyli ją wzrokiem.
-Teraz mu prawisz kazanie?- zapytała sarkastycznym tonem głosu.
-Lena, ty chyba nadal nie napisałaś eseju na zielarstwo.- odpowiedział Gerd, chcąc by siostra dała mu spokój.
-Ty mi napiszesz.
-Lena!
-A wiesz że podsłuchałam to o czym gadaliście?- zmieniła tor rozmowy młoda Niemka, siadając na blacie i ignorując wyraz twarzy Gerda- I mam taki pomysł. Może oboje przyznacie jej się do swoich grzeszków?
-Ty to nazywasz grzechem?- syknął zdenerwowany jej słowami Lars.
-A co? Może to ja się włóczyłam po nocach?- odparła natychmiast Lena, nie wyczuwając w swoich słowach niepotrzebnego przekazu.
-On ma rację.-  dodał swoje trzy grosze Gerd- Nie powinnaś tego mówić.
-Jezu…- Lena przewróciła oczami. Rozumiała że nie powinna tego mówić w taki sposób, ale zrobili z tego ca dużą aferę, w końcu  to oni ukrywali prawdę przed osobą która podobno tak bardzo kochali-Przepraszam. A ty- spojrzała na brata- kiedy jej się przyznasz?
-Powiem o Inge…
-Kij z Inge, nie chodzi mi o nią- machnęła na to rękom- Kiedy przyznasz się swojej najukochańszej, najpiękniejszej i w ogóle takiej najlepszej i najwspanialszej narzeczonej o swoich poglądach?
-Byłych poglądach.- warknął na nią, na co dziewczyna odparła ironicznych uśmiechem.
~*~
Anglia, kamienica Kate Carter.
Diana, tego ranka otworzyła list , przekazany przez Dafne. Z tego co mówiła jej przyjaciółka, list doszedł do domu Greengrassów a Astoria przesłała natychmiast do Londynu.
List był od Gerda.
Kochanie.
Przepraszam że tak długo nie mieliśmy ze sobą kontaktu… przepraszam Dianka… Dwa razy napisałem do Malfoy Manor ale Severus napisał że uciekłaś… dlatego dopiero teraz piszę do domu Dafne.  Mimo to, naprawdę bardzo cię przepraszam…
Jestem w Niemczech, wracam dopiero na sam koniec sierpnia, wybuchła tu Epidemia Brehma muszę zająć się mamą i wujkiem, oboje na to chorują… Lars mi pomaga, wiec przeproś Dafne od niego, chłopak nawet nie ma kiedy odpisać.
Ostatnio z nim rozmawiałem i uznałem że ma rację pod  pewnym względem… 
Wiesz, ja gdy cię poznałem miałem w Niemczech dziewczynę, miała na imię Inge, ale nie układało nam się, chciałem żebyśmy zrobili sobie przerwę. Mieliśmy nikły kontakt, ciągle się kłóciliśmy no a gdy się tak do siebie zbliżyliśmy… byłem zakochany w Tobie, zanim jeszcze ci się oświadczyłem i zerwałem z nią gdy zrozumiałem że to Ty jesteś kochanie tą jedyną. Gdy poprosiłem Cię o rękę, już z nią nie byłem…
Uznałem że powinnaś o tym wiedzieć… tylko proszę nie bądź na mnie zła…
Wszystkie listy do pierwszego września będę pisał na ten adres.
Kocham cię, kochanie… tęsknie za Tobą…mam nadzieję że Cię tam już nie krzywdzą. Odpisz, proszę.
Twój Gerd.
Diana przygryzła dolną wargę kończąc czytać list.  Ucieszyła się że odezwał się… że wcale jej nie ignorował, starał się o kontakt.
Chwyciła pióro i szybko odpisała. Zabolał ją fakt że nie  mogła mu napisać że tak naprawdę jest u Carter i już nic jej nie grozi, że może się już nie martwić. Ale co będzie jeśli ktoś przeczyta ten list?
Ale co z tego? Z tego co wydawało jej się, rodzinny dom Kate znajdował się na przedmieściach Oxfordu, dopiero jej dziadkowie kupili to mieszkanie, choć i tak mało kto o nim wiedział.
Misiek…
Jestem bezpieczna, nie musisz się martwić. Z Twoją mamą już lepiej? Nigdy nie słyszałam o tej chorobie… mam nadzieję że już jest dobrze… Nie ma mnie u moich dziewczyn. Dasz radę być dziś na kominku? Tak o dwudziestej mojego czasu. Strasznie tęsknie… chcę Cię choć na chwilę zobaczyć…
A co do reszty…  zerwałeś z nią dla mnie?
D.
Wolała nie pisać imion… przezorny zawsze ubezpieczony.
~*~
Dafne siedziała w swoim pokoju i patrzyła się w okno, wypatrując sowę. Od kiedy przyjechała do domu Carter nie dostała ani jednej wiadomości od Larsa.  Sama nie wiedziała czy ma być wściekła czy smutna. Tęskniła za nim… tak strasznie…
-Hej.- do jej pokoju  wszedł chłopak mający cichy, lecz silny męski głos. Teodor Nott. -Przeszkadzam?
-Nie.-odpowiedziała lakonicznie Dafne, nawet nie patrząc na przyjaciela. Nie miała ochoty na niczyją obecność, i miła nadzieję że Nott zaraz to zrozumie i sam wyjdzie. -Siadaj.
Poczuła jak Nott siada koło niej i ku jej zdziwieniu położył dłoń na jej nodze. Aż ze zdziwienia spojrzała na niego. Widać było że wysila się, na uśmiech. Dafne widząc  te starania Teodora, cicho prychnęła i znowu zaczęła wypatrywać sowy.
-Od kiedy nie macie kontaktu?- zapytał, jak zwykle doskonale wyczuł co się dzieje.
-Od kiedy tu jestem.- odparła oschle. Bolał ją ten tydzień bez kontaktu z kimś tak ważnym dla niej jak Lars. Z jednej strony powinna się cieszyć, przecież skoro Lars jej nie znalazł, to oznacza że nikt jej  nie znajdzie. Ale z drugiej… tęskniła za nim.
-Na pewno odpisze, jak tylko da radę.
Tsaa pomyślała Dafne. Nie chciała o tym rozmawiać. O wiele bardziej wolała skupić się na czymś innym i nie myśleć o swoich problemach. Przecież były o wiele poważniejsze sprawy. Spojrzała na rękę Notta. Przypomniały jej się czasy gdy ciągle ją tak trzymał. Poczuła ciepło i delikatne dreszcze na karku.
-Kiedy ty ostatnio mnie dotknąłeś?- zapytała z uśmiechem na twarzy.
-W tzrciej klasie.- odparł również się uśmiechając. Doskonale pamiętał tamten okres, gdy był w związku z Dafne. Nie był to czas który źle wspominał, wręcz przeciwnie. Od tej pory nie angażował się w związki, uważał je za coś zbędnego. Przecież i tak ożeni się z kobietą, którą wybiorą mu rodzice, lepiej było się nie zakochiwać… lepiej by było jakby zapomniał ciepło i pożądanie jakie odczuwał przy Dafne i wmówić sobie że uczucie które będzie odczuwał wobec swojej żony będzie miłością… nawet jeśli to będzie tylko nikłe zauroczenie.
-Jak byliśmy razem.- dodała z uśmiechem. Był to chyba ostatni długotrwały związek Dafne- Trzecia klasa… jak to było dawno…
- Takie dzieciaki…
Byliśmy razem z dwa miesiące…
-Niemal trzy.- poprawił ją, z uśmiechem. Oboje spojrzeli na siebie. Nie do końca wiedzieli czemu wzięło ich na wspomnienia. Fakt faktem, że byli razem szczęśliwi. Dogadywali się bardzo dobrze, to był czas rozkwitu Notta. Przez te trzy, cztery miesiące gdy byli razem blisko był nie do poznania. Dużo mówił, robił słodkie rzeczy… dbał o swoją dziewczynę. Nigdy o inną tak nie dbał. Choć zakończenie związku zabolało i Dafne i Teodora, to oboje mogli powiedzieć że to był ich najszczęśliwszy związek. Mimo tego że oboje byli zupełnie inni świetnie się dopełniali.
-Ja byłam trzy  miesiące w związku z jednym chłopakiem…- powiedziała z niedowierzaniem. Patrząc mu w oczy dodała- Najlepsze trzy miesiące w moim życiu.
-W moim też. – ich twarze się do siebie. Dafne czuła oddech Notta na swoich ustach, a chłopaka przeszły ciarki- Kocham cię.
-Ja ciebie też.- wyszeptała i odwzajemniła pocałunek.
~*~
Gdy wybiła dwudziesta, Diana zobaczyła jak płomień w jej kominku wybucha i zmienia kolor na zielony. Wstała i szybko podeszła do kominka, ciesząc się że wybrała sobie pokój z kominkiem. Poczuła wielkie szczęście gdy zobaczyła twarz Gerda, tak bardzo chciała go dotknąć, przytulic, pocałować i poczuć jego oddech na szyi… 
-Kocham cię, kochanie.- odezwała się pierwsza, patrząc mu w oczy z uśmiechem na twarzy.
-Ja ciebie też, księżniczko- odparł cały w skowronkach, że jego narzeczona… że ona już jest blisko. Choć tak daleko.-Jak się czujesz? Co u cie…
-Od kiedy i ile z nią byłeś?- przerwała mu, zapominając o szczęściu spowodowanym obecnością Gerda. W tamtej chwili ważna była Inge. Mężczyzna westchnął ciężko.
-Zeszliśmy się w  lutym tego roku. Ale byłem z nią jeszcze przed moim przyjazdem… dlatego w lutym tak często znikałem na dzień czy dwa…
-To znaczy?- zapytała Diana, do końca nie rozumiejąc co Gerd chciał jej przekazać. Czy była zła? Tak, owszem była. Bo drugi raz rozwaliła komuś związek, nie chcąc tego.
-Nie ułożyło nam się… zerwałem z nią w marcu, a my zaczęliśmy być razem w maju, na Wielkanoc… - tłumaczył, milczącej już Dianie- Byłaś jednym z głównych powodów, ale nie jedynym. Odległość, moja rodzina jej nie lubiła, miała trudny charakter i nie znosiła mojej pracy…
-Czyli że to nie przeze mnie?- zapytała dla pewności. Niemiec z uśmiechem pokiwał głową.
-Wracam do Hogwartu, razem z tobą.- powiedział, chcąc rozluźnić atmosferę. – Za tydzień znowu będziemy razem.
Diana na to odpowiedziała nikłym jednak szczerym uśmiechem.
Bo taka jest kolej rzeczy… niektórzy nazywają to karmą.  Ktoś zniszczył Dianie związek z Blaisem. Potem  Diana zniszczyła związek Inge. Nie byłoby dla niej zdziwieniem jeśli okazałoby się że Inge została przyczyną zerwania innej pary.
~*~
-Co?- pytanie padło w tym samym monecie od Diany i Dracona.
Wszyscy zebrali się w salonie na prośbę Notta i Dafne, którzy wówczas stali trzymając się za ręce. Nikt nie mógł uwierzyć że ta dwójka się zeszła. Jedynie Kate wbiła wzrok w podłogę nie mogąc patrzeć na Teodora trzymającego z za rękę inną dziewczynę.
-Na dzień czy na dwa?- zapytała ironicznie Pansy.
Nikt nie mógł  w to uwierzyć. Dafne i Nott? Niby kiedyś byli razem, nawet dość długo ale co o miłości mogą wiedzieć trzynastolatki
-Twojej nocy z Sarajewem i tak nic nie pobije.- odparła natychmiast Dafne, nawet nie siląc się na ironie i jakiekolwiek emocje na twarzy, oprócz wysoko uniesionych brwi. Wszyscy spojrzeli na zamurowaną twarz Pansy- Cały Slytherin słyszał jak szczytowałaś.
-Żebym ja ci nie wypomniała Dra…
-Masz za dużo zębów?- przerwała jej szybko Dafne.
-Ej.- przerwała im Lyra już widząc że Pansy otwiera usta. Bójka im nie była potrzebna.
-Lyra ma rację… kotek, spokojnie.- powiedział Nott, obejmując swoją dziewczynę, która nadal pożerała wzrokiem Parkinson.
Na słowo kotek każda z osób zareagowała inaczej. Draco zrozumiał że przyjaciele sobie nie żartują i ironiczny uśmiech zszedł mu z twarzy. Pansy utkwiła wzrok w podłodze, powoli wszystko układając sobie w głowie. Diana również opuściła wzrok, przypominając sobie, że Blaise zawsze się tak do niej zwracał a Kate hamując łzy wyszła z salonu, popychając po drodze Dafne,  która z cynicznym uśmiechem odprowadziła ją wzrokiem do schodów. Lyra  natomiast uniosła wysoko brwi i spojrzała z Draconem po sobie. W jej oczach było również współczucie spowodowane bólem Kate. Przecież chyba każdy widział że podkochiwała się w Teodorze.  Draco gdy już zrozumiał że Nott nie żartuje i wymienił porozumiewawcze spojrzenia z Lyrą, natychmiast objął Dianę i zaczął gładzić po plecach.
-Szczęścia.- odezwała się jako pierwsza Diana, patrząc w oczy Dafne która już samym wzrokiem przekazała blondynce, że nie wierzy w szczerość jej słów.
-Dziękujemy.- odparł Teodor, również patrząc na pannę Malfoy. A co dziewczyna myślała na temat ich związku? Szczerze mówiąc jej to po prostu zwisało. Byli razem szczęśliwi? Świetnie, niech będą ze sobą długo i niech im się układa. A jeśli nie, to niech tylko nie odstawiają teatrzyku, tylko szybko to skończą. A Kate? Doskonale wiedziała co czuje… i wiedziała tez jaka jest kolej rzeczy. 
-Hogwart za tydzień.- odezwała się pierwsza Lyra. Wszyscy na nią spojrzeli-Lekcje ze śmierciożercami.
-Astoria mówiła mi że jest jakiś eliksir, dzięki któremu Cruciatus aż tak nie boli- przypomniała sobie Dafne. Diana nadal tępym spojrzeniem wpatrywała się w podłogę, czując się jeszcze gorzej. Znajomi nadal trwonili temat Cruciatusa i nauczycieli, przez co Dianę mdliło. Jedynie Draco, przytulił siostrę, myśląc że to wystarczy do lepszego samopoczucia siostry. Mylił się.
Nie wytrzymała i w końcu wstała. Wszyscy zamilkli i spojrzeli na Dianę, która bez słowa wyszła z pomieszczenia. Nikt nie rozumiał tego jak ją to bolało. Nadal pamiętała każdą sekundę bólu jaki zadawało to zaklęcie. Tylko  Draco był jeszcze torturowany… ale nie tyle razy co jego bliźniaczka.
-O co jej chodzi?- zdziwiła się Dafne, patrząc na oddalającą się przyjaciółkę. W oczach Lyry pojawiła się chęć pobiegnięcia za przyjaciółką jednak w końcu postanowiła zostać. Wiedziała że Diana będzie wolała zostać sama. Zainteresowana spojrzała natomiast na zachowanie Malfoya, który wyciągnął wspomnienie i zawiesił go na końcu różdżki.
-Torturował ją. Nie raz… nie dwa- zaczął Draco, pustym głosem- A ja nie umiałem ją ochronić... dlatego teraz  tak reaguje na tego typu rozmowy.
-Ale co?- zapytała Dafne do końca nie rozumiejąc co mówi do niej Malfoy. Czyżby to był jakiś żart? 
-Oberwała Cruciatusem. - warknął na nią Draco- Jak Potter mu uciekł, po tym całym weselu, to aż płakała z bólu... zresztą... weźcie to wspomnienie i sami zobaczcie...
~*~
Draco i Diana leżeli razem, trzymając się za dłonie na łóżku chłopaka. Dziewczyna niemal spała, a jej brat patrzył się na zamknięte oczy siostry i cieszył go, jej regularny oddech. Uśmiechał się patrząc na spokojną twarz Dianki. Była bezpieczna... była jego, nikt jej nie skrzywdzi, już będzie lepiej...  prawie zapomniał o tym co się dzieje w jego życiu. O strachu o Lyrę i przyjaciół, o niepewności wobec Hermiony. Wystarczało że jego siostra była spokojna.
Nie mógł sobie wybaczyć że do jego prywatnego pokoju, wtargnął jakiś mężczyzna. Śmierciożerca. Szybkim krokiem podszedł do rodzeństwa i chwycił chłopaka za łokieć równocześnie wytrącając głowę Diany, która natychmiast się obudziła.
-Co się...- zaczęła dziewczyna, jednak i ją chwycił śmierciożerca i wyprowadził z pomieszczenia. Draco zaczął się rzucać krzycząc 'zostaw ją!' jednak śmierciożerca nie reagował. Po chwili już przerażone rodzeństwo było w salonie Malfoy Manor, gdzie na podłodze przed Czarnym Panem klęczał Rowle.  Milcząca jak dotąd Diana, krzyknęła przestraszona, gdy śmierciożerca pchnął ją na podłogę, do stóp Czarnego Pana.
Draco natychmiast rzucił sie za siostrą i ją podniósł z posadzki. Sprawdził szybko czy nic jej się nie stało. Wiedział co się szykuje i czuł żal do samego siebie... znowu nie uda mu się jej obronić...
-Kocham cię, Dianka.- mruknął mocno przytulając siostrę. Nawet nie usłyszał jej odpowiedzi... ale to chyba było oczywiste co powiedziała, prawda?  Ja ciebie też, braciszku.
-Chodź tu Draco.- ku zdziwieniu nastolatków które spodziewały się tortury na Dianie, Czarny Pan dość przyjaznym tonem wyciągnął dłoń ku Draconowi. Chłopak niepewnie podszedł do niego z bólem serca puszczając siostrę, która poczuła się jeszcze grzej bez potrzebnego wsparcia swojego brata.- Wiesz, Draconie... Rowle bardzo mnie zawiódł. Pozwolił uciec Harry'emu Potterow- przy tym nazwisku i Dianie i Draconowi serce przez chwile przestało bić i spojrzeli ze zdziwieniem na swojego Pana.- Nie uważasz że zasługuje on karę?
-Ja...- zaczął jąkając się chłopak. Zauważył że Czarny Pan przypatruje się Dianie i w przypływie strachu szybko dodał- Tak, panie.
-To daj mu odczuć mój i swój gniew.- syknął Lord Voldemort podając Draconowi różdżkę- Znasz zaklęcie...- chłopak ze strachem spojrzał kolejno na Voldemorta, swoją siostrę oraz Rowle'a. Nie chciał tego robić. Nie chciał stać się tyranem na oczach siostry.- Nie dasz rady?- zakpił Czarny Pan. Spodziewał się takiej reakcji u tego młodego tchórza- To wytłumaczę ci to jaśniej.- skierował różdżkę na Dianę, która natychmiast upadła na podłogę wijąc się z bólu. Zaczęła czuć ogień na całym ciele rozprowadzający się od Mrocznego Znaku. Tak dawno nie czuła takiego bólu że niemal o nim zapomniała... 
-DIANA!- wrzasnął Draco, rzucając się do siostry i gładząc ją po włosach. Nie mógł uwierzyć że ten koszmar miał się powtórzyć. Zwrócił się do swojego pana, starając się równocześnie jakoś ochronić siostrę, która nadal kwiczała z bólu- Zrobię co będziesz chciał, tylko błagam pozwól jej odejść!
-To zrób to czego od ciebie wymagam, chłopcze.- wycedził Czarny Pan, zadowolony z siebie. Nie mógł uwierzyć ze aż tak łatwo zmusił go do posłuszeństwa. Draco od razu rzucił się po różdżkę i wycelował ją w Rowle'a. Tak strasznie chciał żeby Dianka przestała już płakać...
Jednak wówczas Rowle zaczął krzyczeć z bólu. Draco zrozumiał również że im głośniej krzyczał Rowle tym spokojniejsza stawała się Diana. Jednak, fakt że zadawał komuś taki ból, wykańczał go psychicznie. Miał w oczach łzy, ale wiedział jedno. Diana jest najważniejsza.
~*~
No hej hej, tu Dara ;> macie tu kolejny rozdział, z którego nie jestem dumna, ale no cóż. Następna notka to już będzie powrót do szkoły więc będzie lepiej! Aaah i za kilka dni zostanie edytowana zakładka 'bohaterowie'. No ale nie po to, napisałam tą wiadomość.
Z grubsza chodzi mi o to że wpadłam na pomysł, wywiadu z dwoma może trzema bohaterami bloga. Nie wiem tylko z które postacie chcecie poznać lepiej. Osobiście myślałam o Astorii, Adarze i Dafne, ponieważ są to ciekawe i dość tajemnicze postacie, ale lepiej żebyście to wy wybrali. Biorę pod uwagę zarówno komentarze jak i 
Do następnej notki kochani!
Adara.