środa, 8 lipca 2015

Rozdział 8

„Ile razy upaść by odnaleźć równowagę?” //Paluch

Pansy opadła ze zmęczenia, kładąc się na biurku Dracona. Ciężko oddychała, gładząc się po brzuchu. Draco natomiast stał naprzeciwko niej, zezłoszczony. On chciał dalej. Pansy wcale go nie zadowoliła, bynajmniej nie tak jak tego wymagał. Nie chciało mu się poszukiwać nowej dziewczyny,  a już szczególnie nie miał ochoty latać za Lyrą, która najwyraźniej go unikała. A Pansy była cholernie łatwą zdobyczą. Problem chyba tkwił w tym że to co łatwe, ma małą wartość.
Bez słowa, chwycił Pansy za biodra do siebie, pakując się między jej nogi. Dziewczyna już po chwili piszczała, na całe dormitorium.
-Chodź… chodźmy na łóżko- wyjęczała Pansy .
-Nie.- warknął Draco i zaczął być coraz bardziej agresywny. Był wściekły, poniewierany, poniżony, bezsilny i miał wreszcie szanse dać upust swoim emocjom. Ona chciała pieprzyć się na JEGO łóżku? O nie, nie była wystraczająco wyjątkowa. Była tylko jedna dziewczyna która dostąpiła tego zaszczytu. A Pansy, daleko było do Lyry. Draco  nawet nie był nią zauroczony. To ona zawsze chwytała się, pierwszej sposobności by móc zostać z nim sam na sam.
Pansy chciała podnieść się,  by pocałować ale ten gwałtownie się odsunął.
-Co się stało?-zapytała Pansy, odgarniając spocone włosy na bok.
Draco utkwił w niej swoje zimne oczy. Nagle poczuł okropną chęć spoliczkowania Pansy, ale uspokoił się w porę. Nigdy, nie uderzył żadnej dziewczyny i tak powinno pozostać.
Po dwóch miesiącach ciągłej opieki nad Dianą, pocieszania jej i dbaniem o siostrę, nazbierał się w nim wielki wulkan złości.  Torturowanie czarodziei, na żądnie Czarnego Pana wcale mu nie pomagało. Wzbudzało jedynie, coraz większe poczucie winy i bezsilności. Nie miał się na kim wyżyć, wykrzyczeć, cokolwiek. Krótkie kłótnie z ojcem przy  rodzinnych obiadach, też nie pomagały. Czekał właśnie na ten moment, gdy będzie mógł wykorzystać jakąś pannę do ukojenia złości.
-Mogłaś postarać się bardziej. –odparł chłodno- Żadnych postępów.
-Postaram się!- zapewniła go, ale ten jedynie wzruszył ramionami i usiadł na fotelu, przyglądając się upokorzonej Pansy.
~*~
Diana nawet nie próbowała zasnąć. Po co? Leżała patrząc się w sufit. Przestawała już nawet odczuwać ból przy Mrocznym Znaku. Czarny Pan doskonale wiedział jak zadać jej najgorszy ból. Ból fizyczny, doprowadzający do załamania psychicznego, niezwykle sprytne posunięcie. Zazwyczaj ludzie robią na odwrót.
Z pokoju obok, dochodziły ją jakieś jęki, chociaż dopiero gdy się na nich skupiła, mogła je wyraźniej usłyszeć. Zastanawiała się przez chwilę, kim zabawiał się Draco i uznała za kompletnie niesprawiedliwy, fakt że ona już miała mieć narzeczonego, a Draco nadal pieprzył się z kim popadnie.
Chciała przestać myśleć . Odpłynąć, zrelaksować się. Ale nie miała dosłownie jak. Leków od Gerda, nie dało się przedawkować, już próbowała. Obojętnie czy zażyje się jedną, dwie czy dziesięć- efekt za każdym razem był taki sam. Właściwie to żaden, leki były za słabe. A jakieś eliksiry? Oh, nawet to odpadało. Nie miała w sypialni absolutnie żadnych. Nawet alkoholu, by zatopić w nim smutki. A różdżka? Draco sprawdzał za każdym razem, ostatnie rzucane nią zaklęcia. A nie chciała by był zły.
W każdym bądź razie, była skazana na tą straszną bezczynność. Nie widziała sensu w komunikacji z ludźmi. Nawet z bratem. W czym ma to pomóc? Gdyby Adara… gdyby ona jeszcze żyła, na pewno byłoby inaczej. Z nią by porozmawiała. Ale Adara leżała zimna w trumnie, razem ze swoimi dziećmi i mężem.
Nagle zastanowiło Dianę, jak Adara dała sobie radę po katastrofie jaka ją spotkała, jakieś piętnaście lat temu. Albowiem, w tamte święta Bożego Narodzenia, Adara miała już męża, synka i była w ciąży z córeczką. Cała trójka postanowiła przetransportować się w kominku , za pomocą proszka Fiuu  do Malfoy Manor, jednak coś się nie powiodło i cała rodzina z hukiem wylądowała w salonie państwa Malfoy. Mąż i synek Adary zginęli na miejscu, a ona poroniła. A mimo to, bez pomocy psychologa Adara wyszła na prostą. Jak?
Nagle w świadomości Diany pojawiła się okropna wizja. A jeśliby to jej rodzina przeżyła taką katastrofę? Oh, nie. To niemożliwe.
Chociaż może tak by było lepiej? Umrzeć szybko i bezboleśnie niż, przeżywać to co wówczas? Lęk, paranoje, okropny i ciągle powracający ból?
Im głębiej wchodziła w te wspomnienia, tym gorzej się czuła. Przypomniała sobie Boże Narodzenie rok temu. Co zrobiła dla Dracona? Udowodniła jak potrafi być zdesperowana. A późniejsze tortury? Mroczny Znak, to oczywiste. Oraz sam bezpośredni ból, stosowany przez Czarnego Pana wobec niej. Nie pamiętała już bezpośredniego bólu, ale mimo to wspomnienia nie dawały jej normalnie funkcjonować.
A jak by wyglądało jej życie jeśliby Czarny Pan nie powstał?
Dumledore  i ojciec Lyry by żyli.  Draco by nie cierpiał z powodu odejścia Hermiony. Diana nie oddałaby swojego ciała. Ojciec i matka nadal byliby wpływową, arystokratyczną rodzina. Tata nie wylądowałby w Azkabanie. Mugolaki nie musiałby uciekać. Diana nie stałaby się milcząca i zamknięta w sobie.
Byłoby lepiej.
~*~
 Blaise’a obudziły promienie słoneczne. Przetarł zmęczony oczy i spojrzał na Tracey leżącą przy nim. Spała, nie poruszając się, będąc odwrócona od niego  plecami. Blaise westchnął i wstał z łóżka. Podszedł do lustra i przyjrzał się swojemu wyrzeźbionemu, nagiemu ciału. Przypomniał sobie jak ćwiczył już w czwartej klasie, aby zaimponować Dianie. Lubił jak panna Malfoy dotykała jego brzucha, zachwycając się nim. Ale co z tego? Urocza panna Malfoy została sprzedana Czarnemu Panu. Urocza panna Malfoy była jeszcze smutniejsza niż kiedyś. Urocza panna Malfoy już nie była czternastolatką której imponował jedynie biceps. Jego królewna z porcelany została rozbita na małe kawałeczki.
Urocza panna Malfoy miała starszego o dziesięć lat narzeczonego, lekarza szkolnego i nauczyciela zielarstwa.
Nagle ktoś głośno zachrapał. Blaise spojrzał na odbicie w lustrze, śpiącej Tracey. No tak. Tracey Riddle. To ona była przecież jego królewną, nie Diana. Kochał Tracey, nie chciał jej stracić. Musiał pilnować, aby nikt nie dokuczał Tracey ze względu na jej pochodzenie. Musiał się zająć, właśnie Tracey. Nie Dianą. To Tracey była nowym rozdziałem życia. A rozdział w którym ważną role pełniła Diana, był pomyłką. Panienki, alkohol, seks, wszystko wulgarne i wyzywające. A w tym wszystkim urocza Diana Malfoy, siostra jego przyjaciela. A co miał niby mówić Draconowi? Że obracał jakieś łatwe dziewczynki, ale zawsze w końcu wracał do Diany?  Imponowała mu tylko urokiem osobistym. Ale co miała oprócz tego? Słabą psychikę, brak asertywności. Zawsze w cieniu wyniosłego, starszego brata. A gdy już, zbuntowała się, to nie mógł jej poznać. Alkohol i Dianka? Co to za połączenie? A jednak. Ponadto pewność siebie, przyjaźń z Dafne.
Tracey była inna. Nie rozpieszczona, od małego opiekowała się chorą mamą, pracowała na to wszystko co Diana dostawała ot tak.  Od kiedy zrezygnował z Diany, nie czuł się niekomfortowo gdy rozmawiali z Draconem o atutach innych czarownic. Przecież w ogóle nie irytował go związek Diany z Gerdem. Wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej upokorzył on Dianę. Ślub z przymusu, z byle kim? Co to miało być? Co widział w tak uległej dziewczynie?
-Tak, właśnie. –wymamrotał patrząc w lustro. Następnie podszedł do komody i założył na siebie bokserki. Użył swoich ulubionych perfum, umył zęby oraz twarz. Szybko przeczesał ciemne włosy. Wyrzucił prezerwatywę do kosza i wyciągnął również szlafrok dla Tracey. Następnie usiadł na skraju łóżka i pogłaskał rękę dziewczyny- Pobudka, kochanie… wstawaj, zaraz śniadanie.
Tracey leniwie otworzyła oczy i spojrzała na swojego chłopaka.
-Mmm…- wymamrotała- nie chcę mi się…
-No już.- zaśmiał się Blaise, próbując koncertować się na jej twarzy- kocham cię, wiesz?
~*~
Diana piła kolejnego drinka, śmiejąc się wraz z Dafne. Obie wręcz darły się na cały Pokój Wspólny wypełniony ludźmi, którzy nie zwracali uwagi na dwie pijane piętnastolatki. W końcu wstały i ledwo utrzymując się na nogach, zaczęły tańczyć, a właściwie skakać wraz z tłumem ślizgonów. Dafne w pewnej chwili zaczęła, kręcąc pupą, zniżać się w dół a później znowu w górę, do rytmu muzyki. Diana zaśmiała się, nie do końca mając świadomość tego co robi. Alkohol uderzył jej do głowy. Skakała, śmiała się, tańczyła z byle kim, nawet nie zauważyła gdy Dafne zniknęła z jakimś chłopakiem.
W końcu niemal opadła z sił i wróciła do baru.
-Coś jeszcze, ślicznotko?- zapytał, uroczy brunet z baru. Poprosiła o sok dyniowy, i już po chwili popijała go, trzeźwiejąc już.
-Co sama siedzisz?- przysiadł się Blaise, szczerząc do niej zęby. Od razu zauważył ze była już wstawiona, ani trochę mu się to nie podobało. Nie mógł, pozwolić jej na jeszcze więcej. –Zapraszam, na parkiet!
Dopił za nią sok i chwycił za dłoń. Diana tańczyła z nim, ocierając się o niego swoimi plecami. Blaise’a niesamowicie tym podniecała. Tańczyli, trzymając się jedną dłonią razem. W końcu Diana odwróciła się , twarzą do Blaise’a a ten nie wytrzymał i wpił w nią usta.
-Jezu, Blaise!- zawołała Diana, odpychając chłopaka.-Co ty robisz?
-Diana…
-Blaise, wiesz że jestem z Richem!- powiedziała ostrzegawczo, mimowolnie uśmiechając się- Nie rób tego więcej…
-Posłuchaj mnie…- chwycił ją za dłoń i pociągnął do rogu. Usiedli razem na sofie i Blaise zaczął powoli dobierać słowa, aby nie powiedzieć czegoś co będzie później żałować- ja wiem, co ty o mnie myślisz, ale przecież pamiętasz jak nam było  razem dobrze- po czym dodał szybko- i nie przerywaj, mi proszę! Naprawdę mi na tobie zależy.
-Mi na tobie też…
-Sama widzisz! Diana, proszę, wiesz że nie kłamię.
-Jestem z Richem- przypomniała mu dobitnie- Nie mogę… my nie możemy.
-Dlaczego? Nie wmówisz mi, że wolisz go ode mnie!
-Tu nie o to chodzi, Blaise. Chodzi o to że ty… dziewczyny, alkohol, te twoje zabawy… ty nie dojrzałeś do poważnego związku. A tym bardziej ze mną… przepraszam. – pochyliła się nad nim i ucałowała go w policzek. Następnie odeszła, szukać swojego chłopaka, by spędzić z nim nieco czasu. Wściekły Zabini zauważył jakaś blondynkę, chyba z czwartego roku. Nie myśląc wiele, podszedł do niej i zaczął rozmowę. Po godzinie, już byli razem w łóżku.
Diana to widziała. Zabolało, jednak nie mogła dać tego po sobie poznać. Przecież postąpiła słusznie…
Panna Malfoy wyciągnęła głowę z myślodsiewni. Wzięła kilka wdechów i doszła do siebie. Podziałało pomyślała. Tak, to właśnie to. Zanurzać się w wspomnieniach. Tego Draco, ani nikt inny jej nie zabroni.
Diana doszła do wniosku, że gdy zanurza się we wspomnieniach, nie myśli o tym co się działo wokół niej.  Bez namysłu chwyciła drugą fiolkę.
Diana wylądowała w holu, Malfoy Manor. Koło niej przemknęła  dziewczynka, trzymając kurczowo pewną fotografie w rączce. Zatrzymała się przed  drzwiami i zapukała. Uchyliła delikatnie drzwi.
-Przepraszam, mogę przeszkodzić?- zapytała, cichutko jakby w środku obradowała Rada w jednej z wielu sali w Ministerstwo Magii.
Lucjusz uniósł wzrok znad wielu papierów na swoim biurku. Widząc córeczkę , miał ochotę ją zbesztać. Jakim prawem mu przeszkadzała w pracy? Miała za mało zajęć?
-Nie. – odparł chłodno.
-Ale tatusiu…-zaczęła Dianka, jednak zrezygnowała z prób. Bała się zdenerwować ojca, więc opuściła wzrok. Natomiast Lucjusz, nie wiedział przez chwilę co ma powiedzieć. Tatusiu? On nigdy nie odważyłby się, powiedzieć tak do swojego ojca. Diana też tak nie mówiła. Nagle Lucjusza, przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Jego ojciec, na pewno wygoniłby go, gdyby zachował się jak Diana. A przecież tyle razy obiecywał sobie że nigdy nie będzie taki jak jego ojciec. –Przepraszam…
-Diano.- odezwał się już nieco łagodniej. Dziewczynka spojrzała na ojca a na jej twarzy pojawił się uśmiech- Chcesz mi coś powiedzieć?
-Oh tak, tatusiu!- zawołała dziewczynka- Popatrz co znalazłam!
-Podejdź.- słowo klucz, przez które  Diana poczuła się w pewnym stopniu ważna. Tata pozwolił jej podejść do siebie. Ten władczy, pewny siebie mężczyzna który tak jej imponował, pozwolił córce na jakiś fizyczny kontakt. Diana już w tedy, strasznie chciała by kiedyś ktoś i przed nią czuł taki respekt. Podbiegła do taty i pokazała mu fotografie na której młody Lucjusz, obejmował młodą Narcyzę. Diana rzadko widywała taką wylewność u swoich rodziców. –To… ja i twoja matka.
-Wiem, ale tak myślałam jak się poznaliście- zaczęła-  opowiedziałbyś mi?
Lucjusz ponownie zaniemówił. Nigdy nikomu nie opowiadał o takich rzeczach.
-Idź do mamy.- odparł krótko. Dziewczynka ponownie opuściła smutna głowę. Przez to zdjęcie, pomyślała że tatę  stać na jakieś głębsze uczucia, których osobiście nigdy nie doświadczyła. Lucjusz zaczął bić się z samym sobą. Gdy Diana już wyszła, nie mógł skupić się na pracy. Poczuł wręcz wyrzuty sumienia. Nie do końca wiedząc co robi, wstał i poszedł po raz pierwszy od tak dawna do pokoju Diana. Jego córka wówczas leżała na swoim łóżku, snując najróżniejsze sytuacje podczas których jej rodzice mogliby się poznać. Widząc tatę, zaniemówiła. Ten zamilkł i usiadł na fotelu. Zaczął powoli opowiadać Dianie, to co tak bardzo ją interesowało. Im dłużej mówił, tym Diana pozwalała sobie na większą wylewność, której Lucjusz kompletnie nie znał. Jego córka zawsze była w cieniu brata, spokojna, miła, nie odzywała się nie pytana. Co najważniejsze nie przerywała nigdy nikomu wypowiedzi. A wówczas, zdarzyło jej się to. Ba! Nawet odważyła się usiąść  mu na kolanach! Lucjusza to strasznie rozproszyło i przez moment miał nawet ochotę, jak najszybciej odejść.
Gdy Diana zasnęła mu na kolanach, po raz pierwszy od niepamiętnych czasów ucałował swoje dziecko.
Gdy siedemnastoletnia Diana Malfoy ponownie znalazła się w swoim dormitorium, była cała rozpromieniona. Nigdy nie oglądała tego wspomnienia, a to szkoda. Była pewna że nie raz będzie do niego wracać. Ojciec ją ucałował.
Nawet zasnęła spokojnie.
~*~
Jak każdego drugiego września,  w trakcie śniadania nadeszła sowia poczta. Draco, mimo tego że najpierw zgrywał pewnego siebie gówniarza, jakby cofnął się w rozwoju do V klasy, to widząc dwie paczki słodyczy w tym jedną dla Diany od rodziców i list od nich, poczuł słabość. Tym bardziej, że cholernie zabrakło mu listu od Adary.
-Idę do Diany- zakomunikował im. Dafne nie odezwała się ani słowem. Ona nie dostała żadnego listu. Od Larsa również. A jednak związek z Nottem, wcale jej nie pomagał.
-Nie, ja do niej pójdę- zaprotestowała Dafne, wstając- no co? Ty nic nie zdziałasz, może do mnie się odezwie.
-Chyba cię głowa boli- syknął Draco, zabierając paczki i wychodząc już z Wielkiej Sali gdy Amycus Carrarow, jednym machnięciem różdżki zamykając drzwi. Dosłownie w ostatniej chwili, Pansy Parkinson zdążyła wejść do Wielkiej Sali. Wściekła Dafne i Dracon, opadli na swoje siedzenia. Lyra uciszyła ich samym wzrokiem. Nie miała humoru.
Lyra utkwiła wzrok w nowych niedzielach, zastanawiając się jaki autorytet widzieli w nowym dyrektorze. Oboje, i brat i siostra byli tak samo brzydcy i zapewne, tak samo głupi. Starała się, dojrzeć w nich coś człowieczego, jakichkolwiek charakterystycznych cech. Chciała, przestać gapić się na Dracona który nawet się z nią nie przywitał.
-A więc  drodzy czarodzieje i czarownice czystej krwi, oraz reszto- zaczął Amycus, od początku poniżając mugolaków. Crabbe i Goyle zarechotali, głupkowato- za godzinę rozpoczynacie lekcję, według nowych planów lekcji. Najważniejsze zasady wymienił wczoraj profesor Snape. Jak ktoś ich nie pamięta, to chętnie odświeżę mu pamięć- dodał oblizując wargi, niczym głodny zwierz- Wszyscy uczniowie Hogwartu, bez względu na status krwi, pochodzenie, płeć, wiek i stan zdrowia mają obowiązek uczestniczyć w zajęciach, spóźnialstwo i wagary będą karane- Diana pomyślał natychmiast Draco Diana ma zwolnienie- Jedynym em… wyjątkiem jest Diana Narcyza Malfoy. – dodał niechętnie Amycus. W Wielkiej Sali rozległy się pomruki, niechęci.
-Masz jakieś problem, szlamo?- warknął Draco, na jakiegoś krukona który siedział za nim i głośno wyraził zdanie na temat zwolnienia Diany- Ciebie pierwszego załatwię.
- Spokojnie, sam sprawdzę stan zdrowia panny Malfoy.-dodał z uśmiechem Amycus, a Draco poczuł jak wielki głaz osuwa się na jego serce-  A teraz jedzcie, szybko!
Po czym ruszył między stołami.  Draco również wstał, przerażony wizją odwiedzin Amycusa u Diany. Śmierciożerca na pewno zacznie zadawać pytania, które dziewczyna przemilczy. Jednak siostra Amycusa, pojawiła się znikąd i pchnęła Dracona na miejsce.
-Idę zanieść mojej siostrze śniadanie.- warknął do nauczycielki- Jest chora.
-Posłuchaj mnie, Malfoy- wysyczała kobieta- Mam głęboko w nosie czyim jesteś synem. Siedź tu, bo potraktuje twoją chorą siostrzyczkę jako pierwszą Cruciatusem. A ty będziesz następny, mogę ci to obiecać.
Ta groźba podziałała na Dracona.
~*~
Diana dopiero obudziła się , gdy Amycus Carrarow, bez pukania wszedł do jej dormitorium. Na widok nowego nauczyciela, przestraszyła się nie na żarty. Każe jej iść na zajęcia? A może coś jeszcze gorszego?
-Dzień dobry, panno Malfoy- przywitał się, wbrew pozorom bardzo miłym głosem. Podszedł do jej łóżka i oparł się o balustradę. –Jak się czujesz?- Diana milczała, patrząc się z przerażeniem na nauczyciela. Z każdą sekundą, jednak jej strach malał. W końcu torturował ją sam Lord Voldemort. A co mógł jej zrobić ten marny belfer? - Słyszałem właśnie, że ucięli ci język. Ale mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że u mnie nie wystarczy raz wskoczyć do łóżka, by oszczędzić twoją śliczną twarzyczkę. – co to miało znaczyć?! Skąd on wiedział o zeszłych świętach?!  Dziewczyna lekko podniosła brwi, oczekując na kontynuację- No cóż, przyniosłem ci pomarańcz. – rzucił jej na kołdrę, dorodny, pomarańczowy owoc- Smacznego. Spokojnie, jeszcze cię odwiedzę.
Odwrócił się, dość gwałtownie, a jego szata zawirowała w powietrzu. W drzwiach minął się z doktorem Fussem.
 -A ty gdzie?- warknął Amycus do Gerda.
-Do chorej.- odparł grzecznym głosem.-Mogę już zanieść pacjentce lekarstwo?
-A nie żonie?- zapytał sarkastycznie Amycus. Dianie serce zabiło mocniej, ze złości. O co im wszystkim chodziło?!
-Narzeczonej. A teraz przepraszam, muszę  już pożegnać, pana profesora.
Diana powoli, wstała z łóżka i podeszła do drzwi. Była dumna z samej siebie, że tak dumnie kroczyła przez pokój. Gdy Gerd już wszedł do dormitorium Diany, ta od razu rzuciła się, mu na szyję.
-Dzień dobry, kochanie- wyszeptał jej do ucha i pocałował w usta. Niewiarygodna radość ogarnęła go, gdy dziewczyna odwzajemniła pocałunek. Gdy w końcu, oderwali się od siebie, Diana uśmiechnęła się minimalnie i położyła dłoń na jego sercu. Chciała mu przekazać, że go kocha. Jednak, najwyraźniej nie zrozumiał.-Po co on tu był?
Diana wskazała palcem na pomarańcz. Gerd pokiwał głową i mocno przytulił Dianę.
~*~
Draco siedział sam w ostatniej ławce. Zawsze podczas Obrony Przed Czarną Magią siedział wraz z Dianą, właśnie w tej ławce. To że, bliźniaczka była wówczas milczącym, przykutym do łóżka, cieniem nie oznaczało że, ktokolwiek mógłby zająć jej miejsce.
Wraz ze swoimi przyjaciółmi cicho rozmawiali, przerywając grobową ciszę. Tylko ślizgoni odważyli się na jakiekolwiek rozmowy, luźne ruchy czy uśmiech. Cała reszta, siedziała wyprostowana, wyczekując nowego nauczyciela.
W końcu drzwi otworzyły się, hukiem i do klasy wkroczył Amycus Carrow.  Wszystkie twarze, pokierowały się w jego stronę.  Amycus szedł bardzo sztywno, w przeciwieństwie do przygarbionej siostry. Zatrzymał się nagle, na środku klasy i spojrzał na swoich uczniów. Analizował po kolei każdą twarzy, przypominając sobie które z tych dzieciaków, ma wpływowych rodziców.
-Jak dotąd te lekcje , były jedną wielką pomyłką- zaczął nauczyciel- przez nie, staliście się bandą kretynów, którym wpojono że przed czarną magią trzeba się chronić. Ci idioci, nie oświecili was że, czarną magią należy się umieć posługiwać. –machnął różdżką i niewidzialna ręka, napisała na tablicy trzy zaklęcia. Dafne odchyliła, delikatnie głowę w tył gdy zobaczyła jak Amycus, spogląda na uczniów, których pochodzenie, było wątpliwe- Finnigan, Malfoy jazda, na środek klasy!
Dla Dafne stało się oczywiste, co się zaraz wydarzy, jednak Draco miał zaskoczoną minę. Razem z Finniganem, podeszli do Amycusa. Cała klasa, patrzyła się w milczeniu, jak nauczyciel odbierał gryfonowi różdżkę.
-Malfoy, masz użyć na Finniganie , dowolnego zaklęcia niewybaczalnego. Potem oboje opowiecie wszystko, waszym em… kolegom.
Draco spojrzał z przerażeniem na nauczyciela. Co on wyprawiał?! Po ułamku sekundy, do Dracona doszło również słowo dowolnego. Czyżby nauczyciel zasugerował, mu uśmiercenie ucznia?
Draco nawet się nie odezwał. Wykonał po prostu ruch różdżką, powtarzając w myślach prostą regułkę wejdź na ławkę. Finnigan, wejdź na tą ławkę. Nawet nie musiał, jakoś szczególnie się postarać. Gryfon już po chwili, skakał na ławce, kopiąc książki Susan Bones. Zaklęcie imperio zadziałało dokładnie tak, jak powinno. Jednak im dłużej, Draco kierował różdżkę na gryfona, tym podlej się czuł. W końcu Seamus, zaczął coś mówić, ale tak niewyraźnie, że  z jego ust wydobywał się jedynie pisk. Przypomniało mu to Dianę i od razu opuścił różdżkę. Co ja zrobiłem? Pomyślał, patrząc się z obrzydzeniem na własną różdżkę.
-Świetnie, Malfoy!- pochwalił go Amycus, podchodząc do blondyna- Dziesięć punktów dla Slytherinu. A teraz, mów do klasy.
-Trzeba się skupić, na jednej komendzie- wymamrotał Draco, nie patrząc się nikomu w oczy. Nagle, niezwykle ciekawy, okazał się jego prawy but- Nie dać się rozproszyć. W razie problemów, odpowiednio zachęcić. –cytował, nauczoną już dawno regułkę- nie opuszczać różdżki, chyba ze o… ofiara- paskudnie czuł się, wypowiadając to słowo- jest już całkowicie naszą władzą. Ale to zależy jedynie od silnej woli.

Amycus, poklepał Dracona po plecach i kazał wrócić do ławki. Od razu, zbeształ gryfona, za brak silnej woli. Draco nie uczestniczył , już wreszcie zajęć. Był tylko fizycznie. Psychicznie, miał dość tej szkoły już drugiego dnia. 

1 komentarz:

  1. Cudo! <3 Twojego bloga znalazłam dopiero dzisiaj i się w nim zakochałam. Masz ogromny talent i ciekawe pomysły! :D Szkoda mi Diany, ale mam przeczucie, że niedługo zacznie zachowywać się jak dawniej i odnowi kontakty z Blaisem. Lubię Gerda, ale moim zdaniem nie pasują do siebie. Czekam na następny rozdział! :D
    Laurelle
    Jak masz czas to zapraszam do siebie na the-secrets-od-magic.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń