Co boli? To że musisz tkwić
bezczynnie
W faktów niewoli, wiecznym memento
mori
Eldo- twarze
Draco siedział w
Pokoju Życzeń, na starej sofie. Wpatrywał się w Szafę Zniknięć. To była zwykła
komoda w której mógł powiesić wieszaki z swoimi marynarkami. Ale ten stary
kawałek drewna nie chciał działać… wszystko było przeciwko niemu. Diana leżała
w szpitalu, wciąż wymiotowała. Czas
mijał nieubłaganie…
-Czemu, ty kuźwa nie chcesz działać?!- zawołał, zdenerwowany,
kopiąc szafę.
-Spokojnie.- usłyszał
melodyjny głos za swoimi plecami. Odwrócił się, i zobaczył Hermione Granger,
stojącą dziesięć metrów dalej z szerokim uśmiechem na twarzy. Draco uniósł
jedna brew widząc ją.
-Co ty tutaj robisz?-
zapytał zdziwiony, gdy Hermiona podeszła bliżej.-Jak… jak się tu dostałaś?
-Nie szukałam
ciebie.- zapewniła go, a uśmiech nie schodził jej z ust.-Tylko miejsca gdzie
będę mogła się uśmiechnąć… najwyraźniej ja będę tam szczęśliwa, gdzie ty
będziesz Draco.- stanęła na palcach- Jesteśmy sobie…
-Hermiona, nie.-
powiedział w końcu-Nie widzę w tym sensu.
Ja… ty… to nie ma sensu, jest pozbawione przyszłości.
-Tak.- zapewniła go
gorąco-To nie ma żadnego sensu. Dlatego się kochamy.
-Ty kochasz Rona
Weasleya. – powiedział zgodnie z prawdą. Uśmiech na twarzy Hermiony, zgasł
chwilowo, gdy ta nie wiedziała co ma powiedzieć. Opuściła wzrok i zacisnęła
powieki. Przypomniała sobie ten okropny moment gdy Ron pocałował Lavender
Brown. Upokorzenie. Ból. Bezradność, która doprowadziło ją do łez.
-Mylisz się.
–wychrypiała, ponownie patrząc mu w oczy. Kąciki jej ust, ponownie zmieniły się
w uśmiech. –Draco, zrozum. Proszę cię…
-Hermiona, jesteś
mądra, nie wmawiaj sobie rzeczy które mogą cię zabić. A patologiczna miłość,
może wiele zniszczyć.
-Miłość to słowo o
wielu znaczeniach.- odparła- Kocham cię. I nic mnie już nie może zabić, a w
życiu trzeba spróbować wszystkiego. Ty mnie kochasz, bo zakazany owoc, zawsze
smakuje najlepiej.
-Ty mnie, z tego
samego powodu.
-Draco!- zawołała z
niedowierzaniem- Masz kiepski dzień, ale nie sprawiaj by inni tez taki mieli.
Chłopak patrzył się
na jej usta. Mówiła prawdę? Nie wiedział. Chociaż tego chciał… i to bardzo, po
prostu nie wiedział. Zaczął iść do przodu, co zmusiło Hermionę do cofania się.
W pewnej chwili, ta oparła się o Szafkę Zniknięć i zaczęło głęboko oddychać,
sama nie wiedząc czego się może po nim spodziewać.
Draco położył swój
palec na jej dolnej wardze. Nie uśmiechnął się.
Po prostu ją
pocałował.
~*~
Diana była już w
swojej sypialni. Patrzyła się na swoje odbicie w lustrze, siedząc na kanapie.
Przygarbiona, usta
rozszerzone, smutne oczy… z podbitym okiem.
Tak właśnie
wyglądała. Całe oko było zaczerwienione a wokół niego potężna fioletowa śliwa.
Jak znalazła się na twarzy Diany? Oczywiście przez jej głupotę. Zamiast poczekać
na Dracona albo Larsa, dziewczyna postanowiła sama wrócić do sypialni. Rich ją
zobaczył i od razu to wykorzystał, a przecież z kim jak kim ale z Richardem nie
miała szans. Był silniejszy
Spojrzała w bok,
czując okropną bezradność. Łza popłynęła po zapuchniętym policzku. To było
najgorsze, za to nienawidziła samą siebie. Za swoją bezradność. Nie umiała być
samodzielna, niezależna. A tak dążyła do tej drugiej cechy, jednak to było…
niemożliwe. Zawsze ktoś musiał ją nakierować, pomóc… nawet nie umiała
skutecznie powiedzieć nie, swojemu
eks który nałogowo ją bił. Ciągle ktoś
musiał ją trzymać za rączkę i mówić co można a czego nie. To było okropne.
Ciągle była przez kogoś zdominowana, jak
nie przez ojca to przez Richarda.
Ponownie spojrzała w
lustro, uświadamiając sobie że jedną brew ma wyżej od drugiej. Przygryzła dolną
wargę powoli kiwając głową. Jak szybko wyleczyć oko? Nie chciała być oglądana z
tym okropieństwem na twarzy. Wyglądała jak potwór z Loch Ness.
Astoria. Gerd. Pierwsze
dwie myśli. Jednak była dopiero dziesiąta rano, wszyscy mieli lekcje w tym
Astoria. Natomiast doktor Fuss, był w Skrzydle Szpitalnym a panna Malfoy wolała
iść do Dracona i powiedzieć mu Hej Draco!
Jak tam? Co z Szafką Zniknięć? Czemu to ci tak długo zajmuje? Dlaczego zmusiłeś
mnie do sprzedania się? Czemu po prostu nie kupisz młotka i gwoździ do tej
komody, albo nie podejdziesz do Dumbledore’a i nie rzucisz Avady? Czemu mnie
kontrolujesz? Dlaczego na mnie krzyczysz i nie pozwalasz mi się zakochać? Dlaczego
nie nauczysz mnie samodzielności? Dlaczego nie chwycisz mnie za rękę i nie
pójdziesz do nauczyciela i nie powiesz mu że wyrostek z siódmej klasy bije twój
a siostrę? Draco… czemu się tak zmieniłeś?
Ledwo co skończyła,
odpowiedziała sobie na wszystkie pytania. Zajmuje mu to tyle czasu, bo to zbyt
skomplikowane jak na rozum szesnastolatka, który jest szantażowany życiem swoim
i rodziny. Nikt jej do niczego nie zmusił, mogła porozmawiać a nie od razu
zdejmować szlafrok. Gwoździe i młotek są zbyt banalne, a dobry człowiek nigdy
nie podejdzie i ot tak nie zabije niewinnego człowieka. Jeszcze odwróconego.
Nikt jej nie kontroluje, to ona jest przewrażliwiona. Draco nie chcę by Diana
się zakochała, bo martwi się o jej przyszłość i pamięta o bólu zadawanym przez
Richa w piątej klasie. Nikt nie pójdzie do żadnego nauczyciela, rodzica albo
dyrektora czy innego urzędasa… czemu? Najpierw zbytnio się bała. Zemsty Richa,
opinii publicznej, opowiadania o wszystkich incydentach.
Potem usłyszała o opowieści Tracey Davis, której matka została
wydziedziczona przez gwałt.
Draco… czemu się tak zmieniłeś?
-Diana…
-odpowiedziała na głos, patrząc na swoje odbicie w lustrze. Po jej twarzy
błąkał się uśmiech szaleńca. Taki sam jaki posiadała ciotka Bella- Czemu się
tak zmieniłaś.- uśmiechnęła się od ucha, sama do siebie. Znała odpowiedź- Wojna
wszystkich zmienia. Nawet gdy jeszcze nie wybuchła.
Wstała i położyła się
na łóżku. Wiedziała że wszyscy mają lekcję. W swojej sypialni nie słyszała
żadnych głosów dochodzących z Pokoju Wspólnego. Czyli że… dormitorium Astorii
było puste. Szafka z maściami, nie miała klucza by każdy mógł zawsze sobie
wziąć coś czego potrzebował… To było to.
Poderwała się na
równe nogi. Szybko podeszła do drzwi i uchyliła je, by upewnić się że nikogo
nie ma na korytarzu. Było pusto, więc
wymknęła się szybko do dormitorium, dziewcząt z czwartego roku. Tam Astoria
miała w swojej komodzie leki, zastrzyki, odtrutki i inne rzeczy. Diana zdawała
sobie sprawę z tego że na pewno znajdzie tam jakąś maść która szybko usunie tą
okropną ranę.
Dormitorium
dziewcząt, czwartego roku był nieco większy od sypialni Diany. Ściany były
pokryte zieloną tapetą, z złotymi
kwiatami. Byłą oczywiście odporna na wodę.
Meble były tam koloru, jasnego brązu. Wszystko wyglądało wyjątkowo
ładnie.
Diana wygrzebała z
komody, kremową maść z napisem ‘na siniaki- działalność w ciągu trzech godzin
GWARATNTOWANA’. Uśmiechnęła się do siebie- z tego co było napisane, jasno
wynikało że zanim Draco wróci do Pokoju
Wspólnego. Ulżyło jej- cały tamtejszy poranek pójdzie w niepamięć.
-Co ty robisz?-
usłyszała za sobą żeński, głos. Czując dreszcze, odwróciła się. W drzwiach
dormitorium stałą Lyra Parkinson. Widząc ją, blondynka jak najszybciej
zasłoniła zranione oko. Udawała że je pociera ze zmęczenia. Nie chciała by
ktokolwiek, to widział.
-Szukam czegoś na
wzmocnienie. –odpowiedziała, wysilając się na uśmiech. Lyra natomiast stała z
pomarszczonymi brwiami. Nie wierzyła jej-Słabo się czuję.
Następnie pochyliła
głowę, tak aby włosy zasłoniły jej twarz i wyszła z pomieszczenia. Lyra czuła
że coś jest nie tak. Jak to możliwe że Diana słabo się czuła, skoro dwa dni,
tylko leżała? I po czemu tak pocierała oko?
-Czekaj.- powiedziała
szybko, chwytając przyjaciółkę za prawy łokieć.
-Co!?- warknęła
Diana. Stanęła z Lyrą twarzą w twarz. Kuzynka Pansy nie odpowiedziała, tylko
patrzyła się ze strachem na podbite oko blondynki. Widać było strach w jej
oczach. Natomiast w Dianie nagle wzrosła wściekłość. O co i wszystkim
chodziło!? W życiu siniaka nie widzieli?
Lyrę najwyraźniej
zatkało, bo nic nie mówiła. W końcu wydusiła z siebie krótkie ‘kto ci to
zrobił?’ jednak Diana już zamykała drzwi. Wyjęła różdżkę, chcąc zamknąć drzwi
jakimś porządnym zaklęciem, ale nie zdążyła. Lyra otworzyła drzwi i rozbroiła
ją niewerbalnym zaklęciem.
-Celujesz we mnie
różdżką?- zapytała Diana uśmiechając się wyzywająco.- Taka odważna jesteś?
Celować w pobitą szesnastolatkę? Chcesz całkowicie stracić szanse u Dracona?-
Lyra opuściła chwilowo wzrok. Diana w tedy zaśmiała się, niczym osoba psychicznie
chora. Przestała być sobą- Myślisz że nie widziałam, jak się na niego patrzyłaś
dwa lata temu? Pamiętam jak płakałaś na Balu Bożonarodzeniowym, gdy on tańczył
z Hermioną w parku. Jestem naiwna, ale cię znam. Tu nie chodziło o to że
Parkinson ci powiedziała że brzydko ci było w tej sukience. Jesteś słaba… Nigdy
nie zapomnę twoich oczu, gdy zobaczyłaś jak Draco zaprasza Pansy a ciebie
ustawia z kolegą. Dlatego wyjechałaś. A wróciłaś bo wreszcie dorosłaś.
Cisza. Milczenie,
podczas którego Diana sobie uświadomiła, że przesadziła, a Lyra powstrzymywała
łzy. Tak… kochała się w Draconie. Ale komu on się nie podobał? Chyba tylko
Dianie.
-Nie bądź mściwa, ja
tylko chcę z tobą porozmawiać.- wymamrotała Lyra. Blondynka usiadła na łóżku i
chwyciła się za włosy.
-Przepraszam. –
wyszeptała- Ja już po prostu mam wszystkiego dość. Po co oni mnie uratowali?
Nie lepiej żebym już nie żyła? Byłoby mniej problemów…
-Kto ci to zrobił?-
spytała Lyra, kucając na przeciwko przyjaciółki. Blondynka uniosła
głowę.-Blaise?
-Nie.
-Lars?
-Zwariowałaś?-
zapytała. Lars? Uderzyć dziewczynę?
-Gerd, Draco…
-Lyra nie wymyślaj.
-Nott?
-Nie.
-Richard?
Po zapuchniętym
policzku Diany, polały się łzy.
-Przecież ty z nim
chodziłaś!- zawołała Lyra, natychmiast rozumiejąc, milczenie Diany.
-On mnie bił gdy
byłam jego dziewczyną.- odparła oschle- co tam dla niego, czasem walnąć eks w
oko.
Lyra, usiadła koło
przyjaciółki i ją przytuliła. Czuła złość, ale nic nie powiedziała. Pisały ze
sobą, ale Diana nic nie powiedziała o tym że Rich wcale nie był taki idealny
jaki się wydawał. Nic nie wiedziała…
-Czemu nic nie
powiedziałaś?- spytała szeptem, na co panna Malfoy zareagowała histerycznie.
-A co ci miałam
powiedzieć?!Że chłopak którego kocham, jest damskim bokserem? Że nadal z nim jestem choć złamał mi rękę? Że
nie umiem żyć bez chłopaka który codziennie mi dawał z liścia? To ci miałam
napisać? Że jestem słaba?
-Nie.- przerwała jej
Lyra- Tylko że mnie potrzebujesz.
-Wiedziała tylko
Astoria.- odparła cicho- Powiedziałam jej, gdy złamał mi rękę. Nie wiedziałam,
jak mam się wytłumaczyć przed Draconem, ona mi ustawiła kości. Nie chciałam
żeby ludzie wiedzieli… Nie miałabym życia.
A nie jestem z nim tylko dlatego że Potter mi pomógł.
Po tym opowiedziała
Lyrze, w jaki sposób zerwała z Richardem. O jego pogróżkach i nękaniach. O tym
że nie miała zamiaru iść do dyrektora, bo się bała.
-Raz…- wspominała
Diana- przyniósł mi śniadanie do łóżka. Richard. To było takie słodkie, ja
byłam zachwycona. Ale godzinę później miałam skręcony nadgarstek. On naprawdę potrafił
być czarujący. W tedy mu wszystko wybaczałam. Potem, mi pokazywał jaki jest
naprawdę, a ja sobie tłumaczyłam że on w taki sposób pokazuje mi miłość. Byłam
taka głupia… nadal jestem.
-Nie prawda.-
zaprzeczyła szybko Lyra- Ty po prostu… jesteś przyzwyczajona do bycia
zdominowaną. Najpierw ojciec sprawił że jadłaś mu z ręki… potem Rich a teraz
Draco…
-Ja cię przepraszam.-
przerwała Diana, przyjaciółce popatrzyła na nią ze smutkiem- Nie powinnam mówić
tych okropnych rzeczy o tobie i…
-Tu nie chodzi o
mnie.- uśmiechnęła się- To ty masz
podbite oko.
-Nazwałam cię słabą,
w czasie gdy to ja taka jestem.- przypomniała jej.-Miłość nie wybiera. Robi
zawsze to co chce, nie zważa na uczucia innych. Jest egoistyczna… biała.
-Miłość dla każdego
ma inną barwę. Nie jest egoistyczna, to ludzie tacy są, nie umieją zrozumieć
definicji tego słowa. Ty kochasz Blaise’a dlatego chcesz jego szczęścia i nie niszczysz Davis…
-Muszę nałożyć tą
maść.- przerwała jej, nie chcąc o tym rozmawiać. Lyra zrozumiała, po czym wyszła
z pomieszczenia.
~*~
Draco Malfoy siedzi koło
Skrzydła Szpitalnego. Twarz ma schowaną
w dłoniach. Znowu TO się dzieję. To zaczęło być okrutnie nudne. Ale nadal ma przed oczyma widok,
mdlejącej siostry.
Teraz słyszy jej
wrzaski bólu. Ona nadal cierpi. Gerd
jest świetnym lekarzem, znowu jej pomoże… Diana za dzień, dwa ona ponownie
wyjdzie ze szpitala i zacznie nadrabiać zaległości w szkole. Wszystko się
ułoży, wszystko będzie dobrze…
Dafne siedzi koło
niego, skulona. Kołysze się w obie strony, i próbuje za wszelką cenę pozbyć się
czkawki. Boi się. Diana straciła cała odporność, właśnie się wykrwawia. Jej
organizm jest niezwykle słaby… pokarm się nie trawi, nie może zbyt dużo pić, nawet zwykłej wody bo
w tedy cały dzień nie wychodzi z łazienki. To wszystko ją zabija. Zabijało od
pół roku, a teraz nadszedł koniec. Ostatni rzut kostką.
Lars nadsłuchuje.
Oprócz przeraźliwego krzyku, Diany ma nadzieję usłyszeć słowa Gerda, Astorii
albo coś zrozumiałego z ust Diany. Ale
nic. Tylko bezustanne wrzaski. To go dołuje. Zna ją zaledwie dwa miesiące, a
czuje się jakby była jego trzecią, siostrą. Kocha ją. A ona teraz umiera.
Lyra siedzi na
podłodze i patrzy się tępo na ścianę. Nie wie co ma o tym wszystkim
myśleć. Trzy godziny wcześniej,
rozmawiały ze sobą. Oprócz siniaka, Diana była
cała i zdrowa, a przynajmniej fizycznie. Teraz ból ją niszczy. Teraz umiera. To ma być
koniec? Dlaczego, teraz? Co się stało? Kolejne bóle? Jest w to zamieszany
Mroczny Znak, który dojrzała na ręce Diany podczas ich rozmowy. Lyra nie miała
kontaktu z Dianą od końca wakacji. Pięć miesięcy. Tyle potrzebował Czarny Pan
by zniszczyć Dianę.
Gerd patrzy na
wielkie łzy Diany. W Boże Narodzenie, uratował jej życie. Teraz też to robi,
ale sytuacja nie jest taka sama. Dynamiczna. W święta, była nieprzytomna- teraz
wszystko czuje, wie co się dzieje. Czuje ból. Gerd też. Boli go, cierpienie
Diany, jej łzy i krzyki. Boi się,
każdego ruchu. Wie że problem tkwi w Znaku, wiec próbuje go wyciąć..
nożem. Gdy ostrze zanurza się w ciele dziewczyny, ta zaczyna rzucać się po
łóżku, piszcząc z bólu. Nóż wchodzi łatwo, jakby jej skóra była lekko roztopionym masłem. Krew jest
zaschnięta, nie wylewa się z jej ran, wokół Znaku. Wie że go nie wytnie, tym skazałby ją na
natychmiastową śmierć. Jednak musi zobaczyć co jest pod nim. Ręka mu się nie
trzęsie, wie że jeden fałszywy ruch i przetnie jej całą rękę…
Astoria pomaga jak
może, czując zadyszkę. Robi co może, mimo tego że czuje obrzydzenie widząc
mięśnie Diany ale zmusza się do tego widoku, wiedząc że z każdą sekundą,
wzmacnia się w swoim fachu. Spogląda na zapoconą twarz Gerda. Wszystkich to
bolało. Na tym polega ironia tej sytuacji- każdy się o nią boi, każdy cierpi.
Ale ona sama najmniej. Diana była inna. Inaczej pojmuje ból, miłość i
cierpienie. Dlatego zawsze z Astorią tak dobrze się dogadywały. Obie są inne.
-Czemu to tyle trwa?-
pyta zniecierpliwiony Draco.
-Ona to
prze…prze…przeżyje.- jąka się Dafne. Zawsze się udaje. Diana ma psie szczęście.
Lyra i Lars
spoglądają na nich, a następnie wymieniają porozumiewawcze spojrzenia. Oboje
wiedzą że jak poważna jest ta sytuacja. Oboje mają nadzieję, że jej się uda, jednak…
równie dobrze to może być koniec.
Lyra otworzyła usta
chcąc coś powiedzieć, jednak nie pozwolono jej.
Zza rogu wybiega Blaise Zabini. Ma spocone czoło i rozkojarzony wzrok.
-To prawda że…-
zaczyna, jednak po korytarzu roznosi się niewiarygodny krzyk Diany. Zabini
zatrzymuje się i patrzy ze strachem. Znowu bóle? Czy coś gorszego? Co się z nią
dzieje. Blaise patrzy na zrozpaczonego Draona i natychmiast rozumie, co się
stało. –TO PRZEZ CIEBIE!
-Śmiesz go
oskarżać?!- woła Lyra, wstając.-To twoja wina!
- A co ja jej
zrobiłem?- pyta wyzywająco, spoglądając z góry na niską Lyrę.-To on nie umie
zaopiekować własną siostrą.
To przesada myśli Malfoy. Gwałtownie wstaję i chcę dać prawego
sierpowego, swojemu przyjacielowi, jednak Lars go chwyta i uspokaja.
-Diana nie chciałaby
żebyście się kłócili.- mówi szwab, patrząc spokojnie na nich, chociaż w środku
o niczym tak nie marzy jak o pobiciu Zabiniego.
-To ona już nie
żyje?- pyta ze strachem Blaise.
-Jesteś głuchy, czy
nie słyszysz jak się drze?- Dafne ma sarkastyczny ton. Jest wściekł tak samo
jak reszta. Nie rozumie po co on tu przyszedł, skoro za pewne dziesięć minut wcześniej całował
Tracey Davis.
-CO CIĘ TO
OBCHODZI?!- wybucha Lyra- KOCHASZ JĄ!?
Blaise chcę odpowiedzieć, jednak krzyki Diany,
ucichają. Cała piątka patrzy na drzwi. Wszyscy czują strach. Co się
dzieje? Dafne wstaje i podchodzi do
drzwi.
-Nic nie słychać. –
szepcze.- Nic…
-Co się dzieje?- pyta
wystraszony Draco i patrzy na Larsa.
-Nie wiem.- odpowiada
on. W te samej chwili drzwi się otwierają. Stoi w nich Gerd. Po jego policzku spływają
łzy. Dafne zaczyna trząść głową.
-Diana nie żyje. –
mówi Gerd.
Draco budzi się cały spocony z snu. Najgorszego w jego życiu. Te
szpitalne łóżka były okropnie niewygodne, nic dziwnego że chorzy tak często
uciekali. Malfoy podnosi się z łózka chcąc zobaczyć czy Diana jeszcze śpi.
Dziewczyna jednak ma szeroko otwarte oczy w nim utkwione. Chłopa czuje
dreszcze, widząc że oczy Diany są pozbawione wyrazu.
-Diana…- szepcze imię siostry. Patrzy na nią ze strachem. Ona nie
odpowiada. Draco schodzi z łóżka i klęka przy niej. Nie rozumie co się dzieje,
dopóki nie dostrzega szwów przy Mrocznym Znaku, które łączyły Znak z resztą
skóry… to wygląda jakby znak został wycięty… ku swojemu zdziwieniu widzi że w
skórze jest siostry czarna masa…-Co się
dzieje? Diana…! Słyszysz mnie?!
Ponownie nie otrzymuje odpowiedzi. To nie był sen. Diana nie oddychała.
-Odezwij się.- prosi, czując łzy.- Dianka… Diana obudź się, powiedz
coś!
-Ona nie żyje.- słyszy zimny głos, nad swoją głową. Unosi ją i widzi
Czarnego Pana, który gładzi swoją różdżkę.
Draco patrzy na niego, hamując łzy. Różdżka Czarnego Pana lśni… wściekły
Smok wstaje i rzuca się na niego.
-Draco!- słyszy
żeński gdzieś w głębi siebie. Albo na zewnątrz?
Co to za głos? Czyj? Lyry? Dafne? Astorii? Hermiony?
-Diana…- mamroczę,
jakaś jego część.
Bije Voldemorta z pięści w twarz. Niech cierpi, tak jak Diana.
-Co się dzieje!?-
żeński głos, nie daje mu spokoju.
Kto to mówi?! Jedyna kobieta w Sali, leży martwa stopę od niego.
-ONA PRZEZ CIEBE NIE
ŻYJE!- krzyczy.
Diana nie żyje przez tego gnoja. To przez niego cierpiała, to on
zapędził ją do grobu.
-Kto nie żyje? Draco,
na Boga co się dzieje!?
Siłuje się z Czarnym Panem. Musi go zabić, musi pomścić Dianę.
-ZABIJĘ CIĘ!
Kopie przypadkiem jego różdżkę w bok. Łapie ją i przykłada do miejsca gdzie normalny człowiek ma nos.
-Mnie?!
To jeszcze nie koniec syczy
Czarny Pan.
-Avada…
-OBUDŹ SIĘ!- krzycz
dziewczyna.
Unosi wzrok. Widzi ducha… ducha Diany.- Draco proszę cię.- szepcze. Dotyka jego ramienia.
Draco otwiera oczy.
Nie wierzy własnym oczom. Przednim klęczy Diana, gładząc go po, jego spoconym
czole.
-Wszystko dobrze.-
powiedziała uśmiechając się. Chłopak bierze w dłonie jej twarz i patrzy w oczy.
Uświadomił sobie… to był sen. Być może z morałem… ale Diana żyła. Żyła, w jej
oczach jest jak zawsze radosna iskierka… wszystko będzie dobrze.
~*~
Dziś nie ma videa ;c i mam kiepskie wieści: kuzyn zabiera mi laptop bo musi coś w nim porobić tak więc następna notka pojawi się... sama nie wiem kiedy...