niedziela, 7 września 2014

Rozdział 4

Nie mam pojęcia co sie ze mną stało
coś pozmieniało światłość w ciemność - Zeus
-ONA ZA NIEGO WYCHODZI!- wrzasnął Zabini wchodząc do pokoju Dafne. Z zaskoczeniem zobaczył że nastolatka pakuje się do jednej walizki. Niemal zapominając o swojej złości, stanął jak wyryty w przejściu.- Co ty robisz?
-Pakuje się, nie widać?- odparła, wkładając bluzki do walizki w między czasie czytając list od Larsa.
-Ale po co?
-Wyprowadzam się do domu Carter*. - odparła, kończąc czytać list. -Tak w ogóle to dzięki za informację że to tam spędziłeś pierwszy weekend wakacji, miło nie powiem.
-Odpuść sobie, dobra? - warknął Blaise.- Sama wolałaś zostać w domu.
-Yyy, bo nie wiedziałam że wy na serio to planujecie?- zapytała sarkastycznie- Nie wiedziałam że jesteście tacy głupi by tam zamieszkać. Ale jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.
-Aha, dlatego  będziesz się na mnie wyżywała?
-Ja się na nikim nie wyżywam, tak?!- krzyknęła zirytowana już nastolatka- To ty mi włazisz do pokoju i zachowujesz się jak jakaś przybłęda! Idź odwiedź Davis, swoją matkę albo paczkę u Carter! Tak, Diana ma ślub z tego co mi ostatnio mówiła to jeszcze w te wakacje. 
-Posłuchaj mnie ty...
-W moim własnym domu, masz zamiar mnie wyzywać?
-A co? Tatusia zawołasz?- a po chwili dodał, niewyraźnie. - Kuźwa.
-Taki z ciebie facet że nawet kuźwa dobrze nie powiesz.- odparła ze śmiechem Dafne. Rozśmieszył ją.
-Bo nie jestem świnią!
Dziewczyna spojrzała na niego. Miał całą czerwoną twarz z nerwów.
-No tego bym nie powiedziała.- wymamrotała, próbując nie wybuchnąć śmiechem.- No nic. Schodź mi z drogi Zabini.- warknęła odpychając go i natychmiast wchodząc o kominka. Po chwili zniknęła w zielonych płomieniach.
Blaise patrzył się w miejsce w którym jeszcze przed chwilą zniknęła jego... być może już dawna przyjaciółka. 
-Pan Parkinson umarł.- Zabini usłyszał za plecami głos młodszej siostry Dafne. Obejrzał się  i popatrzył na Astorię. Stała parta o futrynę z rękoma na piersiach. Miała na sobie białą sukienkę a brązowe włosy spięte w kok. Dziewczyna zmieniła się podczas tych wakacji. Urosła a jej twarz nabrała dojrzalszego wyrazu. Twarz młodszej z sióstr zaczęła dorównywać jej intelektowi.- Lyra miała próbę samobójczą a Lars ma jakieś problemy w Niemczech ze śmierciożercami. 
-Z Lyrą już dobrze?- zapytał tak dla upewnienia Blaise. Sam nie wiedział czemu ale Astoria działała na niego uspokajająco. 
-Tak.- odpowiedziała cicho. Zapanowała niezręczna dla Zabiniego cisza. Zawsze miał o czym rozmawiać z dziewczynami, jednak nie z Astorią. Ona oraz jej siostra były jedynymi dziewczynami które oparły się jego urokowi. Co prawda kiedyś był przez tydzień z Dafne, jednak okazało się że powiedzonko 'swój swego warty' nie pomogło im w ułożeniu dłuższej relacji. Ale Astoria? Za nią tak na prawdę nigdy się nawet nie brał. Może dlatego bo była ona taka... niewinna. Była chyba ostatnią dziewczyną jaką znał, która by zasłużyła na łzy z jego powodu. Była dla wszystkich jak młodsza siostra. No bo... niby kto chciałby ją skrzywdzić?
-Dzięki, w wojsku nic do mnie nie dochodzi.
-Spoko.- odpowiedziała wymijająco. Dla niej cisza nie była czymś krępującym. Przed przyjaźnią z Leną, była stanowczo samotnikiem. Jednak po chwili przerwała milczenie, wyczuwajac że Diabeł lada chwila opuści pomieszczenie więc chciała szybko wykorzystać jego obecność.-  Wiesz Blaise... jak się kogoś kocha chce się jego szczęścia.
Widząc że Blaise do końca nie rozumie jej słowa, delikatnie się uśmiechnęła. Chyba po raz pierwszy z ironią. 
-Pa, Blaise.- dodała jeszcze, po czym zniknęła pokoju obok. 
~*~
Zabini zniesmaczony wszedł do mugolskiej kamienicy mieszkaniowej we wschodniej części Londynu. Wszedł po schodach na drugie piętro i zadzwonił dzwonkiem do mieszkania numer 5. Nie wierzył jak Tracey mogła mieszkać w mugolskiej dzielnicy.
Po paru chwilach drzwi otworzyła mu jego dziewczyna.  Miała na sobie szarą bluzkę z logo ulubionej kapeli oraz jeansy.  Widząc Zabiniego uniosła wysoko brwi. Był środek wakacji a on dopiero w tedy raczył ją odwiedzić?
-Cześć.- powiedział pochylając się nad nią i próbując ucałować w policzek. Ona go natychmiast odepchnęła. -Tęskniłem...- dodał.
-Za mną?- zapytała dla upewnienia- Teraz? 
-Byłem w wojsku, nie mogłem się z tobą skontaktować.- zaczął się tłumaczyć. Mówił tak do niej jeszcze długo, ale jakby do ściany. Dziewczyna nie odpowiadała, tylko patrzyła się na niego jak na obcego.- Chciałem, ale musiałem jeszcze...
-MOJA MAMA NIE ŻYJE!- zawołała nagle Tracey, wymachując energetycznie rękoma- Umarła, umarła, ona umarła! Nie mam nikogo! 
-Uspokój się...
-Czemu ona nie żyje? Czemu ja zostałam sama? Moja mama nie żyje...
-Wiem kim jest twój tata.- przerwał jej a Tracey po raz pierwszy zamilkła. Patrzyła na niego ze zdziwieniem. Chłopak chwycił ją za ramię i wszedł wraz z nią do mieszkania. 
Sam nie wiedział czego ma się spodziewać. Ale na pewno czegoś takiego. Mieszkanie miało w sumie trzy pomieszczenia. Jeden maleńki pokój z dość sporym łóżkiem, komódką i biurkiem. Drugie pomieszczenie było łazienką a trzecie salonem połączonym z kuchnią. Z masą mugolskiego sprzętu. Tak naprawdę jedynymi rzeczami była szafa w rogu salonu, która dziwnie się trzęsła oraz trzy poruszające się zdjęcia. Na jedynym była malutka Tracey, na drugim ona z mamą oraz fotografia pewnego młodzieńca. Na stolika przed sofą były również dwie różdżki. W pomieszczeniu było wiele pudeł. 
Zabini usiadł na sofie a koło niego Tracey. Dziewczyna patrzyła się na niego. Ciągle powtarzając jedno pytanie kim on jest?
Blaise nie wiedział jak miał jej wyznać prawdę. Znał ją już tak długo... już dawno temu Tracey powinna się dowiedzieć kim jest jej ojciec.  No ale... to nie było takie łatwe. To ją zmieni. Tracey już nigdy nie będzie taka jak kiedyś... ciężko mu było na sercu. A jeśli mu nie uwierzy? Przecież to było absurdalne. 
-Tom Riddle... on nim jest.
~*~
-Draco niech on przestanie tak krzyczeć...
-Zaraz przestanie... spokojnie, Dianka...
Krzyk z piwnicy torturowanego wytwórcy różdżek, doprowadzał już szesnastolatkę do białej gorączki. Dziewczyna wpadała w szał.
-Niech on przestanie...- błagała przez łzy.
~*~
Salon w domu państwa Weasley był pełny i nie dlatego że rodzice Fleur już zamieszkali Norę. W salonie byli najbardziej zaufani członkowie Zakonu Feniksa. 
Okazało się że Lyrze Parkinson jednak nie zależało aż tak na przyłączeniu się do ich grona, jak sądzili. Bardzo ich zdziwiła decyzja nastolatki.
-Może to nawet i lepiej.- odezwała się Tonks, jako pierwsza. Wszyscy na nią spojrzeli. Co ona mówiła? Przecież Lyra była im potrzebna- Tak sobie myślę... a może by zaciągnąć jakiegoś śmierciożerce do nas? Kogoś kto się waha? Ktoś kogo to męczy i nie daje korzyści?
-Kogo masz na myśli?- spytała Molly.
-A może by młodych Malfoyów?- zasugerowała Nimfadora.- I Draco i Diana... uważam że oboje są łatwi do zwerbowania...
-To zły pomysł.- przerwał jej Remus.
-Naprawdę myślisz że im to jest na rękę? Że są zadowoleni? Coś wątpię. Jeśli przekonamy Dracona że z nami są bezpieczni, natychmiast dołączy żeby chronić Dianę... jeśli zrozumie że może zapewnić jej bezpieczeństwo zrobi co tylko będziemy chcieli. Plus, Lyra w tedy do nas dołączy.
-Nie.- naciskał Remus. Nie uważał bliźniąt za osoby godne zaufania. To przez nich umarł Dumbledore. Skoro Snape okazał się być fałszywą gnidą... to tak naprawę nikomu nie można było ufać.
~*~
Diana siedziała sama na chodach które kierowały na piętro Malfoy Manor. Czekała na Severusa Snape'a. Miała dość  tego że nikt nie traktował ją poważnie. Nikt nie chciał powiedzieć co się dzieje na zewnątrz, jak jest w Ministerstwie Magii, co pisze Prorok Codzienny, czy ona i Draco zostali już wydaleni z Hogwartu, co u Dafne, Lyrt, Larsa, Notta, kogokolwiek.  
Nic.
W końcu usłyszała jak wielkie dębowe drzwi ich posiadłości się otwierają. Szybko  zbiegła na dół
~*~
-Ale ona wie co Lyra czuje, sama chciała się zabić i to w ten sam sposób.
-Ostatnio jak Pansy zachciało się tu ją zaprosić, to Blaise wstąpił do wojska
-Ale Zabiniego tu nie ma, kto by niby miałby się stąd, wynosić myśl co mówisz Carter.
-To ty nagle tu włazisz i się rządzisz!  Kto cię tu zapraszał!?
-Posłuchaj mnie, blondynko.- warknęła zdenerwowana już dziewczyna- W przeciwieństwie do twojej mamusi i tatusia, moi bardzo długo mieli mnie w dupie. Sama się wychowałam, wiec nie myśl sobie że pozwolę sobie żeby jakaś królewna z miasta tak się do mnie zwracała, rozumiesz?-  Kate Carter założyła ręce na piersi i prychnęła zarozumiale. Odwróciła się obrażona od Dafne i chciała odejść , jednak brunetka chwyciła ją za ramie i gwałtownie do siebie przyciągnęła tak, by Kate spojrzała jej w oczy- Rozumiesz?
-Puść mnie...
-Rozumiesz, czy nie?
-Rozumiem, puść bo boli.- Gdy Dafne ją puściła, Carter zmierzyła wściekłym wzrokiem. Niby były u niej, ale wiedziała że przyjaciele w razie sporu stanowczo poprą Dafne. -Czyli że chcesz tu zamieszkać?
-A co pokoju wolnego nie masz?
Uderzyła w najczulszy punkt każdej arystokratki. Majętność.
-Żebyś wiedziała że mam.  to kilka, możesz sobie wybrać. 
-No to świetnie. Ale posłuchaj mnie królewno. Nie myśl sobie że przyjechałam tu ze względu na ciebie, czy żeby spędzić czas z Pansy. Uwierz mi że to dla mnie praktycznie żadna przyjemność. Jestem tu tylko i wyłącznie ze względu na Lyrę. Bo ani ty, ani ja ani Pansy ani nikt w tym syfie nie wie co oznacza próba samobójcza albo strata rodzica.  A Diana miała i próbę samobójcza i straciła Adara, a obie wiemy że była dla niej matką. I TYLKO Diana dojdzie do niej rozumiesz mnie?
-Mhm.- odpowiedziała ze złością w głosie Carter. Znała Dafne ze szkoły i wiedziała już jak będzie wyglądało jej życie w tym mieszkaniu. Będzie wybrzydzała przy jedzeniu, głośno mówiła i nie będzie już takiej atmosfery... wiedziała że Dafne rozwali cały dom do góry nogami.
Gdy panna Greengrans sarkastycznie się uśmiechnęła i odeszła, Carter poczuła wzrastającą odwagę na odpyskowanie brunetce. Jednak nic nie powiedziała.
Dafne poszła prosto do pokoju Lyry, która tego samego ranka wróciła. Bez pukania weszła do pokoju przyjaciółki, która leżała na łóżku i patrzyła się tępo na ścianę. Wiedziała że to absolutnie jest nie jest moment na pogawędkę. Po prostu przy niej usiadła.
~*~
No siemka
Sorry że tak długo się nie odzywałam, ale chyba sama rozumiesz że to nie były dobre chwile na ploteczki przyjaciółek. 
Nie wiem czy zostałaś o tym poinformowana, ale ojciec Lyry zmarł a ona zrobiła to samo co ty w Wigilię. Chyba obie zdajemy sobie sprawę z tego że niezbyt nadaje się do pocieszania, a Ty wiesz przez co Lyra przechodzi, uważam że nikt tak jak Ty jej nie pomożesz. Wbij do domu Carter (nie jest z nią aż tak źle, nie martw się). Ona mieszka w Mayfair na Oxford Street 5, łatwo jest trafić otworzyłam już kominek dla Ciebie.
Ps. Draco już wie.
Dafne.
~*~
Diana stała na holu na piętrze  patrzyła się na dwóch postawnych czarodziei którzy wnosili dwie myślodsiewnie i dwie szafki z flakonikami.
-Gdzie dać tą, panienko?- zapytał jeden z mężczyzn patrząc na samotnie stojącą dziewczynę.
-Sama nie wiem…- przyznała się blondynka. Prawda była taka że obie były identyczne.- Niech pan da tą do mnie.- postanowiła w końcu. Mężczyzna wykonał jej prośbę a gdy Diana rzuciła krótkie ‘dziękuję’ szybko zamknęła drzwi. Chwyciła pierwszą lepszą fiolkę, chcąc zanurzyć się w wirze wspomnień.
Wylądowała w dobrze znanym jej miejscu. Dormitorium Dracona. Ktoś był za kotarą jego łóżka. Podeszła do łóżka, słysząc ciche jęki. Z każdą sekundą czuła się coraz bardziej niezręcznie. Niemal od razu wyczuła co się dzieje na posłaniu brata, nawet chciała od razu wrócić jednak zobaczyła bluzkę Lyry na podłodze. Gdy wsłuchała się, usłyszała głos Lyry.  Gdy tylko zauważyła że jedna z zasłon nie jest dociągnięta do końca. Podeszła i spojrzała przez szparę, do końca nie wiedząc czy chcę zobaczyć co się tam dzieje.
Na skraju łóżka siedział Draco całując po szyi Lyrę, która siedziała na nim okrakiem. Gdy Diana tylko zauważyła że Parkinson nie ma na sobie ubrań, natychmiast wyszła ze wspomnienia.
-Cholera.- powiedziała sama do siebie Diana patrząc się tępo w ścianę. W tej samej chwili Draco wszedł do pokoju siostry, trzymając w dłoni jakiś list.
-Jedziemy do domu Carter.
~*~
-Draco, to nie jest dobry pomysł.
-Przecież sama tyle gadałaś o tym, że chcesz ich zobaczyć- zirytował się siedemnastolatek. Nie dość że targał ze sobą bagaż zarówno swój i siostry, to jeszcze musiał jej wysłuchiwać. Oczywiście największy kawałek pokonali na miotłach, jednak gdy zobaczył że Diana traci równowagę, postanowił dwa ostatnie kilometry pokonać pieszo. Mimo próśb Diany to on nosił jej bagaż. Wiedział że tak będzie szybciej a nie mógł doczekać się chwili gdy zobaczy Lyrę.
-To tu?- zapytała patrząc na ładną kamienicę. Pokiwał głową, targając po schodach walizki. Wiedział że muszę się śpieszyć, aby nikt ich nie zobaczył. Ku zdziwieniu Dracona, drzwi otworzono niemal natychmiast w nich stała Dafne.-
-Właźcie szybko.-  powiedziała otwierając na oścież drzwi. Gdy bliźnięta już się rozglądały po holu, jak najszybciej zamknęła drzwi i utkwiła wzrok w wpatrzoną w nią Dianę.- Hej.
-Tęskniłam.- odparła blondynka drżącym głosem Diana. Dafne w przeciwieństwie do Diany wyglądała tak jak zawsze. Miała na sobie wysokie kremowe trampki, ciemno jeansowe, krótkie i podarte spodenki, granatową bokserkę oraz różową koszulę z krótkim rękawkiem, rozpinaną w fioletową kratę. Widać było że śpi dobrze, choć była dość blada, a jej brązowe włosy, sięgające łopatek były idealnie rozczesane. Diana nigdy nie pomyślałaby że panna Greengrass właśnie się ukrywa, z dala od cywilizowanego świata. Miała oczywiście w dłoni papierosa. Natomiast Diany nie szło poznać. Dafne myślała że jej przyjaciółka wyglądała źle już w Hogwarcie, ale wówczas było o wiele gorzej. We blond włosach miała kołtuny, oczy straciły wszelki wyraz, policzki opadła a wory pod oczami były o wiele bardziej widoczne na śmiertelnie bladej twarzy. Ale najbardziej zdziwiła ją ciemnozielona bluza z kapturem i długimi rękawkami. Dafne już wyczuwała co się kryje za rękawami.
Mimo przyjaźni która łączyła obie dziewczyny, wówczas była między nimi jakiś  nieprzyjemny mur, któr po paru sekundach przerwała Dafne.
-No chodź tu.- mruknęła, przytulając przyjaciółkę. Ku swoim zdziwieniu zobaczyła że Diana nie odwzajemniła tego gestu. Wręcz ją odepchnęła.-Dianka… no coś ty…
-Gdzie będę spała?- zapytała szybko dziewczyna, unikając jej wzroku.
-Schodami, drugi pokój na lewo.- odparła nadal zdziwiona Dafne.
-Dianka, idź zaraz przyniosę ci walizkę.- dodał szybko Draco, obejmując siostrę i delikatnie pchając siostrę w stronę schodów. Ta wspięła się na nich na piętro, a wówczas Draco szybko zwrócił się do Dafne.
-Torturował ją.- Dafne zrobiła jeszcze większe oczy- Uznał że ona wie co u Davis i kazał jej mówić… a ona nic nie wie.
-Czemu jej nie powiedziałeś?
-A myślisz że by mi uwierzyła? Że pół sierota jest córką Czarnego Pana? Poza tym… sama mówiłaś że dość się nacierpiała przez Tracey.
-Co on jej robił?- dopytywała się Dafne.
-Cruciatus… groził jej, coś mówiła o wężu… od jakiegoś miesiąca już taka jest.- odpowiadał bez większych emocji Draco.- Musimy się nią zająć… ja nie chcę żeby ona taka była…
~*~
-Idź stąd.- przerwała monolog Diany, Lyra. Blondynka spojrzała na nią ze zdziwieniem.
-Proszę?
-Wynoś się z mojego pokoju.- warknęła Parkinson, czując że złość która w niej tkwiła od śmierci ojca, musi wreszcie się ulotnić. Już czuła że wyżyje się na Dianie.- Nic nie wiesz o życiu.  Nic o lojalności, o ryzyku, NIC! Nigdy nie musiałaś nadstawiać karku, zawsze dostawałaś to co chciałaś, jesteś nietolerancyjną, rozpieszczoną księżniczką! Nic nie szanujesz, na nic nie musiałaś pracować! Nie szanujesz ludzi! Nigdy nie kogo nie straciłaś! Nigdy nic cię tak nie zraniło…
-A Adara?- weszła w jej słowo zdenerwowana już Diana.- Zabił ją! Zabił jedyną bliską mi osobę! Jedyną która zawsze była przy mnie! Przy tobie też, a nawet na pogrzeb nie przyszłaś! I ty mi będziesz mówiła o lojalności?  Poradziłabyś sobie bez Dary? Nie! Co ja ci zrobiłam, że o całe zło obwiniasz mnie?! Cokolwiek złego się nie stanie, wypominasz mi wszystkie błędy w każdym moim zachowaniu widzisz złą stronę!
-Bo ciągle popełniasz te same błędy! Te same, na niczym się nie uczysz! Nadal jesteś tak samo słaba i naiwna! Czemu się tniesz? Myślisz że tego nie widać? Jest tak ciepło a ty wszędzie biegasz w długim rękawku. Przecież tego chciałaś, być jedna z nich wiec czemu tak się nad sobą użalasz nad sobą?!
-Bo nie wiedziałam że mój brat będzie na tym cierpiał! Nie wiedziałam że to tak trudne!
-Bo myślisz tylko o sobie!
Zabolało.
-JA MYŚLE TYLKO O SOBIE!?- wydarła się na cały głos Diana, cała czerwona- JA?! I co może z własnej arogancji poszłam Z NIM do łóżka?!
-To była twoja decyzja! Nie musiałaś tego robić!
-Musiałam! Myślisz że to było dla mnie przyjemne?! Myślisz że zrobiłam to dla przyjemności? Gdyby nie to, mój brat  nie żyłby już od świąt! Zrobiłam do la niego! Kochałam się z Czarnym Panem tylko dlatego bo wszystko zrobię dla brata!
Lyra wściekłym wzrokiem zmierzyła Dianę.
-Sprzedałaś się w wieku piętnastu lat,  nie wmówisz mi że współżycie tak cię zabolało.
-Ale z miłości! A nie z przymusu! A poza tym, skoro tak mówisz o lojalności i szczerości , to może przyznasz mi się co robiłaś z moim bratem w jego dormitorium, kilka miesięcy temu? Ja ci się przyznałam po mojej nocy z Blaisem. Bo tak rozumiem szczerość w przyjaźni.
-Skąd ty to wiesz?- zapytała po chwili Lyra- POWIEDZIAŁ CI?
-Nic mi nie powiedział.- odparła, równie zła Diana- Przywieźli nam myślodsiewnie z Hogwartu. Pomyliłam jego szafkę z moją. Czemu mi się nie przyznałaś?
-Co cię to obchodzi? Przecież ty masz Gerda.
-TAK! NAJLEPIEJ!- wrzasnęła ponownie Malfoyówna- Wypominajcie mi że się zakochałam, akurat w tedy gdy Blaise sobie o mnie przypomniał!
-Nie! To ty powinnaś uszanować to że on cię kocha!
-Kocha Davis!
-Kocha ciebie idiotko! A ty zamiast…
- Czemu nikt nie latał za nim gdy wybrał Tracey, czemu nikt nie mówił o moich uczuciach?! Czemu w tedy każdy miał to w nosie? A gdy Blaise się odezwał to nagle ja jestem tą złą! Jestem z Gerdem bo kocham, jestem z Gerdem bo…
-Bo ojciec ci kazał znaleźć męża.  Tylko dlatego z nim jesteś.
-Jestem bo do siebie pasujemy!
-Taa? Spójrz na to.- pokazała jej, zdjęcie narzeczonych- Widzisz? Wy do siebie nie pasujecie! Jeszcze to jego nein, ja jejku, no! Albo Ich lebie du, nawet to brzmi jak rozkaz rozstrzelania! Dalej czekałabyś na Blaise gdyby nie to że musiałaś sobie kogoś znaleźć…
-Ale jestem, z nim, musicie to zrozumieć!
-Jakbyś chciała , to byś walczyła o swoje uczucia!
-Żeby mnie wydziedziczyli? Gdzie ja w tedy znajdę prace? Będę skończona. Kocham Gerda i z nim będę.
-Jesteś głupia…
-Walczę o siebie! Ty też powinnaś!
-O nie, ja walczę o przyjaciół! Poświęcam się dla nich!
-Tak samo jak ja za mojego brata! Przeżyłam dokładnie to samo co ty!
-Nie kłam, Diana.- wyśmiała ją Lyra.
- Też musiałam poświecić się dla bliskiej osoby, też chciałam się zabić, też mi było ciężko, różnica między nami jest taka że ty masz wybór! Ja nie.
-To o niego zawalcz, idiotko! Tak jak ja! Blaise wyniósł się stad wyniósł jak tylko usłyszał że ty i Gerd możecie się tu pojawić…
-Tak wiem. Odwiedził mnie i zwyzywał. – postanowiła ją poinformować. Atmosfera była okropna. Dziewczyny po raz pierwszy się aż tak pokłóciły.
-Po prostu był szczery.-uznała brunetka.
-Nazwał mnie dziwką i ociekają fałszem szmatą. I wiesz co? Mam dość.
-Ja też!
-Przestań mi przerywać!Zaryzykowałam, zmieniłam datę ślubu tylko dlatego żeby móc ci pomóc. A ty wychodzisz do mnie z ryjem. A skoro już tak sobie wypominamy wszystko, to powiedz mi czemu podczas całej szóstej klasy ani razu nie zapytałaś się jak na misji? I ani razu nie chciałaś ze mną porozmawiać na temat cięć? I wiesz co? Jakbym mogła, to jeszcze raz powtórzyłabym Boże Narodzenie, jakbym tylko mogła polepszyć sytuację z Draconem.
-Cholera, ludzie chcą spać.- do pokoju weszła Dafne w swojej piżamie i szarym, śliskim szlafroczku. Spojrzała na kłócące się przyjaciółki- Miałyście pogadać.
-Nie potrzebuje litości.- odparła wściekła Lyra- Na jaką cholerę ja na mnie nasłałaś?
-Sama chciałam ci pomóc.- zwróciła się do niej oburzona Diana.
-A mogę wiedzieć po co?
-Żebyś się w sobie tak nie zamknęła, jak ja po mojej próbie samobójczej!
-Uspokójcie się, bo ludzi pobudzicie.- syknęła Dafne. Ściągnięcie Diany było jej pomysłem i chciała by to wypaliło i aby nikt a szczególnie Carter nie kwestionowała jej pomysłu- Czemu na nią naskoczyłaś?
Dziwnie czuła się wypowiadając te słowa. Zazwyczaj to ona się z kimś kłóciła a to Diana lub Lyra zadawały tego typu pytania. Role się odwróciły, niestety na niekorzyść Dafne, która znacznie wolała kłócić się niż godzić się z kimś, a co dopiero innych.
-Bo to moje życie i moje problemy.- odparła Lyra zakładając ręce na piersi. Nie chciała by nikt się nad nią litował.
-Uznałaś że nigdy nic nie przeżyłam i Blaise miał racje wyzywając mnie od szmat!- dodała natychmiast Diana.
-Serio tak cię nazwał?- zdziwiła się Dafne, odbiegając od tematu. Nie mogła uwierzyć że chłopak który ponoć ją kiedyś kochał, wówczas tak bardzo obraził. Dafne, specjalnie nie ruszało jak słyszała takie epitety w swoim kierunku jednak wiedziała ze Dianę to na pewno zabolało.- Nie przyznał mi się… Ale nie martw się, kiedyś bardziej cię obrażano.
-Taak? A jak?
-Jego dziewczyną. Idź zażyj leki.- powiedziała Greengrass przytulając Dianę i pokazując jej brodą drzwi. Gdy blondynka wyszła, od razu zwróciła się, do Lyry- Mi tez masz coś cennego do powiedzenia?
-Teraz będziesz po jej stronie?
-Po niczyjej nie jestem, ale jakim prawem wypomniałaś jej Blaise i Gerda? Mały cyrk zrobiłaś gdy się dowiedziałaś?
-Ale o co ci tak właściwie chodzi? Wygarnęłam jej prawdę tak jak ty jej, mi i wszystkim innym!
-Ale nigdy nie wypomniałam Josha! Obstawiam że ona tobie też nie. Sorry Lyra, nie mówię że ja jestem święta albo Diana, bo obie zrobiłyśmy w cholerę złego ale nie wypominamy ci twoich zawodów miłosnych, bo tego się nie robi w przyjaźni!
-Czy ja wam  zabraniam wypominać mi błędów?

-I wypominamy.- powiedziała ciężko Dafne- Chodź spać, póki jest ciemno.

3 komentarze:

  1. Tak cudowny rozdział !
    I to jego Ich libe dich, to nawet brzmi jak rozkaz rozstrzelania! - myślę dokładnie to samo! :D
    Nabrałam weny, mam pomysł...och, cudownie, naprawdę!

    OdpowiedzUsuń
  2. No hej :) czytam twojego bloga już od pewnego czasu i muszę przyznać że jest to jeden z lepszych blogów jakie czytałam w życiu ^^

    Sposób w jaki opisujesz Dianę sprawia, że bardzo łatwo jest zrozumieć bohaterkę i jej zachowania, oraz wczuć się w jej położenia. Postać Draco mnie zadziwia. Raz miły i troskliwy a innym razem okropny i dość wkurzający co osobiście uwieeelbiam :) Jedyne rzeczy których mogę się czepiać jest dramione które wplatasz w tą opowieść. Ni żeby było w tym coś złego. Co kto lubi, a ja nienawidzę tego parringu :p ale i nagłe zniknięcie Astorii bez uzasadnienia. Jednak cieszę się że sobie o niej przypomniałaś. Jest to jedna z moich ulubionych postaci nie tylko twojego opowiadania ale i ogólnie. Jestem również ciekawa czy jej słowa które skierowała do Zabiniego

    "Wiesz Blaise... jak się kogoś kocha chce się jego szczęścia."

    Mają jakiś punkt zaczepienia. Pamiętam również jej rozmowę w Skrzydle Szpitalnym w którym opisywała swoją "koleżankę" (jednak wiemy że miała na myśli siebie) i zachowanie Draco, na i po jakiejś imprezie. Więc sądzę że miały. <3 <3

    Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Pozdrawiam i życzę weny
    ~Dorothy

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem pod wrażeniem rozdział jak zwykle genialny.Nie mogę doczekać się kolejnego :D

    OdpowiedzUsuń