„Ile razy upaść by odnaleźć równowagę?” //Paluch
Pansy opadła ze zmęczenia, kładąc się na biurku Dracona.
Ciężko oddychała, gładząc się po brzuchu. Draco natomiast stał naprzeciwko
niej, zezłoszczony. On chciał dalej. Pansy wcale go nie zadowoliła, bynajmniej
nie tak jak tego wymagał. Nie chciało mu się poszukiwać nowej dziewczyny, a już szczególnie nie miał ochoty latać za
Lyrą, która najwyraźniej go unikała. A Pansy była cholernie łatwą zdobyczą.
Problem chyba tkwił w tym że to co łatwe, ma małą wartość.
Bez słowa, chwycił Pansy za biodra do siebie, pakując się
między jej nogi. Dziewczyna już po chwili piszczała, na całe dormitorium.
-Chodź… chodźmy na łóżko- wyjęczała Pansy .
-Nie.- warknął Draco i zaczął być coraz bardziej agresywny.
Był wściekły, poniewierany, poniżony, bezsilny i miał wreszcie szanse dać upust
swoim emocjom. Ona chciała pieprzyć się na JEGO
łóżku? O nie, nie była wystraczająco wyjątkowa. Była tylko jedna dziewczyna
która dostąpiła tego zaszczytu. A Pansy, daleko było do Lyry. Draco nawet nie był nią zauroczony. To ona zawsze
chwytała się, pierwszej sposobności by móc zostać z nim sam na sam.
Pansy chciała podnieść się,
by pocałować ale ten gwałtownie się odsunął.
-Co się stało?-zapytała Pansy, odgarniając spocone włosy na
bok.
Draco utkwił w niej swoje zimne oczy. Nagle poczuł okropną
chęć spoliczkowania Pansy, ale uspokoił się w porę. Nigdy, nie uderzył żadnej
dziewczyny i tak powinno pozostać.
Po dwóch miesiącach ciągłej opieki nad Dianą, pocieszania
jej i dbaniem o siostrę, nazbierał się w nim wielki wulkan złości. Torturowanie czarodziei, na żądnie Czarnego
Pana wcale mu nie pomagało. Wzbudzało jedynie, coraz większe poczucie winy i
bezsilności. Nie miał się na kim wyżyć, wykrzyczeć, cokolwiek. Krótkie kłótnie
z ojcem przy rodzinnych obiadach, też nie pomagały. Czekał właśnie na ten
moment, gdy będzie mógł wykorzystać jakąś pannę do ukojenia złości.
-Mogłaś postarać się bardziej. –odparł chłodno- Żadnych
postępów.
-Postaram się!- zapewniła go, ale ten jedynie wzruszył
ramionami i usiadł na fotelu, przyglądając się upokorzonej Pansy.
~*~
Diana nawet nie próbowała zasnąć. Po co? Leżała patrząc się
w sufit. Przestawała już nawet odczuwać ból przy Mrocznym Znaku. Czarny Pan
doskonale wiedział jak zadać jej najgorszy ból. Ból fizyczny, doprowadzający do
załamania psychicznego, niezwykle sprytne posunięcie. Zazwyczaj ludzie robią na
odwrót.
Z pokoju obok, dochodziły ją jakieś jęki, chociaż dopiero
gdy się na nich skupiła, mogła je wyraźniej usłyszeć. Zastanawiała się przez
chwilę, kim zabawiał się Draco i uznała za kompletnie niesprawiedliwy, fakt że
ona już miała mieć narzeczonego, a Draco nadal pieprzył się z kim popadnie.
Chciała przestać myśleć . Odpłynąć, zrelaksować się. Ale nie
miała dosłownie jak. Leków od Gerda, nie dało się przedawkować, już próbowała. Obojętnie
czy zażyje się jedną, dwie czy dziesięć- efekt za każdym razem był taki sam.
Właściwie to żaden, leki były za słabe. A jakieś eliksiry? Oh, nawet to
odpadało. Nie miała w sypialni absolutnie żadnych. Nawet alkoholu, by zatopić w
nim smutki. A różdżka? Draco sprawdzał za każdym razem, ostatnie rzucane nią
zaklęcia. A nie chciała by był zły.
W każdym bądź razie, była skazana na tą straszną
bezczynność. Nie widziała sensu w komunikacji z ludźmi. Nawet z bratem. W czym
ma to pomóc? Gdyby Adara… gdyby ona jeszcze żyła, na pewno byłoby inaczej. Z
nią by porozmawiała. Ale Adara leżała zimna w trumnie, razem ze swoimi dziećmi
i mężem.
Nagle zastanowiło Dianę, jak Adara dała sobie radę po katastrofie
jaka ją spotkała, jakieś piętnaście lat temu. Albowiem, w tamte święta Bożego
Narodzenia, Adara miała już męża, synka i była w ciąży z córeczką. Cała trójka
postanowiła przetransportować się w kominku , za pomocą proszka Fiuu do Malfoy Manor, jednak coś się nie powiodło
i cała rodzina z hukiem wylądowała w salonie państwa Malfoy. Mąż i synek Adary
zginęli na miejscu, a ona poroniła. A mimo to, bez pomocy psychologa Adara
wyszła na prostą. Jak?
Nagle w świadomości Diany pojawiła się okropna wizja. A jeśliby
to jej rodzina przeżyła taką katastrofę? Oh, nie. To niemożliwe.
Chociaż może tak by było lepiej? Umrzeć szybko i bezboleśnie
niż, przeżywać to co wówczas? Lęk, paranoje, okropny i ciągle powracający ból?
Im głębiej wchodziła w te wspomnienia, tym gorzej się czuła.
Przypomniała sobie Boże Narodzenie rok temu. Co zrobiła dla Dracona? Udowodniła
jak potrafi być zdesperowana. A późniejsze tortury? Mroczny Znak, to oczywiste.
Oraz sam bezpośredni ból, stosowany przez Czarnego Pana wobec niej. Nie pamiętała
już bezpośredniego bólu, ale mimo to wspomnienia nie dawały jej normalnie
funkcjonować.
A jak by wyglądało jej życie jeśliby Czarny Pan nie powstał?
Dumledore i ojciec Lyry by żyli. Draco by nie cierpiał z powodu odejścia
Hermiony. Diana nie oddałaby swojego ciała. Ojciec i matka nadal byliby
wpływową, arystokratyczną rodzina. Tata nie wylądowałby w Azkabanie. Mugolaki
nie musiałby uciekać. Diana nie stałaby się milcząca i zamknięta w sobie.
Byłoby lepiej.
~*~
Blaise’a obudziły
promienie słoneczne. Przetarł zmęczony oczy i spojrzał na Tracey leżącą przy
nim. Spała, nie poruszając się, będąc odwrócona od niego plecami. Blaise westchnął i wstał z łóżka.
Podszedł do lustra i przyjrzał się swojemu wyrzeźbionemu, nagiemu ciału.
Przypomniał sobie jak ćwiczył już w czwartej klasie, aby zaimponować Dianie.
Lubił jak panna Malfoy dotykała jego brzucha, zachwycając się nim. Ale co z
tego? Urocza panna Malfoy została sprzedana Czarnemu Panu. Urocza panna Malfoy
była jeszcze smutniejsza niż kiedyś. Urocza panna Malfoy już nie była
czternastolatką której imponował jedynie biceps. Jego królewna z porcelany
została rozbita na małe kawałeczki.
Urocza panna Malfoy miała starszego o dziesięć lat
narzeczonego, lekarza szkolnego i nauczyciela zielarstwa.
Nagle ktoś głośno zachrapał. Blaise spojrzał na odbicie w
lustrze, śpiącej Tracey. No tak. Tracey Riddle. To ona była przecież jego
królewną, nie Diana. Kochał Tracey, nie chciał jej stracić. Musiał pilnować,
aby nikt nie dokuczał Tracey ze względu na jej pochodzenie. Musiał się zająć,
właśnie Tracey. Nie Dianą. To Tracey była nowym rozdziałem życia. A rozdział w
którym ważną role pełniła Diana, był pomyłką. Panienki, alkohol, seks, wszystko
wulgarne i wyzywające. A w tym wszystkim urocza Diana Malfoy, siostra jego
przyjaciela. A co miał niby mówić Draconowi? Że obracał jakieś łatwe
dziewczynki, ale zawsze w końcu wracał do Diany? Imponowała mu tylko urokiem osobistym. Ale co
miała oprócz tego? Słabą psychikę, brak asertywności. Zawsze w cieniu
wyniosłego, starszego brata. A gdy już, zbuntowała się, to nie mógł jej poznać.
Alkohol i Dianka? Co to za połączenie? A jednak. Ponadto pewność siebie,
przyjaźń z Dafne.
Tracey była inna. Nie rozpieszczona, od małego opiekowała
się chorą mamą, pracowała na to wszystko co Diana dostawała ot tak. Od kiedy zrezygnował z Diany, nie czuł się
niekomfortowo gdy rozmawiali z Draconem o atutach innych czarownic. Przecież w
ogóle nie irytował go związek Diany z Gerdem. Wręcz przeciwnie, jeszcze
bardziej upokorzył on Dianę. Ślub z przymusu, z byle kim? Co to miało być? Co
widział w tak uległej dziewczynie?
-Tak, właśnie. –wymamrotał patrząc w lustro. Następnie
podszedł do komody i założył na siebie bokserki. Użył swoich ulubionych perfum,
umył zęby oraz twarz. Szybko przeczesał ciemne włosy. Wyrzucił prezerwatywę do
kosza i wyciągnął również szlafrok dla Tracey. Następnie usiadł na skraju łóżka
i pogłaskał rękę dziewczyny- Pobudka, kochanie… wstawaj, zaraz śniadanie.
Tracey leniwie otworzyła oczy i spojrzała na swojego
chłopaka.
-Mmm…- wymamrotała- nie chcę mi się…
-No już.- zaśmiał się Blaise, próbując koncertować się na
jej twarzy- kocham cię, wiesz?
~*~
Diana piła kolejnego
drinka, śmiejąc się wraz z Dafne. Obie wręcz darły się na cały Pokój Wspólny
wypełniony ludźmi, którzy nie zwracali uwagi na dwie pijane piętnastolatki. W
końcu wstały i ledwo utrzymując się na nogach, zaczęły tańczyć, a właściwie
skakać wraz z tłumem ślizgonów. Dafne w pewnej chwili zaczęła, kręcąc pupą,
zniżać się w dół a później znowu w górę, do rytmu muzyki. Diana zaśmiała się,
nie do końca mając świadomość tego co robi. Alkohol uderzył jej do głowy.
Skakała, śmiała się, tańczyła z byle kim, nawet nie zauważyła gdy Dafne
zniknęła z jakimś chłopakiem.
W końcu niemal opadła
z sił i wróciła do baru.
-Coś jeszcze,
ślicznotko?- zapytał, uroczy brunet z baru. Poprosiła o sok dyniowy, i już po
chwili popijała go, trzeźwiejąc już.
-Co sama siedzisz?-
przysiadł się Blaise, szczerząc do niej zęby. Od razu zauważył ze była już
wstawiona, ani trochę mu się to nie podobało. Nie mógł, pozwolić jej na jeszcze
więcej. –Zapraszam, na parkiet!
Dopił za nią sok i chwycił
za dłoń. Diana tańczyła z nim, ocierając się o niego swoimi plecami. Blaise’a
niesamowicie tym podniecała. Tańczyli, trzymając się jedną dłonią razem. W końcu
Diana odwróciła się , twarzą do Blaise’a a ten nie wytrzymał i wpił w nią usta.
-Jezu, Blaise!-
zawołała Diana, odpychając chłopaka.-Co ty robisz?
-Diana…
-Blaise, wiesz że
jestem z Richem!- powiedziała ostrzegawczo, mimowolnie uśmiechając się- Nie rób
tego więcej…
-Posłuchaj mnie…-
chwycił ją za dłoń i pociągnął do rogu. Usiedli razem na sofie i Blaise zaczął
powoli dobierać słowa, aby nie powiedzieć czegoś co będzie później żałować- ja
wiem, co ty o mnie myślisz, ale przecież pamiętasz jak nam było razem dobrze- po czym dodał szybko- i nie
przerywaj, mi proszę! Naprawdę mi na tobie zależy.
-Mi na tobie też…
-Sama widzisz! Diana,
proszę, wiesz że nie kłamię.
-Jestem z Richem-
przypomniała mu dobitnie- Nie mogę… my nie możemy.
-Dlaczego? Nie wmówisz
mi, że wolisz go ode mnie!
-Tu nie o to chodzi,
Blaise. Chodzi o to że ty… dziewczyny, alkohol, te twoje zabawy… ty nie dojrzałeś
do poważnego związku. A tym bardziej ze mną… przepraszam. – pochyliła się nad
nim i ucałowała go w policzek. Następnie odeszła, szukać swojego chłopaka, by
spędzić z nim nieco czasu. Wściekły Zabini zauważył jakaś blondynkę, chyba z
czwartego roku. Nie myśląc wiele, podszedł do niej i zaczął rozmowę. Po
godzinie, już byli razem w łóżku.
Diana to widziała.
Zabolało, jednak nie mogła dać tego po sobie poznać. Przecież postąpiła
słusznie…
Panna Malfoy wyciągnęła głowę z myślodsiewni. Wzięła kilka
wdechów i doszła do siebie. Podziałało pomyślała.
Tak, to właśnie to. Zanurzać się w wspomnieniach. Tego Draco, ani nikt inny jej
nie zabroni.
Diana doszła do wniosku, że gdy zanurza się we
wspomnieniach, nie myśli o tym co się działo wokół niej. Bez namysłu chwyciła drugą fiolkę.
Diana wylądowała w
holu, Malfoy Manor. Koło niej przemknęła
dziewczynka, trzymając kurczowo pewną fotografie w rączce. Zatrzymała
się przed drzwiami i zapukała. Uchyliła
delikatnie drzwi.
-Przepraszam, mogę
przeszkodzić?- zapytała, cichutko jakby w środku obradowała Rada w jednej z
wielu sali w Ministerstwo Magii.
Lucjusz uniósł wzrok
znad wielu papierów na swoim biurku. Widząc córeczkę , miał ochotę ją zbesztać.
Jakim prawem mu przeszkadzała w pracy? Miała za mało zajęć?
-Nie. – odparł
chłodno.
-Ale tatusiu…-zaczęła
Dianka, jednak zrezygnowała z prób. Bała się zdenerwować ojca, więc opuściła
wzrok. Natomiast Lucjusz, nie wiedział przez chwilę co ma powiedzieć. Tatusiu?
On nigdy nie odważyłby się, powiedzieć
tak do swojego ojca. Diana też tak nie mówiła. Nagle Lucjusza, przeszedł
nieprzyjemny dreszcz. Jego ojciec, na pewno wygoniłby go, gdyby zachował się
jak Diana. A przecież tyle razy obiecywał sobie że nigdy nie będzie taki jak
jego ojciec. –Przepraszam…
-Diano.- odezwał się
już nieco łagodniej. Dziewczynka spojrzała na ojca a na jej twarzy pojawił się
uśmiech- Chcesz mi coś powiedzieć?
-Oh tak, tatusiu!-
zawołała dziewczynka- Popatrz co znalazłam!
-Podejdź.- słowo
klucz, przez które Diana poczuła się w
pewnym stopniu ważna. Tata pozwolił jej podejść do siebie. Ten władczy, pewny
siebie mężczyzna który tak jej imponował, pozwolił córce na jakiś fizyczny
kontakt. Diana już w tedy, strasznie chciała by kiedyś ktoś i przed nią czuł
taki respekt. Podbiegła do taty i pokazała mu fotografie na której młody
Lucjusz, obejmował młodą Narcyzę. Diana rzadko widywała taką wylewność u swoich
rodziców. –To… ja i twoja matka.
-Wiem, ale tak
myślałam jak się poznaliście- zaczęła-
opowiedziałbyś mi?
Lucjusz ponownie
zaniemówił. Nigdy nikomu nie opowiadał o takich rzeczach.
-Idź do mamy.- odparł
krótko. Dziewczynka ponownie opuściła smutna głowę. Przez to zdjęcie, pomyślała
że tatę stać na jakieś głębsze uczucia,
których osobiście nigdy nie doświadczyła. Lucjusz zaczął bić się z samym sobą.
Gdy Diana już wyszła, nie mógł skupić się na pracy. Poczuł wręcz wyrzuty
sumienia. Nie do końca wiedząc co robi, wstał i poszedł po raz pierwszy od tak
dawna do pokoju Diana. Jego córka wówczas leżała na swoim łóżku, snując
najróżniejsze sytuacje podczas których jej rodzice mogliby się poznać. Widząc
tatę, zaniemówiła. Ten zamilkł i usiadł na fotelu. Zaczął powoli opowiadać
Dianie, to co tak bardzo ją interesowało. Im dłużej mówił, tym Diana pozwalała
sobie na większą wylewność, której Lucjusz kompletnie nie znał. Jego córka
zawsze była w cieniu brata, spokojna, miła, nie odzywała się nie pytana. Co
najważniejsze nie przerywała nigdy nikomu wypowiedzi. A wówczas, zdarzyło jej
się to. Ba! Nawet odważyła się usiąść mu
na kolanach! Lucjusza to strasznie rozproszyło i przez moment miał nawet
ochotę, jak najszybciej odejść.
Gdy Diana zasnęła mu
na kolanach, po raz pierwszy od niepamiętnych czasów ucałował swoje dziecko.
Gdy siedemnastoletnia Diana Malfoy ponownie znalazła się w
swoim dormitorium, była cała rozpromieniona. Nigdy nie oglądała tego
wspomnienia, a to szkoda. Była pewna że nie raz będzie do niego wracać. Ojciec
ją ucałował.
Nawet zasnęła spokojnie.
~*~
Jak każdego drugiego września, w trakcie śniadania nadeszła sowia poczta.
Draco, mimo tego że najpierw zgrywał pewnego siebie gówniarza, jakby cofnął się
w rozwoju do V klasy, to widząc dwie paczki słodyczy w tym jedną dla Diany od
rodziców i list od nich, poczuł słabość. Tym bardziej, że cholernie zabrakło mu
listu od Adary.
-Idę do Diany- zakomunikował im. Dafne nie odezwała się ani
słowem. Ona nie dostała żadnego listu. Od Larsa również. A jednak związek z
Nottem, wcale jej nie pomagał.
-Nie, ja do niej pójdę- zaprotestowała Dafne, wstając- no
co? Ty nic nie zdziałasz, może do mnie się odezwie.
-Chyba cię głowa boli- syknął Draco, zabierając paczki i
wychodząc już z Wielkiej Sali gdy Amycus Carrarow, jednym machnięciem różdżki
zamykając drzwi. Dosłownie w ostatniej chwili, Pansy Parkinson zdążyła wejść do
Wielkiej Sali. Wściekła Dafne i Dracon, opadli na swoje siedzenia. Lyra
uciszyła ich samym wzrokiem. Nie miała humoru.
Lyra utkwiła wzrok w nowych niedzielach, zastanawiając się
jaki autorytet widzieli w nowym dyrektorze. Oboje, i brat i siostra byli tak
samo brzydcy i zapewne, tak samo głupi. Starała się, dojrzeć w nich coś
człowieczego, jakichkolwiek charakterystycznych cech. Chciała, przestać gapić
się na Dracona który nawet się z nią nie przywitał.
-A więc drodzy czarodzieje
i czarownice czystej krwi, oraz reszto- zaczął Amycus, od początku poniżając
mugolaków. Crabbe i Goyle zarechotali, głupkowato- za godzinę rozpoczynacie
lekcję, według nowych planów lekcji. Najważniejsze zasady wymienił wczoraj
profesor Snape. Jak ktoś ich nie pamięta, to chętnie odświeżę mu pamięć- dodał
oblizując wargi, niczym głodny zwierz- Wszyscy uczniowie Hogwartu, bez względu
na status krwi, pochodzenie, płeć, wiek i stan zdrowia mają obowiązek
uczestniczyć w zajęciach, spóźnialstwo i wagary będą karane- Diana pomyślał natychmiast Draco Diana ma zwolnienie- Jedynym em…
wyjątkiem jest Diana Narcyza Malfoy. – dodał niechętnie Amycus. W Wielkiej Sali
rozległy się pomruki, niechęci.
-Masz jakieś problem, szlamo?- warknął Draco, na jakiegoś
krukona który siedział za nim i głośno wyraził zdanie na temat zwolnienia
Diany- Ciebie pierwszego załatwię.
- Spokojnie, sam sprawdzę stan zdrowia panny Malfoy.-dodał z
uśmiechem Amycus, a Draco poczuł jak wielki głaz osuwa się na jego serce- A teraz jedzcie, szybko!
Po czym ruszył między stołami. Draco również wstał, przerażony wizją
odwiedzin Amycusa u Diany. Śmierciożerca na pewno zacznie zadawać pytania,
które dziewczyna przemilczy. Jednak siostra Amycusa, pojawiła się znikąd i
pchnęła Dracona na miejsce.
-Idę zanieść mojej siostrze śniadanie.- warknął do
nauczycielki- Jest chora.
-Posłuchaj mnie, Malfoy- wysyczała kobieta- Mam głęboko w
nosie czyim jesteś synem. Siedź tu, bo potraktuje twoją chorą siostrzyczkę jako pierwszą Cruciatusem. A ty będziesz następny,
mogę ci to obiecać.
Ta groźba podziałała na Dracona.
~*~
Diana dopiero obudziła się , gdy Amycus Carrarow, bez
pukania wszedł do jej dormitorium. Na widok nowego nauczyciela, przestraszyła
się nie na żarty. Każe jej iść na zajęcia? A może coś jeszcze gorszego?
-Dzień dobry, panno Malfoy- przywitał się, wbrew pozorom
bardzo miłym głosem. Podszedł do jej łóżka i oparł się o balustradę. –Jak się
czujesz?- Diana milczała, patrząc się z przerażeniem na nauczyciela. Z każdą
sekundą, jednak jej strach malał. W końcu torturował ją sam Lord Voldemort. A
co mógł jej zrobić ten marny belfer? - Słyszałem właśnie, że ucięli ci język.
Ale mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że u mnie nie wystarczy raz
wskoczyć do łóżka, by oszczędzić twoją śliczną twarzyczkę. – co to miało znaczyć?! Skąd on wiedział o
zeszłych świętach?! Dziewczyna lekko
podniosła brwi, oczekując na kontynuację- No cóż, przyniosłem ci pomarańcz. –
rzucił jej na kołdrę, dorodny, pomarańczowy owoc- Smacznego. Spokojnie, jeszcze
cię odwiedzę.
Odwrócił się, dość gwałtownie, a jego szata zawirowała w
powietrzu. W drzwiach minął się z doktorem Fussem.
-A ty gdzie?- warknął
Amycus do Gerda.
-Do chorej.- odparł grzecznym głosem.-Mogę już zanieść
pacjentce lekarstwo?
-A nie żonie?- zapytał sarkastycznie Amycus. Dianie serce
zabiło mocniej, ze złości. O co im wszystkim chodziło?!
-Narzeczonej. A teraz przepraszam, muszę już pożegnać, pana profesora.
Diana powoli, wstała z łóżka i podeszła do drzwi. Była dumna
z samej siebie, że tak dumnie kroczyła przez pokój. Gdy Gerd już wszedł do
dormitorium Diany, ta od razu rzuciła się, mu na szyję.
-Dzień dobry, kochanie- wyszeptał jej do ucha i pocałował w
usta. Niewiarygodna radość ogarnęła go, gdy dziewczyna odwzajemniła pocałunek.
Gdy w końcu, oderwali się od siebie, Diana uśmiechnęła się minimalnie i
położyła dłoń na jego sercu. Chciała mu przekazać, że go kocha. Jednak,
najwyraźniej nie zrozumiał.-Po co on tu był?
Diana wskazała palcem na pomarańcz. Gerd pokiwał głową i
mocno przytulił Dianę.
~*~
Draco siedział sam w ostatniej ławce. Zawsze podczas Obrony
Przed Czarną Magią siedział wraz z Dianą, właśnie w tej ławce. To że,
bliźniaczka była wówczas milczącym, przykutym do łóżka, cieniem nie oznaczało
że, ktokolwiek mógłby zająć jej miejsce.
Wraz ze swoimi przyjaciółmi cicho rozmawiali, przerywając
grobową ciszę. Tylko ślizgoni odważyli się na jakiekolwiek rozmowy, luźne ruchy
czy uśmiech. Cała reszta, siedziała wyprostowana, wyczekując nowego
nauczyciela.
W końcu drzwi otworzyły się, hukiem i do klasy wkroczył
Amycus Carrow. Wszystkie twarze,
pokierowały się w jego stronę. Amycus
szedł bardzo sztywno, w przeciwieństwie do przygarbionej siostry. Zatrzymał się
nagle, na środku klasy i spojrzał na swoich uczniów. Analizował po kolei każdą
twarzy, przypominając sobie które z tych dzieciaków, ma wpływowych rodziców.
-Jak dotąd te lekcje , były jedną wielką pomyłką- zaczął
nauczyciel- przez nie, staliście się bandą kretynów, którym wpojono że przed
czarną magią trzeba się chronić. Ci
idioci, nie oświecili was że, czarną magią należy się umieć posługiwać. –machnął różdżką i niewidzialna ręka, napisała na
tablicy trzy zaklęcia. Dafne odchyliła, delikatnie głowę w tył gdy zobaczyła
jak Amycus, spogląda na uczniów, których pochodzenie, było wątpliwe- Finnigan,
Malfoy jazda, na środek klasy!
Dla Dafne stało się oczywiste, co się zaraz wydarzy, jednak
Draco miał zaskoczoną minę. Razem z Finniganem, podeszli do Amycusa. Cała
klasa, patrzyła się w milczeniu, jak nauczyciel odbierał gryfonowi różdżkę.
-Malfoy, masz użyć na Finniganie , dowolnego zaklęcia
niewybaczalnego. Potem oboje opowiecie wszystko, waszym em… kolegom.
Draco spojrzał z przerażeniem na nauczyciela. Co on
wyprawiał?! Po ułamku sekundy, do Dracona doszło również słowo dowolnego. Czyżby nauczyciel
zasugerował, mu uśmiercenie ucznia?
Draco nawet się nie odezwał. Wykonał po prostu ruch różdżką,
powtarzając w myślach prostą regułkę wejdź
na ławkę. Finnigan, wejdź na tą ławkę. Nawet nie musiał, jakoś szczególnie
się postarać. Gryfon już po chwili, skakał na ławce, kopiąc książki Susan
Bones. Zaklęcie imperio zadziałało
dokładnie tak, jak powinno. Jednak im dłużej, Draco kierował różdżkę na
gryfona, tym podlej się czuł. W końcu Seamus, zaczął coś mówić, ale tak niewyraźnie,
że z jego ust wydobywał się jedynie
pisk. Przypomniało mu to Dianę i od razu opuścił różdżkę. Co ja zrobiłem? Pomyślał, patrząc się z obrzydzeniem na własną
różdżkę.
-Świetnie, Malfoy!- pochwalił go Amycus, podchodząc do
blondyna- Dziesięć punktów dla Slytherinu. A teraz, mów do klasy.
-Trzeba się skupić, na jednej komendzie- wymamrotał Draco,
nie patrząc się nikomu w oczy. Nagle, niezwykle ciekawy, okazał się jego prawy
but- Nie dać się rozproszyć. W razie problemów, odpowiednio zachęcić. –cytował,
nauczoną już dawno regułkę- nie opuszczać różdżki, chyba ze o… ofiara-
paskudnie czuł się, wypowiadając to słowo- jest już całkowicie naszą władzą.
Ale to zależy jedynie od silnej woli.
Amycus, poklepał Dracona po plecach i kazał wrócić do ławki.
Od razu, zbeształ gryfona, za brak silnej woli. Draco nie uczestniczył , już
wreszcie zajęć. Był tylko fizycznie. Psychicznie, miał dość tej szkoły już
drugiego dnia.