sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział 24 - Koniec częsci pierwszej.

Nie wiem co ze sobą zrobić i nie wiem co będzie dalej.
Czuję ból w żołądku w głowie, dziwnie mi bije serce.
Wiem że znasz to, ale ja mam dzisiaj tego dużo więcej.
Grunt ucieka mi spod nóg i jest już gdzieś w oddali, 
boli mnie głowa bo właśnie świat mi się na nią zawalił.
~Edzio 'stoje pod twoim domem'
Blaise Zabini zrobił salto w powietrzu, po czym tyłem do bramek rzucił piłkę. Następnie odwrócił głowę, pewny że trafił. Jednak na wysokości środkowej bramki pojawiła się dziewczęca postać. Z daleka nie poznał kim była dziewczyna. Przybliżył się i złapał piłkę rzuconą przez nią.
-Co ty tu robisz?- zapytał, widząc już jej twarz.
-Nie wyżywam się na piłce.- odpowiedziała z ironią Dafne, podlatując do przyjaciela- Co cie gryzie?
Blaise zmierzył ją wzrokiem. Była godna zaufania? W końcu przyjaźniła się z Dianą i Lyrą, mogła im wszystko wygadać... poza tym  była mściwa, rozsiewała plotki gdy ktoś jej się naraził  i była niewątpliwie chamska. Nikt do końca nie wiedział do czego jest zdolna. Potrafiła robić ludziom wielkie chamstwa, co udowodniła wiele razy znęcając się nad szlamami lub zdrajcami krwi. Z drugiej strony nigdy, ale to NIGDY nie usłyszał by Dafne kogoś okłamała lub zdradziła sekret. Co innego, jak usłyszała coś na korytarzu. Ale nigdy nie była aż tak fałszywa.
-Malfoyowa jest aż tak nie dowartościowana czy zdesperowana?- zapytał obracając w dłoniach kafla. Dafne uśmiechnęła się ironicznie. O początku czuła że Blaise będzie czuł się... hmm... zdradzony przez Dianę, jeśli ta sobie kogoś znajdzie.
Męskie ego pomyślała zażenowana sposobem myślenia Zabiniego. Mimo to odgarnęła włosy od tyłu i odpowiedziała.
-Kocha go.
-Jak już masz ze mną gadać, to na poważnie , a nie pieprz mi tu farmazonów.- warknął.
-Zacznijmy od tego.- syknęła w odpowiedzi dziewczyna- Że w ogóle nie muszę z tobą rozmawiać. Przyjaźnimy się dlatego tu jestem, więc stul pysk i to doceń.
-Ja cie prosiłem żebyś to była? Nie przypominam sobie, wiec jak coś ci nie pasuje to spadaj.
-Oj uważaj, bo sam zaraz na tej miotle zlecisz. A Dianka drugi raz ci dupy nie uratuje.
Blaise zamilkł nie wiedząc co ma odpowiedzieć. Gdy startował na ścigającego grupy ślizgonów, przez przypadek ześlizgnął sie z miotły. Cudem udało mu się na nią powrotem wejść- mało tego! Nikt nie zauważył tego incydentu. Później kilka osób potwierdziło że to Diana wyszeptała parę zaklęć. 
Prawda jet taka, że nawet nigdy jej za to nie podziękował. Zapomniał o tym..
-Co ona w nim widzi?- mruknął. W oczach Dafne pojawił się triumf. Oparła się rękoma o miotłę i przeszyła przyjaciela wzrokiem.
-Wiesz co Blaise?- zaczęła, nico zamyślonym tonem-On był przy niej gdy inni się odwracali. Sprawiał ze się uśmiechała gdy inni doprowadzali ją do łez. Gdy ktoś inny dawał jej powody do zmartwień on jej udzielał porad. Podczas gdy ktoś inni nie był pewien czy ją jeszcze chce, to Gerd wiedział że ona jest tą jedyną. W czasie gdy ktoś po cięciu sie, tak cholernie ją ranił- zniżyła głos do szeptu- Gerd pomógł jej wyjść z depresji. Dlatego go kocha.
-Tak się zachowuje przyjaciel! Nie mąż!
-Ona się z przyjacielem nie liże. Nie wiem jak ty.- Blaise zmarszczył brwi nie rozumiejąc jej. Dafne prychnęła z pogardą.- Jak u Tracey?
-Gadamy o Dianie.
-Ale jesteś z Tracey.
-No i?
-No jak u TWOJEJ TRACEY?- naciskała ślizgonka-Dobra jest w łóżku?
-Co?- nie dowierzał własnym uszom. Choć może i powinien. Rozmawiał w końcu z Dafne.
-Lepsza od Diany? Diana ma większe usta. No i nie sprzedaje się na lewo i prawo, ciaśniejsza jest. W sumie to ty głównie w blondynkach gustujesz. Diana, Tracey... brunetki to głównie na jedną noc były... a nie sorry z Lyrą jeszcze chwile byłeś... ale ona ci nie dała. Tracey ci na okrągło daje że tyle z nią jesteś?
-Co ty dziewczyno do mnie pieprzysz?!- zawołał, już sam nie wiedząc co ma mówić- Rozmawiamy o Dianie, nie o Tracey! O co ci chodzi?
Dafne prychnęła prostując się. Mocno chwyciła miotłę gotowa do powrotu na ziemie.
-Zastanów się nad tym co do ciebie powiedziałam. - wymamrotała i zleciała na dół.
~*~
Smok wchodził szybkim krokiem do starej klasy, gdzie kiedyś uczono się zaklęć. W tedy była niemal pusta. Na pierwszej ławce siedziała tylko szesnastoletnia gryfonka. Słysząc otwierające się drzwi, odwróciła się i spojrzała w twarz Draco. Natychmiast stanęła. Stali tak patrząc się na siebie, parę chwil po czym Hermiona ruszyła w jego kierunku. Chwyciła jego dłoń jednak chłopak odrzucił ją gwałtownie.
-Nie dotykaj mnie.- wycedził, ignorując łzę wypływającą z oka dziewczyny.- Słyszałem co mówiłaś do młodej Weasley. I nie udawaj że nie wiesz o co mi chodzi.
-Draco, ja...
-Kochasz Weasleya i nawet nie zaprzeczaj.- wszedł jej w słowo.
-Ty czujesz coś do Lyry...
-Byłem z tobą szczery, mówiłem ci przy najmniejszej wątpliwości. Ty przestałaś być szczera... o ile kiedykolwiek byłaś, Hermiono.  Mówiłem ci  ZAWSZE prawdę. O cokolwiek pytałaś. Gdy ja się pytałem o Weasleya, wymyślałaś własną wersje... mówiłaś mi że nam się ułoży, że będziemy na zawsze razem. To było twoje pierwsze kłamstwo. A szczerość jest podstawą związku.
-Ale ja nie umiem o tobie zapomnieć- mówiła zapłakana, Hermiona, patrząc mu prosto w oczy. On pokręcił głową.
-Musisz. 
-To mi pomóż.- wyszeptała, patrząc na różdżkę. Łzy spływały po jej całej twarzy. Malfoy tak bardzo chciał je otrzeć... ale im szybciej załatwi tą sprawę tym szybciej zapomną... tym mniej będzie bolało.
- Nie umiem.- wyszeptał w odpowiedzi, ostatni raz kładąc pocałunek na pięknych ustach Hermiony Granger.- Żegnaj.
~*~
-Kocham cię.- wymamrotał Gerd do ucha swojej narzeczonej, całując ją po szyi. 
-Ja ciebie też.- szepnęła, z szerokim uśmiechem. Po raz pierwszy od tak dawna czuła się po prostu... kochana.
-Przeszkadzam?- usłyszała męski głos za swoimi plecami. Zdenerwowała się. Nie chciała by ktokolwiek przerywał tą piękną chwilę.  Odwróciła głowę a jej irytacja zwiększyła się gdy zobaczyła twarz Blaise'a- Mogę ją porwać?
Gerd spojrzał pytającą na dziewczynę, która z zdenerwowaniem podniosła się i wyszła ze swojego dormitorium za Zabinim.
-Czego?- zapytała, natychmiast czując dziwne uczucie. To były... chyba wyrzuty sumienia... za ten ton. Zmieszała się.
-Szczęścia w związku życzę.- odparł szybko Blaise. Dziewczyna uniosła pytająco brwi- No tak. Cieszę się że kogoś sobie znalazłaś.
Położyła dłonie na biodrach, zapominając o wyrzutach, a czując jeszcze większą złość. Denerwował ją ten facet. Czyżby on ją chciał obrazić tym stwierdzeniem? Że sobie kogoś znalazła? Była piękną, młodą dziewczyną to chyba oczywiste że sobie znalazła faceta.
-Aha? To że nie skaczę już za tobą nie oznacza że będę sama.
-Przecież wiem... życzę ci powodzenia w związku. Mi jest dobrze z Tracey, chcę żebyś też była szczęśliwa...
-Tak, jestem szczęśliwa- przerwała sycząc- Dziękuję za troskę.
-I już foch.- mruknął Blaise, czując powoli irytację. Przecież nie powiedział absolutnie nic złego. Diana prychnęła- Skoro tak odbierasz moje słowa, to dobrze... powiem tak żebyś zrozumiała: cieszę się że o mnie zapomniałaś.
Niedoczekanie. Pomyślała natychmiast ślizgonka, czując falę złości. Nie wiedziała że Zabini ma aż tak rozległe ego. Taka była jej reakcja podczas pierwszych dwóch sekund... następnie pojawiły się nowe uczucie. Smutku.
-Odchodziłeś ode mnie powoli od wakacji. - zaczęła mówić co czuję- Dalej to robisz. Jak chcesz to odejdź już na zawsze. Ale ja nigdy cię nie zapomnę Blaise...- Diana, przestań... szeptał rozsądek Milcz. Nie mów nic. MILCZ. To co powiesz teraz... jeśli się otworzysz, pozwolisz sobie na moment szczerości,  ktoś to wykorzysta przeciw tobie...- zawsze pamiętam o tych co odchodzą... Nigdy nie będziesz mi obojętny.
-Ale Diana...
-Odejdź.- stawiała twardo na swoim- Teraz. Póki tego chcę.
Po czym uciekła... jak zwykły tchórz... po chwili chciała go przeprosić, za to ale wiedziała jedno. Nie wybacza się tchórzom.
~*~
Draco  Malfoy oraz jego bliźniacza siostra, leżeli razem w  łóżku chłopaka, patrząc się w sufit. Żadne z nich nic nie mówiło. Chłopak czekał na moment w którym jego serce wyszepcze teraz.  Natomiast ona milczała, wyczekując aż jej brat powie to samo słowo tyle że na głos.
Cisze i całkowity bezruch przerwał Dracon,  całując siostrę w czoło. Ona mocniej docisnęła się do jego piersi, marząc o tym by nigdy nie musieć go puści. By już zawsze czuć się tak bezpiecznie.
-Nie dam cie skrzywdzić.- wyszeptał.- Chodź.
Wstał z łóżka, dotykając bosymi stopami zimną posadzkę. Jego siostra, zrobiła to samo, z drugiej strony łóżka. Na jej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia, gdy poczuła zimno przeszywające jej stopę. Jednak mimo to wstała i podeszła do niewielkiej szafki, skąd wyciągnęła swoje rajtki, czarną bokserkę i spódnice oraz żakiet. Obierała się szybko, nawet nie myślą zdziwieniu, zobaczyła jak Draco zakłada drugą baletkę na jej stopę. Spojrzeli sobie w oczy. Oboje mieli tą samą myśl. Jakby patrzyli w lustro.
Diana mając dość tej ciszy, wstała i podała dłoń bratu pomagając mu wstać. Trzymając się za ręce, a w drugiej dłoni trzymając różdżki ruszyli przed siebie. 
Diana trzymała się kurczowo dłoni brata. Szła za nim krok w krok. Przeszli przez korytarz. W tyle usłyszeli rozmowę. Diana rozpoznała tam głos Lyry. Spojrzała na brata, jednak ten miał skupiony wzrok przed siebie. Nie zareagował na głos wicedyrektorki, która nakazywała wrócić do pokojów wspólnych. Szli oboje pustym korytarzem.
Diana weszła za nim do pokoju życzeń. Tam ślizgon się zatrzymał i chwycił siostrę. Położył dłonie na jej policzkach i wyszeptał do ucha.
-Wszytko będzie dobrze, Dianka.- wyszeptał chłopak- Zobaczysz. Szafka działa, jest połączona z Borginem.  Zaraz pojawi się tu ciotka Bella, i paru innych. Oni zajmą się nauczycielami. My w tedy pójdziemy na Wieże, wymyslę jak ściągnąć starca.  Rozbroję go i zabije. Rozumiesz?- Diana jedynie pokiwała głową- Załatwmy to jak najszybciej. Potem wszyscy wracamy do Malfoy Manor. Załatwimy to szybko. Rozumiesz?
-Tak.- odpowiedziała słabym głosem. Przerażał ją ton głosu Dracona. Mówił pewnym siebie głosem... ale ona go znała za dobrze. Wiedziała że Draco się boi. I to cholernie bardzo.-Kocham cię.
-Ja ciebie też...- wymamrotał , dociskając jej głowę do swojej piersi. Nie mógł jej zawieść. Nie po tym, co dla niego zrobiła.-Kocham cię.
Stali tak kilka sekund. Draco w końcu poluzował uścisk, a Diana go puściła. Chłopak powoli podszedł do szafki zniknięć. Odsłonił ją. Szafka zaczęła w tedy tykać niczym zegar, powoli ruszając klamką. 
Młody panicz Malfoy zaczął się cofać w tył do siostry. Oboje czuli strach, jednak Diana to o wiele bardziej okazywała. Delikatnie się trzęsła. Szafka powoli się otwierała, a wiatr z niej leciał prosto na bliźnięta. Czarny dym rozprzestrzenił się po pomieszczeniu. W końcu zobaczyli twarz ciotki Belli. Wówczas Draco chwycił siostrę za dłoń i jak najszybciej wyszedł z Pokoju Życzeń, z nadzieją że już nigdy do niego nie wróci.
-Widzisz Draco?- wyszeptała dziewczyna- Wszystko się udaje... jest zgodnie z planem.
Gdzieś w głębi serca miała tą ponurą świadomość, że żadne z nich nie uważa tych słów za pocieszające.
Szli szybko nie zwracając na siebie niczyjej uwagi. Ani nauczyciela dyżurującego ani zakochanej pary z Ravenclawu. 
-Jak my go tu ściagniemy...- zaczął rozmyślać Draco.
-Może by wyczarować mroczny znak?- podsunęła mu siostra. Chłopak wiedział że to strzał w dziesiątkę. 
Weszli na wieże. Diana szła schodek przed bratem. Oboje się śpieszyli, jednak szli bezgłośnie. Dlatego Diana natychmiast zatrzymała się słysząc swoje imię z ust brata, który kazał jej się zatrzymać przy pierwszym mijającym  oknie. Dziewczyna odwróciła się i spojrzała na brata. Ten wystawił różdżkę przez okno. Wystrzelił z niej zielony płomień. Diana najpierw nie rozumiejąc o co chodzi, podbiegła do następnego okna i spojrzała przez nie. Na czarnym niebie pojawiła się zielona czaszka z wężem wychodzącym z niej.  Dopiero w tedy zrozumiała co się zaraz wydarzy. Że zaraz jej brat stanie się mordercą. Zaczęła nerwowo trząść nogą. Nie wierzyła. Nie chciała. Pragnęła wrócić do objęć ukochanej osoby. Pragnęła by nigdy to się nie wydarzyło. By cały szósty rok był tylko złym snem, a głosy walki dochodzące z doły były złym snem.
Draco stał dwa schodki nad siostrą patrząc się ze smutkiem na nią. Nie mógł jej zawieść. Nie po tym co dla niego zrobiła. Kochał ją, jak nikogo innego. Musiał jej zapewnić bezpieczeństwo- jedynym miejscem było Malfoy Manor. W Hogwarcie każdy mógł ich nakryć.
Usłyszeli huk u góry. Oboje skierowali tam głowy, czując wiatr, który zmierzwił im włosy. Diana zacisnęła oczy, wiedząc że to Dumbledore deportował się do wieży. Draco też to zrozumiał. Chwycił Dianę za dłoń i popędzili w tamtym kierunku. Dziewczyna traciła kontrole nad lewą ręką, Czuła delikatne kłucie w Znak, jednak do ataku było daleko, więc postanowiła nie martwić Dracona. Biegła za nim, czując narastający strach. Nie chciała tego, tak cholernie nie chciała... nigdy się tak nie bała.
-Nie bój się- wyszeptał jakby czytał jej w myślach. Przystanął słysząc już głos Dumbledre'a- Kocham cie siostrzyczko... nikt cie już nie skrzywdzi...
-Ja cie też.- wymamrotała- Damy radę.
-Wiem.- jego ton głosu był pewny siebie, jednak chłopak zbyt mało się postarał  aby przekonać blondynkę.-Co on gada...?
Diana otworzyła usta by odpowiedzieć jednak przeszkodził jej donośny krzyk ciotki Belli. Jej głos wypowiadał słowa, które za parę chwil miał powiedzieć Draco
Avada Kedavra.
 -Szybko.- powiedział chłopak, chwytając ją za dłoń i ciągnąć do góry. Jednak niezbyt szybko. Mimo wszystko nie śpieszyło mu sie do popełnienia morderstwa.  Wszedł na szczyt wierzy. Natychmiast wycelował różdżkę w dyrektora, a lewą ręką trzymał dłoń siostry, która szła pół kroku za nim, czując jak drętwieje ze strachu. 
-Witaj Draco.- odezwał sie Dumbledore. Chłopak odpowiedział szybkim zaklęciem rozbrajającym. Diana w pierwszej chwili była pewna że Draco rzuca zaklęcie uśmiercające i schowała się za bratem, zaciskając oczy. 
-Nie bój się Diano. Twojemu bratu świetnie poszło.- odezwał się Dumbledore. Dziewczyna uniosła głowę i spojrzała na żyjącego starego człowieka.
-Kto tu jeszcze jest?- zapytał Draco, chcąc odwrócić uwagę Dumbledore'a od Diany. Niech on się do niej nie odzywa...
-To samo pytanie mogę zadać tobie. Towarzyszy ci tylko siostra?
-Nie. Mam większe wsparcie. W twojej szkole są teraz śmierciożecy.
-No no... gratulacje. W jaki sposób?- powiedział Dumbledore.... dumnym głosem. Czy on aby na pewno ma równo pod sufitem? On GRATULOWAŁ  Draconowi sposobu na odnalezienie drogi do Hogwartu przez którą do szkoły wpadła banda śmierciożerców, gotowa zabić każdego kto im się podwinie i zdemolować szkołę? - Och, Diano po twojej minie widzę że też miałaś w to wkład...
-Nie odzywaj się do niej.- warknął młody Malfoy, robiąc krok w bok i całkowicie zasłaniając siostrę swoim ciałem.- Szafka zniknięć załatwiła wszystko.  Jest w pokoju życzeń. Naprawiłem ją.
-No proszę , proszę.- powiedział z podziwem dyrektor- Genialne. Ale gdzie oni są?
-Napotkali twoje straże. Ja wziąłem Diankę i przyszedłem tu...- mówił Draco, a dziewczyna poczuła jak dłoń brata zaczyna się pocić z nerwów- mam tu coś do załatwienia.
-No to musisz to załatwić drogi chłopcze.- powiedział starzec... z uśmiechem. Dziewczyna nie dowierzała własnym oczom.-Oj Draco, Draco... ty nie jesteś mordercą.
-Skąd wiesz?!- naskoczył na niego natychmiastowo Malfoy, lekko rumieniąc się, co sprawiło że Dianę oblała fala współczucia. Może lepiej aby ona go zabiła? Zrobiła już tyle głupstw, popełniła tak wiele błędów, więc w sumie... zabójstwo może nie zaboli ją tak bardzo jak jej brata?
Nie. Uspokój się dziewczyno pomyślała natychmiast. To nie tak. Ona tym tylko zawstydzi Dracona i go ośmieszy. To jego misja. Jego i to on ma ją wypełnić. TERAZ.- Nie takie rzeczy robiłem.
Albus wówczas zaskoczył bliźnięta. Oboje spodziewali się tego, że dyrektor może sie czegoś spodziewać. Ale nie wiedzieli że ten starzec domyślił się że atak na Katie Bell i trutka w winie wypitym przez Weasley'a była właśnie na niego. 
-Przykładał się!- odezwała się wreszcie Diana, zdenerwowana słowami dyrektora, jednak brat uciszył ją wzrokiem.
-Cały rok się starałem. A dziś załatwię sprawę...
Diana nagle straciła Dumbledore'a z oczu. Opuściła różdżkę i mocniej oparła się na ramieniu Dracona, który  kontynuował rozmowę z dyrektorem. Dziewczyna poczuła słabość w nogach i niesamowitą suchość w gardle. Zrobiło jej się słabo.
-Ja nie mam wyboru!- to były pierwsze słowa z ust Dracona, które dziewczyna zrozumiała- jeszcze nie dociera?! Muszę cie zabić!  Ja... zaraz cie zabiję.
Nie zabijesz pomyślała Diana.
-Chłopcze, jakbyś miał mnie zabić już dawno byś to zrobił, a nie tracił czas na pogaduchy...- odparł Dumbledore.
-Nie mam możliwości!- zawołał Dracon, a Diana spojrzała na niego ze smutkiem. Brat był bledszy niż zazwyczaj-Inaczej on zabije mnie! Zabije moją rodzinę, zakatuje Dianę!
-Doceniam trud sytuacji w której się znalazłeś...
-Nic nie rozumiesz.- odezwała się po raz pierwszy Diana. Patrzyła mu prosto w oczy. Miła racje. On nic nie rozumiał. 
-Rozumiem więcej niż myślisz, Diano- te słowa były kierowane prosto do niej.- Domyślam się co byłaś zmuszona zrobić, aby twój brat mógł teraz, w tym czasie stać w tym miejscu. Wiem jakie to było dla waszej dwójki trudne... dlatego z wami wcześniej o tym nie rozmawiałem. Postanowiłem spróbować rozmowy z Dianą, jednak zrozumiałem że ona już się nie otworzy. Nie mam prawa cie o to obwiniać, dziewczyno.- powiedział, ponownie skupiając wzrok na blondynce-Mogę wam pomóc.
-Nic nie możesz!- zawołał Draco-I nie mów nic do niej! Nikt nie może nam pomóc! Powiedział mi że jak tego nie zrobię to mnie zabije! Wysłał mi list! Tam napisał co zrobi z nią jak cie nie zabije! Ona zbyt wiele przeszła, nie może cierpieć! Nie pozwolę na to!
-Wiem że kochasz Dianę nad życie...
-Właśnie! Gdyby nie ta misja nie cierpiałaby! Nie zmieniłaby się tak! Nie byłaby taka zimna! Nie płakała by po nocach, nie miała by bóli! Nie cięła by się! 
-Przestań.- wymamrotała Diana, nie mogąc tego dłużej słuchać.
-Draco... ty nie jesteście złym człowiekiem.- powiedział dyrektor spokojnym głosem- Diano... ty nie jesteś złą dziewczyną. Przejdźcie na właściwą stronę póki macie na to czas. Zakon Feniksa zajmie się waszymi rodzicami. Cała wasza rodzina będzie bezpieczna. Wasi najbliżsi przyjaciele... doktor Fuss, panna Granger, Parkinson- w jego oku pojawił się błysk kierowany do Dracona, co sprawiło że chłopak się delikatnie zarumienił. Wbrew samej sobie, Diana się minimalnie uśmiechnęła-Przejdźcie na właściwą stronę... Draco, nie jesteś zabójcą.
Chwila milczenia, podczas której rodzeństwo spojrzało ku sobie. Oboje widzieli wsparcie tylko w swoich oczach.
-Ale już daleko już zaszłem, prawda?- zaczął rozmyślać chłopak- A Diana tyle poświęciła abym mógł właśnie tu stać... myśleli że zginę próbując tego dokonać... a stoję tu... z różdżką, której ty nie masz. Skazany na moją łaskę.
-O nie Draco. Tu nie twoja, lecz moja łaska się liczy. Dajcie sobie pomóc. Mogę zapewnić wam bezpieczeństwo. Już nikt, nie skrzywdzi ciebie, Draconie. Twoich rodziców. Ani siostry. Obiecuje wam to. Tylko musicie mi zaufać.
Diana spojrzała na brata. To była ich szansa, zrozumiała od razu. Szansa, na ucieczkę z ukochanymi osobami. Szansa, na powrót na dobrą drogę. Szansa na normalne życie.
-To szansa na szczęście.- wymamrotała do niego. Chciała tego. Chciała uciec.- Wykorzystajmy ją. 
Chłopak odwzajemnił spojrzenie. Ona tego pragnęła. Ale z drugiej strony... jeśli się przełamie i go zabije, też będą szczęśliwi. Draco dostanie sławę i naprawi imię swojej rodziny.  Czarny Pan będzie mu wdzięczny i już nie skrzywdzi jej... Ale szczęście Diany było najważniejsze.
Zaczął upuszczać różdżkę.
Na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech. To koniec. Koniec katusz. Koniec niepewności. Dumbleodre ich ochroni. Będą bezpieczni. Zaraz uciekną, może nawet za chwilkę. Udało im się... nareszcie.
I w tedy wszystko runęło. Jak domek z kart.
-No kogo my tu mamy... gratulację Draconie...- usłyszała głos za swoimi plecami. Głos który wszystko zrujnował i sprawił że Draco jeszcze sztywniej trzymał różdżkę utkwioną w dyrektora.  Tylko nie to  pomyślała zrozpaczona dziewczyna, opierając głowę na ramieniu brata. Dlaczego ona sie tam pojawiła!? Byli już tak blisko... tak blisko...
-Bellatriks. Moze przedstawiłabyś mnie swoim przyjaciołom?- zapytał uprzejmie Dumbledore.
-Chętnie Albusie, jednak mam zbyt mało czasu.- wysyczała, po czym spojrzała na Dracona- No już Draco. Teraz masz szanse.
Diana uniosła głowę z nadzieją że nikt nie zobaczy jej łez. W tedy zauważyła że Bella nie jest jedynym śmierciożercą. Było ich z pięciu.Wszyscy naokoło jej i Dracona. A do tego był tam ten obrzydliwy pies.
Gorzej być nie mogło.
-Chłopak nie da rady. Tak jak jego ojciec.- powiedział pies. W oczach Diany momentalnie zapłonęła złość, tym bardziej ze czuła zawstydzenie brata. Jak ten zawszony kundel śmiał tak się do nich odezwać!? Mały przeżywali koszmar?! Małe piekło im zgotowali!? A co najlepsze? Że nadal w to wszyscy grali! I tak będzie aż do ic śmierci, dopóki im serce nie pęknie. Świetnie.  Już otwierała buzie, by zapyskować, jednak poczuła jak lewa dłoń Dracona, którą trzymał siostrę zaczęła się trząść ze stresu. Nie chciała mu go dokładać więc zamilkła. -Ja to załatwie.
-NIE!- wrzasnęła od razu Bella, a Draco pożałował chwili zawahania. Jakby od razu przyznał siostrze rację, już by ich tu nie było. -Czarny Pan, dał to zadanie Draconowi i to on ma je wykonać.- kobieta zbliżyła sie do rodzeństwa- To twoja chwila Draco. Zrób to.- jaka chwila!? Na co!? Na zdobycie wyrzutów sumienia do końca życia? Na nieprzespane noce i świadomość tego jak wiele stracił w oczach siostry i dziewczyny której tak pożądał... Lyry? krzyczał w myślach- No już Draco! ZRÓB TO!
-NIE NACISKAJ NA NIEGO!- ryknęła Diana, na ciotkę czując łzy na policzkach. Miała dosyć. To była jakaś patologia. Draco był wystarczająco zdenerwowany. Diana miała ten przywilej, że jako dziewczyna nie musiała sie wstydzić własnych łez. Draco nie chciał tego robić publicznie. Dodatkowo dwóch innych śmierciożerców zaczęło się śmiać. 
-NIE TAKIM TONEM SMARKULO!
-NIE KRZYCZ NA MNIE!
-Koniec.- za ich plecami odezwał się jeszcze inny głos. Wszyscy go znali. Głos Severusa Snape'a.  Rodzeństwo odwróciło twarze. Tak to był ich profesor. Draco zrozumiał. Objął siostrę i opuścił różdżkę. Diana zaczęła głośniej łkać. Może to tylko sen? Może ja lada moment się obudzę? Kiedy zasłużyłam na taki ból... Dyrektor delikatnie sie uśmiecha do mnie i do Draco... on chyba rozumie że my chcemy z nim uciec... zaraz, dlaczego Dumbleodre spojrzał an podłogę? Chwila... czyżby te zielone oczy które sie znajdowały pod posadzką należały do... Harry'ego Pottera?
-Severus... proszę.- wyszeptał Dumbledore. Diana spojrzała na nauczyciela, nie wiedząc co ten zrobi. Po czyjej jest tak na prawdę stronie?
-Avada Kedavra.- rzucił Snape w stronę Dumbledore'a. Zielony płomień odrzucił starcem od tyłu, tak ze ten spadł z wierzy. 
Pierwszym odruchem dziewczyny był zduszony pisk i chęć pobiegnięcia za dyrektorem, jednak Draco trzymał ją w żelaznym uścisku. Nie mógł jej puścić. Już nigdy. Spojrzał na Snape sam w to nie wierząc.
Wszystko było w zwolnionym tempie. Bellatriks wyczarowująca mroczny znak, Snape z kamienną twarzą i Diana płacząca w jego ramieniu.
-Idziemy.- powiedział Snape do Dracona- Szybko.
Chłopak chwycił siostrę za dłoń i popędzili wspólnie po schodach. Tym razem o wiele bardziej im się  śpieszyło niż w tedy jak tam wchodzili.
-Szybciej Dianka...- mówił do siostry.-Zaraz będziemy w domu.
Jednak ta nie odpowiedziała. Była jak w transie, nadal nie wierząc w to co się przed chwilą stało. Jednak trzymała się kurczowo dłoni Dracona, mokrej od potu. Szła krok w krok za nim. Aż do Wielkiej Sali.
Z niedowierzaniem i kamienną twarzą patrzyła na to co wyrabiali śmierciożercy. Zrzucili żyrandole. Pozbawili okien szyb i rozbili talerze i puchary. Pragnęła by przestali. Wtuliła się w Dracona, czując na swoim czole łzy spływające po policzku brata. 
To było piekło.
-Zaraz będziemy w domu- powtórzył Draco do ucha siostry- Nie bój się. Już po wszystkim.
W tej samej chwil Bella rzuciła zaklęcie na największą szybę w Wielkiej Sali. Miliony szkiełek, które tworzyły ją, wówczas rozleciały się po całej wielkiej sali. Diana spojrzała na ten chaos, nadal nie wierząc w to że to się stało na prawdę. Spojrzała w górę na setki zgaszonych świec. Przypomniała sobie, jak w drugiej klasie podczas świąt zapaliła jedna z nich i posłała w górę. Zauważyła że jedna świeczka nadal się pali. Miała nadzieję że to właśnie ta jej.
~*~
Schodzili lasem. Diana nadal była kierowana przez brata, sama niezdolna do ruchu. Potknęła się o korzeń drzewa, czując ból w kostce, syknęła.
-Już blisko... zaraz się teleportujemy.- wymamrotał Draco- Zobaczysz. Za kwadrans będziemy w twoim pokoju, wspólnie spać. Chodź...
-Musimy się śpieszyć.- warknął na nich Greyback, stojąc nad Dianą- Daj wezmę ją na ręce.
-Nie!- wrzasnął Draco, wyrywając mu obolałą i wystarczająco wystraszoną siostrę- Zostaw ja! Sam sobie dam radę...
Faktycznie podniósł ją i zaczął nieść przez las, uważnie patrząc pod nogi. Nie wyobrażał sobie, stracić z nią kontakt fizyczny. Żaden kundel nie miał prawa jej dotykać.
Doslzi do chatki Hagrida, gdy Diana zapewniła Dracona, że sama da sobie radę. W tej samej chwili jak brak ją odstawił na ziemię, usłyszała Bellę.
-Hagridzi!- piszczała kobieta-Haagrdzie!
Wszystkie bodźce dochodziły do Diany pojedynczo i w zwolnionym tempie. Po chwili usłyszała głos Pottera.
-SNAPE!- wydarł sie Wybraniec- ON CI ZAUFAŁ!
Diana nawet nie zdążyła upewnić się czy głos naprawdę należy do Pottera, ponieważ tuż za nimi wybuchł płomień. 
-To miał być koniec.- wyszeptała do brata- Miało już być dobrze...
-Będzie.- zapewnił ją brat, choć sam wiedział że kłamie. Pociągnął siostrę w stronę lasu, chcąc jak najszybciej chronić i ją i siebie. Za nimi biegli inni śmierciożercy w tym Bella. Brakowała tylko Snape, jednak i on po chwili się pojawił. 
Ddiana trzymała dłoń brata z całej siły. Wiedziała że ma tylko go. Że każda inna osoba jest jej wrogiem. Że od tamtej chwili byli tak na prawdę sami. 
Wyszli spoza terenu szkoły. Diana zaczynała powoli wracać do siebie. Przestała być marionetką, która ślepo chodziła za bratem. Odwróciła głowę w stronę Hogwartu. Nad zamkiem pojawiły się złote iskierki... oddawali cześć Dumbledore'owi. Przystanęła a wraz z nią Draco.
I ona uniosła różdżkę. Draco spojrzał na nią z zaskoczeniem.  Po chwili wyciągnął różdżkę gotów zrobić to samo, jednak w tej samej chwili jego siostra dostała prosto  twarz od ciotki.
-Co ty  wyprawiasz, pomiocie?!- wrzasnęła Bella.
-Nie bij jej!- zawołał Draco, a Snape stanął pomiędzy skłóconymi. Wiedział że kłótnie tylko pogorszą ich sytuację.
Draco teleportował się wraz z Dianą prosto do Malfoy Manor. Zabolało go to wszystko. Czuł się jakby ktoś mu ściskał serce.  W salonie czekali na nich rodzice i Czarny Pan. 
Diana widząc sylwetkę Toma Ridlle'a poczuła mdłości i słabość w nogach. Wtuliła się w pierś Dracona. 
-Idźcie do siebie.- powiedział do nich Lucjusz a Czarny Pan pokiwał na znak zgody. T było najlepsze wyjście. I tak się od nich nic nie dowie... 
Żadne z nich nawet nie wiedziało jak ma opisać swoje emocje. Po prostu oboje położyli się na łózku Diany, udając że śpią. Zaczęli okłamywać samych siebie. Pusta w sercu była zbyt ogromna by móc się choćby odezwać.
W pewnej chwili Czarny Pan wezwał Dracona.
-Będzie wściekły?- zapytała po cichu Diana, patrząc jak brat wychodzi. Ten się tylko do niej uśmiechnął.
- Śpij i nie wychodź... proszę.- powiedział chłopak, zamykając drzwi. Diana zamknęła powieki próbując powstrzymać łzy. Jak to możliwe że to wszystko miało miejsce? Jakim cudem tak się stało? Dlaczego?
Jej rozmyślania przerwał głos wypowiadający krótką formułkę.
Crucio.
Nie było po niej krzyków Dracona, choć Diana wiedziała że to na niego rzucono klątwę. Chciała pobiec do brata,a przytulić go, wesprzeć, błagać Czarnego Pana by mu wybaczył... jednak Draco zamknął drzwi... i wziął różdżkę Diany ze sobą. Dziewczyna zaczęła miotać się po pokoju. Była sama. Całkowicie. Płakała, przypominając sobie to co miało zajście godzinę temu. Ta gra była zbyt okrutna. Ona nie chciała w nią grać.
Wyciągła maszynkę do golenia nóg i wzięła z niej żyletkę, uspakajając się. Otworzyła okno i poczuła wiatr, wiejący jej po twarzy. Błagania matki i ojca o litość nad synem, już ucichły. Diana powoli obracając żyletkę, delikatnie wbiła ją w skórę, pod poprzednim cieciem. Zrobiła delikatną rysę, po czym wyrzuciła żyletkę w las, przed siebie.
Usiadła na podłodze i patrzyła się na delikatnie kołyszące się drzewa. Po jej policzku ciekły łzy. To był dopiero początek gry. 
-I love you, sister.- wyszeptał jej do ucha Draco, obejmując ją od tyłu.
Ona się uśmiechnęła. Po raz ostatni a tak długo.
-I love you, brother.

4 komentarze:

  1. Kocham ten rozdział jak i całe opowiadanie <3 Przeczytałam cały blog już dwa razy ale zabieram się znowu aby przeczytać a tu nowy rozdział. Wspaniały, przepiękny po prosto popłakałam się na końcu. Tak piękne <3 Mam nadzieję że będzie też część druga, życzę weny i całym sercem czekając na nowy rozdział pozdrawiam As
    PS. I love you, Diana, I love you, Draco, I love you, Adara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojjj *.* dziękuję za cudowny komentarz! jest po prostu... piękny, bardzo miło mi się zrobiło ;3
      Dziękuję i mam nadzieję na to że dalej będziesz ze mną! ;*
      Adara

      Usuń
  2. Kosiam *.* Draco biedny obrywa przez tą suke Bellatrix
    Lubię ją, ale jest koszmarną ciotką... Voldzio przegina! Chyba go fantazja ponosi! Dambi nie żyje i to powinno się liczyć, a nie jeszcze się nad Draconem znęca!
    Nie mogę się doczekać kontynuacji :D

    OdpowiedzUsuń